[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale taka prawda.Ta kobieta została zresetowana.Zmodyfikowano jej pamięć tak, by pamiętała mój skok z Pire, ale ciało należało do kogośinnego, po prostu zostało podłożone.Było jednak tak zmasakrowane, że nikt by się niezorientował.- Została zresetowana? Za pomocą serum Altruizmu?- Nazywamy je serum pamięci, bo formalnie rzecz biorąc, nie stanowi własnościAltruizmu, ale zgadza się, właśnie za jego pomocą.Wcześniej byłem na niego zły.Właściwie nie wiem sam dlaczego.Może wkurzałomnie to, że świat zrobił się strasznie skomplikowany, że wszystko, co wiem, nie jest nawetułamkiem prawdy.Albo to, że rozpaczałem za kimś, kto tak naprawdę nie zginął, podobniejak opłakiwałem matkę, przez lata sądząc, że nie żyje.Wpędzenie kogoś podstępem w żałobęto jedna z najbardziej okrutnych rzeczy, jaką można komuś zrobić, a ze mną postąpiono w tensposób dwukrotnie.Ale w miarę, jak na niego patrzę, moja złość znika niczym fala w czasie odpływu.Azamiast niej pojawia się miejsce na mojego instruktora i przyjaciela, który jednak nie zginął.Uśmiecham się szeroko.- A więc żyjesz.- A co ważniejsze - Amar celuje we mnie palcem - już się na mnie za to nie wściekasz.Aapie mnie za rękę, przyciąga do siebie i klepie po plecach.Próbuję odwzajemnić jegoentuzjazm, ale nie przychodzi mi to łatwo i gdy odsuwamy się od siebie, czuję, że twarz mipłonie.A sądząc po wybuchu śmiechu Amara, jest też czerwona jak burak.- Sztywniakiem zostaje się do końca życia - kwituje.- E tam - odpowiadam.- I co, podoba ci się tutaj?Wzrusza ramionami.- Nie mam specjalnie wyboru, ale ogólnie nie narzekam.Oczywiście pracuję wochronie, bo tylko do tego się nadaję.Z przyjemnością przyjęlibyśmy cię w nasze szeregi, alejesteś za dobry na takie rzeczy.- Jeszcze nie zdecydowałem, czy tu zostanę - informuję.- Ale dzięki.- Lepszego miejsca nie znajdziesz.Miasta.bo w nich żyje większość mieszkańcówtego kraju, w metropoliach, takich jak nasza.są brudne i niebezpieczne, chyba że zna sięodpowiednich ludzi.U nas przynajmniej jest czysta woda, jedzenie i bezpieczeństwo.Poruszam się niespokojnie.Nie chcę myśleć, że tu osiądę, że tu będzie mój dom.Jużczuję się rozczarowany.Nie tak to sobie wyobrażałem, gdy pragnąłem uciec od rodziców izłych wspomnień, które się z nimi wiążą.Ale nie chcę burzyć spokoju Amara, skoro wreszciemam poczucie, że odzyskałem starego przyjaciela.Mówię więc tylko:- Wezmę to pod uwagę.- Słuchaj, powinieneś wiedzieć coś jeszcze.- Co? Zmartwychwstał ktoś jeszcze?- W moim przypadku to nie było zmartwychwstanie, skoro tak naprawdę nie umarłem,co nie? - Kręci głową.- Chodzi o miasto.Podobno na jutro rano wyznaczono rozprawęMarcusa.Spodziewałem się tego - wiedziałem, że Evelyn zostawi go sobie na koniec, że będziedelektowała się każdą chwilą spędzoną na przyglądaniu się, jak Marcus wije się podwpływem serum prawdy, jakby to był jej ostatni posiłek.Nie zdawałem sobie tylko sprawy,że jeśli wyrażę taką wolę, będę mógł to zobaczyć.Myślałem, że w końcu się od nichuwolniłem, raz na zawsze.- Aha.- Nic więcej nie jestem w stanie z siebie wydobyć.Wracam do sypialni i kładę się do łóżka, ale wciąż czuję się odrętwiały i oszołomiony.Nie wiem, co zrobię.Rozdział 17TrisBudzę się tuż przed wschodem słońca.Na innych łóżkach nikt się nie porusza.Tobiasleży z ręką na oczach, ale ma na nogach buty, jakby wychodził gdzieś w środku nocy.Christina schowała głowę pod poduszkę.Leżę przez kilka minut i wpatruję się we wzory nasuficie, ale po chwili wkładam buty i przeczesuję palcami włosy.Korytarze są puste, nie licząc kilku maruderów.Domyślam się, że pewnie kończąnocną zmianę, bo garbią się przed monitorami, podpierając brody na rękach, albo bezczynniestoją oparci o miotły, nawet nie pamiętają o sprzątaniu.Wkładam ręce do kieszeni i, kierującsię znakami, zmierzam do głównego wejścia.Chcę dokładniej przyjrzeć się rzezbie, którąwidziałam wczoraj.Ten, kto projektował ten budynek, najwyrazniej uwielbiał światło.Aukowatesklepienie każdego korytarza jest wykończone szkłem, podobnie jak każda niższa ściana.Nawet teraz, choć dopiero świta, w środku jest już bardzo jasno.Wyciągam z tylnej kieszeni identyfikator, który Zoe dała mi wczoraj przy kolacji, ipokazuję go, mijając kontrolę bezpieczeństwa.Wreszcie widzę rzezbę, kilkaset metrów oddrzwi: ponurą, masywną i tajemniczą, jakby żyła własnym życiem.Składa się z wielkiej płyty z ciemnego kamienia, kwadratowej i szorstkiej, jak skałyna dnie jaskini [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.-Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale taka prawda.Ta kobieta została zresetowana.Zmodyfikowano jej pamięć tak, by pamiętała mój skok z Pire, ale ciało należało do kogośinnego, po prostu zostało podłożone.Było jednak tak zmasakrowane, że nikt by się niezorientował.- Została zresetowana? Za pomocą serum Altruizmu?- Nazywamy je serum pamięci, bo formalnie rzecz biorąc, nie stanowi własnościAltruizmu, ale zgadza się, właśnie za jego pomocą.Wcześniej byłem na niego zły.Właściwie nie wiem sam dlaczego.Może wkurzałomnie to, że świat zrobił się strasznie skomplikowany, że wszystko, co wiem, nie jest nawetułamkiem prawdy.Albo to, że rozpaczałem za kimś, kto tak naprawdę nie zginął, podobniejak opłakiwałem matkę, przez lata sądząc, że nie żyje.Wpędzenie kogoś podstępem w żałobęto jedna z najbardziej okrutnych rzeczy, jaką można komuś zrobić, a ze mną postąpiono w tensposób dwukrotnie.Ale w miarę, jak na niego patrzę, moja złość znika niczym fala w czasie odpływu.Azamiast niej pojawia się miejsce na mojego instruktora i przyjaciela, który jednak nie zginął.Uśmiecham się szeroko.- A więc żyjesz.- A co ważniejsze - Amar celuje we mnie palcem - już się na mnie za to nie wściekasz.Aapie mnie za rękę, przyciąga do siebie i klepie po plecach.Próbuję odwzajemnić jegoentuzjazm, ale nie przychodzi mi to łatwo i gdy odsuwamy się od siebie, czuję, że twarz mipłonie.A sądząc po wybuchu śmiechu Amara, jest też czerwona jak burak.- Sztywniakiem zostaje się do końca życia - kwituje.- E tam - odpowiadam.- I co, podoba ci się tutaj?Wzrusza ramionami.- Nie mam specjalnie wyboru, ale ogólnie nie narzekam.Oczywiście pracuję wochronie, bo tylko do tego się nadaję.Z przyjemnością przyjęlibyśmy cię w nasze szeregi, alejesteś za dobry na takie rzeczy.- Jeszcze nie zdecydowałem, czy tu zostanę - informuję.- Ale dzięki.- Lepszego miejsca nie znajdziesz.Miasta.bo w nich żyje większość mieszkańcówtego kraju, w metropoliach, takich jak nasza.są brudne i niebezpieczne, chyba że zna sięodpowiednich ludzi.U nas przynajmniej jest czysta woda, jedzenie i bezpieczeństwo.Poruszam się niespokojnie.Nie chcę myśleć, że tu osiądę, że tu będzie mój dom.Jużczuję się rozczarowany.Nie tak to sobie wyobrażałem, gdy pragnąłem uciec od rodziców izłych wspomnień, które się z nimi wiążą.Ale nie chcę burzyć spokoju Amara, skoro wreszciemam poczucie, że odzyskałem starego przyjaciela.Mówię więc tylko:- Wezmę to pod uwagę.- Słuchaj, powinieneś wiedzieć coś jeszcze.- Co? Zmartwychwstał ktoś jeszcze?- W moim przypadku to nie było zmartwychwstanie, skoro tak naprawdę nie umarłem,co nie? - Kręci głową.- Chodzi o miasto.Podobno na jutro rano wyznaczono rozprawęMarcusa.Spodziewałem się tego - wiedziałem, że Evelyn zostawi go sobie na koniec, że będziedelektowała się każdą chwilą spędzoną na przyglądaniu się, jak Marcus wije się podwpływem serum prawdy, jakby to był jej ostatni posiłek.Nie zdawałem sobie tylko sprawy,że jeśli wyrażę taką wolę, będę mógł to zobaczyć.Myślałem, że w końcu się od nichuwolniłem, raz na zawsze.- Aha.- Nic więcej nie jestem w stanie z siebie wydobyć.Wracam do sypialni i kładę się do łóżka, ale wciąż czuję się odrętwiały i oszołomiony.Nie wiem, co zrobię.Rozdział 17TrisBudzę się tuż przed wschodem słońca.Na innych łóżkach nikt się nie porusza.Tobiasleży z ręką na oczach, ale ma na nogach buty, jakby wychodził gdzieś w środku nocy.Christina schowała głowę pod poduszkę.Leżę przez kilka minut i wpatruję się we wzory nasuficie, ale po chwili wkładam buty i przeczesuję palcami włosy.Korytarze są puste, nie licząc kilku maruderów.Domyślam się, że pewnie kończąnocną zmianę, bo garbią się przed monitorami, podpierając brody na rękach, albo bezczynniestoją oparci o miotły, nawet nie pamiętają o sprzątaniu.Wkładam ręce do kieszeni i, kierującsię znakami, zmierzam do głównego wejścia.Chcę dokładniej przyjrzeć się rzezbie, którąwidziałam wczoraj.Ten, kto projektował ten budynek, najwyrazniej uwielbiał światło.Aukowatesklepienie każdego korytarza jest wykończone szkłem, podobnie jak każda niższa ściana.Nawet teraz, choć dopiero świta, w środku jest już bardzo jasno.Wyciągam z tylnej kieszeni identyfikator, który Zoe dała mi wczoraj przy kolacji, ipokazuję go, mijając kontrolę bezpieczeństwa.Wreszcie widzę rzezbę, kilkaset metrów oddrzwi: ponurą, masywną i tajemniczą, jakby żyła własnym życiem.Składa się z wielkiej płyty z ciemnego kamienia, kwadratowej i szorstkiej, jak skałyna dnie jaskini [ Pobierz całość w formacie PDF ]