[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przychodzisz dokończyć to, co zaczęliśmy, Kwiatku?- Nie dlatego przychodzę.- Wymawiał słowa dokładnie,precyzyjnie.Nie masz wyjścia.Musisz spełnić naznaczony czyn.- Zatem dlaczego.- Sapnęła i wsparła dłoń na biodrze.- %7łebydalej mnie obrażać? Wiedz, że nie będę tego tolerować.Nie jestembez znaczenia!O tak, zranił ją, dotknął do żywego.Miał wyrzuty sumienia.Zmieszne, czuć wyrzuty sumienia, że zraniło się kogoś, kiedyprzychodzi się zranić śmiertelnie.A jednak tak właśnie czuł i było tosilniejsze od niego.I chociaż nie potrafił walczyć z własnymiodczuciami, powtórzył:- Nie dlatego przychodzę.Przykro mi, Anyu, ale będę musiał cięzabić. ROZDZIAA TRZECI Będę musiał cię zabić".Słowa odbijały się echem w głowie.Mroczna obietnica, którątrudno uciszyć.Lucien nigdy nie żartował.Na tyle zdążyła go poznać.Obserwowała go od wielu tygodni i ani razu nie zauważyła na jegotwarzy uśmiechu, ani razu nie dostrzegła w jego słowach cieniahumoru.Co więcej, duch Zmierci dawał o sobie znać: spod skórytwarzy przebijał zarys czaszki.Zapach róż wypełniał powietrze, ciężki, narkotyczny,mesmeryczny, sprawiał, że gotowa była zrobić wszystko.Nawetumrzeć.Widziała już, jak %7łniwiarz zabiera duszę.Był to widok posępny ipiękny, ale nie sądziła, że sama doświadczy czegoś takiego.W końcunależała do nieśmiertelnych, wiedziała jednak aż nazbyt dobrze, żenawet istotę nieśmiertelną można zabić.Tej nocy, kiedy wyjęła serce z piersi dowódcy gwardii, kładąc razna zawsze kres jego nędznej egzystencji, otworzyła się przed niąperspektywa śmiertelności.Potem przyszło uwięzienie.Bogowiezastanawiali się, co dalej z nią robić, a ona miała czas, by tym lepiejzrozumieć, czym może być śmiertelność.Kraty celi stawały się corazgrubsze, jęki i krzyki współwięzniów coraz donośniejsze.A może toona krzyczała.Niemożność wzniecania zamętu była najgorsząmożliwą udręką.Szybko uświadomiła sobie, że nawet nieśmiertelne życie możnazniszczyć, doprowadzić do ruiny bądz niespodziewanego końca.Postanowiła, że o swoje będzie walczyła.Zawsze.W każdychokolicznościach, za każdą cenę.I nikt już nie odbierze jej wolności, iw sensie dosłownym, fizycznym, i tej rozumianej jako stanu ducha.Bogowie mieli na ten temat zgoła inną koncepcję.Rada w radępostanowili w końcu uczynić ją niewolnicą wojowników, dziewką,która będzie zaspokajała ich potrzeby seksualne.Bardzo stosownakara, stwierdzili.Odebrała żołnierzom kapitana, niech teraz pocieszawłasnym ciałem osieroconą armię.Wyrok zniszczyłby umysł, ciało, duszę, w krótkim czasie stałabysię wrakiem.Na ratunek pospieszył jej ojciec, ryzykując, że i na niego spadnie kara bogów.Znowu była wolna.I znowu miała szansę naszczęście, o jakim zawsze marzyła.Teraz Lucien, mężczyzna, którego pragnęła, którego całowała,chciał z nią skończyć, odebrać jej wszystko.Tysiące rozmaitychemocji wzbierało w piersi, nie wiedziała, co przeważa.Wściekłość?Pomieszanie? Ból?- Dlaczego chcesz mnie zniszczyć?- Nie chcę.Muszę.Jesteś zbyt nieutemperowana, by chodzić potym świecie.Jakie straszne słowa.Z tym, że Olimp ją odtrącał, zdążyła siępogodzić, ale z jakichś powodów, wbrew wszystkiemu, zależało jej naopinii Luciena.- Jak mnie znalazłeś? - ponowiła pytanie.Coś drgnęło w pozbawionej wyrazu, kamiennej twarzy Luciena.- Nieważne.- Mogę zniknąć w ułamku sekundy.- Znajdę cię.Dokądkolwiek się przeniesiesz, zawsze cię znajdę.Straszne i chwytające za serce słowa.- Dlaczego jeszcze nie atakujesz? Skończ ze mną, żebyś jużwięcej nie musiał polować.Lucien wysunął brodę.- Zrobię to, ale najpierw muszę uwolnić od ciebie myśli.Zamknęła dłoń na łańcuchu huśtawki, przybrała niedbałą,swobodną pozę.- Nie wiem, czy mam się czuć pochlebiona, czy wybuchnąćurazą, skarbie.Czy mała, szalona Anya tak zle całuje, że nie możeszpozbyć się niesmaku? - Mówiła lekko, jakby rzecz jej nie dotyczyła,ale w środku drżała.Jak to możliwe, żeby widok Luciena tak na nią działał? Gorzej,teraz, kiedy poznała jego smak, jego dotyk, odczucia były jeszczeintensywniejsze.Pragnęła więcej.Powinnam chyba poszukać sobieterapeuty, pomyślała strapiona.- Jestem pewien, że wiesz, jak dobrze całujesz.- W głosieLuciena zabrzmiała nuta goryczy.- W twoich ustach brzmi to tak, jakbym dopuściła się zbrodni.- Bo to zbrodnia.Zmrużyła oczy.%7łyła wystarczająco długo, nie byłaniewiniątkiem, ale jakiejś szczególnej rozwiązłości też nikt nie mógł jej zarzucić.Niby dlaczego? Zbyt dobrze wiedziała, jak łatwo jestprzyczepić komuś etykietkę.Znała ten ból.Jak każda czująca istota pragnęła admiracji i czułości.Lubiłaspojrzenia mężczyzn kierowane w jej stronę.Czasami leżała w łóżku,nie mogąc usnąć, i myślała o związku z jakimś facetem, związku, naktóry nie mogła sobie pozwolić.- Zrobimy to jak najprościej, Anyu.- Będziemy się całować?Z trudem przełknął ślinę.- Mówię o twojej śmierci.Nie okazuj mu, co czujesz.Dobry wojownik wykorzystujeemocje przeciwnika na swoją korzyść, a Lucien był cholernie dobrymwojownikiem.Ona też.- Powiedz mi jeszcze raz, dlaczego chcesz mnie zabić, słodziutki,bo zapomniałam.Zaczął mu drgać mięsień pod okiem.- Mówiłem ci już.Nie chcę cię zabijać, ale bogowie dali mi takirozkaz.Nikt, nawet pan świata podziemnego, nie może bezkarniesprzeciwić się woli bogów.Gdzieś w brzuchu zagniezdził się lęk, alecieszyło ją na swój sposób, że Lucien nie rwie się do spełnieniarozkazu.- Wszyscy bogowie czy jeden?- Jeden.Kronos.- Król bastard - stwierdziła pod adresem rozkazodawcy.Mamnadzieję, że słyszysz, ty chciwy tchórzu, posłała w przestrzeń.Lucien niemal się skulił w sobie.Chyba rzeczywiście bał sięgniewu boga, ale nie bez racji.Kronos najwyrazniej opuścił dzień wszkole, kiedy akurat przerabiali miłosierdzie.Kiedy udało mu się wreszcie wydostać z więzienia, brutalnieobalił Greków, pojmał tych, którzy przeżyli.Anya wróciła wtedy  nagórę", kilku bogów udało się jej uwolnić.Kronos pochwycił ją,uwięził i zażądał jej największego skarbu w zamian za wolność.Zanim zdążył ukarać ją za odmowę, uciekła.Jeden zero dla drużynyAnya.Odnalazł ją wkrótce potem, straszył wojownikami.I oto proszę,zaczyna się  Halo 3 ", słynna gra komputerowa, tym razem w wersji Anya kontra Lucien".Punkt dla drużyny Kronos.- Chcesz być posłuszny tej łajzie? Lucien spojrzał jej w oczy, usidlał ją spojrzeniem, łamał jejstanowczość.- Muszę.Nie odwiedziesz mnie od wypełnienia zadania.Uniosła brew.Grała pewną siebie.- Założymy się?- Nie, to dawałoby ci tylko fałszywą nadzieję.Wpatrywała się w jego oczy.Brązowa tęczówka zdawała sięprzykuwać ją do miejsca, gdy niebieska wciągała ją głębiej i głębiej wświat, gdzie istniał tylko on.Bądz mi posłuszna.Podporządkuj się.Szept, który rozbrzmiewa w głowie.Zacisnęła szczęki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl