[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. O, jest!  zawołał radośnie śledczy, odnajdując w końcu właściwą stację w radiu.Z głośnika popłynęła skoczna melodia na akordeon.Zledczy się odwrócił.Był to Oberscharfhrer Uwe Rappke.Obaj rozpoznali się w tej samej chwili. Ty!  ryknął Rappke, sięgając po broń.Władek rzucił się na niego.Chwycił po drodze ciężkie popiersie z biurka i zamachnął się.Rappke padł na regał, pociągając go za sobą na podłogę.Rozległ się rumor spadających książeki porcelanowych bibelotów.Duży wazon prysnął z trzaskiem, chlustając wodą.Rappke zwalił sięnieprzytomny na dywan.Władek rzucił się natychmiast do jego kabury z pistoletem.Nagle drzwi się otworzyły.Novotnik, który czekał w napięciu na powrót Władka, jakojciec na maturzystę, postanowił stanąć mężnie w jego obronie.Policja policją, ale dość tegotraktowania volksdeutschów jak jakichś %7łydów! Nie można tak tłuc bez opamiętania niewinnegoczłowieka.Nie wiedział, że rozczarowanie może być aż tak bolesne.Omal nie załkał, kiedy zobaczyłWładka przy nieruchomym ciele Rappkego.Serce podeszło mu aż do gardła. Zdrajco. wykrztusił, sięgając po swój pistolet.Władek strzelił dwa razy.Pierwsza kula trafiła Novotnika w gardło, druga prosto w czoło.Konwojent upadł twarzą na czerwony chodnik w korytarzu.Poczuł jeszcze, że jego nos łamie sięz chrzęstem, po czym znieruchomiał z otwartymi oczami.Na korytarzu słychać już było tupot żołnierskich butów.Władek otworzył okno.Drugiepiętro  na szczęście był piorunochron.Wskoczył na parapet i wprawnie opuścił się na sam dółkrótkimi skokami.Robił to w Małpim Gaju tysiące razy.Przynajmniej tym razem rzeczywistość okazała się łatwiejsza niż tor przeszkód.Kiedy był na podwórzu, żołnierze otworzyli z góry ogień.Kule plaskały wściekleo ziemię, ale Władek był już o dwa metry dalej.Prostym naskokiem pokonał mur okalającypodwórze i zniknął po drugiej stronie.Słyszał gwizdki, szczekanie psów, ale wszystko to już mu nie zagrażało.Wskoczyłdo tramwaju, który jechał na Grochów, w stronę jego kwatery.Musiał znalezć się tam przedGestapo, żeby ostrzec gospodynię.Był pewny, że zdąży.Miał nad nimi przewagę.Zanimprzypomną sobie, że był współlokatorem Novotnika i wydadzą odpowiednie rozkazy, paniDomańska powinna być już bezpieczna.Tramwaj sunął brukowaną ulicą, kolebiąc się na boki.W środku jechało tylko kilka osóbpogrążonych we własnych myślach.Zaczął padać deszcz.Patrząc przez załzawione szybyna obwieszone swastykami miasto, Władek doznał nagle dziwnego uczucia, że wszystko to niedzieje się naprawdę.Po prostu jechał na trening.Przed chwilą zjadł obiad razem z ojcem i mamą.Michała nie było, bo jak zwykle umówił się z kolejną narzeczoną.Potarmosił Ajaksa i wyszedłz domu.Ocknął się z nieprzyjemnym dreszczem. Ruda miała rację  to nie było życie dla niej.To w ogóle nie było życie. 23Póki my żyjemyNina poczuła, że szorstka ściana kaleczy jej policzek.Syknęła z bólu.Nic nie mogłazrobić.Lola wykręciła jej rękę i przycisnęła kolanem. Posłuchaj mnie, kuternogo.Gówno mnie obchodzi, że twoja przyjaciółeczka pojechałana zwiedzanie Oświęcimia.Uciekamy dzisiaj, zgodnie z planem, rozumiesz? To nie jest twój plan.Za murami czekają na Wandę, nie na ciebie! No to się trochę zdziwią, ale i tak będzie już za pózno.Idziesz ze mną, czy mam cięteraz załatwić?Był środek nocy.Reszta więzniarek chrapała w najlepsze. Nie słyszałam odpowiedzi!  syknęła Lola, wykręcając mocniej rękę Ninie. Idę.Puść. Dawaj ten klucz. Pod poduszką.Lola sięgnęła pod poduszkę.W ciemności namacała klucz dostarczony przez Helenęi Bronka.Serce zabiło jej żywiej. No.A teraz dobranoc, jasne?Puściła rękę Niny i wycofała się na swój siennik.Nina pomasowała obolałą rękęi położyła się z powrotem.Od wyjścia Wandy z celi Lola nie dawała jej chwili spokoju.Nic sięprzecież nie zmieniło.Miały klucz, a za murami czekał na nich umówiony przewodnik.To co,że Wandy z nimi nie będzie? Nieszczęścia chodzą po ludziach.Nina próbowała zwlekać jaknajdłużej.Po cichu wciąż liczyła na cud  że drzwi celi otworzą się ponownie i w progu staniez powrotem Wanda z rzeczami.W końcu Lola straciła cierpliwość.A jednak cud naprawdę się wydarzył, choć okoliczności, które do niego doprowadziły,wcale nie były cudowne.Wanda wróciła w czasie obiadu.Nina poczuła, że kolejny  padalecgrzęznie jej w gardle na widok przyjaciółki. Wandzia!Wanda nie wyglądała na cudownie ocaloną.Przeciwnie, sprawiała wrażenie, jakby wcalenie uniknęła transportu, lecz wróciła z Oświęcimia po kilku latach.Trzymała przed sobą kocz menażką, wzrok miała wbity w podłogę.Dopiero kiedy  Skóra popchnęła ją lekko, weszła do celi i stanęła zupełnie zdezorientowana.Patrzyła na Ninę, jakby jej nie poznawała. Wanda, co ci? To ja!Nina pociągnęła ją w kąt do swojego siennika. Opowiadaj.Jak ci się udało wywinąć?!Wanda spojrzała na nią, jakby nie rozumiejąc jej słów. Wywinąć  powtórzyła. Tak, wywinąć. No, z transportu? Dlaczego cię nie wzięli. Nie wzięli  powtórzyła znów mechanicznie Wanda. Pomylili się.Nazwisko pomylili.Nina zamilkła.Zrozumiała.Cudów na Pawiaku jednak nie było. Dupy dała Schneiderowi  stwierdziła rzeczowo Lola, podchodząc do obu przyjaciółek. Pewnie on ją wyreklamował.Nagle Wanda rzuciła się na Lolę z pięściami. Kłamiesz! Pomylili się! Nazwisko pomylili! Zabierzcie tę wariatkę!  wrzasnęła Lola, zasłaniając głowę.Drzwi celi tworzyły się znowu.Na szczęście dyżur na oddziale miała tego dnia  Skóra. Co tu się dzieje? Chcecie iść na izolatkę?! Nic, nic, pani oddziałowo  uspokoiła ją Nina. Już będzie spokój.Wanda wybuchła nagle płaczem. Skóra pokiwała głową.Też wiedziała, co się stało. Zajmijcie się nią  powiedziała i wyszła, zatrzaskując drzwi.Lola wzruszyła ramionami, patrząc pogardliwie na Ninę, która tuliła łkającą wciążWandę. Jak was, frajerki, nie rozumiem.Dupa nie mydło.Nie wymydli się.%7łycie jestnajważniejsze. To była pomyłka  łkała uparcie Wanda. Pomylili nazwisko. No, już, już  uspokajała ją Nina. Najważniejsze, że jesteś z nami. Powiedz jej, że to była pomyłka na liście. To była pomyłka na liście, rozumiesz?  powiedziała Nina do Loli. Jasne  odparła Lola.Wieczorem Wanda doszła do siebie.Nie chciała mówić o tym, co działo się z nią przezkilka godzin po wyjściu z celi ani jakie decyzje musiała podejmować.Nina nie pytała o nic.Takczy inaczej, była to ich ostatnia noc na Pawiaku.Liczyło się tylko to, czy uciekną, czy zostaną rozstrzelane za próbę ucieczki.Reszta nie miała znaczenia.Nocna zmiana wyszła do czarnej pralni o zwykłej porze.Data ucieczki nie byłaprzypadkowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl