[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znów poczuł siępełnowartościowym członkiem świetnie mu już znanej wojskowej organizacji.Odetchnął zulgą.Otaczali go naprawdę dobrzy żołnierze, gotowi do walki.- Kryć się! - zawołał porucznik.- Chować głowy!Stał przed okopami z krótkofalówką przy uchu, drugie zasłaniał dłonią w grubejfutrzanej rękawicy.Z oddali doleciał przybierający na sile łoskot wirników.Wszyscypochowali się w okopach.Huk eksplozji Harold odebrał jak uderzenie pięścią w twarz.Dookoła z ośnieżonych gałęzi drzew pospadały na ziemię białe czapy.Czy to nasi ostrzeliwują Chińczyków, czy oni nas? - przemknęło mu przez myśl.Zacisnął zęby i przełknął ślinę.Następny wybuch sprawił, że szybko dał nura doswojego wykopu.Poczuł drgania ziemi, zanim jeszcze usłyszał huk.Pocisk rozerwał się dośćdaleko, wysunął więc głowę ponad krawędz wykopu.Nigdzie nie dostrzegł osmalonego leja,zwalonych drzew czy dymu niesionego przez wiatr.Odetchnął głęboko, żeby rozluznić napiętenerwy.Doszedł do wniosku, że opowieści sierżanta Gilesa o zaciekłości ostrzałów ar-tyleryjskich były przesadzone.- Skąd ten ogień? Odbiór! - wykrzyknął porucznik do krótkofalówki, siadając naubitym nasypie wykopu Stempela.- Przecież to bzdura, kapitanie! - Kolejny wybuch zagłuszyłjego słowa.-.mamy utrzymać te pozycje?! Potrzebne nam wsparcie, do cholery! Gdzie jestlotnictwo? Odbiór!Między drzewami w przodzie pojawili się ludzie pędzący na łeb, na szyję w ichkierunku.Przekrzykiwali się nawzajem i energicznie wymachiwali rękami, jakby zapomnieli owszelkich regułach.- Nie strzelać! - przekazywano wzdłuż linii.Jeden ze zwiadowców skierował się wprost do dowódcy plutonu.Porucznik cisnąłkrótkofalówkę w śnieg.Aącznościowiec patrzył na to osłupiały.Harold zaczął dygotać z zimna.Porucznik patrzył na uciekających żołnierzy oczami rozszerzonymi ze zdziwienia.Stempelowizaparło dech w piersi.Dwaj zwiadowcy minęli dowódcę i pospiesznie wskoczyli do okopu.- Boże przenajświętszy! Poruczniku! - wysapał czarny sierżant, z trudem łapiącoddech.- Chyba cały pułk wali prosto na nas! Jest jakieś czterysta metrów stąd! Matko Boska!- Zciągnął hełm i czapkę.Jego ogolona do gołej skóry głowa parowała.- Strzelali do nas naoślep! Proszą rozkazać, żeby nasi także zaczęli strzelać na postrach.- Porucznik mruknął cośpod nosem.- Co?! - huknął sierżant.- Po piąć kul?! Na miłość boską, poruczniku, przecieżoni.Musimy się wycofać! Nie damy rady, do cholery! Stratują nas!Harold znów nie usłyszał odpowiedzi dowódcy.Porucznik i sierżant przeszli na koniecwykopu, gdzie zaczęli głośno przeklinać.Jakiś starszy szeregowy zsunął się po nasypie dośrodka.Stempel usunął się w najdalszy kąt okopu.- Wszyscy tu marnie skończymy! - warknął groznie sierżant.Cofnął się do czoławykopu i zaczął wyciągać z pasa wszystkie magazynki z amunicją i granaty, jakie miał przysobie.Nawet nie spojrzał na Harolda.Starszy szeregowiec w osłupieniu patrzył na teprzygotowania.- Nie inaczej! Te skurwysyny sztabowe wysłały nas tu na pewną śmierć!Spisali nas na straty!- Przepraszam - odezwał się roztrzęsionym głosem Stempel.- Czy mógłbym dostaćchoć jeden granat?- Czego?- On nie ma żadnej broni - wyjaśnił starszy szeregowy i zachichotał nerwowo, jakby tobył dobry dowcip.- Ten durny skurwiel przyjechał prosto z obozu szkoleniowego! -Wybuchnął gromkim śmiechem, aż łzy napłynęły mu do oczu.- Jesteś dziewicą, Królewno Znieżko? - zapytał Murzyn.- Tak jest, panie sierżancie.Zaśmiał się krótko, pokręcił głową i wziął jeden z granatów.- Umiesz się tym posługiwać?- Tak jest.Umiem.Rzucił granat Haroldowi, który wreszcie przestał być całkiem bezbronny.- Uwaga! - przekazano wzdłuż linii.Z lasu wyskoczyła najpierw jedna sarna, potem kilka następnych, wreszcie duże,składające się chyba z trzydziestu sztuk stado.Zwierzęta popędziły wielkimi susami niczymgazele, klucząc i okrążając kępy krzaków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Znów poczuł siępełnowartościowym członkiem świetnie mu już znanej wojskowej organizacji.Odetchnął zulgą.Otaczali go naprawdę dobrzy żołnierze, gotowi do walki.- Kryć się! - zawołał porucznik.- Chować głowy!Stał przed okopami z krótkofalówką przy uchu, drugie zasłaniał dłonią w grubejfutrzanej rękawicy.Z oddali doleciał przybierający na sile łoskot wirników.Wszyscypochowali się w okopach.Huk eksplozji Harold odebrał jak uderzenie pięścią w twarz.Dookoła z ośnieżonych gałęzi drzew pospadały na ziemię białe czapy.Czy to nasi ostrzeliwują Chińczyków, czy oni nas? - przemknęło mu przez myśl.Zacisnął zęby i przełknął ślinę.Następny wybuch sprawił, że szybko dał nura doswojego wykopu.Poczuł drgania ziemi, zanim jeszcze usłyszał huk.Pocisk rozerwał się dośćdaleko, wysunął więc głowę ponad krawędz wykopu.Nigdzie nie dostrzegł osmalonego leja,zwalonych drzew czy dymu niesionego przez wiatr.Odetchnął głęboko, żeby rozluznić napiętenerwy.Doszedł do wniosku, że opowieści sierżanta Gilesa o zaciekłości ostrzałów ar-tyleryjskich były przesadzone.- Skąd ten ogień? Odbiór! - wykrzyknął porucznik do krótkofalówki, siadając naubitym nasypie wykopu Stempela.- Przecież to bzdura, kapitanie! - Kolejny wybuch zagłuszyłjego słowa.-.mamy utrzymać te pozycje?! Potrzebne nam wsparcie, do cholery! Gdzie jestlotnictwo? Odbiór!Między drzewami w przodzie pojawili się ludzie pędzący na łeb, na szyję w ichkierunku.Przekrzykiwali się nawzajem i energicznie wymachiwali rękami, jakby zapomnieli owszelkich regułach.- Nie strzelać! - przekazywano wzdłuż linii.Jeden ze zwiadowców skierował się wprost do dowódcy plutonu.Porucznik cisnąłkrótkofalówkę w śnieg.Aącznościowiec patrzył na to osłupiały.Harold zaczął dygotać z zimna.Porucznik patrzył na uciekających żołnierzy oczami rozszerzonymi ze zdziwienia.Stempelowizaparło dech w piersi.Dwaj zwiadowcy minęli dowódcę i pospiesznie wskoczyli do okopu.- Boże przenajświętszy! Poruczniku! - wysapał czarny sierżant, z trudem łapiącoddech.- Chyba cały pułk wali prosto na nas! Jest jakieś czterysta metrów stąd! Matko Boska!- Zciągnął hełm i czapkę.Jego ogolona do gołej skóry głowa parowała.- Strzelali do nas naoślep! Proszą rozkazać, żeby nasi także zaczęli strzelać na postrach.- Porucznik mruknął cośpod nosem.- Co?! - huknął sierżant.- Po piąć kul?! Na miłość boską, poruczniku, przecieżoni.Musimy się wycofać! Nie damy rady, do cholery! Stratują nas!Harold znów nie usłyszał odpowiedzi dowódcy.Porucznik i sierżant przeszli na koniecwykopu, gdzie zaczęli głośno przeklinać.Jakiś starszy szeregowy zsunął się po nasypie dośrodka.Stempel usunął się w najdalszy kąt okopu.- Wszyscy tu marnie skończymy! - warknął groznie sierżant.Cofnął się do czoławykopu i zaczął wyciągać z pasa wszystkie magazynki z amunicją i granaty, jakie miał przysobie.Nawet nie spojrzał na Harolda.Starszy szeregowiec w osłupieniu patrzył na teprzygotowania.- Nie inaczej! Te skurwysyny sztabowe wysłały nas tu na pewną śmierć!Spisali nas na straty!- Przepraszam - odezwał się roztrzęsionym głosem Stempel.- Czy mógłbym dostaćchoć jeden granat?- Czego?- On nie ma żadnej broni - wyjaśnił starszy szeregowy i zachichotał nerwowo, jakby tobył dobry dowcip.- Ten durny skurwiel przyjechał prosto z obozu szkoleniowego! -Wybuchnął gromkim śmiechem, aż łzy napłynęły mu do oczu.- Jesteś dziewicą, Królewno Znieżko? - zapytał Murzyn.- Tak jest, panie sierżancie.Zaśmiał się krótko, pokręcił głową i wziął jeden z granatów.- Umiesz się tym posługiwać?- Tak jest.Umiem.Rzucił granat Haroldowi, który wreszcie przestał być całkiem bezbronny.- Uwaga! - przekazano wzdłuż linii.Z lasu wyskoczyła najpierw jedna sarna, potem kilka następnych, wreszcie duże,składające się chyba z trzydziestu sztuk stado.Zwierzęta popędziły wielkimi susami niczymgazele, klucząc i okrążając kępy krzaków [ Pobierz całość w formacie PDF ]