[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stwierdzano częste występowaniesamobójstw i psychozy.Pasterz wysypał na stół żołędzie, które przechowywał w woreczku Bardzo uważnie zacząłje segregować, oddzielając dobre od złych.Zaoferowałem pomoc, ale nie przyjął jej.Widząc, zjaką uwagą wykonuje tę czynność, nie nalegałem.Kiedy wyselekcjonował sto żołędzi bezskazy, zakończył pracę i poszliśmy spać.W przebywaniu z tym człowiekiem odnalazłem ogromny spokój.Zapragnąłem zostać dzieńdłużej i poznać go bliżej.Towarzyszyłem mu, gdy wypędzał owce na pastwisko.Zabrał zesobą woreczek z przygotowanymi poprzedniego dnia żołędziami.Zauważyłem, że jako laskęnosi żelazny pręt grubości mojego kciuka.122W dolinie zostawił swoje owce pod opieką psa i skierował się w kierunku wzgórza.Tamzaczął robić w ziemi dołki swoim żelaznym prętem i wkładać w nie żołędzie.W ten sposóbsadził dęby.Spytałem, czy ta ziemia należy do niego.Odpowiedział, że nie.Czy wiedział, dokogo należy? Nie wiedział.Nie interesowało go to.Z najwyższą pieczołowitością zasadził stodębów.Przez trzy lata sadził drzewa na tym odludziu.Zasiał ich sto tysięcy.Dwadzieścia tysięcy znich zakiełkowało.Spodziewał się, że z tych dwudziestu tysięcy połowę straci.W ten sposóbpozostanie dziesięć tysięcy dębów rosnących tam, gdzie przedtem była naga ziemia.Mężczyzna miał pięćdziesiąt pięć lat.Nazywał się Elzeard Bouffier.Kiedyś miał farmę nanizinie.Stracił jedynego syna i żonę.Przeniósł się na to pustkowie, aby żyć samotnie wśródowiec i psa.Uważał, że ta ziemia potrzebuje drzew.Powiedziałem mu, że za trzydzieści lat dziesięć tysięcy dębów stworzy wspaniały las.Odpowiedział bardzo prosto - jeżeli Bóg pozwoli, za trzydzieści lat zasadzi tyle drzew, że tedziesięć tysięcy będzie jak kropla w morzu.Planował także sadzić brzozy i buki.Następnego dnia rozstaliśmy się.Wybuchła I wojna światowa, w której brałem udziałprzez następnych pięć lat.Kiedy się skończyła, potrzebowałem świeżego powietrza.Wyruszyłem w góry.Wioski wyglądały tak samo jak wtedy, ale w oddali zobaczyłem cośprzypominającego szarą mgłę, pokrywającą szczyty gór jak dywan.Pasterz miał teraz tylko cztery owce, ale za to sto uli.Wojna nie miała na niego żadnegowpływu.Nadal sadził drzewa.Dęby z 1910 roku miały teraz 10 lat i były wyższe ode mnie.Cały dzień spędziliśmymilcząc i spacerując przez jego las.Buki miały długość mojego ramienia.Zobaczyłem brzozyzasadzone pięć lat temu, kiedy walczyłem pod Verdun.Przyjęły się znakomicie i byłydelikatne jak młode dziewczęta.Pasterz z determinacją kontynuował swoje dzieło, a ono spowodowało reakcję łańcuchową.Suche dotychczas strumienie wypełniły się wodą.Wiatr także rozsiewał nasiona.Razem zwodą pojawiły się wierzby, sitowie, łąki, ogrody, kwiaty i chciało się żyć.Przemianyzachodziły jednak stopniowo i nie powodowały zdziwienia.Nikt nie podejrzewał, kto jest ichsprawcą.W 1935 roku przybyła cała delegacja rządowa w celu dokonania inspekcji naturalnegolasu".Zdecydowano, że trzeba coś zrobić.Na szczęście nie zrobiono nic z wyjątkiem objęciacałego lasu ochroną, a wypalanie węgla drzewnego zostało zakazane.Druga wojna światowa mogła bardzo zaszkodzić drzewom.%7ładna ilość drewna nie byławystarczająca dla spalających je prądnic.Teren był jednak tak odległy od kolei, że wycinaniebyłoby nieopłacalne.Pasterz kontynuował swoją pracę, ignorując wojnę.Ostatni raz widziałem go w 1945 roku.Miał wtedy 87 lat.Nie mogłem poznać okolicmoich wcześniejszych wycieczek.Dopiero nazwa wiosła przekonała mnie, że to ten sam teren,który był kiedyś miejscem ruin i opuszczenia.W 1913 roku nieliczni mieszkańcy wioski byli dzikimi osobnikami, nienawidzącymi sięnawzajem i niewiele się różniącymi od człowieka jaskiniowego.%7łyli bez nadziei, oczekującjedynie śmierci.Wszystko się zmieniło.Nawet powietrze.Zamiast ostrego wiatru wiała lekka świeża bryza.Słychać było szum drzew.Zbudowano fontannę, a obok rosła czteroletnia lipa - symbolnowego życia.123Ruiny uprzątnięto, domy odbudowano.Wieś liczyła dwudziestu ośmiu mieszkańców, wtym cztery młode małżeństwa.Domy otoczone były ogrodami pełnymi warzyw i kwiatów.Wtakim miejscu chciało się żyć.U podnóża gór zobaczyłem pole jęczmienia i żyta.Aąkizaczynały się zielenić.Osiem lat pózniej cała okolica kipiała zdrowiem i dobrobytem.Miejsce ruin zajęły zadbanegospodarstwa.Stare strumienie wypełniły siu wodą, zasilane przez deszcze i topniejące śniegi.Ludzie z nizin, gdzie ziemia jest droga, osiedlali się tutaj, niosąc młodość, życie i chęćprzygody.Wszyscy oni zawdzięczali swoje szczęście Elzeardowi Bouffier.KULTURA ROZLINNA KONTRA PETROCHEMICZNAMyślę, że konopie staną się włóknem najchętniej używanym przez dekoratorów wnętrz iprojektantów odzieży, a ja chciałbym jako pierwszy zastosować tę tkaninę w nowatorskisposób.Uwielbiam ten materiał.Planujemy w przyszłości sprzedawać produkty zawierające100% włókna konopi.Calvin KleinKiedyś wszystko produkowało się z roślin.Materiały budowlane, ubrania, liny, barwniki,żywice, mydło, farby leki.Wraz z rozwojem techniki i wydobyciem ropy naftowej i gazu,naukowcy odkryli, że można z nich otrzymywać paliwa, oleje smarowe, smary stałe, asfalt,parafinę, tworzywa sztuczne, włókna sztuczne, leki, środki ochrony roślin, sztuczne środkipiorące itd.Kultura petrochemiczna zastąpiła kulturę roślinną.Jednak wraz z zatruciemśrodowiska naturalnego i zmniejszaniem zasobów paliw kopalnych nasza cywilizacja corazbardziej patrzy w kierunku wskrzeszenia kultury roślinnej.Na przykładzie konopi chciałbym pokazać w jaki sposób kulturę petrochemiczną możemyzastąpić roślinną i korzyści wynikające z takiej przemiany.Konopie siewne (cannabis sativa) to roślina oleista i włóknista, o wysokości od 1,5 do 4,5metra.Z łodyg uzyskuje się włókno, a z nasion olej konopny.Konopie indyjskie (cannabisindica) uprawia się na narkotyk zwany haszyszem.Konopie siewne w Polsce można hodować tylko po uzyskaniu pozwolenia ze względu nanieuzasadnioną obawę przed działaniem narkotycznym tych konopi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Stwierdzano częste występowaniesamobójstw i psychozy.Pasterz wysypał na stół żołędzie, które przechowywał w woreczku Bardzo uważnie zacząłje segregować, oddzielając dobre od złych.Zaoferowałem pomoc, ale nie przyjął jej.Widząc, zjaką uwagą wykonuje tę czynność, nie nalegałem.Kiedy wyselekcjonował sto żołędzi bezskazy, zakończył pracę i poszliśmy spać.W przebywaniu z tym człowiekiem odnalazłem ogromny spokój.Zapragnąłem zostać dzieńdłużej i poznać go bliżej.Towarzyszyłem mu, gdy wypędzał owce na pastwisko.Zabrał zesobą woreczek z przygotowanymi poprzedniego dnia żołędziami.Zauważyłem, że jako laskęnosi żelazny pręt grubości mojego kciuka.122W dolinie zostawił swoje owce pod opieką psa i skierował się w kierunku wzgórza.Tamzaczął robić w ziemi dołki swoim żelaznym prętem i wkładać w nie żołędzie.W ten sposóbsadził dęby.Spytałem, czy ta ziemia należy do niego.Odpowiedział, że nie.Czy wiedział, dokogo należy? Nie wiedział.Nie interesowało go to.Z najwyższą pieczołowitością zasadził stodębów.Przez trzy lata sadził drzewa na tym odludziu.Zasiał ich sto tysięcy.Dwadzieścia tysięcy znich zakiełkowało.Spodziewał się, że z tych dwudziestu tysięcy połowę straci.W ten sposóbpozostanie dziesięć tysięcy dębów rosnących tam, gdzie przedtem była naga ziemia.Mężczyzna miał pięćdziesiąt pięć lat.Nazywał się Elzeard Bouffier.Kiedyś miał farmę nanizinie.Stracił jedynego syna i żonę.Przeniósł się na to pustkowie, aby żyć samotnie wśródowiec i psa.Uważał, że ta ziemia potrzebuje drzew.Powiedziałem mu, że za trzydzieści lat dziesięć tysięcy dębów stworzy wspaniały las.Odpowiedział bardzo prosto - jeżeli Bóg pozwoli, za trzydzieści lat zasadzi tyle drzew, że tedziesięć tysięcy będzie jak kropla w morzu.Planował także sadzić brzozy i buki.Następnego dnia rozstaliśmy się.Wybuchła I wojna światowa, w której brałem udziałprzez następnych pięć lat.Kiedy się skończyła, potrzebowałem świeżego powietrza.Wyruszyłem w góry.Wioski wyglądały tak samo jak wtedy, ale w oddali zobaczyłem cośprzypominającego szarą mgłę, pokrywającą szczyty gór jak dywan.Pasterz miał teraz tylko cztery owce, ale za to sto uli.Wojna nie miała na niego żadnegowpływu.Nadal sadził drzewa.Dęby z 1910 roku miały teraz 10 lat i były wyższe ode mnie.Cały dzień spędziliśmymilcząc i spacerując przez jego las.Buki miały długość mojego ramienia.Zobaczyłem brzozyzasadzone pięć lat temu, kiedy walczyłem pod Verdun.Przyjęły się znakomicie i byłydelikatne jak młode dziewczęta.Pasterz z determinacją kontynuował swoje dzieło, a ono spowodowało reakcję łańcuchową.Suche dotychczas strumienie wypełniły się wodą.Wiatr także rozsiewał nasiona.Razem zwodą pojawiły się wierzby, sitowie, łąki, ogrody, kwiaty i chciało się żyć.Przemianyzachodziły jednak stopniowo i nie powodowały zdziwienia.Nikt nie podejrzewał, kto jest ichsprawcą.W 1935 roku przybyła cała delegacja rządowa w celu dokonania inspekcji naturalnegolasu".Zdecydowano, że trzeba coś zrobić.Na szczęście nie zrobiono nic z wyjątkiem objęciacałego lasu ochroną, a wypalanie węgla drzewnego zostało zakazane.Druga wojna światowa mogła bardzo zaszkodzić drzewom.%7ładna ilość drewna nie byławystarczająca dla spalających je prądnic.Teren był jednak tak odległy od kolei, że wycinaniebyłoby nieopłacalne.Pasterz kontynuował swoją pracę, ignorując wojnę.Ostatni raz widziałem go w 1945 roku.Miał wtedy 87 lat.Nie mogłem poznać okolicmoich wcześniejszych wycieczek.Dopiero nazwa wiosła przekonała mnie, że to ten sam teren,który był kiedyś miejscem ruin i opuszczenia.W 1913 roku nieliczni mieszkańcy wioski byli dzikimi osobnikami, nienawidzącymi sięnawzajem i niewiele się różniącymi od człowieka jaskiniowego.%7łyli bez nadziei, oczekującjedynie śmierci.Wszystko się zmieniło.Nawet powietrze.Zamiast ostrego wiatru wiała lekka świeża bryza.Słychać było szum drzew.Zbudowano fontannę, a obok rosła czteroletnia lipa - symbolnowego życia.123Ruiny uprzątnięto, domy odbudowano.Wieś liczyła dwudziestu ośmiu mieszkańców, wtym cztery młode małżeństwa.Domy otoczone były ogrodami pełnymi warzyw i kwiatów.Wtakim miejscu chciało się żyć.U podnóża gór zobaczyłem pole jęczmienia i żyta.Aąkizaczynały się zielenić.Osiem lat pózniej cała okolica kipiała zdrowiem i dobrobytem.Miejsce ruin zajęły zadbanegospodarstwa.Stare strumienie wypełniły siu wodą, zasilane przez deszcze i topniejące śniegi.Ludzie z nizin, gdzie ziemia jest droga, osiedlali się tutaj, niosąc młodość, życie i chęćprzygody.Wszyscy oni zawdzięczali swoje szczęście Elzeardowi Bouffier.KULTURA ROZLINNA KONTRA PETROCHEMICZNAMyślę, że konopie staną się włóknem najchętniej używanym przez dekoratorów wnętrz iprojektantów odzieży, a ja chciałbym jako pierwszy zastosować tę tkaninę w nowatorskisposób.Uwielbiam ten materiał.Planujemy w przyszłości sprzedawać produkty zawierające100% włókna konopi.Calvin KleinKiedyś wszystko produkowało się z roślin.Materiały budowlane, ubrania, liny, barwniki,żywice, mydło, farby leki.Wraz z rozwojem techniki i wydobyciem ropy naftowej i gazu,naukowcy odkryli, że można z nich otrzymywać paliwa, oleje smarowe, smary stałe, asfalt,parafinę, tworzywa sztuczne, włókna sztuczne, leki, środki ochrony roślin, sztuczne środkipiorące itd.Kultura petrochemiczna zastąpiła kulturę roślinną.Jednak wraz z zatruciemśrodowiska naturalnego i zmniejszaniem zasobów paliw kopalnych nasza cywilizacja corazbardziej patrzy w kierunku wskrzeszenia kultury roślinnej.Na przykładzie konopi chciałbym pokazać w jaki sposób kulturę petrochemiczną możemyzastąpić roślinną i korzyści wynikające z takiej przemiany.Konopie siewne (cannabis sativa) to roślina oleista i włóknista, o wysokości od 1,5 do 4,5metra.Z łodyg uzyskuje się włókno, a z nasion olej konopny.Konopie indyjskie (cannabisindica) uprawia się na narkotyk zwany haszyszem.Konopie siewne w Polsce można hodować tylko po uzyskaniu pozwolenia ze względu nanieuzasadnioną obawę przed działaniem narkotycznym tych konopi [ Pobierz całość w formacie PDF ]