[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedziałem, że żyję.- Nie masz prawa tak się zachowywać ani mówić mi takich rzeczy.- Mówię to, co czuję, Carol.Naprawdę jest mi bardzo przykro.- Wcale nie jest ci przykro.Próbujesz wskrzesić to, czego nie ma, co umarło wiele lat temu.- Dla mnie nigdy nie umarło - wyznał półgłosem.Wpatrywała się w niego, a on wytrzymał jej spojrzenie.- Zrobiłem z siebie cholernego głupca - powiedział w końcu.- Lepiej będzie, jeśli już sobie pójdę.Ruszył do wyjścia.Gdy przechodził obok niej, zastąpiła mu drogę.- Boję się, Ken.- Ja też, Carol.Podszedł bliżej i zatrzymał się tuż przed nią.Nie dotknął jej.Zajrzał jej tylko głęboko w oczy.Nie śmiał posu-nąć się dalej.Serce mu waliło i czuł, że cały od wewnątrz płonie.Był tak blisko, że dostrzegał żółte cętki wjej zielonkawych teraz oczach.- To rzeczywistość - wyszeptał - a nie scena z przeszłości.- Nie.To nie scena z przeszłości.Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale przygarnął ją do siebie i objął ramionami.Gdy przylgnął do niej ciałem,poczuł dudnienie krwi.Jego wargi miażdżyły jej usta.Jakaś potężna magnetyczna siła zdawała się przycią-50gać ich do siebie i trzymać w żelaznym uścisku.W objęciach osunęli się na kolana.Głaskał ją po włosach icałował jej twarz, czoło, policzki, oczy.Odpowiadała równie gorąco.Oszałamiające było ich wzajemne zauroczenie sobą.Przywarła do niego bio-drami i zmysłowo sięgnęła ręką niżej.Rozpiął i zsunął jej spodnie poniżej kolan.Wyswobodziła się z nich izrzuciła buty.Zdjął jej bluzkę i biustonosz, a ona sięgnęła po jego twardy, pulsujący członek.Badawczo wo-dziła ręką wzdłuż jego ciała, a gdy całując się, pieszczotliwie dotknęli się językami, delikatnie ścisnęła mujądra.Przesuwali się w stronę kanapy, znacząc ślad rozrzuconymi częściami garderoby.Przez długą chwilęnapawali się widokiem swojej nagości.- Jaka jesteś śliczna - szepnął.Sięgnął do kształtnych piersi, pieścił je, a potem przesunął dłonią wzdłuż jejciągle młodego ciała.- Nie mogę w to uwierzyć.Zciskając w rękach jego członek, nakierowała go do wgłębienia w wilgotnej z pragnienia pochwie.Drżała wjego ramionach, całkowicie mu się oddając.A potem, dzięki latom baletowych ćwiczeń, z wdziękiem wspięłasię na niego i zaglądając mu w oczy, pieściła członek, ocierając jego koniec o brzegi wilgotnych warg.Gdywprowadziła go głębiej, ich spojrzenia zatopiły się w sobie.Jej ciało zawirowało nad Kenem.Zacisnęła muuda na biodrach, a on objął dłońmi jej pośladki.Zaczął odczuwać rozkosz w chwili, gdy jej ruchy stały się bardziej skoncentrowane, jak gdyby pragnęła się znim całkowicie zespolić.A potem zdarzył się cud i, rażeni eksplozją o sile wywołującej dreszcze, jednocze-śnie wzbili się na szczyty.- Teraz to już nie tylko wspomnienia - szepnął, gdy leżeli, żeby ochłonąć.Trzymała mu głowę na piersiach, aon głaskał ją po włosach.- Mam wrażenie, że przeskoczyliśmy czas.Czy w ogóle upłynęły jakieś lata?- Według mnie, nie - odparła.- To było cudowne, tak jak zwykle.- Może nawet cudowniejsze.- Całowała go po piersiach, przesuwając usta coraz niżej.- Przykro mi - powiedział nagle.- Z jakiego powodu?- %7łe komplikuję ci życie.Nie myślał jeszcze o konsekwencjach, to nie był odpowiedni moment.Odezwał się znowu, ale położyła mupalec na ustach.- Nie teraz - powiedziała.Podniosła się z kanapy, zebrała ubrania i weszła do sypialni.Ken poszedł za nią.Pokój był duży.Domino-wało w nim olbrzymie podwójne łoże, które wieńczył wyszukany baldachim.Ken położył się na łóżku, a Ca-rol weszła do łazienki, dając mu czas na refleksje.Tego, co czerpali z siebie nawzajem, nie można było wy-jaśnić za pomocą zwykłej biologicznej terminologii ani klinicznego pojęcia seksu.Ich orgazmy były głębokie,gwałtowne, wielokrotne, równoczesne i zawsze wywoływały ekstazę.Carol wróciła z łazienki i położyła się obok Kena.- Nie można uciec od przeznaczenia - szepnął.- Nie potrafię temu zaprzeczyć - powiedziała.- Tylko.- Tylko co?- Nie możemy stać się niewolnikami uczucia.Jesteśmy teraz dojrzałymi ludzmi, Ken.Musimy umieć nim po-kierować w sposób dla wszystkich zadowalający.Umilkła.- Wymyślimy coś.Obiecuję.Uniósł się na łokciu i dotykał jej ciała, wodząc palcem po czole, twarzy i pieprzykach na łabędziej szyi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Nie wiedziałem, że żyję.- Nie masz prawa tak się zachowywać ani mówić mi takich rzeczy.- Mówię to, co czuję, Carol.Naprawdę jest mi bardzo przykro.- Wcale nie jest ci przykro.Próbujesz wskrzesić to, czego nie ma, co umarło wiele lat temu.- Dla mnie nigdy nie umarło - wyznał półgłosem.Wpatrywała się w niego, a on wytrzymał jej spojrzenie.- Zrobiłem z siebie cholernego głupca - powiedział w końcu.- Lepiej będzie, jeśli już sobie pójdę.Ruszył do wyjścia.Gdy przechodził obok niej, zastąpiła mu drogę.- Boję się, Ken.- Ja też, Carol.Podszedł bliżej i zatrzymał się tuż przed nią.Nie dotknął jej.Zajrzał jej tylko głęboko w oczy.Nie śmiał posu-nąć się dalej.Serce mu waliło i czuł, że cały od wewnątrz płonie.Był tak blisko, że dostrzegał żółte cętki wjej zielonkawych teraz oczach.- To rzeczywistość - wyszeptał - a nie scena z przeszłości.- Nie.To nie scena z przeszłości.Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale przygarnął ją do siebie i objął ramionami.Gdy przylgnął do niej ciałem,poczuł dudnienie krwi.Jego wargi miażdżyły jej usta.Jakaś potężna magnetyczna siła zdawała się przycią-50gać ich do siebie i trzymać w żelaznym uścisku.W objęciach osunęli się na kolana.Głaskał ją po włosach icałował jej twarz, czoło, policzki, oczy.Odpowiadała równie gorąco.Oszałamiające było ich wzajemne zauroczenie sobą.Przywarła do niego bio-drami i zmysłowo sięgnęła ręką niżej.Rozpiął i zsunął jej spodnie poniżej kolan.Wyswobodziła się z nich izrzuciła buty.Zdjął jej bluzkę i biustonosz, a ona sięgnęła po jego twardy, pulsujący członek.Badawczo wo-dziła ręką wzdłuż jego ciała, a gdy całując się, pieszczotliwie dotknęli się językami, delikatnie ścisnęła mujądra.Przesuwali się w stronę kanapy, znacząc ślad rozrzuconymi częściami garderoby.Przez długą chwilęnapawali się widokiem swojej nagości.- Jaka jesteś śliczna - szepnął.Sięgnął do kształtnych piersi, pieścił je, a potem przesunął dłonią wzdłuż jejciągle młodego ciała.- Nie mogę w to uwierzyć.Zciskając w rękach jego członek, nakierowała go do wgłębienia w wilgotnej z pragnienia pochwie.Drżała wjego ramionach, całkowicie mu się oddając.A potem, dzięki latom baletowych ćwiczeń, z wdziękiem wspięłasię na niego i zaglądając mu w oczy, pieściła członek, ocierając jego koniec o brzegi wilgotnych warg.Gdywprowadziła go głębiej, ich spojrzenia zatopiły się w sobie.Jej ciało zawirowało nad Kenem.Zacisnęła muuda na biodrach, a on objął dłońmi jej pośladki.Zaczął odczuwać rozkosz w chwili, gdy jej ruchy stały się bardziej skoncentrowane, jak gdyby pragnęła się znim całkowicie zespolić.A potem zdarzył się cud i, rażeni eksplozją o sile wywołującej dreszcze, jednocze-śnie wzbili się na szczyty.- Teraz to już nie tylko wspomnienia - szepnął, gdy leżeli, żeby ochłonąć.Trzymała mu głowę na piersiach, aon głaskał ją po włosach.- Mam wrażenie, że przeskoczyliśmy czas.Czy w ogóle upłynęły jakieś lata?- Według mnie, nie - odparła.- To było cudowne, tak jak zwykle.- Może nawet cudowniejsze.- Całowała go po piersiach, przesuwając usta coraz niżej.- Przykro mi - powiedział nagle.- Z jakiego powodu?- %7łe komplikuję ci życie.Nie myślał jeszcze o konsekwencjach, to nie był odpowiedni moment.Odezwał się znowu, ale położyła mupalec na ustach.- Nie teraz - powiedziała.Podniosła się z kanapy, zebrała ubrania i weszła do sypialni.Ken poszedł za nią.Pokój był duży.Domino-wało w nim olbrzymie podwójne łoże, które wieńczył wyszukany baldachim.Ken położył się na łóżku, a Ca-rol weszła do łazienki, dając mu czas na refleksje.Tego, co czerpali z siebie nawzajem, nie można było wy-jaśnić za pomocą zwykłej biologicznej terminologii ani klinicznego pojęcia seksu.Ich orgazmy były głębokie,gwałtowne, wielokrotne, równoczesne i zawsze wywoływały ekstazę.Carol wróciła z łazienki i położyła się obok Kena.- Nie można uciec od przeznaczenia - szepnął.- Nie potrafię temu zaprzeczyć - powiedziała.- Tylko.- Tylko co?- Nie możemy stać się niewolnikami uczucia.Jesteśmy teraz dojrzałymi ludzmi, Ken.Musimy umieć nim po-kierować w sposób dla wszystkich zadowalający.Umilkła.- Wymyślimy coś.Obiecuję.Uniósł się na łokciu i dotykał jej ciała, wodząc palcem po czole, twarzy i pieprzykach na łabędziej szyi [ Pobierz całość w formacie PDF ]