[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rafe wypuścił żonę z objęć, ale tylko po to, żeby wstać.Potempodciągnął ją delikatnie na nogi i oparł o siebie.- Możesz chodzić?- Chyba tak.- Zaprowadzę cię do powozu.- Odwrócił się do Vesseya.-Ethan, dasz sobie radę z ciałem? Jeśli nie, będziemy musieli je tuzostawić.Najwyżej wrócimy po nie pózniej.- Wsadzę je na konia.Nie martw się o mnie.Jedzcie.- W takim razie spotkamy się w domku myśliwskim.- O nie - zawołała Julianna.- Ja tam nie wrócę.Rafe zmarszczyłczoło.- Dlaczego?- Spędziłam w tym lodowatym, przerażającym miejscu trzyokropne dni i z pewnością nie chcę urodzić tam dziecka.- Rozumiem, ale przecież nie będziesz rodziła na drodze -zauważył, po czym z ręką opartą na biodrze, nad czymś sięzastanawiał.- Zawiózłbym cię do zajazdu, w którym czeka na nas466RSHannibal, ale tam nie jest lepiej niż w kryjówce St.George'a.Ethan, aAndarlly?- Ależ oczywiście, moja posiadłość jest do waszej dyspozycji.Wprawdzie dom nie jest przygotowany, bo nikt się mnie tam niespodziewa, ale gospodyni to dobra kobieta.Będzie wiedziała, corobić.Podróż zajmie wam nie więcej niż godzinę, zakładając, żeJulianna tyle wytrzyma.Rafe spojrzał na żonę.- Co ty na to, Julianno? Sądzisz, że dasz radę?- Myślę, że tak.Poród nastąpi pewnie dopiero za kilka godzin.Bardzo bym chciała, żeby to się odbyło w majątku Ethana, a nie tutaj.- W takim razie módlmy się, żebyś nie urodziła w drodze -mruknął, po czym ją wziął na ręce.Bardzo ostrożnie usadził wpowozie.- Krzycz, jeśli będziesz mnie potrzebowała.Skinęła głową i uśmiechnęła się lekko do męża, który pozamknięciu drzwiczek wspiął się na kozła.Kiedy tylko powóz ruszył, znowu poczuła w podbrzuszu silnyskurcz.Zaciskając zęby, pogładziła brzuch, prosząc dziecko wmyślach, żeby jeszcze zaczekało z przyjściem na świat.467RS26Wytrzesz w końcu dziurę w dywanie, jeśli nie przerwiesz tegogorączkowego dreptania.Rafe, ignorując uwagę przyjaciela, nadal krążył po salonie -dokładnie jak przez ostatnie czternaście godzin.%7łołądek ściskał musię ze strachu.Tyle czasu, myślał, a ona nie urodziła.Wtedy na drodze Julianna wcale się nie myliła, twierdząc, że dowłaściwego porodu jeszcze daleko.Ale to, co początkowo wydawałosię naturalne, zaczynało wyglądać groznie.Położna, którą przed kilku godzinami wezwano do żony,poinformowała Rafe'a, że poród przebiega prawidłowo, choć wolno. Niektóre dzieci" - stwierdziła, nieświadomie powtarzając słowaEthana - same wybierają odpowiedni moment na to, żeby przyjść naświat.Na razie nie ma się czym martwić" - zapewniała.Tyle że słowa te padły ponad cztery godziny temu.Czy nie czaszacząć się denerwować?Z pokoju na piętrze doszedł Rafe'a przerazliwy krzyk, na któregodzwięk po plecach przebiegł mu dreszcz grozy.Jęki i krzyki Juliannyroznosiły się po domu już od wielu godzin - od poprzedniegopopołudnia, przez cały wieczór i trwającą wieczność noc.Teraz przezokna salonu wdzierały się do niego pierwsze promienie wschodzącegosłońca, którego światło z wolna wypierało blask prawie wypalonychświec.468RSZnowu rozległ się jęk na tyle silny, że jego odgłos dotarł piętroniżej.Dobry Boże, ile bólu ona jeszcze zniesie?Rafe przesunął ręką po włosach i wyszedł na korytarz spojrzećna schody prowadzące do pokoju, w którym odbywał się poród.- Może powinienem do niej pójść.- Po co? - zapytał trzezwo Ethan ze swego miejsca na kanapie.-Kobiety, które się nią opiekują, wiedzą, co mają robić, i nie potrzebująpomocy.Lepiej zjedz coś, zanim śniadanie ci wystygnie.- Nie jestem głodny.- Już od kilku dni nie miałeś nic porządnego w ustach.Niemówiąco nieprzespanych nocach.Zmęczenie zaczyna dawać ci się weznaki.Szczerze mówiąc, wyglądasz okropnie.Rafe domyślał się, że prezentuje się gorzej niż okropnie.Policzkipokrywał mu wielodniowy zarost, włosy sterczały we wszystkiestrony, przy koszuli brakowało fularu, który wyrzucił wraz zpoplamionym krwią surdutem.Ale czy wygląd ma teraz jakiekolwiekznaczenie? Czy to ważne, co jadł i ile spał? Liczy się tylko to, że jegożona leży na górze i w strasznych męczarniach próbuje wydać naświat ich dziecko.Co ja ze sobą pocznę, jeśli umrze? Jak ja będę bez niej dalej żył?Oczywiście wiedział, że nie wolno mu tak myśleć, lecztragiczna, a zarazem paradoksalna konkluzja sama cisnęła mu się do469RSgłowy: że uratował Juliannę z rąk St.George'a tylko po to, żebyumarła przy porodzie.A ja nie zdążyłem jej nawet powiedzieć, że ją kocham.Zapragnął pobiec na górę i zanim będzie za pózno, wyznać żonieprawdziwe uczucia, wyrazić, jak wiele dla niego znaczy.Nie uczyniłtego jednak.Nic złego jej się nie stanie.Nie może jej się nic stać.Odwróciłsię i wpadł na przyjaciela.- Skoro nie jesz, przynajmniej napij się herbaty.- Ethanpodsunął mu filiżankę.Rafe odebrał ją niechętnie, zmusił się do wypicia łyka, potemjeszcze jednego, a następnie przeszedł do krzesła i usiadł.Nic niemówiąc, odstawił filiżankę na stół.- Jakiś czas temu przyjechał Hannibal - poinformował Ethan.-Wyruszył w drogę od razu, jak dostał mój list [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Rafe wypuścił żonę z objęć, ale tylko po to, żeby wstać.Potempodciągnął ją delikatnie na nogi i oparł o siebie.- Możesz chodzić?- Chyba tak.- Zaprowadzę cię do powozu.- Odwrócił się do Vesseya.-Ethan, dasz sobie radę z ciałem? Jeśli nie, będziemy musieli je tuzostawić.Najwyżej wrócimy po nie pózniej.- Wsadzę je na konia.Nie martw się o mnie.Jedzcie.- W takim razie spotkamy się w domku myśliwskim.- O nie - zawołała Julianna.- Ja tam nie wrócę.Rafe zmarszczyłczoło.- Dlaczego?- Spędziłam w tym lodowatym, przerażającym miejscu trzyokropne dni i z pewnością nie chcę urodzić tam dziecka.- Rozumiem, ale przecież nie będziesz rodziła na drodze -zauważył, po czym z ręką opartą na biodrze, nad czymś sięzastanawiał.- Zawiózłbym cię do zajazdu, w którym czeka na nas466RSHannibal, ale tam nie jest lepiej niż w kryjówce St.George'a.Ethan, aAndarlly?- Ależ oczywiście, moja posiadłość jest do waszej dyspozycji.Wprawdzie dom nie jest przygotowany, bo nikt się mnie tam niespodziewa, ale gospodyni to dobra kobieta.Będzie wiedziała, corobić.Podróż zajmie wam nie więcej niż godzinę, zakładając, żeJulianna tyle wytrzyma.Rafe spojrzał na żonę.- Co ty na to, Julianno? Sądzisz, że dasz radę?- Myślę, że tak.Poród nastąpi pewnie dopiero za kilka godzin.Bardzo bym chciała, żeby to się odbyło w majątku Ethana, a nie tutaj.- W takim razie módlmy się, żebyś nie urodziła w drodze -mruknął, po czym ją wziął na ręce.Bardzo ostrożnie usadził wpowozie.- Krzycz, jeśli będziesz mnie potrzebowała.Skinęła głową i uśmiechnęła się lekko do męża, który pozamknięciu drzwiczek wspiął się na kozła.Kiedy tylko powóz ruszył, znowu poczuła w podbrzuszu silnyskurcz.Zaciskając zęby, pogładziła brzuch, prosząc dziecko wmyślach, żeby jeszcze zaczekało z przyjściem na świat.467RS26Wytrzesz w końcu dziurę w dywanie, jeśli nie przerwiesz tegogorączkowego dreptania.Rafe, ignorując uwagę przyjaciela, nadal krążył po salonie -dokładnie jak przez ostatnie czternaście godzin.%7łołądek ściskał musię ze strachu.Tyle czasu, myślał, a ona nie urodziła.Wtedy na drodze Julianna wcale się nie myliła, twierdząc, że dowłaściwego porodu jeszcze daleko.Ale to, co początkowo wydawałosię naturalne, zaczynało wyglądać groznie.Położna, którą przed kilku godzinami wezwano do żony,poinformowała Rafe'a, że poród przebiega prawidłowo, choć wolno. Niektóre dzieci" - stwierdziła, nieświadomie powtarzając słowaEthana - same wybierają odpowiedni moment na to, żeby przyjść naświat.Na razie nie ma się czym martwić" - zapewniała.Tyle że słowa te padły ponad cztery godziny temu.Czy nie czaszacząć się denerwować?Z pokoju na piętrze doszedł Rafe'a przerazliwy krzyk, na któregodzwięk po plecach przebiegł mu dreszcz grozy.Jęki i krzyki Juliannyroznosiły się po domu już od wielu godzin - od poprzedniegopopołudnia, przez cały wieczór i trwającą wieczność noc.Teraz przezokna salonu wdzierały się do niego pierwsze promienie wschodzącegosłońca, którego światło z wolna wypierało blask prawie wypalonychświec.468RSZnowu rozległ się jęk na tyle silny, że jego odgłos dotarł piętroniżej.Dobry Boże, ile bólu ona jeszcze zniesie?Rafe przesunął ręką po włosach i wyszedł na korytarz spojrzećna schody prowadzące do pokoju, w którym odbywał się poród.- Może powinienem do niej pójść.- Po co? - zapytał trzezwo Ethan ze swego miejsca na kanapie.-Kobiety, które się nią opiekują, wiedzą, co mają robić, i nie potrzebująpomocy.Lepiej zjedz coś, zanim śniadanie ci wystygnie.- Nie jestem głodny.- Już od kilku dni nie miałeś nic porządnego w ustach.Niemówiąco nieprzespanych nocach.Zmęczenie zaczyna dawać ci się weznaki.Szczerze mówiąc, wyglądasz okropnie.Rafe domyślał się, że prezentuje się gorzej niż okropnie.Policzkipokrywał mu wielodniowy zarost, włosy sterczały we wszystkiestrony, przy koszuli brakowało fularu, który wyrzucił wraz zpoplamionym krwią surdutem.Ale czy wygląd ma teraz jakiekolwiekznaczenie? Czy to ważne, co jadł i ile spał? Liczy się tylko to, że jegożona leży na górze i w strasznych męczarniach próbuje wydać naświat ich dziecko.Co ja ze sobą pocznę, jeśli umrze? Jak ja będę bez niej dalej żył?Oczywiście wiedział, że nie wolno mu tak myśleć, lecztragiczna, a zarazem paradoksalna konkluzja sama cisnęła mu się do469RSgłowy: że uratował Juliannę z rąk St.George'a tylko po to, żebyumarła przy porodzie.A ja nie zdążyłem jej nawet powiedzieć, że ją kocham.Zapragnął pobiec na górę i zanim będzie za pózno, wyznać żonieprawdziwe uczucia, wyrazić, jak wiele dla niego znaczy.Nie uczyniłtego jednak.Nic złego jej się nie stanie.Nie może jej się nic stać.Odwróciłsię i wpadł na przyjaciela.- Skoro nie jesz, przynajmniej napij się herbaty.- Ethanpodsunął mu filiżankę.Rafe odebrał ją niechętnie, zmusił się do wypicia łyka, potemjeszcze jednego, a następnie przeszedł do krzesła i usiadł.Nic niemówiąc, odstawił filiżankę na stół.- Jakiś czas temu przyjechał Hannibal - poinformował Ethan.-Wyruszył w drogę od razu, jak dostał mój list [ Pobierz całość w formacie PDF ]