[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czym mogę służyć?Nie chcąc odciągać go odpracy, pokrótce wyłuszczyłem sprawę,ujmując to tak,jakbym wgruncie rzeczy prosił go o pomoc przy niezwykleważnych badaniach.Plan brzmiał teraz mniej przekonującoaniżeli podczas rozmowy z Caroline i Rodericknawet niestarał sięukryćpowątpiewania, zwłaszcza gdy przeszedłem do opisu elektrycznych właściwościurządzenia.52- Przykro mi to mówić, ale nie mamy nawet paliwa na całodziennąpracę generatora - rzucił,potrząsając głową, jakby to zamykałosprawę.Zapewniłem go, że induktorjestwyposażony w baterię ogniw.Widziałem,że Caroline nie spuszcza z nasoczu, a gdy skończyła doićkolejną krowę, podeszłabliżej,żebymnie poprzeć własnymi argumentami.Podczas jejtyrady Roderick spoglądał niecierpliwiena stłoczonew zagrodzie niespokojne zwierzęta,po czymwyraził zgodę, główniepo to chyba, żebyśmy mu wreszcie dali spokój.Następnie pokuśtykałpo kolejną krowę, pozostawiając siostrze wyznaczenie terminu.- Dopilnuję, żeby był na miejscu - mruknęła.- Proszę się nieobawiać.- I dodała, jakby pod wpływem olśnienia: - Przy okazji zostaniepan na podwieczorku, dobrze?Matka się ucieszy.- Dobrze -odpowiedziałem z przyjemnością.- Bardzochętnie.Dziękuję, panno Ayres.Zrobiła komicznie zbolałą minę. - Ach, proszę mi mówić Caroline, dobrze?Bóg mi świadkiem,mam przed sobądluuuugie lata bycia zasuszoną panną Ayres.Aleja wciąż będę nazywać pana doktorem, jeślimogę.Pewnych formnależy przestrzegać.Z uśmiechem podała mi ciepłą, pachnącą mlekiem dłoń i uścisnęliśmy sobie ręce poddachem obory niczym para farmerów dobijających targu.Umówiliśmy się na następną niedzielę.Był to kolejny upalny,nieco leniwy dzień; niebo wisiało nad głowami ciężkie i zasnutemgiełkąkurzu.Kiedy podjeżdżałem bliżej, kwadratowy, czerwonyfronton domusprawiałwrażeniebladego idziwnienierzeczywistego,dopiero z bliska ujrzałem go wyrazniei objawił misię wcałymswymzrujnowanym wymiarze, raz jeszcze, a nawet bardziej niżpoprzednio,osobliwie zawieszony wprzestrzeni.Nie pozostawiał wątpliwościani co do dawnej świetności, ani co do ruiny, w którąnieuchronnieobracał się z każdym dniem.53.Roderick musiał wypatrywać mojego przybycia.Frontowe drzwiotworzyły się ze zgrzytem i stanął na szczycie wyszczerbionych schodów, patrzącjak wysiadam.Kiedy ruszyłem w jego stronę ztorbąw jednej i induktorem w drugiej ręce, zmarszczył brwi.- A więc to o tymdrobiazgu pan mówił?Wyobrażałem sobie coświększego.Wygląda jakśniadaniówka.- Ma więcej mocy, niż się panu wydaje - zapewniłem.-Skoro pan tak twierdzi.Zaprowadzę pana do mojego pokoju.Mówił tak, jakbyżałował swojej decyzji o udziale w całym przedsięwzięciu.Odwrócił się jednak i wprowadził mniedośrodka, kierującsię ku przejściu po prawej stronie.Gdy minęliśmy kolejnypogrążonyw półmroku korytarz, otworzył drzwi położonena samym końcu.- Trochę tu nieposprzątane - rzucił oględnie.Wszedłemza nim i postawiwszyrzeczy na podłodze, rozejrzałemsię z pewnym zdziwieniem.Gdy wspomniało swoim "pokoju", siłąrzeczy wyobraziłem sobie zwykłą sypialnię, ale topomieszczeniebyło po prostu ogromne, a przynajmniej takie mi się wówczas wydało, kiedy niezdążyłem jeszcze przywyknąć do skali obowiązującejw Hundreds.Zciany wyłożono panelami, a sufit gipsowąsztukateriąwromby,honorowe miejsce zaś zajmowałwielki, kamiennykominekz gotyckim obramowaniem.- To była kiedyśsala bilardowa - wyjaśnił Roderick na widok mojejminy.- Pomysłmojego pradziadka.Pewnie uważał się za jakiegośbarona, no nie?Ale kije się pogubiły, a kiedy wróciłemz wojny,toznaczy, ze szpitala, nie mogłem wchodzić poschodach, i tak dalej,i matkaz siostrą wpadły na pomysł,żeby ulokować mnie tutaj.Taksię przyzwyczaiłem,żenie chciało mi się wracać na górę.Poza tymmam tu swój gabinet.- Tak- odpowiedziałem.- Właśnie widzę.Zrozumiałem, że to właśnie do tego pokoju zajrzałem wlipcuodstrony ogrodu.Wydał mi się teraz jeszcze bardziej zagraconyniż wówczas.W jednymrogukrólowało żelazne łoże o niezbytzachęcającym wyglądzie, obok ustawiono toaletkę,akawałek dalej54staroświecką miednicę na stojaku orazlustro.Przed gotyckim kominkiem zobaczyłem dwa wysłużone skórzane fotele, całkiem ładne,alerozprutena szwach.Były tu dwa częściowo przysłonięte zasłonamiokna:jedno wychodziło na obrośnięte powojemkamienne schodki,przy drugimzaś stało biurko i obrotowe krzesło Rodericka,skuteczniepsującwidok.Najwidoczniej postawił je tam, abyzrobić jak najlepszyużytek ze światła, dość skąpego odpółnocnej strony, lecz oznaczałoto również,żeblat biurka, niemal doszczętnie zaśmieconypapierami,rejestrami, broszurami, książkami, brudnymi filiżankami i przepełnionymipopielniczkami, służył jako swoisty magnes dla oka, nieubłaganieprzy ciągając wzrok z każdegomiejsca w pokoju.Niewątpliwie był teżmagnesem dla samego Rodericka, gdyż ten podczas naszej rozmowyruszyłwtamtą stronę i począłszukać czegoś w bałaganie.Wreszciewygrzebał ogryzek ołówka, po czym wyjął z kieszeni kartkę papieruijął przepisywaćdojednego z rejestrów rządki liczb.- Proszę usiąść, dobrze?- rzucił przez ramię.-Jedną chwilkę.Właśniewróciłem z farmy i jeśli teraznie zapiszętych cholernychcyferek, na pewno zapomnę tozrobić.Przesiedziałem minutę lubdwie, ale że nic nie wskazywało na to,aby rychło miał do mnieprzyjść, uznałem, że mogętymczasem przygotować urządzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Czym mogę służyć?Nie chcąc odciągać go odpracy, pokrótce wyłuszczyłem sprawę,ujmując to tak,jakbym wgruncie rzeczy prosił go o pomoc przy niezwykleważnych badaniach.Plan brzmiał teraz mniej przekonującoaniżeli podczas rozmowy z Caroline i Rodericknawet niestarał sięukryćpowątpiewania, zwłaszcza gdy przeszedłem do opisu elektrycznych właściwościurządzenia.52- Przykro mi to mówić, ale nie mamy nawet paliwa na całodziennąpracę generatora - rzucił,potrząsając głową, jakby to zamykałosprawę.Zapewniłem go, że induktorjestwyposażony w baterię ogniw.Widziałem,że Caroline nie spuszcza z nasoczu, a gdy skończyła doićkolejną krowę, podeszłabliżej,żebymnie poprzeć własnymi argumentami.Podczas jejtyrady Roderick spoglądał niecierpliwiena stłoczonew zagrodzie niespokojne zwierzęta,po czymwyraził zgodę, główniepo to chyba, żebyśmy mu wreszcie dali spokój.Następnie pokuśtykałpo kolejną krowę, pozostawiając siostrze wyznaczenie terminu.- Dopilnuję, żeby był na miejscu - mruknęła.- Proszę się nieobawiać.- I dodała, jakby pod wpływem olśnienia: - Przy okazji zostaniepan na podwieczorku, dobrze?Matka się ucieszy.- Dobrze -odpowiedziałem z przyjemnością.- Bardzochętnie.Dziękuję, panno Ayres.Zrobiła komicznie zbolałą minę. - Ach, proszę mi mówić Caroline, dobrze?Bóg mi świadkiem,mam przed sobądluuuugie lata bycia zasuszoną panną Ayres.Aleja wciąż będę nazywać pana doktorem, jeślimogę.Pewnych formnależy przestrzegać.Z uśmiechem podała mi ciepłą, pachnącą mlekiem dłoń i uścisnęliśmy sobie ręce poddachem obory niczym para farmerów dobijających targu.Umówiliśmy się na następną niedzielę.Był to kolejny upalny,nieco leniwy dzień; niebo wisiało nad głowami ciężkie i zasnutemgiełkąkurzu.Kiedy podjeżdżałem bliżej, kwadratowy, czerwonyfronton domusprawiałwrażeniebladego idziwnienierzeczywistego,dopiero z bliska ujrzałem go wyrazniei objawił misię wcałymswymzrujnowanym wymiarze, raz jeszcze, a nawet bardziej niżpoprzednio,osobliwie zawieszony wprzestrzeni.Nie pozostawiał wątpliwościani co do dawnej świetności, ani co do ruiny, w którąnieuchronnieobracał się z każdym dniem.53.Roderick musiał wypatrywać mojego przybycia.Frontowe drzwiotworzyły się ze zgrzytem i stanął na szczycie wyszczerbionych schodów, patrzącjak wysiadam.Kiedy ruszyłem w jego stronę ztorbąw jednej i induktorem w drugiej ręce, zmarszczył brwi.- A więc to o tymdrobiazgu pan mówił?Wyobrażałem sobie coświększego.Wygląda jakśniadaniówka.- Ma więcej mocy, niż się panu wydaje - zapewniłem.-Skoro pan tak twierdzi.Zaprowadzę pana do mojego pokoju.Mówił tak, jakbyżałował swojej decyzji o udziale w całym przedsięwzięciu.Odwrócił się jednak i wprowadził mniedośrodka, kierującsię ku przejściu po prawej stronie.Gdy minęliśmy kolejnypogrążonyw półmroku korytarz, otworzył drzwi położonena samym końcu.- Trochę tu nieposprzątane - rzucił oględnie.Wszedłemza nim i postawiwszyrzeczy na podłodze, rozejrzałemsię z pewnym zdziwieniem.Gdy wspomniało swoim "pokoju", siłąrzeczy wyobraziłem sobie zwykłą sypialnię, ale topomieszczeniebyło po prostu ogromne, a przynajmniej takie mi się wówczas wydało, kiedy niezdążyłem jeszcze przywyknąć do skali obowiązującejw Hundreds.Zciany wyłożono panelami, a sufit gipsowąsztukateriąwromby,honorowe miejsce zaś zajmowałwielki, kamiennykominekz gotyckim obramowaniem.- To była kiedyśsala bilardowa - wyjaśnił Roderick na widok mojejminy.- Pomysłmojego pradziadka.Pewnie uważał się za jakiegośbarona, no nie?Ale kije się pogubiły, a kiedy wróciłemz wojny,toznaczy, ze szpitala, nie mogłem wchodzić poschodach, i tak dalej,i matkaz siostrą wpadły na pomysł,żeby ulokować mnie tutaj.Taksię przyzwyczaiłem,żenie chciało mi się wracać na górę.Poza tymmam tu swój gabinet.- Tak- odpowiedziałem.- Właśnie widzę.Zrozumiałem, że to właśnie do tego pokoju zajrzałem wlipcuodstrony ogrodu.Wydał mi się teraz jeszcze bardziej zagraconyniż wówczas.W jednymrogukrólowało żelazne łoże o niezbytzachęcającym wyglądzie, obok ustawiono toaletkę,akawałek dalej54staroświecką miednicę na stojaku orazlustro.Przed gotyckim kominkiem zobaczyłem dwa wysłużone skórzane fotele, całkiem ładne,alerozprutena szwach.Były tu dwa częściowo przysłonięte zasłonamiokna:jedno wychodziło na obrośnięte powojemkamienne schodki,przy drugimzaś stało biurko i obrotowe krzesło Rodericka,skuteczniepsującwidok.Najwidoczniej postawił je tam, abyzrobić jak najlepszyużytek ze światła, dość skąpego odpółnocnej strony, lecz oznaczałoto również,żeblat biurka, niemal doszczętnie zaśmieconypapierami,rejestrami, broszurami, książkami, brudnymi filiżankami i przepełnionymipopielniczkami, służył jako swoisty magnes dla oka, nieubłaganieprzy ciągając wzrok z każdegomiejsca w pokoju.Niewątpliwie był teżmagnesem dla samego Rodericka, gdyż ten podczas naszej rozmowyruszyłwtamtą stronę i począłszukać czegoś w bałaganie.Wreszciewygrzebał ogryzek ołówka, po czym wyjął z kieszeni kartkę papieruijął przepisywaćdojednego z rejestrów rządki liczb.- Proszę usiąść, dobrze?- rzucił przez ramię.-Jedną chwilkę.Właśniewróciłem z farmy i jeśli teraznie zapiszętych cholernychcyferek, na pewno zapomnę tozrobić.Przesiedziałem minutę lubdwie, ale że nic nie wskazywało na to,aby rychło miał do mnieprzyjść, uznałem, że mogętymczasem przygotować urządzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]