[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za plecami Tobasa rozciągały się ciemne i gładkie wody Jeziora Ekeroa, poktórych pływały pniakowate łodzie mieszkańców; ze wszystkich pozostałych stronmiasto sprawiało wrażenie otoczonego puszczą, składającą się głównie z osobliwychdrzew o liściach przypominających kształtem igły.Słyszał, że nazywano je sosnami".Na wschód widać było mglisto szare poszarpane kształty wznoszące siępowyżej drzew po drugiej stronie jeziora  domyślił się, że są to góry  pierwsze,jakie widział w życiu.%7ładen element krajobrazu, czy to naturalny czy sztuczny, nie przypominałswojskich, łagodnie falujących łąk, szeroko rozsianych wiosek i żwirowych plażdookoła Telven.Spokojne, pokryte czarnym cieniem zielone wody jeziora były takróżne od wiecznie burzliwego błękitu i bieli oceanu, jaki dotychczas znał, a drzewasosnowe napełniały powietrze swoim drażniącym zapachem.Po raz pierwszy uprzytomnił sobie, jak bardzo oddalił się od domu. rozdział 9 No, bohaterowie!  ryknął werbownik. Ustawcie się tu w kolejkę i ładujcie sięna wozy!Tobas z niechęcią przyłączył się do pozostałych poszukiwaczy przygódzebranych na wskazanym miejscu.Wozy nie wyglądały szczególnie zachęcająco zwykłe, nie malowane drewniane pudła na ochlapanych błotem kołach z drewnianymiszprychami i z obwisłymi budami z brązowego płótna, mającymi zapewnić minimumochrony przed skwarem i deszczem.Ciągnęły je muły, a nie jak zazwyczaj konie lubwoły.Dostarczono pięć wozów, każdy zaprzężony w dwa muły, co wydawało sięprzesadą, skoro jedynym ładunkiem miała być grupa ochotników z Ethshar.Szef karawany był również tego samego zdania. To wszyscy?  zapytał.Werbownik skinął głową. Sam spróbuj werbować Ethsharyjczyków! Oni nie znają się na przygodzie. To pakuj ich i jedziemy!Werbownik zaczął usadzać na wozy swoich podopiecznych, po dwóch do wozu;Tobas znalazł się w drugim wozie razem z Tillisem, tak jak przedtem na statku.Zanimzdecydował się, czy to lepiej, czy gorzej, wóz szarpnął, ruszył i znowu byli w drodze.Dopiero po jakichś dwudziestu minutach kołysania Tobas zdał sobie sprawę, żenie zobaczył prawie nic z Ekeroi, która wyglądała na całkiem interesujące miejsce,mimo że trochę niesamowite.Najpierw karawana zmierzała nieomal idealnie na północ przez gęstą puszczę ubrzegów jeziora, a potem, gdy już je minęli, wzdłuż rzeki.Około dwu mil od miastaskręcili ostro na wschód i przekroczyli rzekę, która w tym miejscu była już wąska ipłytka.Odtąd trasa ich wiodła w kierunku albo wschodnim, albo południowo-wschodnim,prowadziła coraz wyżej w góry prawie przez trzy dni, poza jednym okropnympopołudniem drugiego dnia, gdy droga wiła się w tę i z powrotem tak, że Tobasstracił zupełnie kierunek.Trzy dni spędzone w wozie sam na sam z Tillisem wpędziły Tobasa w głębokieprzygnębienie.Najwyrazniej wciąż jeszcze miał pecha, pomyślał, nie powinien byłkraść łodzi, bo przez ten zły uczynek został prawdopodobnie obciążony klątwą.Powinien był zostać w Wolnych Ziemiach i poczekać, aż uda mu się uczciwie znalezćjakiś okręt albo nawet pójść pieszo do Ethshar.A w Ethshar powinien mieć więcej oleju w głowie, niż pozwolić sobie nazasypianie na ulicy.To niedbalstwo mogło stać się przyczyną jego klęski.Gdyby niezasnął, nie jechałby teraz jako przyszły łup smoka ludożercy gdzieś w samym środkunieznanego.Wyglądając przez otwór w płótnie budy Tobas zastanawiał się, jak ktokolwiekmógł mieszkać w takiej okolicy  pośród stromych skał, aż w końcu doszedł downiosku, że nikt tu nie mieszkał.Karawana nie mijała wiosek, a tylko parę domów.Jeśli to była jedyna droga do Dwomor, to kraj ten musiał być odizolowany odwszystkiego.Przez okropną chwilę Tobas zwątpił w istnienie smoka.A może jechali na sprzedaż jako niewolnicy, historia o smoku zaś była tylko bajeczką mającą uzasadnićto, że nikt z nich nie wróci? Może zostaną złożeni w ofierze diabłu? A może ichugotują i zjedzą?Tillis wciąż irytująco bełkotał coś o dzikiej i pięknej okolicy.Tobas starał się jakmógł nie słyszeć go.Pierwszego wieczoru dojechali o zmroku do gospody pośród pokrytych lasamiwzgórz.Nakarmiono ich tam najsmaczniejszym dla Tobasa jedzeniem od czasuRoggita.Aakomie pochłaniał wszystko, co przed nim postawiono, a potem usiadł wkącie i zapadł w błogi sen, zanim jeszcze wieczór rozpoczął się na dobre.Obudził się następnego ranka zesztywniały, obolały i zły, tak że z nikim nie chciałrozmawiać przy śniadaniu.Odmówił też pomocy w przygotowaniach do następnegoetapu podróży.Dopiero gdy wsiadł, jak mu polecono, do drugiego wozu, zorientował się, żeznowu będzie jechał z Tillisem.Odwrócił się, żeby zaprotestować, ale było już zapózno; nadzorca karawany popędził muły i wóz ruszył.Następnego wieczora zostawili już za sobą najgęstszą część puszczy i ujechalidobry kawałek rzadziej zalesionym podgórzem; karczma okazała się bardziejprymitywna, a jedzenie mniej smaczne.Tym razem Tobas zdołał nie zasnąć, ale jegoudział w pokolacyjnej rozmowie był niewielki, bo każdy przede wszystkim czymś sięchwalił.Tobas nie przypominał sobie żadnych swoich wcześniejszych sukcesów.Niemógł nawet chwalić się swoją rodziną, która składała się, poza jego ojcem, zespokojnych rolników, a popisywanie się między Ethsharyjczykami kapitanem piratównie wydawało mu się na miejscu.Rankiem spróbował zająć miejsce w innym wozie, czwartym: widząc, że tamwsiada, jego poprzedni pasażerowie wzruszyli ramionami i skierowali się dodrugiego.Po chwili Tillis wspiął się do drugiego wozu.Tobas zamknął oczy i wyobrażałsobie, że jest sam.W pewnych okresach tego długiego dnia nawet mu się to udawało.Trzecia karczma była to na wpół zrujnowana chałupa przytulona do stromegozbocza, ale miała entuzjastyczny personel, który wyrównywał jej braki.Tobaszainteresował się zwłaszcza jedną z córek właściciela, czarnowłosą pięknością, mniejwięcej swoją rówieśnicą, ale ona zafascynowała się niezwykłą kolorystyką Perena ize śmiechem odrzuciła próbne zaloty Tobasa, poświęcając całą swoją uwagęalbinosowi.Tobas niezbyt się tym przejął; zdążył się już przyzwyczaić.Jego sukcesy u kobietbyły niewielkie i rzadkie.Jestem przecież jeszcze młody, tłumaczył sobie.Ostatniego dnia udało mu się znalezć na innym wozie niż Tillis.Poczekał, ażmłody Ethsharyjczyk wsiądzie na czwarty wóz, a potem sam wskoczył na piąty.Okazało się, że jedzie razem z Arnenem i jeszcze drugim łobuzem, Korlem, synemKorla [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl