[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* * *Z dala od tych wydarzeń, w mieście Westhaven, gdzie nikt nie miał najmniejszegopojęcia o duchowej awanturze, która rozgorzała w Bacon's Corner i zataczała stamtąd corazszersze kręgi, rozpoczęło się o drugiej po południu posiedzenie okręgowego sąduapelacyjnego.Wayne Corrigan i Tom Harris zajęli miejsca przy stole dla pozwanych poprawej stronie sali.Adwokaci Ames i Jefferson usiedli po lewej.- Proszę wstać! - powiedział urzędnik sądowy.Wszyscy wstali, a do pomieszczeniawkroczyło trzech sędziów sądu apelacyjnego: dwóch mężczyzn - młody i starszy, i jednakobieta o twarzy pokrytej zmarszczkami.Sędziowie usiedli, a w ślad za nimi usiedli trzejprawnicy, sekretarz i urzędnik.Stenografka sądowa uniosła palce nad małymi klawiszami.Tom spojrzał na salę.Poza jedynym dziennikarzem, najwyrazniej znużonymprzydzielonym mu zadaniem, galeria była całkowicie pusta.No, oczywiście.Opinia publicznaczekała na prawdziwy show: na rozprawę.- Co tam - szepnął Corrigan.- To i tak będzie krótki dzień.- Nie będzie żadnych rewelacji? - zapytał Tom.- Szczerze mówiąc, żadnych się nie spodziewam.Starszy sędzia włożył okulary do czytania i zajrzał do swoich papierów.- Jest to sprawa Brandon przeciwko Akademii Dobrego Pasterza", strona pozwanaodwołuje się od wyroku sądu pierwszej instancji w sprawie przebadania dziecka przezekspertów obrony oraz złożenia przez nie zeznań.Corrigan zerknął na Amesa i Jeffersona.Wyglądali na znudzonych.Tak byli pewnisiebie!* * *Ośrodek Omega" w Fairwood w Massachusetts tętnił życiem: zajęcia szły pełną parą,wspaniała pogoda i - przynajmniej z punktu widzenia obecnych tam ludzi - nie działo się nicdziwnego ani niezwykłego.Grupa młodych osób już od dłuższej chwili grała na boisku watrakcyjny futbol dotykowy (Aagodniejsza odmiana futbolu amerykańskiego).Na placu TaiChi dwudziestu kilku uczestników ćwiczeń płynęło powoli przez czas, przestrzeń i ducha, wsalach wykładowych i ćwiczeniowych młodzież ze szkół średnich, dorośli, a nawet osobystarsze uczyli się najnowszej, przystosowanej do zachodniego sposobu myślenia gałęzihinduistycznego mistycyzmu, a w spokojnych, wyłożonych poduszkami pokojach medytacjimłodzi transcendentaliści z zamkniętymi oczami oglądali kosmiczne filmy, które demonypuszczały w ich mózgach.Cree, Si i ich rozmieszczone na swoich pozycjach oddziały byli gotowi.Czekali.Ladachwila.Barquit, Książę Omegi", poczuł niepokój, słysząc buczenie i szelest postrzępionychskrzydeł, a zaraz potem - odległe jęki i lamenty jakichś duchów.Wprawił skrzydła w ruch iposzybował nad budynkiem administracyjnym.Patrzył na zachód, nareszcie dojrzał zbliżającesię od strony Bacon's Corner duchy.Wyły z przerażenia.Coś się musiało stać.- Do mnie!Wokoło jaśniało.Zakrył głowę ramionami, oślepiony białym światłem, które zdawałosię eksplodować ze wszystkich stron, zacierając widok na lasy i wzgórza, spłukując błękit znieba i wypierając wszystkie kolory z ośrodka.Przerażony obrócił się błyskawicznie, wyjąłmiecz, ale otrzymał cios, zanim zdążył zobaczyć napastnika.Uciekł w niebo, czując tuż za sobą żar światła Niebios.* * *Rozdzwoniły się telefony - w każdym pomieszczeniu Ośrodka.Wiadomość dotarła dokażdego nauczyciela, lidera, pracownika: koniec meczu, zajęcia odwołane, a każdy uczestnikastralnej podróży musi szykować się do lądowania.Pan Tisen, szef zespołu wykładowców w Omedze", odebrał telefon od rozgniewanej Betty Hanover, wysłuchał pogróżek ClaireJohanson, a w końcu, do kompletu, usłyszał wścibskie i bardzo niepokojące uwagi z FBI.PanTisen miał zamiar natychmiast wyczyścić teren, a to oznaczało wyczyszczenie go z każdejosoby.Cree i Si poprowadzili swe siły przez teren Ośrodka niczym powódz światłości, któraobmywa budynki z zewnątrz i przemywa je na wylot, wypłukuje z pokojów wszystkiedemony, ściga je przez okoliczne lasy, wycina je z błękitu nieba.Piekielni kłamcy zostalidosłowne zatopieni i pobici.Wołali Barquita, swego przebiegłego wodza, ale jego nie byłojuż od dawna.Ich lamenty nie trwały zbyt długo - po chwili też poszli w jego ślady.Barquit obejrzał się tylko raz: wystarczyło, by zobaczyć, że jego imperium, Omega",upadło. Mocarz! Ten partacz!"- Zajęcia odwołane - powiedział Tisen przez głośniki.- Proszę wracać do sal.Proszęzaładować swoje rzeczy do samochodów i przygotować się do wyjazdu!Zajęcia zostały przerwane tak niespodziewanie i uczniów odesłano tak prędko, żewielu uważało to za jakieś ćwiczenia przeciwpożarowe, a może nawet nalot lotniczy.Niektórzy wypadając na zewnątrz jeszcze nakładali płaszcze, innych, wciąż na półpogrążonych w transie, trzeba było wyprowadzać za rękę.Wykładowcy chwytali płaszcze,aktówki, plany wykładów i programy zajęć, wyłączali światła, zamykali gabinety.Przerwano też grę futbolową, grający pobiegli do swoich pokojów, pełni pytań iwątpliwości.Nie minęła godzina, a pierwsze autobusy ruszyły drogą do szosy, uwożącwykładowców, uczniów, nawet sprzątaczki i konserwatorów.Nie było końcarozgorączkowanym rozmowom i zachodzeniu w głowę, co się tu u licha stało.Tylko nieliczni zauważyli oliwkowego sedana zaparkowanego przed budynkiemadministracyjnym.Stał tam dopiero od paru chwil.- Przepraszam - powiedział pan Tisen do dwóch agentów FBI, którzy stali właśnie wjego biurze.- Przyjechali panowie w dość niefortunnym momencie.Właśnie zamykamy zpowodu przerwy wiosennej.Mężczyzni wymienili spojrzenia.- Przerwy wiosennej? - zapytał jeden.- Przestrzegamy tu dość oryginalnego kalendarza, proszę panów - uśmiechnął sięTisen.- Sprawdzimy to.- Widzieliśmy odjeżdżające autobusy - zauważył jeden.- Wyglądało na jakąśewakuację.Tisen wyszczerzył zęby w zakłopotanym uśmiechu.- Wie pan, większość musi zdążyć na samolot.Agenci nie marnowali czasu.- Pytałem już pana przez telefon: to jest ten sam Ośrodek Omega", który wydał tenprogram: Jak odnalezć prawdziwe ja?", tak?- No.tak.- A więc musi pan znać autorkę, Sally Beth Roe?- Czy ją znam osobiście?- Osobiście czy nie osobiście.- Znam oczywiście to nazwisko.- Jak możemy się z nią skontaktować?- Yy.obawiam się, że już nie żyje.- A skąd pan o tym wie?- No.Jeden z nich zajrzał do jakichś notatek.- A jeden z tutejszych wykładowców, właściwie pani, nazwiskiem Sybilla Denning?Czy jeszcze jest w ośrodku?Tisen potrząsnął głową ze smutkiem chyba nieco zbyt wyszukanym.- Nie, niestety już nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.* * *Z dala od tych wydarzeń, w mieście Westhaven, gdzie nikt nie miał najmniejszegopojęcia o duchowej awanturze, która rozgorzała w Bacon's Corner i zataczała stamtąd corazszersze kręgi, rozpoczęło się o drugiej po południu posiedzenie okręgowego sąduapelacyjnego.Wayne Corrigan i Tom Harris zajęli miejsca przy stole dla pozwanych poprawej stronie sali.Adwokaci Ames i Jefferson usiedli po lewej.- Proszę wstać! - powiedział urzędnik sądowy.Wszyscy wstali, a do pomieszczeniawkroczyło trzech sędziów sądu apelacyjnego: dwóch mężczyzn - młody i starszy, i jednakobieta o twarzy pokrytej zmarszczkami.Sędziowie usiedli, a w ślad za nimi usiedli trzejprawnicy, sekretarz i urzędnik.Stenografka sądowa uniosła palce nad małymi klawiszami.Tom spojrzał na salę.Poza jedynym dziennikarzem, najwyrazniej znużonymprzydzielonym mu zadaniem, galeria była całkowicie pusta.No, oczywiście.Opinia publicznaczekała na prawdziwy show: na rozprawę.- Co tam - szepnął Corrigan.- To i tak będzie krótki dzień.- Nie będzie żadnych rewelacji? - zapytał Tom.- Szczerze mówiąc, żadnych się nie spodziewam.Starszy sędzia włożył okulary do czytania i zajrzał do swoich papierów.- Jest to sprawa Brandon przeciwko Akademii Dobrego Pasterza", strona pozwanaodwołuje się od wyroku sądu pierwszej instancji w sprawie przebadania dziecka przezekspertów obrony oraz złożenia przez nie zeznań.Corrigan zerknął na Amesa i Jeffersona.Wyglądali na znudzonych.Tak byli pewnisiebie!* * *Ośrodek Omega" w Fairwood w Massachusetts tętnił życiem: zajęcia szły pełną parą,wspaniała pogoda i - przynajmniej z punktu widzenia obecnych tam ludzi - nie działo się nicdziwnego ani niezwykłego.Grupa młodych osób już od dłuższej chwili grała na boisku watrakcyjny futbol dotykowy (Aagodniejsza odmiana futbolu amerykańskiego).Na placu TaiChi dwudziestu kilku uczestników ćwiczeń płynęło powoli przez czas, przestrzeń i ducha, wsalach wykładowych i ćwiczeniowych młodzież ze szkół średnich, dorośli, a nawet osobystarsze uczyli się najnowszej, przystosowanej do zachodniego sposobu myślenia gałęzihinduistycznego mistycyzmu, a w spokojnych, wyłożonych poduszkami pokojach medytacjimłodzi transcendentaliści z zamkniętymi oczami oglądali kosmiczne filmy, które demonypuszczały w ich mózgach.Cree, Si i ich rozmieszczone na swoich pozycjach oddziały byli gotowi.Czekali.Ladachwila.Barquit, Książę Omegi", poczuł niepokój, słysząc buczenie i szelest postrzępionychskrzydeł, a zaraz potem - odległe jęki i lamenty jakichś duchów.Wprawił skrzydła w ruch iposzybował nad budynkiem administracyjnym.Patrzył na zachód, nareszcie dojrzał zbliżającesię od strony Bacon's Corner duchy.Wyły z przerażenia.Coś się musiało stać.- Do mnie!Wokoło jaśniało.Zakrył głowę ramionami, oślepiony białym światłem, które zdawałosię eksplodować ze wszystkich stron, zacierając widok na lasy i wzgórza, spłukując błękit znieba i wypierając wszystkie kolory z ośrodka.Przerażony obrócił się błyskawicznie, wyjąłmiecz, ale otrzymał cios, zanim zdążył zobaczyć napastnika.Uciekł w niebo, czując tuż za sobą żar światła Niebios.* * *Rozdzwoniły się telefony - w każdym pomieszczeniu Ośrodka.Wiadomość dotarła dokażdego nauczyciela, lidera, pracownika: koniec meczu, zajęcia odwołane, a każdy uczestnikastralnej podróży musi szykować się do lądowania.Pan Tisen, szef zespołu wykładowców w Omedze", odebrał telefon od rozgniewanej Betty Hanover, wysłuchał pogróżek ClaireJohanson, a w końcu, do kompletu, usłyszał wścibskie i bardzo niepokojące uwagi z FBI.PanTisen miał zamiar natychmiast wyczyścić teren, a to oznaczało wyczyszczenie go z każdejosoby.Cree i Si poprowadzili swe siły przez teren Ośrodka niczym powódz światłości, któraobmywa budynki z zewnątrz i przemywa je na wylot, wypłukuje z pokojów wszystkiedemony, ściga je przez okoliczne lasy, wycina je z błękitu nieba.Piekielni kłamcy zostalidosłowne zatopieni i pobici.Wołali Barquita, swego przebiegłego wodza, ale jego nie byłojuż od dawna.Ich lamenty nie trwały zbyt długo - po chwili też poszli w jego ślady.Barquit obejrzał się tylko raz: wystarczyło, by zobaczyć, że jego imperium, Omega",upadło. Mocarz! Ten partacz!"- Zajęcia odwołane - powiedział Tisen przez głośniki.- Proszę wracać do sal.Proszęzaładować swoje rzeczy do samochodów i przygotować się do wyjazdu!Zajęcia zostały przerwane tak niespodziewanie i uczniów odesłano tak prędko, żewielu uważało to za jakieś ćwiczenia przeciwpożarowe, a może nawet nalot lotniczy.Niektórzy wypadając na zewnątrz jeszcze nakładali płaszcze, innych, wciąż na półpogrążonych w transie, trzeba było wyprowadzać za rękę.Wykładowcy chwytali płaszcze,aktówki, plany wykładów i programy zajęć, wyłączali światła, zamykali gabinety.Przerwano też grę futbolową, grający pobiegli do swoich pokojów, pełni pytań iwątpliwości.Nie minęła godzina, a pierwsze autobusy ruszyły drogą do szosy, uwożącwykładowców, uczniów, nawet sprzątaczki i konserwatorów.Nie było końcarozgorączkowanym rozmowom i zachodzeniu w głowę, co się tu u licha stało.Tylko nieliczni zauważyli oliwkowego sedana zaparkowanego przed budynkiemadministracyjnym.Stał tam dopiero od paru chwil.- Przepraszam - powiedział pan Tisen do dwóch agentów FBI, którzy stali właśnie wjego biurze.- Przyjechali panowie w dość niefortunnym momencie.Właśnie zamykamy zpowodu przerwy wiosennej.Mężczyzni wymienili spojrzenia.- Przerwy wiosennej? - zapytał jeden.- Przestrzegamy tu dość oryginalnego kalendarza, proszę panów - uśmiechnął sięTisen.- Sprawdzimy to.- Widzieliśmy odjeżdżające autobusy - zauważył jeden.- Wyglądało na jakąśewakuację.Tisen wyszczerzył zęby w zakłopotanym uśmiechu.- Wie pan, większość musi zdążyć na samolot.Agenci nie marnowali czasu.- Pytałem już pana przez telefon: to jest ten sam Ośrodek Omega", który wydał tenprogram: Jak odnalezć prawdziwe ja?", tak?- No.tak.- A więc musi pan znać autorkę, Sally Beth Roe?- Czy ją znam osobiście?- Osobiście czy nie osobiście.- Znam oczywiście to nazwisko.- Jak możemy się z nią skontaktować?- Yy.obawiam się, że już nie żyje.- A skąd pan o tym wie?- No.Jeden z nich zajrzał do jakichś notatek.- A jeden z tutejszych wykładowców, właściwie pani, nazwiskiem Sybilla Denning?Czy jeszcze jest w ośrodku?Tisen potrząsnął głową ze smutkiem chyba nieco zbyt wyszukanym.- Nie, niestety już nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]