[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten kolorowy, co to mieszka z tÄ… staruchÄ….A twój ojciec wciąż jeszcze patrzyÅ‚ na ciebie, a tyÅ› powiedziaÅ‚: Powiedz po literze, jakon siÄ™ nazywa.A Luster odpowiedziaÅ‚: To takie adwokatowe sÅ‚owo.«Bond to ta kaucja, co to jÄ…zakÅ‚adajÄ… za czÅ‚owieka, jak go prawo Å‚apie.Po literze umiem mówić tylko sÅ‚owaz książki.Tak wÅ‚aÅ›nie siÄ™ nazywaÅ‚ ten chÅ‚opak; to nazwisko brzmi teraz Bond , a jemu i takjest wszystko jedno, bo to, czym jest, odziedziczyÅ‚ po swojej matce, a tylko to, czym byćnie może, po swoim ojcu.Gdyby go zapytano, czy jest wnukiem Charlesa Bona, on nietylko by tego nie wiedziaÅ‚, ale nawet by siÄ™ nie przejÄ…Å‚, że tego nie wie; a gdyby mupowiedziano, że jest wnukiem Charlesa Bona, to tylko przelotnie to twierdzenie bymusnęło to coÅ›, co ty (nie on) nazwaÅ‚byÅ› jego umysÅ‚em, i zniknęło, jeszcze zanim tenumysÅ‚ byÅ‚by zdolny do jakiejkolwiek reakcji, odczucia grozy czy przyjemnoÅ›ci, czy zÅ‚oÅ›ci,czy rozpaczy.Zgadza siÄ™? Owszem powiedziaÅ‚ Quentin. I on przez dwadzieÅ›cia sześć lat mieszkaÅ‚ w tej chacie na tyÅ‚ach domunawiedzanego przez duchy.on z tÄ… starÄ…, która musiaÅ‚a już przekroczyćsiedemdziesiÄ…tkÄ™, a pomimo to nie miaÅ‚a ani jednego siwego wÅ‚osa pod tÄ… chustkÄ…, aninie byÅ‚a zwiÄ™dÅ‚a, zupeÅ‚nie tak, jakby starzaÅ‚a siÄ™ normalnie tylko do pewnego momentu,a potem zamiast siwieć i wiotczeć zaczęła siÄ™ tylko kurczyć: skóra na twarzy i rÄ™kachzamieniaÅ‚a jej siÄ™ w drobniusieÅ„kÄ… siatkÄ™ milionowych zmarszczek, a ciaÅ‚o malaÅ‚oi malaÅ‚o jak miÄ™so w piecu albo jak te gÅ‚owy wrogów preparowane przez dzikusów naBorneo.Tak wyglÄ…daÅ‚a, że wÅ‚aÅ›ciwie mogÅ‚aby sama straszyć w razie potrzeby, gdyby ktoÅ›nie miaÅ‚ nic lepszego do roboty niż skradać siÄ™ tam wokoÅ‚o domu, czego zresztÄ… nikt nierobiÅ‚; gdyby w tym domu byÅ‚o coÅ› cennego, co warto by uchronić przed kradzieżą, czegoprzecież nie byÅ‚o; albo gdyby ktoÅ› plÄ…drowaÅ‚ i uznaÅ‚, że to dobra dla niego kryjówka,dobre schronienie, co zresztÄ… też nie wchodziÅ‚o w rachubÄ™.A jednak ta starka, ta ciotkaRosa, powiedziaÅ‚a ci, że ktoÅ› tam siÄ™ ukrywa, a ty wtedy powiedziaÅ‚eÅ›, że to tylko Clytiealbo Jim Bond, na co ona powiedziaÅ‚a: Nie , a ty, że tak, że na pewno, bo przecieżdemon już nie żyje i Judith nie żyje, i Bon nie żyje, a Henry przepadÅ‚ i nawet grób po nimnie zostaÅ‚; ale ona jeszcze raz powiedziaÅ‚a: Nie , wiÄ™c pojechaliÅ›cie tam oboje, bryczkÄ…przebyliÅ›cie te dwanaÅ›cie mil nocÄ… i zastaliÅ›cie w tym domu Clytie i Jima Bonda, a tyÅ›wtedy powiedziaÅ‚: A widzi pani , a ona (ta ciotka Rosa) wciąż mówiÅ‚a: Nie , wiÄ™cposzliÅ›cie dalej, a tam. Owszem. Zaraz powiedziaÅ‚ Shreve. Na miÅ‚ość boskÄ…, zaczekaj.VIITeraz nie byÅ‚o Å›niegu na rÄ™ce Shreve a, nie byÅ‚o żadnego rÄ™kawa.W krÄ…g lampypowróciÅ‚a goÅ‚a rÄ™ka, gÅ‚adka jak rÄ™ka amora, siÄ™gajÄ…c po stojÄ…cÄ… na stole puszkÄ™, w którejkiedyÅ› byÅ‚a kawa, a teraz Shreve przechowywaÅ‚ swoje fajki.Shreve wyjÄ…Å‚ fajkÄ™, nabiÅ‚ jÄ…tytoniem i zapaliÅ‚. WiÄ™c na dworze jest zero stopni pomyÅ›laÅ‚ Quentin; wkrótce miaÅ‚ otworzyć oknoi z zaciÅ›niÄ™tymi pięściami, obnażony do pasa stanąć w tej ciepÅ‚ej różanej okiennej wnÄ™ce,żeby kilka razy odetchnąć gÅ‚Ä™boko ostrym, mroznym powietrzem uniwersyteckiegodziedziÅ„ca.Ale jeszcze tego nie zrobiÅ‚, a już ta chwila, gdy o tym pomyÅ›laÅ‚, staÅ‚a siÄ™przeszÅ‚oÅ›ciÄ… sprzed godziny, już ta fajka leżaÅ‚a wywrócona na stole, wypalona i zimnaw lekkiej smużce popioÅ‚u przed skrzyżowanymi, przysnutymi jasnym puszkiem,różowymi rÄ™kami Shreve a, a Shreve przez dwa odbijajÄ…ce Å›wiatÅ‚o lampy księżyceokularów patrzyÅ‚ na niego. WiÄ™c on po prostu chciaÅ‚ mieć wnuka powiedziaÅ‚ Shreve. Tylko o to muchodziÅ‚o.Jezu, paradne jest to PoÅ‚udnie, no nie? Lepsze niż teatr.Lepsze niż Ben Hur?Nic dziwnego, że od czasu do czasu musicie stamtÄ…d wyjeżdżać, żeby siÄ™ przewietrzyć, nonie?Quentin nie odpowiedziaÅ‚ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ten kolorowy, co to mieszka z tÄ… staruchÄ….A twój ojciec wciąż jeszcze patrzyÅ‚ na ciebie, a tyÅ› powiedziaÅ‚: Powiedz po literze, jakon siÄ™ nazywa.A Luster odpowiedziaÅ‚: To takie adwokatowe sÅ‚owo.«Bond to ta kaucja, co to jÄ…zakÅ‚adajÄ… za czÅ‚owieka, jak go prawo Å‚apie.Po literze umiem mówić tylko sÅ‚owaz książki.Tak wÅ‚aÅ›nie siÄ™ nazywaÅ‚ ten chÅ‚opak; to nazwisko brzmi teraz Bond , a jemu i takjest wszystko jedno, bo to, czym jest, odziedziczyÅ‚ po swojej matce, a tylko to, czym byćnie może, po swoim ojcu.Gdyby go zapytano, czy jest wnukiem Charlesa Bona, on nietylko by tego nie wiedziaÅ‚, ale nawet by siÄ™ nie przejÄ…Å‚, że tego nie wie; a gdyby mupowiedziano, że jest wnukiem Charlesa Bona, to tylko przelotnie to twierdzenie bymusnęło to coÅ›, co ty (nie on) nazwaÅ‚byÅ› jego umysÅ‚em, i zniknęło, jeszcze zanim tenumysÅ‚ byÅ‚by zdolny do jakiejkolwiek reakcji, odczucia grozy czy przyjemnoÅ›ci, czy zÅ‚oÅ›ci,czy rozpaczy.Zgadza siÄ™? Owszem powiedziaÅ‚ Quentin. I on przez dwadzieÅ›cia sześć lat mieszkaÅ‚ w tej chacie na tyÅ‚ach domunawiedzanego przez duchy.on z tÄ… starÄ…, która musiaÅ‚a już przekroczyćsiedemdziesiÄ…tkÄ™, a pomimo to nie miaÅ‚a ani jednego siwego wÅ‚osa pod tÄ… chustkÄ…, aninie byÅ‚a zwiÄ™dÅ‚a, zupeÅ‚nie tak, jakby starzaÅ‚a siÄ™ normalnie tylko do pewnego momentu,a potem zamiast siwieć i wiotczeć zaczęła siÄ™ tylko kurczyć: skóra na twarzy i rÄ™kachzamieniaÅ‚a jej siÄ™ w drobniusieÅ„kÄ… siatkÄ™ milionowych zmarszczek, a ciaÅ‚o malaÅ‚oi malaÅ‚o jak miÄ™so w piecu albo jak te gÅ‚owy wrogów preparowane przez dzikusów naBorneo.Tak wyglÄ…daÅ‚a, że wÅ‚aÅ›ciwie mogÅ‚aby sama straszyć w razie potrzeby, gdyby ktoÅ›nie miaÅ‚ nic lepszego do roboty niż skradać siÄ™ tam wokoÅ‚o domu, czego zresztÄ… nikt nierobiÅ‚; gdyby w tym domu byÅ‚o coÅ› cennego, co warto by uchronić przed kradzieżą, czegoprzecież nie byÅ‚o; albo gdyby ktoÅ› plÄ…drowaÅ‚ i uznaÅ‚, że to dobra dla niego kryjówka,dobre schronienie, co zresztÄ… też nie wchodziÅ‚o w rachubÄ™.A jednak ta starka, ta ciotkaRosa, powiedziaÅ‚a ci, że ktoÅ› tam siÄ™ ukrywa, a ty wtedy powiedziaÅ‚eÅ›, że to tylko Clytiealbo Jim Bond, na co ona powiedziaÅ‚a: Nie , a ty, że tak, że na pewno, bo przecieżdemon już nie żyje i Judith nie żyje, i Bon nie żyje, a Henry przepadÅ‚ i nawet grób po nimnie zostaÅ‚; ale ona jeszcze raz powiedziaÅ‚a: Nie , wiÄ™c pojechaliÅ›cie tam oboje, bryczkÄ…przebyliÅ›cie te dwanaÅ›cie mil nocÄ… i zastaliÅ›cie w tym domu Clytie i Jima Bonda, a tyÅ›wtedy powiedziaÅ‚: A widzi pani , a ona (ta ciotka Rosa) wciąż mówiÅ‚a: Nie , wiÄ™cposzliÅ›cie dalej, a tam. Owszem. Zaraz powiedziaÅ‚ Shreve. Na miÅ‚ość boskÄ…, zaczekaj.VIITeraz nie byÅ‚o Å›niegu na rÄ™ce Shreve a, nie byÅ‚o żadnego rÄ™kawa.W krÄ…g lampypowróciÅ‚a goÅ‚a rÄ™ka, gÅ‚adka jak rÄ™ka amora, siÄ™gajÄ…c po stojÄ…cÄ… na stole puszkÄ™, w którejkiedyÅ› byÅ‚a kawa, a teraz Shreve przechowywaÅ‚ swoje fajki.Shreve wyjÄ…Å‚ fajkÄ™, nabiÅ‚ jÄ…tytoniem i zapaliÅ‚. WiÄ™c na dworze jest zero stopni pomyÅ›laÅ‚ Quentin; wkrótce miaÅ‚ otworzyć oknoi z zaciÅ›niÄ™tymi pięściami, obnażony do pasa stanąć w tej ciepÅ‚ej różanej okiennej wnÄ™ce,żeby kilka razy odetchnąć gÅ‚Ä™boko ostrym, mroznym powietrzem uniwersyteckiegodziedziÅ„ca.Ale jeszcze tego nie zrobiÅ‚, a już ta chwila, gdy o tym pomyÅ›laÅ‚, staÅ‚a siÄ™przeszÅ‚oÅ›ciÄ… sprzed godziny, już ta fajka leżaÅ‚a wywrócona na stole, wypalona i zimnaw lekkiej smużce popioÅ‚u przed skrzyżowanymi, przysnutymi jasnym puszkiem,różowymi rÄ™kami Shreve a, a Shreve przez dwa odbijajÄ…ce Å›wiatÅ‚o lampy księżyceokularów patrzyÅ‚ na niego. WiÄ™c on po prostu chciaÅ‚ mieć wnuka powiedziaÅ‚ Shreve. Tylko o to muchodziÅ‚o.Jezu, paradne jest to PoÅ‚udnie, no nie? Lepsze niż teatr.Lepsze niż Ben Hur?Nic dziwnego, że od czasu do czasu musicie stamtÄ…d wyjeżdżać, żeby siÄ™ przewietrzyć, nonie?Quentin nie odpowiedziaÅ‚ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]