[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętałam zombie, który zabił tenastolatki, i wyraz jego twarzy, gdy poddałam egzorcyzmomzamieszkującego w nim demona.Znówzrobiłam z niego człowieka.Dwadzieścia cztery godziny pózniej został aresztowany, a pobłyskawicznym procesie skazany naśmierć za dokonanie morderstw, choć nie pamiętał, by je popełnił.Najszybsza egzekucja w historiiTeksasu.Aż do ostatniego dnia życia ten człowiek twierdził, że jestniewinny.%7łe ktoś go wrobił.Wiedziałam, co czuje.Długo tkwiłam w tej trumnie.Czułam, jak dzień wolno mija.Jakbym ruchsłońca miała zapisany wkrwiobiegu.Blisko zmierzchu bagażówka się zatrzymała.Nie słyszałam głosów, ale woddali rozsunęły się jakieśdrzwi.Trumna się zachwiała, potem gwałtownie uniosła i opadła,przechylając się na boki poddziwnymi kątami.Podskakiwałam, obijałam się o ścianki, jakbym była wśrodku pracującej suszarki doubrań.%7łołądek podchodził mi do gardła.49Powinnam mieć urazy głowy od tych wstrząsów, ale chłopcy przypierwszych drgnieniach przenieślisię na moją twarz.I nagle, jakby ktoś wepchnął mnie pod strumień gorącejwody; cała piątka strażnikówna moich policzkach, czole, oczach i ustach.Gotowych na wszystko.Wściekłych.Wyczekującychzmierzchu.Trumna w końcu łupnęła ciężko na jakieś podłoże.Z takim impetem, żezęby mi zadzwoniły, a deskiskrzyni zaskrzypiały.Wieko było zabite gwozdziami, jakby porywaczeposkąpili pieprzonych pięciudolarów na zakup zamka.Potem usłyszałam, że ktoś podważa wiekołomem.Zorientowałam się, że jestem w jakimś pokoju bez światła.Na szczęściedoskonale widzę w ciemności,więc od razu spostrzegłam otaczających mnie mężczyzn.Co najmniejczterech, ubranych zwyczajnie, tyleże mieli noktowizory.Biło od nich smrodem dymu papierosowego i potu.Iżaden nie okazał zdziwienia,że teraz moją twarz pokrywają tatuaże.Zimny, obojętny profesjonalizm.Znów przewrócili trumnę do góry dnem.Gdy z hukiem wypadłam naposadzkę, jak duch pojawił sięprzede mną facet w białej bluzie z napisem MSU".W nozdrza uderzyłmnie zapach wilgotnego betonu.Woń piwnicy, jak bym znajdowała się w starym zapuszczonym domu,któremu przydałyby siędezynsekcja i dobry preparat na wilgoć.Ktoś zaczął zdejmować mi rękawiczki.Zacisnęłam dłonie w pięści, aby dotego nie dopuścić, a chwilępózniej poczułam nóż tnący skórę.Wykręciłam szyję, żeby zobaczyć, cosię dzieje.Facet w białej bluziesiedział na mnie okrakiem z nożem sprężynowym w jednej dłoni iresztkami mojej rękawiczki w drugiej.Nie przypominał już zwariowanego tatuśka.Już bardziej żołnierza.Okamiennej twarzy, zwartego.Ztych, co golą sobie głowy, bo sądzą, że dzięki temu wyglądają na jeszczegorszych skurczybyków.Onjeden ze wszystkich mężczyzn w ciemnym pomieszczeniu nie miał naoczach noktowizora.Tylko tesame okulary co wcześniej.Mimo to wydawało się, że doskonale mniewidzi.Skończył rozcinać rękawiczki, po czym rzucił za siebie jakiś krótki ostryrozkaz.Reszta towarzystwaw milczeniu wycofała się do drzwi tuż za wiszącymi nisko, rzężącymirurami, tak jakby ktoś piętrowyżej korzystał z wody.Kiedy otworzyli drzwi, nie zobaczyłam żadnegoświatła.Jeszcze większaciemność.%7ładnych dzwięków, poza odgłosem spływającej wody, szuraniastóp i ostrego oddechu.Mężczyzna w bluzie zaczekał, aż kumple wyjdą, po czym zdjął okulary ipstryknął przełącznik naścianie.Rozbłysło jaskrawe, oślepiające światło.Oczy zaczęły mi łzawić.Facet przesunął się w bok izniknął z widoku.Po krótkiej ciszy usłyszałam kilka charakterystycznychkliknięć.Aparat fotograficzny.Nieznajomy robił zdjęcia.- Tak, ma pierścień.Przesyłam ci fotkę - mówił.50Leżałam na brzuchu, z rękoma związanymi z tyłu.Przeturlałam się naplecy, zasłaniając sobą pancerzna palcu.Napastnik westchnął.Chciałam na niego spojrzeć, ale znówzszedł mi z oczu.Był jak nicość, jakduch.Raw i Aaz zabrali się do rozgrzewania moich rąk.W ciągu sekund rękawyswetra zaczęły się palić.Taśma też.Poczułam słaby gryzący swąd tlącego się plastiku.Szarpnęłamramionami.Coś się oderwało.- Tak - ciągnął facet w bluzie.- Wszystko przygotowałem.I jeszcze razdziękuję.To dla mnie zaszczyt.Odwróciłam głowę.Wreszcie mogłam dobrze się przyjrzeć nieznajomemu.Znów miał na nosieokulary.Zamknął klapkę komórki i wsunął telefon do kieszeni.Zauważył,że się na niego gapię i zrobiłto samo - patrzył, jakby mnie oceniał.Niczym jakiś Anubis z miarką ipiórem do zapisywania, ustalającyciężar mojego serca.A potem oderwał ode mnie wzrok i ściągnął bluzę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Pamiętałam zombie, który zabił tenastolatki, i wyraz jego twarzy, gdy poddałam egzorcyzmomzamieszkującego w nim demona.Znówzrobiłam z niego człowieka.Dwadzieścia cztery godziny pózniej został aresztowany, a pobłyskawicznym procesie skazany naśmierć za dokonanie morderstw, choć nie pamiętał, by je popełnił.Najszybsza egzekucja w historiiTeksasu.Aż do ostatniego dnia życia ten człowiek twierdził, że jestniewinny.%7łe ktoś go wrobił.Wiedziałam, co czuje.Długo tkwiłam w tej trumnie.Czułam, jak dzień wolno mija.Jakbym ruchsłońca miała zapisany wkrwiobiegu.Blisko zmierzchu bagażówka się zatrzymała.Nie słyszałam głosów, ale woddali rozsunęły się jakieśdrzwi.Trumna się zachwiała, potem gwałtownie uniosła i opadła,przechylając się na boki poddziwnymi kątami.Podskakiwałam, obijałam się o ścianki, jakbym była wśrodku pracującej suszarki doubrań.%7łołądek podchodził mi do gardła.49Powinnam mieć urazy głowy od tych wstrząsów, ale chłopcy przypierwszych drgnieniach przenieślisię na moją twarz.I nagle, jakby ktoś wepchnął mnie pod strumień gorącejwody; cała piątka strażnikówna moich policzkach, czole, oczach i ustach.Gotowych na wszystko.Wściekłych.Wyczekującychzmierzchu.Trumna w końcu łupnęła ciężko na jakieś podłoże.Z takim impetem, żezęby mi zadzwoniły, a deskiskrzyni zaskrzypiały.Wieko było zabite gwozdziami, jakby porywaczeposkąpili pieprzonych pięciudolarów na zakup zamka.Potem usłyszałam, że ktoś podważa wiekołomem.Zorientowałam się, że jestem w jakimś pokoju bez światła.Na szczęściedoskonale widzę w ciemności,więc od razu spostrzegłam otaczających mnie mężczyzn.Co najmniejczterech, ubranych zwyczajnie, tyleże mieli noktowizory.Biło od nich smrodem dymu papierosowego i potu.Iżaden nie okazał zdziwienia,że teraz moją twarz pokrywają tatuaże.Zimny, obojętny profesjonalizm.Znów przewrócili trumnę do góry dnem.Gdy z hukiem wypadłam naposadzkę, jak duch pojawił sięprzede mną facet w białej bluzie z napisem MSU".W nozdrza uderzyłmnie zapach wilgotnego betonu.Woń piwnicy, jak bym znajdowała się w starym zapuszczonym domu,któremu przydałyby siędezynsekcja i dobry preparat na wilgoć.Ktoś zaczął zdejmować mi rękawiczki.Zacisnęłam dłonie w pięści, aby dotego nie dopuścić, a chwilępózniej poczułam nóż tnący skórę.Wykręciłam szyję, żeby zobaczyć, cosię dzieje.Facet w białej bluziesiedział na mnie okrakiem z nożem sprężynowym w jednej dłoni iresztkami mojej rękawiczki w drugiej.Nie przypominał już zwariowanego tatuśka.Już bardziej żołnierza.Okamiennej twarzy, zwartego.Ztych, co golą sobie głowy, bo sądzą, że dzięki temu wyglądają na jeszczegorszych skurczybyków.Onjeden ze wszystkich mężczyzn w ciemnym pomieszczeniu nie miał naoczach noktowizora.Tylko tesame okulary co wcześniej.Mimo to wydawało się, że doskonale mniewidzi.Skończył rozcinać rękawiczki, po czym rzucił za siebie jakiś krótki ostryrozkaz.Reszta towarzystwaw milczeniu wycofała się do drzwi tuż za wiszącymi nisko, rzężącymirurami, tak jakby ktoś piętrowyżej korzystał z wody.Kiedy otworzyli drzwi, nie zobaczyłam żadnegoświatła.Jeszcze większaciemność.%7ładnych dzwięków, poza odgłosem spływającej wody, szuraniastóp i ostrego oddechu.Mężczyzna w bluzie zaczekał, aż kumple wyjdą, po czym zdjął okulary ipstryknął przełącznik naścianie.Rozbłysło jaskrawe, oślepiające światło.Oczy zaczęły mi łzawić.Facet przesunął się w bok izniknął z widoku.Po krótkiej ciszy usłyszałam kilka charakterystycznychkliknięć.Aparat fotograficzny.Nieznajomy robił zdjęcia.- Tak, ma pierścień.Przesyłam ci fotkę - mówił.50Leżałam na brzuchu, z rękoma związanymi z tyłu.Przeturlałam się naplecy, zasłaniając sobą pancerzna palcu.Napastnik westchnął.Chciałam na niego spojrzeć, ale znówzszedł mi z oczu.Był jak nicość, jakduch.Raw i Aaz zabrali się do rozgrzewania moich rąk.W ciągu sekund rękawyswetra zaczęły się palić.Taśma też.Poczułam słaby gryzący swąd tlącego się plastiku.Szarpnęłamramionami.Coś się oderwało.- Tak - ciągnął facet w bluzie.- Wszystko przygotowałem.I jeszcze razdziękuję.To dla mnie zaszczyt.Odwróciłam głowę.Wreszcie mogłam dobrze się przyjrzeć nieznajomemu.Znów miał na nosieokulary.Zamknął klapkę komórki i wsunął telefon do kieszeni.Zauważył,że się na niego gapię i zrobiłto samo - patrzył, jakby mnie oceniał.Niczym jakiś Anubis z miarką ipiórem do zapisywania, ustalającyciężar mojego serca.A potem oderwał ode mnie wzrok i ściągnął bluzę [ Pobierz całość w formacie PDF ]