[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy zakładali, że jesteśmy matką i córką, a my nie wyprowadzałyśmy nikogo zbłędu, ponieważ tak było wygodniej, lecz często żartowałyśmy na ten temat i kiedy tylkoktoś znowu popełnił pomyłkę, Ruth zwykle mamrotała pod nosem: Nie-jestem-twoją-matką".Wylądowałyśmy na lewym krańcu Krety.Gdy dotarłyśmy do prawego, zaczęłyśmyzastanawiać się nad nowym celem podróży.To ja zasugerowałam Turcję!, tak bliską i ogromną, i z całą pewnością mniejzatłoczoną.Wahałyśmy się - w tamtych latach Turcja rzeczywiście miała nie najlepsząreputację - ale w końcu podjęłyśmy decyzję.Po nocy spędzonej na Rodos wsiadłyśmyna pokład malutkiego statku i popłynęłyśmy do Marmaris, pocieszając się, że w raziejakichś nieprzyjemności karta kredytowa Ruth spełni rolę czarodziejskiego dywanu, naktórym odlecimy w bezpieczne miejsce.Denerwowałyśmy się, jak będzie wyglądała odprawa celna (obie widziałyśmy filmy,opowiadające o różnych przerażających rzeczach, które spotkały wjeżdżających iwyjeżdżających z Turcji turystów), ale dokładnej kontroli celnicy poddali tylko Turków,natomiast nas przepuścili z szerokimi uśmiechami.Nasze paszporty ostemplowali ztakim rozmachem, że o mało nie rozgnietli ich na miazgę.Pan Urzędnik z OwłosionymiRamionami walił pieczątką w kartki z tak wyrazną przyjemnością, że to jego można byłoposądzić o bliski kontakt z narkotykami.Przeszłyśmy przez próg i zrobiłyśmy kilka kroków przed siebie.Słońce ogrzewałomoją twarz.Zauważyłam młodego człowieka, który usiłował złowić moje spojrzenie.Pozwoliłam mu na to.- Szukacie pokoju? - zapytał z uśmiechem, który nie był ani złowrogi, ani złośliwy,tylko po prostu przyjazny.- Tak - odpowiedziałam, wypowiadając pierwsze słowo na tureckiej ziemi.Ach, co za kraj! Dziwne, że tak duży obszar, tak często szarpany burzami historii, takłatwo zmieścił się w moim sercu.Pokój, do którego nas wprowadzono, był czysty, w wiejskim stylu, z barwnyminarzutami na łóżka i dywanami, w czterechsetletnim rodzinnym domu z niskimi drzwiami,i bardzo tani.Kiedy zostałyśmy same, usiadłyśmy na jednym łóżku.164- Bardzo tu miło - odezwała się Ruth.- Tak - odpowiedziałam znowu.Kilka dni po przybyciu miałyśmy nieprzyjemne przeżycie.Byłyśmy na cichej, pustejplaży, kiedy nagle pojawiło się tam kilku amerykańskich żołnierzy.Gdy zorientowali się,że mówimy po angielsku, i że na dodatek jedna z nas jest Amerykanką, podeszli, żeby znami porozmawiać.Przyjazne nastawienie do ludzi jest dobrą cechą, ale powinny mutowarzyszyć inne zalety, bo w przeciwnym razie staje się tylko pięknie opakowanympustym pudełkiem.Ci chłopcy - nazywam ich chłopcami", chociaż wszyscy byli starsiode mnie - stacjonowali w jednej z baz NATO na terenie Turcji i byli na przepustce.Nienawidzili Turcji.Nie ma co robić, nie ma co oglądać, tęsknię za moją dziewczyną,tęsknię za żoną, brakuje mi meczów piłki nożnej.Mieli grube karki oraz mózgi, które złatwością zmieściłyby się w naparstku.W szczególny sposób drażnił mnie jeden z nich,który chyba uważał, że czuję się jak Kopciuszek.Pragnąc przekonać mnie, że nie jestemsierotką, że ja także naprawdę należę do Wielkiej Rodziny Amerykańskiej, powiadomiłmnie, że nie ma żadnej różnicy między Amerykanami i Kanadyjczykami.Sam pochodziłz Michigan i chętnie sypał dowodami, które jakoby miały stanowić potwierdzenie jegotezy.Mamy ten sam język, tę samą telewizję, tę samą kulturę, to samo wszystko, mówił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Wszyscy zakładali, że jesteśmy matką i córką, a my nie wyprowadzałyśmy nikogo zbłędu, ponieważ tak było wygodniej, lecz często żartowałyśmy na ten temat i kiedy tylkoktoś znowu popełnił pomyłkę, Ruth zwykle mamrotała pod nosem: Nie-jestem-twoją-matką".Wylądowałyśmy na lewym krańcu Krety.Gdy dotarłyśmy do prawego, zaczęłyśmyzastanawiać się nad nowym celem podróży.To ja zasugerowałam Turcję!, tak bliską i ogromną, i z całą pewnością mniejzatłoczoną.Wahałyśmy się - w tamtych latach Turcja rzeczywiście miała nie najlepsząreputację - ale w końcu podjęłyśmy decyzję.Po nocy spędzonej na Rodos wsiadłyśmyna pokład malutkiego statku i popłynęłyśmy do Marmaris, pocieszając się, że w raziejakichś nieprzyjemności karta kredytowa Ruth spełni rolę czarodziejskiego dywanu, naktórym odlecimy w bezpieczne miejsce.Denerwowałyśmy się, jak będzie wyglądała odprawa celna (obie widziałyśmy filmy,opowiadające o różnych przerażających rzeczach, które spotkały wjeżdżających iwyjeżdżających z Turcji turystów), ale dokładnej kontroli celnicy poddali tylko Turków,natomiast nas przepuścili z szerokimi uśmiechami.Nasze paszporty ostemplowali ztakim rozmachem, że o mało nie rozgnietli ich na miazgę.Pan Urzędnik z OwłosionymiRamionami walił pieczątką w kartki z tak wyrazną przyjemnością, że to jego można byłoposądzić o bliski kontakt z narkotykami.Przeszłyśmy przez próg i zrobiłyśmy kilka kroków przed siebie.Słońce ogrzewałomoją twarz.Zauważyłam młodego człowieka, który usiłował złowić moje spojrzenie.Pozwoliłam mu na to.- Szukacie pokoju? - zapytał z uśmiechem, który nie był ani złowrogi, ani złośliwy,tylko po prostu przyjazny.- Tak - odpowiedziałam, wypowiadając pierwsze słowo na tureckiej ziemi.Ach, co za kraj! Dziwne, że tak duży obszar, tak często szarpany burzami historii, takłatwo zmieścił się w moim sercu.Pokój, do którego nas wprowadzono, był czysty, w wiejskim stylu, z barwnyminarzutami na łóżka i dywanami, w czterechsetletnim rodzinnym domu z niskimi drzwiami,i bardzo tani.Kiedy zostałyśmy same, usiadłyśmy na jednym łóżku.164- Bardzo tu miło - odezwała się Ruth.- Tak - odpowiedziałam znowu.Kilka dni po przybyciu miałyśmy nieprzyjemne przeżycie.Byłyśmy na cichej, pustejplaży, kiedy nagle pojawiło się tam kilku amerykańskich żołnierzy.Gdy zorientowali się,że mówimy po angielsku, i że na dodatek jedna z nas jest Amerykanką, podeszli, żeby znami porozmawiać.Przyjazne nastawienie do ludzi jest dobrą cechą, ale powinny mutowarzyszyć inne zalety, bo w przeciwnym razie staje się tylko pięknie opakowanympustym pudełkiem.Ci chłopcy - nazywam ich chłopcami", chociaż wszyscy byli starsiode mnie - stacjonowali w jednej z baz NATO na terenie Turcji i byli na przepustce.Nienawidzili Turcji.Nie ma co robić, nie ma co oglądać, tęsknię za moją dziewczyną,tęsknię za żoną, brakuje mi meczów piłki nożnej.Mieli grube karki oraz mózgi, które złatwością zmieściłyby się w naparstku.W szczególny sposób drażnił mnie jeden z nich,który chyba uważał, że czuję się jak Kopciuszek.Pragnąc przekonać mnie, że nie jestemsierotką, że ja także naprawdę należę do Wielkiej Rodziny Amerykańskiej, powiadomiłmnie, że nie ma żadnej różnicy między Amerykanami i Kanadyjczykami.Sam pochodziłz Michigan i chętnie sypał dowodami, które jakoby miały stanowić potwierdzenie jegotezy.Mamy ten sam język, tę samą telewizję, tę samą kulturę, to samo wszystko, mówił [ Pobierz całość w formacie PDF ]