[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To było zdjęcie en face, pozowane, wyglądało na kilkuletnie.Naczarno-białej fotografii jego niebieskie oczy wyszły mętnie.W innymkontekście wygięte w dół kąciki ust wydawałyby się smutne; wobecnych okolicznościach nadawało mu to złowrogi wyraz.Artykułwokół zdjęcia opisywał go jako  potomka rodziny znaczącej w branżybudowlanej , zaznaczając jego  poważne problemy psychiatryczne wprzeszłości.Ostatni akapit informował, że policja bada przeszłość IvaraDigby'ego Chancellora.Sou-za nie tracił czasu. 10Następnego ranka włożyłem dżinsy, koszulkę polo i sandały,wziąłem teczkę i poszedłem doliną w stronę uniwersytetu UCLA.Drogabyła zakorkowana - ludzie pokonywali codzienną trasę z domów wValley do dzielnic biznesowych West Side.Patrząc, jak samochodypowoli się przesuwają, pomyślałem o Czarnym Jacku Cadmusie;ciekawe, ilu biznesmenów ma drzewka owocowe na podwórkach.Przeciąłem Sunset, poszedłem dalej na północ Hilgard i wszedłemna teren campusu.Krótki spacer i byłem już na północnym skrajuCentrum Nauk Medycznych - kompleksu ceglanych behemotów, wktórych korytarze były podobno dłuższe niż w Pentagonie.Zmarnowałem w tych korytarzach sporą część młodości.Wszedłem na parter i skręciłem znajomą trasą w prawo.Wzdłużkorytarza prowadzącego do Biblioteki Biomedycznej stały przeszklonegabloty.W tym miesiącu tematem wystawy była historia przyrządówchirurgicznych.Obejrzałem cały wachlarz terapeutycznego uzbrojenia:od prymitywnych, kamiennych trepanatorów, odsłaniających tkankęmózgową w czaszce manekina, po lasery przecinające arterie.Biblioteka dopiero otworzyła swoje podwoje i wciąż było w niejcicho.Do południa miała się zapełnić studentami medycyny,przyszłymi studentami medycyny, niewyspanymi stażystami iponurymi doktorantami, schowanymi za stosami bibliografii. Usiadłem przy dębowym stole, otworzyłem teczkę i wyjąłem tomSchizofrenii Fisha, który przyniosłem z domu.Było to trzecie wydanie,stosunkowo nowe, ale po dwóch godzinach lektury nie dowiedziałemsię niczego, czego bym już nie wiedział.Odłożyłem książkę i ruszyłemna poszukiwanie świeższych informacji - abstraktów i artykułów.Popółgodzinie patrzenia w przeglądarki mikrofisz i przerzucania kartkatalogowych i trzech dalszych godzinach siedzenia między ich stosamizaczęło mi się dwoić w oczach i huczeć w głowie.Zrobiłem sobieprzerwę i ruszyłem do automatów z napojami i przekąskami.Siedząc na dziedzińcu, napiłem się gorzkiej kawy, ugryzłemczerstwego pączka i zdałem sobie sprawę, jak niewiele faktówwyłowiłem z morza teorii i spekulacji.Schizofrenia.Słowo to oznacza  rozszczepiony umysł , ale nieoddaje istoty rzeczy.Schizofrenia to tak naprawdę rozpad umysłu.Tozłośliwa choroba, rak procesów myślowych, erozja czynnościumysłowych.Objawy schizofrenii - omamy, halucynacje, nielogicznemyślenie, utrata kontaktu z rzeczywistością, dziwaczna mowa izachowanie - ucieleśniają to, co laicy rozumieją pod pojęciem  wariat.Występują u jednego procenta populacji w niemal wszystkichspołecznościach i nikt nie wie dlaczego.Za przyczynę podawano jużwszystko, od traumy poporodowej, przez uszkodzenie mózgu i typbudowy, po złe wychowanie.Niczego nie udowodniono, chociaż wielerzeczy wykluczono, i jak radośnie zauważył Souza, materiał badawczysugeruje genetyczne predyspozycje do szaleństwa.Przebieg choroby jest tak samo nieprzewidywalny, jakrozprzestrzenianie się pożaru lasu podczas wichury.Niektórzy pacjencidoznają pojedynczego epizodu psychotycznego, który nigdy się niepowtarza.Inni zdrowieją po serii ataków.W wielu przypadkachzaburzenie jest chroniczne, ale statyczne, a w sytuacjachnajpoważniejszych rozkład umysłu postępuje aż do całkowitegozałamania psychicznego.Mimo wszystkich tych dwuznaczności związek szaleństwa zmorderstwem jest jasny: przeważająca większość schizofreników jest nieszkodliwa, mniej skłonna do przemocy niż zdrowi ludzie.Niektórzyjednak są oszałamiająco niebezpieczni.Paranoicy atakują w nagłychwybuchach wściekłości, często okaleczając albo zabijając tych, którzynajbardziej starają się im pomóc - rodziców, małżonków, terapeutów.Schizofrenicy nie popełniają seryjnych morderstw.Sadyzm, premedytacja i rytualna powtarzalność dokonańLawendowego Rzeznika były znakami charakterystycznymi innegomieszkańca psychiatrycznej dżungli.To bestia chodząca na dwóch nogach.Spotkany na ulicy będzie sięwydawał normalny, nawet uroczy.Ale on krąży po ulicach, zimnookipasożyt i śledzi swoje ofiary pod powłoką kultury.Zasady i zakazyoddzielające ludzi od dzikich stworzeń jego nie dotyczą. Czyńdrugiemu, cokolwiek ci się spodoba , to jego motto.Nie ma sumienia,wykorzystuje i manipuluje, i nie zna współczucia.Wrzaski jego ofiar wnajlepszym przypadku są dla niego bez znaczenia, w najgorszym -zródłem przyjemności.To psychopata, a psychiatria rozumie go nawet-mniej niżschizofrenika.Objawy szaleństwa można często zwalczać lekami, ale niema terapii na zło.Szaleniec czy potwór - kim był Jamey?Sonnenschein, z naturalnym cynizmem gliniarza, podejrzewał todrugie.Wiedziałem, że mówi z doświadczenia, bo pierwszą rzeczą,jakiej często próbują psychopaci po schwytaniu, jest udawanieszaleństwa.Rozpruwacz z Yorkshire próbował, tak samo Manson,Bianchi i Syn Sama.%7ładnemu się nie udało, ale każdy kilku ekspertówzmylił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl