[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ferdynand zmrużył oczy.- Mówię prawdę.- Wiem - przytaknęła Arabella.- Nie znam tylko powodów pańskiegozachowania.Puścił te słowa mimo uszu.- Co pani tu robi? - spytał.Na tę chwilę przygotowała sobie krótką mówkę, ale teraz uznała, żezabrzmiałaby fałszywie.Nie potrafiła kłamać.- Ja?- Tak - odparł Ferdynand z nieoczekiwaną łagodnością.- Miałam zamiar zapytać, czy wolno mi będzie skorzystać z jednego zpańskich wierzchowców.Lecz to był tylko pretekst.- Arabella westchnęła zgłębi piersi.- W rzeczywistości chciałam z panem porozmawiać.Dowiedzieć się, dlaczego wciąż mnie pan unika.Ferdynand pokręcił głową, zdumiony jej otwartością.- Wszak Lulu ostrzegała panią przede mną.Nie zaprzeczyła, ale wojowniczo spojrzała mu prosto w oczy.Diabła masz za skórą, dziewczyno, pomyślał.Widziałw niejmłodzieńczy zapał i zarzewie buntu.Zdawał sobie sprawę, że powinien dlaAnula & ponaousladanscwłasnego dobra jak najdalej od niej uciec.Wiedział, że nic nie ma jej dozaoferowania poza ulotną chwilą szczęścia.To za mało jak na całe życie.- Nie mogę ci nic dać, Arabello.Smutek pobrzmiewający w jego głosie zbił ją z tropu i nieco przygasiłwesołość.Ale nadzieja pozostała.- A co ze wspólną przejażdżką? - zapytała cicho.Jej spojrzenie było tak czyste, a uśmiech tak szczery, że nie potrafiłodmówić.Ten jeden raz, obiecał sobie w myślach.Ten jeden, jedyny.- Może jutro? - zapytał, zupełnie pokonany.- Sprawisz mi prawdziwyzaszczyt.Uśmiechnął się - po raz pierwszy beztrosko, serdecznie.- Zgoda - odpowiedziała i nagle wybuchnęła perlistym śmiechem.-Niech będzie to prawdziwa jazda! Nie jakiś tam cywilizowany trucht pogłównej alejce na Praterze!Ferdynand spoglądał na nią zadziwiony.Nie wiedział, czy zdawałasobie sprawę z własnej witalności - z przecudowne- go wewnętrznegoświatła, które od niej biło.Stał się zazdrosny o tych wszystkich mężczyznkąpiących się w jej blasku przez kilka minionych tygodni w czasie, gdy ondobrowolnie zamknął się w ciemnicy.- Lepiej uważaj z marzeniami - powiedział z nagłą goryczą, jakby jużpożałował wcześniejszego zaproszenia.- Czasem się spełniają.- Nigdy nie marzyłam o czymś, czego nie mogłabym dostać.Jej radosny śmiech był dla niego zupełnym zaskoczeniem.- A o czym marzysz?Arabella umilkła.Chyba powinnam terazpowiedzieć coś zabawnego, pomyślała.Coś lekkiego i zalotnego.NieAnula & ponaousladanscznalazła odpowiednich słów.- Nie wiesz? - zapytała cicho, patrząc mu prosto w twarz.Widziałajego szare oczy i zmysłowe usta.A potem znów się roześmiała i tanecznym krokiem odbiegła kawałek.Zamiast jednak skierować się na wały, przystanęła i przez ramię spojrzała nahrabiego.- Jutro? - szepnęła, jakby przestraszona, że tylko z niej zażartował.W jego spojrzeniu nie było ani krzty wesołości.- Jutro - potwierdził z lekkim skinieniem głowy.Arabella pobiegła wgłąb uliczki.Dopiero po kilkunastukrokach zwolniła i zaczęła iść, jak przystało na prawdziwą damę.Sultan znów wyczuł nastrój swojego pana, bo przez parę chwil stałniczym wrośnięty w ziemię, z niespotykanym dla siebie spokojem.Zachowywał się, jakby wiedział, że Ferdynand z zadumą patrzy za malejącąpostacią Arabelli.Kiedy skręciła za róg, z pobliskich drzwi wysunęła siępostać w ciemnym płaszczu.Ferdynand zesztywniał nagle.Sultan zatańczył w miejscu, podkowyzastukały na kamiennym bruku.Ciemna postać z niepokojem zerknęła zasiebie i przyspieszyła kroku.- Cholerny wieprzek.- Ferdynand miał ochotę splunąć daleko przedsiebie.- Przeklęty Metternich.Przez minione tygodnie pilnie strzegł Arabelli w obawie, że chytrykanclerz wtrąci ją w objęcia jakiegoś uwodziciela.Nie spodziewał się jednakszpiega.- Przeklęty.Niespodziewanie jego złość obróciła się przeciw Arabelli.Anula & ponaousladanscPo co i przed kim chciał ją bronić? Na dobrą sprawę niepotrzebna mu taodpowiedzialność.Zbyt wiele miała wspólnego ze słabością - a Ferdynandvon Berg po prostu nie mógł być słaby.Przez całą drogę do najbliższych rogatek miasta Arabella i Ferdynandzamienili może ze dwa słowa.Tuż za murami rozpościerała się płaskaprzestrzeń Glacis, pocięta zadrzewionymi alejkami.Było to ulubionemiejsce zabaw wszystkich wiedeńskich dzieci i plac apelowy oddziałówcesarskiej armii.- Pojedziemy tam? - spytał Ferdynand.Arabella spojrzała na dobrze utrzymane, piaszczyste ścieżki, poktórych dostojnie sunęły bryczki i powozy.Tu można było jechać tylkokłusem, podczas gdy ona chciała galopować i czuć na ustach zimny smakwiatru.- Obiecałeś mi trochę większe odstępstwo od cywilizacji -odpowiedziała, przekrzywiając głowę.- Niczego nie obiecywałem.Wysłuchałem jedynie twojego żądania -przypomniał jej sucho.Sam nie wiedzieć czemu unikał jej wzroku.- A zatem?- Możemy pojechać nad rzekę - powiedział w zasadzie wbrew sobie.Zmarszczył brwi i potrząsnął głową.- Castlereaghowie tego nie pochwalą.- Dlaczego, na miłość boską? - zawołała Arabella.- To prymitywny teren - odparł.- %7ładnych ścieżek, błoto i wysokiechaszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Ferdynand zmrużył oczy.- Mówię prawdę.- Wiem - przytaknęła Arabella.- Nie znam tylko powodów pańskiegozachowania.Puścił te słowa mimo uszu.- Co pani tu robi? - spytał.Na tę chwilę przygotowała sobie krótką mówkę, ale teraz uznała, żezabrzmiałaby fałszywie.Nie potrafiła kłamać.- Ja?- Tak - odparł Ferdynand z nieoczekiwaną łagodnością.- Miałam zamiar zapytać, czy wolno mi będzie skorzystać z jednego zpańskich wierzchowców.Lecz to był tylko pretekst.- Arabella westchnęła zgłębi piersi.- W rzeczywistości chciałam z panem porozmawiać.Dowiedzieć się, dlaczego wciąż mnie pan unika.Ferdynand pokręcił głową, zdumiony jej otwartością.- Wszak Lulu ostrzegała panią przede mną.Nie zaprzeczyła, ale wojowniczo spojrzała mu prosto w oczy.Diabła masz za skórą, dziewczyno, pomyślał.Widziałw niejmłodzieńczy zapał i zarzewie buntu.Zdawał sobie sprawę, że powinien dlaAnula & ponaousladanscwłasnego dobra jak najdalej od niej uciec.Wiedział, że nic nie ma jej dozaoferowania poza ulotną chwilą szczęścia.To za mało jak na całe życie.- Nie mogę ci nic dać, Arabello.Smutek pobrzmiewający w jego głosie zbił ją z tropu i nieco przygasiłwesołość.Ale nadzieja pozostała.- A co ze wspólną przejażdżką? - zapytała cicho.Jej spojrzenie było tak czyste, a uśmiech tak szczery, że nie potrafiłodmówić.Ten jeden raz, obiecał sobie w myślach.Ten jeden, jedyny.- Może jutro? - zapytał, zupełnie pokonany.- Sprawisz mi prawdziwyzaszczyt.Uśmiechnął się - po raz pierwszy beztrosko, serdecznie.- Zgoda - odpowiedziała i nagle wybuchnęła perlistym śmiechem.-Niech będzie to prawdziwa jazda! Nie jakiś tam cywilizowany trucht pogłównej alejce na Praterze!Ferdynand spoglądał na nią zadziwiony.Nie wiedział, czy zdawałasobie sprawę z własnej witalności - z przecudowne- go wewnętrznegoświatła, które od niej biło.Stał się zazdrosny o tych wszystkich mężczyznkąpiących się w jej blasku przez kilka minionych tygodni w czasie, gdy ondobrowolnie zamknął się w ciemnicy.- Lepiej uważaj z marzeniami - powiedział z nagłą goryczą, jakby jużpożałował wcześniejszego zaproszenia.- Czasem się spełniają.- Nigdy nie marzyłam o czymś, czego nie mogłabym dostać.Jej radosny śmiech był dla niego zupełnym zaskoczeniem.- A o czym marzysz?Arabella umilkła.Chyba powinnam terazpowiedzieć coś zabawnego, pomyślała.Coś lekkiego i zalotnego.NieAnula & ponaousladanscznalazła odpowiednich słów.- Nie wiesz? - zapytała cicho, patrząc mu prosto w twarz.Widziałajego szare oczy i zmysłowe usta.A potem znów się roześmiała i tanecznym krokiem odbiegła kawałek.Zamiast jednak skierować się na wały, przystanęła i przez ramię spojrzała nahrabiego.- Jutro? - szepnęła, jakby przestraszona, że tylko z niej zażartował.W jego spojrzeniu nie było ani krzty wesołości.- Jutro - potwierdził z lekkim skinieniem głowy.Arabella pobiegła wgłąb uliczki.Dopiero po kilkunastukrokach zwolniła i zaczęła iść, jak przystało na prawdziwą damę.Sultan znów wyczuł nastrój swojego pana, bo przez parę chwil stałniczym wrośnięty w ziemię, z niespotykanym dla siebie spokojem.Zachowywał się, jakby wiedział, że Ferdynand z zadumą patrzy za malejącąpostacią Arabelli.Kiedy skręciła za róg, z pobliskich drzwi wysunęła siępostać w ciemnym płaszczu.Ferdynand zesztywniał nagle.Sultan zatańczył w miejscu, podkowyzastukały na kamiennym bruku.Ciemna postać z niepokojem zerknęła zasiebie i przyspieszyła kroku.- Cholerny wieprzek.- Ferdynand miał ochotę splunąć daleko przedsiebie.- Przeklęty Metternich.Przez minione tygodnie pilnie strzegł Arabelli w obawie, że chytrykanclerz wtrąci ją w objęcia jakiegoś uwodziciela.Nie spodziewał się jednakszpiega.- Przeklęty.Niespodziewanie jego złość obróciła się przeciw Arabelli.Anula & ponaousladanscPo co i przed kim chciał ją bronić? Na dobrą sprawę niepotrzebna mu taodpowiedzialność.Zbyt wiele miała wspólnego ze słabością - a Ferdynandvon Berg po prostu nie mógł być słaby.Przez całą drogę do najbliższych rogatek miasta Arabella i Ferdynandzamienili może ze dwa słowa.Tuż za murami rozpościerała się płaskaprzestrzeń Glacis, pocięta zadrzewionymi alejkami.Było to ulubionemiejsce zabaw wszystkich wiedeńskich dzieci i plac apelowy oddziałówcesarskiej armii.- Pojedziemy tam? - spytał Ferdynand.Arabella spojrzała na dobrze utrzymane, piaszczyste ścieżki, poktórych dostojnie sunęły bryczki i powozy.Tu można było jechać tylkokłusem, podczas gdy ona chciała galopować i czuć na ustach zimny smakwiatru.- Obiecałeś mi trochę większe odstępstwo od cywilizacji -odpowiedziała, przekrzywiając głowę.- Niczego nie obiecywałem.Wysłuchałem jedynie twojego żądania -przypomniał jej sucho.Sam nie wiedzieć czemu unikał jej wzroku.- A zatem?- Możemy pojechać nad rzekę - powiedział w zasadzie wbrew sobie.Zmarszczył brwi i potrząsnął głową.- Castlereaghowie tego nie pochwalą.- Dlaczego, na miłość boską? - zawołała Arabella.- To prymitywny teren - odparł.- %7ładnych ścieżek, błoto i wysokiechaszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]