[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fate ubrany w długi surdut rozbójnika" wyciągnął z kieszenidwa pistolety.Naładował je i jeden wręczył Argosy'emu.- Obawiam się, że nie jestem dobrym strzelcem, kapitanie.Wdodatku nigdy w życiu nie strzelałem z takiego rewolweru.- Niech pan po prostu będzie ostrożny - uśmiechnął się Fate, - Tojest broń Artie'ego i nie można jej tak do końca ufać.Proszę po prostunie celować we mnie ani w siebie.Ma pan nóż? Może będziemymusieli walczyć wręcz.Peace nie przestraszy się i nie ucieknie.Takmi się przynajmniej wydaje.Wszystko w porządku, Argosy? Wyglądapan.- Czuję się dobrze, jestem tylko trochę zdenerwowany.Będęstrzelał, jak umiem, i bił się, ale noża nie wezmę do ręki.- Musi pan.Ja mam drugi.Może nie będą nam potrzebne, ale nawszelki wypadek musi pan go mieć.Argosy wziął nóż od Fate'a i zaskoczony przyglądał się, jakkapitan wkłada sobie do ucha złoty kolczyk.- To na szczęście - uśmiechnął się Jason.258AnulaouslaandcsKiwnął głową, na której chusteczka zasłaniała bandaż, uścisnąłArgosy'emu dłoń i spiął konia ostrogami.Neiland był zaskoczony, patrząc, z jaką łatwością i odwagąojciec przeskakuje na koniu ogrodzenia, żywopłoty i strumyki.Onsam musiał się bardzo starać, żeby nie zostać w tyle.Zastanawiał się,jak to się stało, że do tej pory nie widział hrabiego w takiej sytuacji.Zawsze uważał ojca za dystyngowanego, trochę sztywnegoarystokratę o nieskazitelnych manierach, a on tymczasem nie miałsobie równych w siodle.Pędził jak wiatr i niczego się nie bał.Wtakim tempie mogli błyskawicznie dogonić Lilliheuna.Do Newhope dotarli zaledwie pół godziny po wyjezdzie Clare'a iCamilli z gospody.Hrabia nerwowo spacerował po dziedzińcu, gdystajenni zmieniali konie.- Na szczęście Dewhurst trzyma tu swoje wierzchowce -mruknął do Neilanda.- Nie dogonilibyśmy ich, gdybyśmy mielikorzystać z wynajętych koni.- %7ładen z nich nie wytrzymałby tempa, które narzucasz, ojcze -odparł Neiland.- Padłby trupem.- Ale tobie to nie grozi, co, synu? - uśmiechnął się Wheymore.- Nie, ojcze.- To dobrze, bo martwiłem się o ciebie.Myślę, że do tej poryjeszcze nigdy nie znalazłeś się w tak trudnej i wymagającej sytuacji.Ale wiedziałem, że dotrzymasz mi kroku.Teraz będziemy musieli259Anulaouslaandcsuważnie się rozglądać i nie zbaczać z głównej drogi, żeby ich nieprzeoczyć.- Tak, ojcze.Widzę, że bardzo niepokoisz się o Cammy.AleLilliheun to dżentelmen w każdym calu.Można mu całkowiciezaufać.- Wiem - mruknął Wheymore.- Dlatego właśnie coś mi się wtym wszystkim nie podoba, Davidzie.Dewhurstowi zresztą też.O,konie są gotowe.Panowie szybko wskoczyli w siodła i ruszyli z kopyta.Camilla na próżno błagała Lilliheuna, żeby pozwolił jej usiąśćobok siebie na kozle.- Jeśli ktoś nas zobaczy - tłumaczył jej - pani reputacja będziezrujnowana w ciągu kilku dni.Poza tym to zbyt niebezpieczne,Camillo.Przy takiej prędkości spadnie pani na ziemię na pierwszymlepszym wyboju.-Uśmiechnął się, ale nie ustąpił.Słońce chyliło się ku zachodowi.Zegarek wskazywał za pięćszóstą, gdy rozległ się pierwszy wystrzał.Na dzwięk kolejnegoprzerażona Camilla wcisnęła się w oparcie siedzenia, a Lilliheunpróbował zmusić wystraszone konie do szybszego biegu.Camilla wyjrzała ostrożnie przez okno, kiedy pistolet znowuwystrzelił.Lilliheun pochylił się do przodu, wypuszczając bat z ręki,ale lejce wciąż trzymał.Po obu stronach powozu pojawiali się iznikali jezdzcy, rozlegało się coraz więcej wystrzałów i w końculando wywróciło się Z hukiem.260AnulaouslaandcsObolała Camilla próbowała wydostać się z powozu.Byłaprzekonana, że Clare nie przeżył upadku z kozła.Nie zważając naodgłosy walki, wyczołgała się na zewnątrz i chciała wstać, ale ktośnatychmiast przycisnął ją do ziemi.- Nie, Cammy.Niech się pani cofnie.- Och, Clare.Myślałam, że zabili pana.- Jeszcze nie.Jestem posiniaczony, ale żywy.Proszę się cofnąć!O, dobrze.Gdy tylko ukryła się w bezpiecznym miejscu, Clare wytoczył sięze szpadą w ręku spod powozu.- Nie! - zawołała.- Clare, nie!Zaczęła gorączkowo rozglądać się dookoła w poszukiwaniujakiejś broni.Chwyciła deskę i rzuciła się za Lilliheunem, któregootoczyło kilkunastu zbójów.Zaczęła wymachiwać deską i walić niąnapastników po głowach.Ktoś próbował ją powstrzymać, ale się niedała.Usłyszała jęk Lilliheuna, zobaczyła, jak potyka się i upada.Ruszyła mu na ratunek, ale odebrano jej broń i czyjeś silne ręcerzuciły ją na drugą stronę drogi.Wylądowała na miękkiej trawie, wstała i chciała wrócić dowalki, ale zobaczyła wysokiego mężczyznę w długim surducie, jakzeskakuje z szarego konia i rusza prosto w stronę walczących.Pochwili ktoś dołączył do niego.Jak we śnie dotarł do niej krzyk Fate'a:- Argosy, zabierz go stąd! Zabierz go!261AnulaouslaandcsPoczuła woń prochu, ale nie słyszała wystrzałów.Słyszała tylkogłos kapitana.Potem dostrzegła, jak zbliżają się do niej dwajmężczyzni, jeden podtrzymywał drugiego.Argosy ułożył Lilliheuna obok niej i ukląkł nad nim.- %7łyje, panno Quinn - powiedział i zdjął z szyi fular.- Proszę mutym mocno obwiązać ranę na ramieniu.A tym proszę się w razieczego bronić - dodał, podając jej nóż, i ruszył biegiem w stronęwalczących.Od strony Newhope nadjechało jeszcze dwóch mężczyzn, którzynatychmiast rzucili się w wir walki.Camilla nie patrzyła jednak na to,co się działo, tylko zaczęła opatrywać Clare'a.Gdy skończyła,podniosła głowę.W jej kierunku szedł wysoki, potężny mężczyzna.Odruchowo sięgnęła- po nóż, ale po chwili rozpoznała wuja ipodbiegła do niego.Wheymore objął ją i mocno przytulił.- Locksley jest ciężko ranny i prosi, żebyś do niego podeszła.Tociebie nazywa Dendron, prawda?Serce Camilli zamarło i pociemniało jej w oczach.Wzięła sięjednak w garść i dała zaprowadzić na drugą stronę drogi.Na kolanachNeilanda leżał mężczyzna, nad którym nachyliła się razem z wujem.-Jasonie - szepnęła, z trudem powstrzymując łzy.- Dendron?Fate podniósł dłoń w jej stronę i wtedy zobaczyła podrozchylonym surdutem poplamioną krwią koszulę.262Anulaouslaandcs-Jestem przy panu.Wszystko będzie dobrze.Na pewno.Terazmusi pan odpoczywać, zajmiemy się panem.- Dendron? Nie widzę pani.Camilla ujęła jego dłoń, pocałowała ją i przycisnęła do policzka.Drugą ręką Fate sięgnął do kieszeni kamizelki i wyciągnął z niej coś.- Niech pani wezmie mój talizman, Dendron.Będzie strzegł paniprzez całe życie.Księżniczka kropel rosy mi to obiecała.Będzie panibezpieczna i.Głos Fate'a był coraz słabszy i Camilla pochyliła się niżej.Ku jejzaskoczeniu wuj zrobił to samo.- Ochroni cię przed złymi Szydłami z ogrodu.Fate przesunąłramię i otworzył dłoń.Wypadł z niej zniszczony naparstek.Camillapoczuła, jak wuj ściska jej ramiona.Niespodziewanie z ust hrabiegowydarł się przerazliwy krzyk rozpaczy.20Książę Wheymore z zabandażowaną nogą i plastrem na twarzysiedział w salonie Kimberly'ego, hrabiego Wrighta.Od czasu do czasuwstrząsały nim niepohamowane dreszcze.Niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w drzwi na korytarz.Niespodziewanie cichy Neiland otulił ojca wełnianym szalem ladyWright.263Anulaouslaandcs- Ojcze, proszę, powiedz nam, co się stało - poprosił i ukląkłprzed hrabią.- Dlaczego krzyknąłeś? Przecież widziałeś jużumierających, to nie o to chodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Fate ubrany w długi surdut rozbójnika" wyciągnął z kieszenidwa pistolety.Naładował je i jeden wręczył Argosy'emu.- Obawiam się, że nie jestem dobrym strzelcem, kapitanie.Wdodatku nigdy w życiu nie strzelałem z takiego rewolweru.- Niech pan po prostu będzie ostrożny - uśmiechnął się Fate, - Tojest broń Artie'ego i nie można jej tak do końca ufać.Proszę po prostunie celować we mnie ani w siebie.Ma pan nóż? Może będziemymusieli walczyć wręcz.Peace nie przestraszy się i nie ucieknie.Takmi się przynajmniej wydaje.Wszystko w porządku, Argosy? Wyglądapan.- Czuję się dobrze, jestem tylko trochę zdenerwowany.Będęstrzelał, jak umiem, i bił się, ale noża nie wezmę do ręki.- Musi pan.Ja mam drugi.Może nie będą nam potrzebne, ale nawszelki wypadek musi pan go mieć.Argosy wziął nóż od Fate'a i zaskoczony przyglądał się, jakkapitan wkłada sobie do ucha złoty kolczyk.- To na szczęście - uśmiechnął się Jason.258AnulaouslaandcsKiwnął głową, na której chusteczka zasłaniała bandaż, uścisnąłArgosy'emu dłoń i spiął konia ostrogami.Neiland był zaskoczony, patrząc, z jaką łatwością i odwagąojciec przeskakuje na koniu ogrodzenia, żywopłoty i strumyki.Onsam musiał się bardzo starać, żeby nie zostać w tyle.Zastanawiał się,jak to się stało, że do tej pory nie widział hrabiego w takiej sytuacji.Zawsze uważał ojca za dystyngowanego, trochę sztywnegoarystokratę o nieskazitelnych manierach, a on tymczasem nie miałsobie równych w siodle.Pędził jak wiatr i niczego się nie bał.Wtakim tempie mogli błyskawicznie dogonić Lilliheuna.Do Newhope dotarli zaledwie pół godziny po wyjezdzie Clare'a iCamilli z gospody.Hrabia nerwowo spacerował po dziedzińcu, gdystajenni zmieniali konie.- Na szczęście Dewhurst trzyma tu swoje wierzchowce -mruknął do Neilanda.- Nie dogonilibyśmy ich, gdybyśmy mielikorzystać z wynajętych koni.- %7ładen z nich nie wytrzymałby tempa, które narzucasz, ojcze -odparł Neiland.- Padłby trupem.- Ale tobie to nie grozi, co, synu? - uśmiechnął się Wheymore.- Nie, ojcze.- To dobrze, bo martwiłem się o ciebie.Myślę, że do tej poryjeszcze nigdy nie znalazłeś się w tak trudnej i wymagającej sytuacji.Ale wiedziałem, że dotrzymasz mi kroku.Teraz będziemy musieli259Anulaouslaandcsuważnie się rozglądać i nie zbaczać z głównej drogi, żeby ich nieprzeoczyć.- Tak, ojcze.Widzę, że bardzo niepokoisz się o Cammy.AleLilliheun to dżentelmen w każdym calu.Można mu całkowiciezaufać.- Wiem - mruknął Wheymore.- Dlatego właśnie coś mi się wtym wszystkim nie podoba, Davidzie.Dewhurstowi zresztą też.O,konie są gotowe.Panowie szybko wskoczyli w siodła i ruszyli z kopyta.Camilla na próżno błagała Lilliheuna, żeby pozwolił jej usiąśćobok siebie na kozle.- Jeśli ktoś nas zobaczy - tłumaczył jej - pani reputacja będziezrujnowana w ciągu kilku dni.Poza tym to zbyt niebezpieczne,Camillo.Przy takiej prędkości spadnie pani na ziemię na pierwszymlepszym wyboju.-Uśmiechnął się, ale nie ustąpił.Słońce chyliło się ku zachodowi.Zegarek wskazywał za pięćszóstą, gdy rozległ się pierwszy wystrzał.Na dzwięk kolejnegoprzerażona Camilla wcisnęła się w oparcie siedzenia, a Lilliheunpróbował zmusić wystraszone konie do szybszego biegu.Camilla wyjrzała ostrożnie przez okno, kiedy pistolet znowuwystrzelił.Lilliheun pochylił się do przodu, wypuszczając bat z ręki,ale lejce wciąż trzymał.Po obu stronach powozu pojawiali się iznikali jezdzcy, rozlegało się coraz więcej wystrzałów i w końculando wywróciło się Z hukiem.260AnulaouslaandcsObolała Camilla próbowała wydostać się z powozu.Byłaprzekonana, że Clare nie przeżył upadku z kozła.Nie zważając naodgłosy walki, wyczołgała się na zewnątrz i chciała wstać, ale ktośnatychmiast przycisnął ją do ziemi.- Nie, Cammy.Niech się pani cofnie.- Och, Clare.Myślałam, że zabili pana.- Jeszcze nie.Jestem posiniaczony, ale żywy.Proszę się cofnąć!O, dobrze.Gdy tylko ukryła się w bezpiecznym miejscu, Clare wytoczył sięze szpadą w ręku spod powozu.- Nie! - zawołała.- Clare, nie!Zaczęła gorączkowo rozglądać się dookoła w poszukiwaniujakiejś broni.Chwyciła deskę i rzuciła się za Lilliheunem, któregootoczyło kilkunastu zbójów.Zaczęła wymachiwać deską i walić niąnapastników po głowach.Ktoś próbował ją powstrzymać, ale się niedała.Usłyszała jęk Lilliheuna, zobaczyła, jak potyka się i upada.Ruszyła mu na ratunek, ale odebrano jej broń i czyjeś silne ręcerzuciły ją na drugą stronę drogi.Wylądowała na miękkiej trawie, wstała i chciała wrócić dowalki, ale zobaczyła wysokiego mężczyznę w długim surducie, jakzeskakuje z szarego konia i rusza prosto w stronę walczących.Pochwili ktoś dołączył do niego.Jak we śnie dotarł do niej krzyk Fate'a:- Argosy, zabierz go stąd! Zabierz go!261AnulaouslaandcsPoczuła woń prochu, ale nie słyszała wystrzałów.Słyszała tylkogłos kapitana.Potem dostrzegła, jak zbliżają się do niej dwajmężczyzni, jeden podtrzymywał drugiego.Argosy ułożył Lilliheuna obok niej i ukląkł nad nim.- %7łyje, panno Quinn - powiedział i zdjął z szyi fular.- Proszę mutym mocno obwiązać ranę na ramieniu.A tym proszę się w razieczego bronić - dodał, podając jej nóż, i ruszył biegiem w stronęwalczących.Od strony Newhope nadjechało jeszcze dwóch mężczyzn, którzynatychmiast rzucili się w wir walki.Camilla nie patrzyła jednak na to,co się działo, tylko zaczęła opatrywać Clare'a.Gdy skończyła,podniosła głowę.W jej kierunku szedł wysoki, potężny mężczyzna.Odruchowo sięgnęła- po nóż, ale po chwili rozpoznała wuja ipodbiegła do niego.Wheymore objął ją i mocno przytulił.- Locksley jest ciężko ranny i prosi, żebyś do niego podeszła.Tociebie nazywa Dendron, prawda?Serce Camilli zamarło i pociemniało jej w oczach.Wzięła sięjednak w garść i dała zaprowadzić na drugą stronę drogi.Na kolanachNeilanda leżał mężczyzna, nad którym nachyliła się razem z wujem.-Jasonie - szepnęła, z trudem powstrzymując łzy.- Dendron?Fate podniósł dłoń w jej stronę i wtedy zobaczyła podrozchylonym surdutem poplamioną krwią koszulę.262Anulaouslaandcs-Jestem przy panu.Wszystko będzie dobrze.Na pewno.Terazmusi pan odpoczywać, zajmiemy się panem.- Dendron? Nie widzę pani.Camilla ujęła jego dłoń, pocałowała ją i przycisnęła do policzka.Drugą ręką Fate sięgnął do kieszeni kamizelki i wyciągnął z niej coś.- Niech pani wezmie mój talizman, Dendron.Będzie strzegł paniprzez całe życie.Księżniczka kropel rosy mi to obiecała.Będzie panibezpieczna i.Głos Fate'a był coraz słabszy i Camilla pochyliła się niżej.Ku jejzaskoczeniu wuj zrobił to samo.- Ochroni cię przed złymi Szydłami z ogrodu.Fate przesunąłramię i otworzył dłoń.Wypadł z niej zniszczony naparstek.Camillapoczuła, jak wuj ściska jej ramiona.Niespodziewanie z ust hrabiegowydarł się przerazliwy krzyk rozpaczy.20Książę Wheymore z zabandażowaną nogą i plastrem na twarzysiedział w salonie Kimberly'ego, hrabiego Wrighta.Od czasu do czasuwstrząsały nim niepohamowane dreszcze.Niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w drzwi na korytarz.Niespodziewanie cichy Neiland otulił ojca wełnianym szalem ladyWright.263Anulaouslaandcs- Ojcze, proszę, powiedz nam, co się stało - poprosił i ukląkłprzed hrabią.- Dlaczego krzyknąłeś? Przecież widziałeś jużumierających, to nie o to chodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]