[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niechsprawdzi neseser.- Kradzież? - zdziwił się konduktor i zerknął na mnie.A ja spuściłem wzrok, opadły mi bezradnie ramionami i poczułem, że tracę grunt podnogami.Nieoczekiwanie intryga Saint-Germaina doczekała się niepotrzebnego rozgłosu -inspekcja w przedziale Kwiatkowskiego wywoła aferę, a epilog tej sprawy będzie miałmiejsce na policji i w sądzie, wszak stalowy neseser był pusty.Co wtedy zrobi Saint-Germain? Czy zniszczy notatnik Norwida?Wszystko przez tego Zubilewicza! Ale czy mogłem go obwiniać? W końcu niewiedział, o co toczy się prawdziwa gra? Robił swoje - spełniał obywatelski i cywilnyobowiązek.Kwiatkowski spał.Kiedy wtargnęliśmy do jego przedziału, wstał, ale był w dalszymciągu nieprzytomny.Kamiennym snem spała na górnym łóżku koleżanka Szczurzycka.Jątakże zmusiliśmy do otwarcia oczu.Kierownik zapalił niechętnie górne światło.- Panowie, co się stało? - sapał.- Neseser - odezwał się Zubilewicz.- Niech pan sprawdzi jego zawartość.- Czy pan oszalał?! - zgromił go wzrokiem kierownik i popatrzył jak na idiotę.Tennagły przypływ gniewu obudził go do reszty.- Co to za żarty? To własność państwowa,kolego Zubilewicz! Nie mogę sobie otwierać tego skarbca dla czyjegoś widzimisię.- Ten pan - konduktor wskazał na kolegę Wiktora - twierdzi, że dokonano kradzieży.- Czego?! Neseseru?- O Boże! - załkała nad nami Szczurzycka.- Przecież neseser stoi pod łóżkiem - dziwił się Kwiatkowski i ukląkł przed nim.Nasz kierownik wyjął spod łóżka stalowy neseser i z ulgą odetchnął.- Panowie - pogroził nam palcem.- %7łarciki się was trzymają.Za dużo winkawypiliście, co? Wprawdzie nie wierzę w żadną kradzież, ani przez sekundę, ale przez chwilępoczułem strach.- Panie Tomaszu - fuknęła na mnie Szczurzycka - jak panu nie wstyd?! Mówią, że jestpan detektywem.Czy to pańska sprawka z tym neseserem? Powinni raczej mówić o panu:kawalarz.Te cierpkie słowa rzucane pod moim adresem przez koleżankę Szczurzycka dopełniłyczarę goryczy.Nagle poczułem, że jest mi wszystko jedno.Pal licho Saint-Germaina i jegozagadkę! I tak pewnie nigdy nie zwróciłby nam zeszytu Norwida.Niepotrzebnie się łudziłem.Jednocześnie zapragnąłem sprawdzić wiarygodność słów tego dziwnego osobnika, chciałempoznać rozmiar jego szaleństwa.Po prostu byłem ciekaw, czy zeszyt z zapiskami naszegopoety naprawdę wyparował z nesesera Kwiatkowskiego, jak to utrzymywał Saint-Germain.Amoże znikła tylko jedna kartka, ta, którą trzymałem u siebie w przedziale.- Niech pani zachowa swoje uwagi na pózniej, koleżanko Szczurzycka - warknąłem nanią.- Neseseru, jak widzimy, nie ukradziono.Sprawdzmy raczej, co z jego zawartością.- Ma pan rację, panie Tomaszu.Skończmy tę komedię.Kwiatkowski sapnął, jęknął i sięgnął po kluczyk dyndający na łańcuszku zawieszonymna jego szyi.Otworzył dwa zamki i wprowadził jakiś szyfr.Po chwili uchylił ciemnązawartość neseseru, jakby odkrywał tajemnicę zakrzepłą w pajęczynie czasu, skrywaną podciężką płytą grobowca.Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy okazało się, że neseser jest pusty.Kwiatkowski zbladł w mgnieniu oka, Zubilewicz zaniemówił i stał niczym mumia,Szczurzycka zaś wydała jęk rozpaczy.Nie powiem, ja także poczułem się dziwnie, jakby ktośprzyłożył mi pałką w łeb, choć przecież wiedziałem dużo wcześniej o kradzieży.- Złodziej - wyszeptał kierownik Kwiatkowski i usiadł na krawędzi łóżka.- W pociągujest złodziej.Na szczęście był z nami konduktor, który zachował zimną krew.Jego stosunek doprzesyłki, którą wiózł w neseserze Kwiatkowski był całkowicie obojętny, nie odczuwał on taksilnych emocji co my - ludzie kultury, dla których spuścizna po wielkim poecie byłabezcennym skarbem.Jednak kradzież była dla konduktora kradzieżą i musiał z tym fantemcoś zrobić.- Vidac! - wyrwało mi się.Pozostali popatrzyli na mnie zdumieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Niechsprawdzi neseser.- Kradzież? - zdziwił się konduktor i zerknął na mnie.A ja spuściłem wzrok, opadły mi bezradnie ramionami i poczułem, że tracę grunt podnogami.Nieoczekiwanie intryga Saint-Germaina doczekała się niepotrzebnego rozgłosu -inspekcja w przedziale Kwiatkowskiego wywoła aferę, a epilog tej sprawy będzie miałmiejsce na policji i w sądzie, wszak stalowy neseser był pusty.Co wtedy zrobi Saint-Germain? Czy zniszczy notatnik Norwida?Wszystko przez tego Zubilewicza! Ale czy mogłem go obwiniać? W końcu niewiedział, o co toczy się prawdziwa gra? Robił swoje - spełniał obywatelski i cywilnyobowiązek.Kwiatkowski spał.Kiedy wtargnęliśmy do jego przedziału, wstał, ale był w dalszymciągu nieprzytomny.Kamiennym snem spała na górnym łóżku koleżanka Szczurzycka.Jątakże zmusiliśmy do otwarcia oczu.Kierownik zapalił niechętnie górne światło.- Panowie, co się stało? - sapał.- Neseser - odezwał się Zubilewicz.- Niech pan sprawdzi jego zawartość.- Czy pan oszalał?! - zgromił go wzrokiem kierownik i popatrzył jak na idiotę.Tennagły przypływ gniewu obudził go do reszty.- Co to za żarty? To własność państwowa,kolego Zubilewicz! Nie mogę sobie otwierać tego skarbca dla czyjegoś widzimisię.- Ten pan - konduktor wskazał na kolegę Wiktora - twierdzi, że dokonano kradzieży.- Czego?! Neseseru?- O Boże! - załkała nad nami Szczurzycka.- Przecież neseser stoi pod łóżkiem - dziwił się Kwiatkowski i ukląkł przed nim.Nasz kierownik wyjął spod łóżka stalowy neseser i z ulgą odetchnął.- Panowie - pogroził nam palcem.- %7łarciki się was trzymają.Za dużo winkawypiliście, co? Wprawdzie nie wierzę w żadną kradzież, ani przez sekundę, ale przez chwilępoczułem strach.- Panie Tomaszu - fuknęła na mnie Szczurzycka - jak panu nie wstyd?! Mówią, że jestpan detektywem.Czy to pańska sprawka z tym neseserem? Powinni raczej mówić o panu:kawalarz.Te cierpkie słowa rzucane pod moim adresem przez koleżankę Szczurzycka dopełniłyczarę goryczy.Nagle poczułem, że jest mi wszystko jedno.Pal licho Saint-Germaina i jegozagadkę! I tak pewnie nigdy nie zwróciłby nam zeszytu Norwida.Niepotrzebnie się łudziłem.Jednocześnie zapragnąłem sprawdzić wiarygodność słów tego dziwnego osobnika, chciałempoznać rozmiar jego szaleństwa.Po prostu byłem ciekaw, czy zeszyt z zapiskami naszegopoety naprawdę wyparował z nesesera Kwiatkowskiego, jak to utrzymywał Saint-Germain.Amoże znikła tylko jedna kartka, ta, którą trzymałem u siebie w przedziale.- Niech pani zachowa swoje uwagi na pózniej, koleżanko Szczurzycka - warknąłem nanią.- Neseseru, jak widzimy, nie ukradziono.Sprawdzmy raczej, co z jego zawartością.- Ma pan rację, panie Tomaszu.Skończmy tę komedię.Kwiatkowski sapnął, jęknął i sięgnął po kluczyk dyndający na łańcuszku zawieszonymna jego szyi.Otworzył dwa zamki i wprowadził jakiś szyfr.Po chwili uchylił ciemnązawartość neseseru, jakby odkrywał tajemnicę zakrzepłą w pajęczynie czasu, skrywaną podciężką płytą grobowca.Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy okazało się, że neseser jest pusty.Kwiatkowski zbladł w mgnieniu oka, Zubilewicz zaniemówił i stał niczym mumia,Szczurzycka zaś wydała jęk rozpaczy.Nie powiem, ja także poczułem się dziwnie, jakby ktośprzyłożył mi pałką w łeb, choć przecież wiedziałem dużo wcześniej o kradzieży.- Złodziej - wyszeptał kierownik Kwiatkowski i usiadł na krawędzi łóżka.- W pociągujest złodziej.Na szczęście był z nami konduktor, który zachował zimną krew.Jego stosunek doprzesyłki, którą wiózł w neseserze Kwiatkowski był całkowicie obojętny, nie odczuwał on taksilnych emocji co my - ludzie kultury, dla których spuścizna po wielkim poecie byłabezcennym skarbem.Jednak kradzież była dla konduktora kradzieżą i musiał z tym fantemcoś zrobić.- Vidac! - wyrwało mi się.Pozostali popatrzyli na mnie zdumieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]