[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy znowu wzułembuty, już nie czułem bólu palców. Dziękuję ci powiedziałem. A teraz poczęstuj mnie jednak kawałkiem owego zaczarowa-nego kaktusa.Nie miał jakiegoś wyraznego smaku, tylko odrobinę piekł w ustach.Wkrótce poczułem jednakprzypływ sił i przestałem myśleć o głodzie.Tym niemniej w dalszą drogę ruszyć nie chciałem. Coś mi się zdaje, że wczoraj cię przechwaliłam westchnęła. Jesteś może najsympatycz-niejszy, ale i najbardziej kłopotliwy z moich mężów.Tylko jedno cię usprawiedliwia: masz do-piero pierwszą żonę i nie wiesz, jak należy z nią postępować. No, właśnie przytaknąłem. Spróbuj mnie nauczyć.Usiadła obok mnie na trawie, objęła dłońmi kolana i oświadczyła z powagą: Mąż powinien słuchać swej żony.Gdyby mój pierwszy mąż słuchał moich rad, nie zginąłby naulicy w Bogocie.Tobie też radzę: o nic nie pytaj.Jeśli nie wykonamy swego zadania, każde z naszostanie ukarane. Kto może mnie ukarać? Ralf? Nie jestem jego podwładnym, jeśli chcesz wiedzieć, to on jestmoim współpracownikiem.Długo dałem się prosić, zanim zgodziłem się przyjąć go do swojejbrygady.Spojrzała na mnie z politowaniem jak na bardzo niezręcznego kłamcę: Co ty opowiadasz? Jesteś ważniejszy od niego? Przecież ty prawie nic nie potrafisz.Wczorajmusiałam ci ratować życie.Dziś palce sobie otarłeś i nie umiałeś ich opatrzyć.A poza tym, skoropo raz pierwszy ode mnie dowiedziałeś się o Robinie, pochodzisz zapewne z ostatniego zrzutu imasz zatartą pamięć o Przyszłości, czyli jesteś typem OOX.Bez Ralfa zginiesz i nigdy nie wróciszw Przyszłość.Roześmiałem się głośno. A więc to tak? pomyślałem. To dlatego ona mnie traktuje takdziwnie. Nie jestem człowiekiem z UFO, ale najzwyklejszym osobnikiem z Terazniejszości.Czy ci o tymnie powiedziano? Masz zatartą pamięć i nie wiesz, że pochodzisz z Przyszłości.Ralf mi mówił, że aby uniknąćszoku przeszłości, w ostatnim okresie wysadzono w czas terazniejszy kilku osobników z zatartąpamięcią.To jest właśnie typ OOX.Ralf nie użyłby do tak ważnego celu zwykłego śmiertelnika. Mylisz się.Tylko zwykły śmiertelnik, jak mnie nazywasz, może dokonać tego czynu.Osobni-kom z Przyszłości nie wolno ingerować w Przeszłość bez obawy na katastrofalne skutki.Czy nieuczono cię tego?Popatrzyła na mnie z nowym zainteresowaniem.Długą chwilę milczała, aż wreszcie rzekła: Zaczynam ci wierzyć.To chyba dlatego, że jesteś człowiekiem z Terazniejszości, wydałeś mi sięinny niż tamci.I to zapewne dlatego Ralf polecił mi opiekować się tobą jak małym dzieckiem.Aleteraz, skoro już wiem, kim jesteś, a ty wiesz, kim jest osobnik OOX, ruszajmy w drogę.Zaproponowałem: Na zgodę pocałujemy się jak mąż i żona.Bo choć wiedziałem, że dzieli nas tak wiele, to chwilami zapominałem, z kim mam do czynienia.Z dezaprobatą potrząsnęła głową, ale nie obraziła się. No tak.Przekonałeś mnie ostatecznie, że jesteś zwykłym śmiertelnikiem.Człowiek z Przyszło-ści nie zażądałby ode mnie pocałunku.To mówiąc szybko dotknęła swymi ustami moich ust, a potem zawstydzona tym gestem, jakbybyła normalną kobietą, a nie istotą z Przyszłości, zarumieniła się, zerwała z miejsca i zarzuciwszysztucer na ramię, ruszyła w stronę dżungli.Poszedłem za nią, a potem już nie miałem czasu, aby rozmyślać o tajemnicach ludzi z Przyszłości.Wdarliśmy się w górską dżunglę i mieliśmy do pokonania nie tylko stromizny stoków SierraNevada, ale i utrudniające wspinaczkę zwaliska grubych pni podobnych do fortyfikacji, które razpo raz trzeba było zdobywać.Górska dżungla różni się bowiem od równinnej także i tym, że zie-mię pokrywają grube pokłady butwiejących resztek roślinnych.Nie rozkładają się one tak szybkojak w dżungli równikowej, ponieważ panuje tu niższa temperatura.Wspinasz się, omijając grubejak kolumny pnie drzew i raptem aż po pas wpadasz w zbutwiałe resztki roślin.Albo, co gorsza,zaczynasz zjeżdżać w dół razem z oderwaną od podłoża ogromną masą gnijących liści.Spadaszjak gdyby niesiony przez lawinę i w każdej chwili możesz rozbić sobie głowę o pień drzewa lub owystającą skałę.W dżungli powietrze jest wilgotniejsze, a im wyżej tym mniej bogate w tlen.Nie jestem przy-rodnikiem, ale potrafię palmę odróżnić od drzewa iglastego.Dżungla, przez którą wędrowaliśmy,składała się właśnie z grubych palm i paproci drzewiastych, niekiedy wysokich na dziesięć me-trów.Po pniach wspinały się rozmaite pnącza i tworzyły jak gdyby dach nad głową lub zagradzałydrogę jak zwarte ściany.Wtedy Teresa brała do ręki zakrzywiony nóż i w owej ścianie wycinaładla nas przejście.Idąc, od czasu do czasu płoszyliśmy jakieś ptaki, towarzyszył nam też wrzaskmałp przeskakujących z gałęzi na gałąz lub kołyszących się na lianach.Innych dzikich zwierzątnie widziałem, choć musiało ich tu być bardzo wiele.Uciekały jednak spłoszone naszym hałaśli-wym wspinaniem się w górę.Po trzech godzinach poczułem, że znowu tracę siły, sztucer ciążył jak armata, plecak zdawał sięważyć cztery razy więcej niż na początku wędrówki.Brakowało mi tchu, ponieważ byliśmy jużchyba na wysokości szczytu Rysów. Zaraz będzie szeroka przełęcz odezwała się do mnie Teresa zauważywszy, że zwolniłemkroku. Dnem przełęczy płynie strumień.Odtąd powędrujemy brzegiem strumienia aż do Dia-belskiej Doliny. Diabelska Dolina? zastanawiałem się głośno. Gdzieś już słyszałem tę nazwę.Aha, to byłow barze hotelu Hilton.Jakiś tutejszy znawca spraw UFO opowiadał, że przed laty widywanoszklane kule lądujące w Diabelskiej Dolinie w górach Sierra Nevada.Podobno nikt nie ma od-wagi, aby odwiedzić to miejsce. Tak skinęła głową Teresa. W Diabelskiej Dolinie lądowały wehikuły czasu.Ale ty niczegosię nie obawiaj.Przybywasz tam przecież na polecenie Dawsona.Ruszyła dalej, a ja zacisnąłem usta i poszedłem za nią, pełen podziwu, że tak świetnie znosi trudywędrówki.Wciąż miałem przed oczami jej zgrabną sylwetkę, zachwycała mnie lekkość, z jakąprzeskakiwała zwalone pnie.No cóż, nie była, tak jak ja, zwykłą śmiertelniczką, ale istotą z Przy-szłości, zapewne obdarzoną specjalnymi zdolnościami.Nagle otworzył się przed nami widok na piękną przełęcz ze strumieniem płynącym po kamieni-stym dnie.Tu i ówdzie rosły samotne mangowce i drzewa pomarańczowe, a między nimi rozpo-ścierały się połacie wysokiej po kolana, soczystej trawy.Było tu spokojnie i pięknie, ale Teresa ponaglała do marszu. Spójrz na słońce ostrzegała. Za chwilę skryje się za górami i choć na nizinie będzie jeszczedzień, tu wkroczy zmrok.O takiej porze dżungla zaczyna być niebezpieczna.Zresztą do celumamy jeszcze najwyżej cztery kilometry.Ledwie skończyła mówić, o jakieś trzydzieści metrów od nas z wysokich traw nad brzegiem stru-mienia raptem wychylił się malutki jaguar.Wytrzeszczył ślepia i strzygąc uszami przyglądał sięnam z ciekawością, choć i z odrobiną lęku. To wyszedł nam na spotkanie Robin zakrzyknęła radośnie Teresa. On zawsze ukazuje misię pod postacią jaguara.Porzuciła sztucer i plecak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Gdy znowu wzułembuty, już nie czułem bólu palców. Dziękuję ci powiedziałem. A teraz poczęstuj mnie jednak kawałkiem owego zaczarowa-nego kaktusa.Nie miał jakiegoś wyraznego smaku, tylko odrobinę piekł w ustach.Wkrótce poczułem jednakprzypływ sił i przestałem myśleć o głodzie.Tym niemniej w dalszą drogę ruszyć nie chciałem. Coś mi się zdaje, że wczoraj cię przechwaliłam westchnęła. Jesteś może najsympatycz-niejszy, ale i najbardziej kłopotliwy z moich mężów.Tylko jedno cię usprawiedliwia: masz do-piero pierwszą żonę i nie wiesz, jak należy z nią postępować. No, właśnie przytaknąłem. Spróbuj mnie nauczyć.Usiadła obok mnie na trawie, objęła dłońmi kolana i oświadczyła z powagą: Mąż powinien słuchać swej żony.Gdyby mój pierwszy mąż słuchał moich rad, nie zginąłby naulicy w Bogocie.Tobie też radzę: o nic nie pytaj.Jeśli nie wykonamy swego zadania, każde z naszostanie ukarane. Kto może mnie ukarać? Ralf? Nie jestem jego podwładnym, jeśli chcesz wiedzieć, to on jestmoim współpracownikiem.Długo dałem się prosić, zanim zgodziłem się przyjąć go do swojejbrygady.Spojrzała na mnie z politowaniem jak na bardzo niezręcznego kłamcę: Co ty opowiadasz? Jesteś ważniejszy od niego? Przecież ty prawie nic nie potrafisz.Wczorajmusiałam ci ratować życie.Dziś palce sobie otarłeś i nie umiałeś ich opatrzyć.A poza tym, skoropo raz pierwszy ode mnie dowiedziałeś się o Robinie, pochodzisz zapewne z ostatniego zrzutu imasz zatartą pamięć o Przyszłości, czyli jesteś typem OOX.Bez Ralfa zginiesz i nigdy nie wróciszw Przyszłość.Roześmiałem się głośno. A więc to tak? pomyślałem. To dlatego ona mnie traktuje takdziwnie. Nie jestem człowiekiem z UFO, ale najzwyklejszym osobnikiem z Terazniejszości.Czy ci o tymnie powiedziano? Masz zatartą pamięć i nie wiesz, że pochodzisz z Przyszłości.Ralf mi mówił, że aby uniknąćszoku przeszłości, w ostatnim okresie wysadzono w czas terazniejszy kilku osobników z zatartąpamięcią.To jest właśnie typ OOX.Ralf nie użyłby do tak ważnego celu zwykłego śmiertelnika. Mylisz się.Tylko zwykły śmiertelnik, jak mnie nazywasz, może dokonać tego czynu.Osobni-kom z Przyszłości nie wolno ingerować w Przeszłość bez obawy na katastrofalne skutki.Czy nieuczono cię tego?Popatrzyła na mnie z nowym zainteresowaniem.Długą chwilę milczała, aż wreszcie rzekła: Zaczynam ci wierzyć.To chyba dlatego, że jesteś człowiekiem z Terazniejszości, wydałeś mi sięinny niż tamci.I to zapewne dlatego Ralf polecił mi opiekować się tobą jak małym dzieckiem.Aleteraz, skoro już wiem, kim jesteś, a ty wiesz, kim jest osobnik OOX, ruszajmy w drogę.Zaproponowałem: Na zgodę pocałujemy się jak mąż i żona.Bo choć wiedziałem, że dzieli nas tak wiele, to chwilami zapominałem, z kim mam do czynienia.Z dezaprobatą potrząsnęła głową, ale nie obraziła się. No tak.Przekonałeś mnie ostatecznie, że jesteś zwykłym śmiertelnikiem.Człowiek z Przyszło-ści nie zażądałby ode mnie pocałunku.To mówiąc szybko dotknęła swymi ustami moich ust, a potem zawstydzona tym gestem, jakbybyła normalną kobietą, a nie istotą z Przyszłości, zarumieniła się, zerwała z miejsca i zarzuciwszysztucer na ramię, ruszyła w stronę dżungli.Poszedłem za nią, a potem już nie miałem czasu, aby rozmyślać o tajemnicach ludzi z Przyszłości.Wdarliśmy się w górską dżunglę i mieliśmy do pokonania nie tylko stromizny stoków SierraNevada, ale i utrudniające wspinaczkę zwaliska grubych pni podobnych do fortyfikacji, które razpo raz trzeba było zdobywać.Górska dżungla różni się bowiem od równinnej także i tym, że zie-mię pokrywają grube pokłady butwiejących resztek roślinnych.Nie rozkładają się one tak szybkojak w dżungli równikowej, ponieważ panuje tu niższa temperatura.Wspinasz się, omijając grubejak kolumny pnie drzew i raptem aż po pas wpadasz w zbutwiałe resztki roślin.Albo, co gorsza,zaczynasz zjeżdżać w dół razem z oderwaną od podłoża ogromną masą gnijących liści.Spadaszjak gdyby niesiony przez lawinę i w każdej chwili możesz rozbić sobie głowę o pień drzewa lub owystającą skałę.W dżungli powietrze jest wilgotniejsze, a im wyżej tym mniej bogate w tlen.Nie jestem przy-rodnikiem, ale potrafię palmę odróżnić od drzewa iglastego.Dżungla, przez którą wędrowaliśmy,składała się właśnie z grubych palm i paproci drzewiastych, niekiedy wysokich na dziesięć me-trów.Po pniach wspinały się rozmaite pnącza i tworzyły jak gdyby dach nad głową lub zagradzałydrogę jak zwarte ściany.Wtedy Teresa brała do ręki zakrzywiony nóż i w owej ścianie wycinaładla nas przejście.Idąc, od czasu do czasu płoszyliśmy jakieś ptaki, towarzyszył nam też wrzaskmałp przeskakujących z gałęzi na gałąz lub kołyszących się na lianach.Innych dzikich zwierzątnie widziałem, choć musiało ich tu być bardzo wiele.Uciekały jednak spłoszone naszym hałaśli-wym wspinaniem się w górę.Po trzech godzinach poczułem, że znowu tracę siły, sztucer ciążył jak armata, plecak zdawał sięważyć cztery razy więcej niż na początku wędrówki.Brakowało mi tchu, ponieważ byliśmy jużchyba na wysokości szczytu Rysów. Zaraz będzie szeroka przełęcz odezwała się do mnie Teresa zauważywszy, że zwolniłemkroku. Dnem przełęczy płynie strumień.Odtąd powędrujemy brzegiem strumienia aż do Dia-belskiej Doliny. Diabelska Dolina? zastanawiałem się głośno. Gdzieś już słyszałem tę nazwę.Aha, to byłow barze hotelu Hilton.Jakiś tutejszy znawca spraw UFO opowiadał, że przed laty widywanoszklane kule lądujące w Diabelskiej Dolinie w górach Sierra Nevada.Podobno nikt nie ma od-wagi, aby odwiedzić to miejsce. Tak skinęła głową Teresa. W Diabelskiej Dolinie lądowały wehikuły czasu.Ale ty niczegosię nie obawiaj.Przybywasz tam przecież na polecenie Dawsona.Ruszyła dalej, a ja zacisnąłem usta i poszedłem za nią, pełen podziwu, że tak świetnie znosi trudywędrówki.Wciąż miałem przed oczami jej zgrabną sylwetkę, zachwycała mnie lekkość, z jakąprzeskakiwała zwalone pnie.No cóż, nie była, tak jak ja, zwykłą śmiertelniczką, ale istotą z Przy-szłości, zapewne obdarzoną specjalnymi zdolnościami.Nagle otworzył się przed nami widok na piękną przełęcz ze strumieniem płynącym po kamieni-stym dnie.Tu i ówdzie rosły samotne mangowce i drzewa pomarańczowe, a między nimi rozpo-ścierały się połacie wysokiej po kolana, soczystej trawy.Było tu spokojnie i pięknie, ale Teresa ponaglała do marszu. Spójrz na słońce ostrzegała. Za chwilę skryje się za górami i choć na nizinie będzie jeszczedzień, tu wkroczy zmrok.O takiej porze dżungla zaczyna być niebezpieczna.Zresztą do celumamy jeszcze najwyżej cztery kilometry.Ledwie skończyła mówić, o jakieś trzydzieści metrów od nas z wysokich traw nad brzegiem stru-mienia raptem wychylił się malutki jaguar.Wytrzeszczył ślepia i strzygąc uszami przyglądał sięnam z ciekawością, choć i z odrobiną lęku. To wyszedł nam na spotkanie Robin zakrzyknęła radośnie Teresa. On zawsze ukazuje misię pod postacią jaguara.Porzuciła sztucer i plecak [ Pobierz całość w formacie PDF ]