[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Leć prędko po śpiwór, ręcznik i szczoteczkę do zębów - polecił Puchatkowizastępowy.- Za kwadrans robimy zaciemnienie. Dosiadającemu Chmur nie trzeba było dwa razy powtarzać.Wypadł z namiotu jakburza i ile sił w nogach pognał do swego obozu.Przez chwilę słychać było jego dudniące nazewnątrz kroki.Pan Puszysty uśmiechnął się do chłopców, podziękował im za opiekę nadsynem i życzył im dobrej nocy.Podniosłem się z krzesełka.- Na mnie też już czas - rzekłem.- Proponuję spotkanie jutro o ósmej rano.Omówimywtedy spokojnie, co robić dalej.Zgoda?Harcerze skinęli głowami.- To do jutra - pozdrowiłem ich ręką i, żegnany życzeniami dobrej nocy, wyszedłemna zewnątrz.Stanąłem przed namiotem i przeciągnąłem się, wdychając atłasowe powietrze i patrzącna miriady gwiazd nad głową.Rozsunąłem suwaki tropika i namiotu.Buty i wsunięte do nichskarpetki zostawiłem przezornie w przedsionku, zdjąłem spodnie i wskoczyłem do śpiwora.Ledwie dotknąłem zwiniętej w kłębek bluzy służącej mi za poduszkę, zasnąłem.ROZDZIAA DZIEWITYO WY%7łSZOZCI PORANKA NAD WIECZOREM " PYTANIA BEZODPOWIEDZI " MUSZ SI WYKPA " HYBRYDA I JEJWAAZCICIEL " DZIWADAO " ZASAONA DYMNA " NIEZAYPASZTET " CASUS BELLI " PO%7łYTKI Z TRASEOLOGII " ODLEW" DEDUKUJEMY " KOBIETA ZE SKRZYDAAMIMała wskazówka na szóstce, duża na dwunastce.Szósta rano.Położyłem rękę wzdłuż ciała i wpatrzyłem się w sufit namiotu.Zza cienkiej warstwyżółtego materiału widać było prześwietlone światłem zielone płótno tropika.Wczoraj wieczorem byłem zbyt zmęczony, żeby zastanawiać się nad postępami wśledztwie.Teraz umysł, wypoczęty i oczyszczony przez sen, pracował dużo lepiej.Przydałabysię jeszcze tradycyjna mocna kawa, żeby ostatecznie przegnać poranne oszołomienie, ale niechciało mi się na razie wstawać, więc rozmyślałem na leżąco.Skarb trzech mnichów.To co na początku było niejasną plotką, która niczym piórko stopę połechtała lekkomoją ciekawość, okazało się poważna sprawą.Wystarczyło pójść tropem jednego z mnichów,by odkryć, że wieść gminna przechowała dość dokładną relację o tym, co stało się przedpięćdziesięcioma laty.Ojciec Tomasz nie tylko potwierdził, że wraz z bratem Ksawerym poszukiwaliwówczas jakiegoś skarbu.Rzucił też, chociaż posługiwał się, ze względu na tajemnicęspowiedzi, półsłówkami, nowe światło na wydarzenia owej dramatycznej nocy, podczasktórej zmarł ojciec Stanisław.Jak to jednak zwykle w śledztwie bywa, wyjaśnienia ważnego świadka, ujawniającwiele nowych faktów, rodziły zarazem mnóstwo nowych pytań, na które trzeba byłoodpowiedzieć, żeby dotrzeć do prawdy.Skąd brat Ksawery dowiedział się o skarbie? Czyudało mu się go odnalezć? Dlaczego rano po feralnej nocy ojciec Stanisław leżał ubrany napościelonym łóżku i dlaczego miał mokre włosy? I dlaczego brat Ksawery postanowiłopowiedzieć ojcu Tomaszowi o nocnych wydarzeniach pod rygorem tajemnicy spowiedzi?Bo co do tego, że to właśnie on był owym nie wymienionym z imienia penitentem, nie byłoraczej wątpliwości.No i jeszcze ta wskazówka rzucona przez ojca Tomasza niby mimochodem na koniecrozmowy.Wtedy, gdy zdawało się, że nie ma już nic więcej do dodania i gdy zabrzmiałaszczególnie znacząco. Niech pan odnajdzie porucznika Stokłosę z komendy milicji w Sanoku - słowazakonnika, chociaż wypowiedziane dość cicho, dudniły mi w uszach, niczym kościelnedzwony, zwołujące wiernych na niedzielną sumę. Czyżby ówczesne śledztwo milicyjne także kryło w sobie jakąś tajemnicę? -zastanawiałem się.Byłoby to co najmniej dziwne.Przecież milicja w tamtych czasach nie miała żadnegointeresu w ukrywaniu ciemnych sprawek ludzi Kościoła.Po gomułkowskiej odwilży nie byłojuż nawet śladu, a rok wcześniej powstał niesławny IV Departament Ministerstwa SprawWewnętrznych, którego głównym zadaniem była walka z Kościołem katolickim.Próba odbudowy klasztoru w Zagórzu musiała być solą w oku zarówno władz, jak iSłużby Bezpieczeństwa, o czym zresztą świadczył fakt, że wstrzymano ją urzędowo pośmierci ojca Stanisława.O ileż bardziej przekonująco wyglądałaby taka decyzja, gdybymożna ją było uzasadnić nośnym propagandowo morderstwem dokonanym przez jednego zmnichów.Tym bardziej że wszystko wskazywało na zbrodnię na tle materialnym.Milicja jednak nie podjęła żadnego z tych atrakcyjnych wątków.Miałem zamiarodnalezć porucznika Stokłosę i zapytać, dlaczego tak się stało. Czas wstawać, Pawle - pomyślałem, patrząc znów na zegarek, który tym razempokazywał za kwadrans siódmą.Obróciłem się na brzuch, podparłem na ramionach i zginając nogi w kolanach,usiadłem na łydkach.Zdejmując koszulkę zrozumiałem, że nie można dłużej odwlekaćkąpieli.Odziałem się w noszone wczoraj spodnie i koszulę, spakowałem ubrania na zmianę iprzybory toaletowe do małego plecaka, po czym wyszedłem z namiotu.Obóz u stóp klasztoru wyglądał na uśpiony.Nikt nie wybierał się po sprawunki domiasta, nikt nie krzątał się wokół wczesnego śniadania, nie było ani jednego chętnego, byobejrzeć ruiny o świcie.Wsiadłem do wehikułu i uruchomiłem silnik.Chociaż jednostka napędowa wozupracowała w trybie normalnym, a nie rajdowym, jej warkot brzmiał w porannej ciszy niczymuderzenia pneumatycznego młota.Doznając poczucia winy, że mącę sen moich sąsiadów,przejechałem jak najszybciej odcinek dzielący mnie od bramy.W ostatniej chwilipozdrowiłem tylko machnięciem ręki Królika , który właśnie wyłonił się z namiotu iwyjechałem na piaskową drogę wiodącą do szosy.Po kwadransie parkowałem już na stacji benzynowej.Fuknięciem niezadowoleniaskwitowałem wiadomość, że cena benzyny po raz kolejny podskoczyła o kilka groszy.Zatankowałem samochód pod korek i wszedłem do sklepu.Tam zapłaciłem za paliwo i zaprysznic, kupiłem też mydło.Przez następny kwadrans z przyjemnością spłukiwałem z siebie kilkudniowy brud.Przebrawszy się w świeże ubrania, ogoliłem się jeszcze dokładnie przy umywalce,wyszczotkowałem zęby i wyszedłem z łazienki.Nabrałem nagle ochoty na kawę i stanąłem wdość długiej kolejce do kasy, razem z kilkoma kierowcami o podkrążonych oczach, któreświadczyły, że musieli prowadzić przez całą noc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Leć prędko po śpiwór, ręcznik i szczoteczkę do zębów - polecił Puchatkowizastępowy.- Za kwadrans robimy zaciemnienie. Dosiadającemu Chmur nie trzeba było dwa razy powtarzać.Wypadł z namiotu jakburza i ile sił w nogach pognał do swego obozu.Przez chwilę słychać było jego dudniące nazewnątrz kroki.Pan Puszysty uśmiechnął się do chłopców, podziękował im za opiekę nadsynem i życzył im dobrej nocy.Podniosłem się z krzesełka.- Na mnie też już czas - rzekłem.- Proponuję spotkanie jutro o ósmej rano.Omówimywtedy spokojnie, co robić dalej.Zgoda?Harcerze skinęli głowami.- To do jutra - pozdrowiłem ich ręką i, żegnany życzeniami dobrej nocy, wyszedłemna zewnątrz.Stanąłem przed namiotem i przeciągnąłem się, wdychając atłasowe powietrze i patrzącna miriady gwiazd nad głową.Rozsunąłem suwaki tropika i namiotu.Buty i wsunięte do nichskarpetki zostawiłem przezornie w przedsionku, zdjąłem spodnie i wskoczyłem do śpiwora.Ledwie dotknąłem zwiniętej w kłębek bluzy służącej mi za poduszkę, zasnąłem.ROZDZIAA DZIEWITYO WY%7łSZOZCI PORANKA NAD WIECZOREM " PYTANIA BEZODPOWIEDZI " MUSZ SI WYKPA " HYBRYDA I JEJWAAZCICIEL " DZIWADAO " ZASAONA DYMNA " NIEZAYPASZTET " CASUS BELLI " PO%7łYTKI Z TRASEOLOGII " ODLEW" DEDUKUJEMY " KOBIETA ZE SKRZYDAAMIMała wskazówka na szóstce, duża na dwunastce.Szósta rano.Położyłem rękę wzdłuż ciała i wpatrzyłem się w sufit namiotu.Zza cienkiej warstwyżółtego materiału widać było prześwietlone światłem zielone płótno tropika.Wczoraj wieczorem byłem zbyt zmęczony, żeby zastanawiać się nad postępami wśledztwie.Teraz umysł, wypoczęty i oczyszczony przez sen, pracował dużo lepiej.Przydałabysię jeszcze tradycyjna mocna kawa, żeby ostatecznie przegnać poranne oszołomienie, ale niechciało mi się na razie wstawać, więc rozmyślałem na leżąco.Skarb trzech mnichów.To co na początku było niejasną plotką, która niczym piórko stopę połechtała lekkomoją ciekawość, okazało się poważna sprawą.Wystarczyło pójść tropem jednego z mnichów,by odkryć, że wieść gminna przechowała dość dokładną relację o tym, co stało się przedpięćdziesięcioma laty.Ojciec Tomasz nie tylko potwierdził, że wraz z bratem Ksawerym poszukiwaliwówczas jakiegoś skarbu.Rzucił też, chociaż posługiwał się, ze względu na tajemnicęspowiedzi, półsłówkami, nowe światło na wydarzenia owej dramatycznej nocy, podczasktórej zmarł ojciec Stanisław.Jak to jednak zwykle w śledztwie bywa, wyjaśnienia ważnego świadka, ujawniającwiele nowych faktów, rodziły zarazem mnóstwo nowych pytań, na które trzeba byłoodpowiedzieć, żeby dotrzeć do prawdy.Skąd brat Ksawery dowiedział się o skarbie? Czyudało mu się go odnalezć? Dlaczego rano po feralnej nocy ojciec Stanisław leżał ubrany napościelonym łóżku i dlaczego miał mokre włosy? I dlaczego brat Ksawery postanowiłopowiedzieć ojcu Tomaszowi o nocnych wydarzeniach pod rygorem tajemnicy spowiedzi?Bo co do tego, że to właśnie on był owym nie wymienionym z imienia penitentem, nie byłoraczej wątpliwości.No i jeszcze ta wskazówka rzucona przez ojca Tomasza niby mimochodem na koniecrozmowy.Wtedy, gdy zdawało się, że nie ma już nic więcej do dodania i gdy zabrzmiałaszczególnie znacząco. Niech pan odnajdzie porucznika Stokłosę z komendy milicji w Sanoku - słowazakonnika, chociaż wypowiedziane dość cicho, dudniły mi w uszach, niczym kościelnedzwony, zwołujące wiernych na niedzielną sumę. Czyżby ówczesne śledztwo milicyjne także kryło w sobie jakąś tajemnicę? -zastanawiałem się.Byłoby to co najmniej dziwne.Przecież milicja w tamtych czasach nie miała żadnegointeresu w ukrywaniu ciemnych sprawek ludzi Kościoła.Po gomułkowskiej odwilży nie byłojuż nawet śladu, a rok wcześniej powstał niesławny IV Departament Ministerstwa SprawWewnętrznych, którego głównym zadaniem była walka z Kościołem katolickim.Próba odbudowy klasztoru w Zagórzu musiała być solą w oku zarówno władz, jak iSłużby Bezpieczeństwa, o czym zresztą świadczył fakt, że wstrzymano ją urzędowo pośmierci ojca Stanisława.O ileż bardziej przekonująco wyglądałaby taka decyzja, gdybymożna ją było uzasadnić nośnym propagandowo morderstwem dokonanym przez jednego zmnichów.Tym bardziej że wszystko wskazywało na zbrodnię na tle materialnym.Milicja jednak nie podjęła żadnego z tych atrakcyjnych wątków.Miałem zamiarodnalezć porucznika Stokłosę i zapytać, dlaczego tak się stało. Czas wstawać, Pawle - pomyślałem, patrząc znów na zegarek, który tym razempokazywał za kwadrans siódmą.Obróciłem się na brzuch, podparłem na ramionach i zginając nogi w kolanach,usiadłem na łydkach.Zdejmując koszulkę zrozumiałem, że nie można dłużej odwlekaćkąpieli.Odziałem się w noszone wczoraj spodnie i koszulę, spakowałem ubrania na zmianę iprzybory toaletowe do małego plecaka, po czym wyszedłem z namiotu.Obóz u stóp klasztoru wyglądał na uśpiony.Nikt nie wybierał się po sprawunki domiasta, nikt nie krzątał się wokół wczesnego śniadania, nie było ani jednego chętnego, byobejrzeć ruiny o świcie.Wsiadłem do wehikułu i uruchomiłem silnik.Chociaż jednostka napędowa wozupracowała w trybie normalnym, a nie rajdowym, jej warkot brzmiał w porannej ciszy niczymuderzenia pneumatycznego młota.Doznając poczucia winy, że mącę sen moich sąsiadów,przejechałem jak najszybciej odcinek dzielący mnie od bramy.W ostatniej chwilipozdrowiłem tylko machnięciem ręki Królika , który właśnie wyłonił się z namiotu iwyjechałem na piaskową drogę wiodącą do szosy.Po kwadransie parkowałem już na stacji benzynowej.Fuknięciem niezadowoleniaskwitowałem wiadomość, że cena benzyny po raz kolejny podskoczyła o kilka groszy.Zatankowałem samochód pod korek i wszedłem do sklepu.Tam zapłaciłem za paliwo i zaprysznic, kupiłem też mydło.Przez następny kwadrans z przyjemnością spłukiwałem z siebie kilkudniowy brud.Przebrawszy się w świeże ubrania, ogoliłem się jeszcze dokładnie przy umywalce,wyszczotkowałem zęby i wyszedłem z łazienki.Nabrałem nagle ochoty na kawę i stanąłem wdość długiej kolejce do kasy, razem z kilkoma kierowcami o podkrążonych oczach, któreświadczyły, że musieli prowadzić przez całą noc [ Pobierz całość w formacie PDF ]