[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.McEvoy wcisnęła guzik, by odpiąć pas bezpieczeństwa.- Co planujesz napopołudnie?Thome wziął głęboki oddech.- Mam do załatwienia kilka telefonów, muszę się dowiedzieć, co wyjdzie drożej,naprawa ogrzewania czy wymiana auta.- Najwyższy czas.Przez następne pół godziny spróbuję odzyskać krążenie w stopach.- Thome zaśmiał się.- To jakiś absurd, czemu nie korzystasz ze służbowego auta?Thome wzruszył ramionami.- Nie wiem.bo jest brązowe.McEvoy wydała się zbita z tropu odpowiedzią Thome a i tym, jak nagle, nie wiadomoczemu, sposępniał jak zakłopotany nastolatek.- Więc wez jakiś inny.- Lubię ten wóz - rzekł Thome.- Mam tu wszystkie swoje taśmy i w ogóle.- No tak, jasne.Dolly Parton i Tammy Wynette.Thome westchnął i otworzył drzwiczki.- Zatłukę tego Hollanda.Albo nie, zmuszę, żeby posłuchał prawdziwej muzykicountry i potem go zatłukę.McEvoy wysiadła, naśladując psa Bełkota z popularnej kreskówki.- To nie jego wina.Nie mówił.- Właściwie wisi mi to, puszczanie mu muzyki byłoby zwykłą stratą czasu.Po prostugo zatłukę.- Thome przekręcił kluczyk w zamku i spojrzał na McEvoy ponad dachem fordamondeo.- A kiedy ja zajmę się zabijaniem detektywa konstabla Hollanda, chcę, żebyś coś dlamnie zrobiła.- Myślę, że dość już robię, trzymając z dala od ciebie Dereka Lickwooda.Wie, że gounikasz.Thome uśmiechnął się.- Bez obawy, to nie będzie takie tmdne.- McEvoy czekała.- Sięgnij po telefon idowiedz się, kto prowadził śledztwo w sprawie Karen McMahon.Alf ze StokeonTrent: Szubienica jest za dobra dla tych łajdaków.Chętnie sampociągnąłbym za dzwignię.Pokręcił głową i odgryzł kolejny kawałek batonika, myśląc przy tym: daj spokój, Alf,nie można mieć jednego i drugiego równocześnie.Mimo to wiedział, że brytyjska opiniapubliczna chciała, by ich stracono.Jej zdaniem to było adekwatne rozwiązanie.Gospodarz programu, zwykle odgrywający rolę adwokata diabła, zgodził się z Alfem irozpoczął z nim ożywioną dyskusję o tym, kiedy i czy w ogóle społeczeństwo przejrzy naoczy i przywróci karę śmierci oraz czy powinno się wówczas pozostać przy szubienicy czymoże pójść z duchem czasu i postawić na zabójczy zastrzyk.Zamknął oczy wyłączając się z rozmowy.Inni, tacy jak on.Nie mógł powiedzieć, aby kiedykolwiek spotkał kogoś, kto byłby taki jak on.Raczejnie.Napotkał kilku, dla których szacunek wobec prawa stanowił luksus i którzy dawnoutracili wszelkie zasady moralne.Znał wielu mężczyzn rozpaczliwie poszukujących celu dlasiebie, ale nigdy nie zetknął się z kimś, kto tak jak on miałby wszystko szczegółowozaplanowane od początku do końca.Tym się akurat nie przejął, ale też nie poczuł się przez tolepiej.Po prostu zaakceptował taki, a nie inny stan rzeczy.Nie był na tyle arogancki, bywierzyć, że jest jedyny w swoim rodzaju.Przyjął, że może nadejść dzień, kiedy na którejś zulic albo może na dworcu spotka człowieka, w którego oku dostrzeże ten samcharakterystyczny błysk.Tego błysku nigdy nie ujrzał w oku Martina Palmera.Najwyższy czas ponownieskontaktować się ze starym przyjacielem.Wstał z fotela i podszedł do kupionego dzień wcześniej w Dixons za gotówkę laptopależącego na stole.Włączył go i zanim się zalogował, uruchomił komórkę na kartę, skradzionąw południowym Londynie, w drodze do domu.Zarówno komputera, jak i komórki pozbędziesię nazajutrz, jadąc do pracy.Zawsze starał się zachować najdalej posuniętą ostrożność, zmieniać schemat działania.Otwieranie kolejnych darmowych kont emailowych było łatwe, a on zawsze starał się, by jegopoczynania były nie do wyśledzenia.Początkowo korzystał z kafejek internetowych.Wybierał te mniejsze, dawne bary przerobione na punkty usług ksero z rzędami prostych,topornych i Maców na zapleczu.Te miejsca były w pewnym sensie ukryte - wciśniętepomiędzy salony masażu a biura prywatnych linii taksówkowych, nawet wielu londyńczykównie miało pojęcia o ich istnieniu, nikt tam nie serwował cappuccino ani nie przejmował się, żewchodzisz na strony porno.Nie było tam też nadzoru kamer.Pózniej przerzucił się na laptopy, idealne do jego celów, pozostawała tylko kwestiapodłączenia.Nie po raz pierwszy używał kradzionej komórki - miał pasera, u którego jepotem upłynniał - ale w przeszłości korzystał też z usług telekomunikacji oferowanych przeztanie podrzędne hoteliki w samym środku Londynu.Logował się, robił swoje i zwijał żagle.Gdyby, co rzecz jasna mało prawdopodobne, ale gdyby kiedyś został namierzony, wątpliwe,aby ktokolwiek zdołał zapamiętać anonimowego biznesmena z niewielką skórzaną aktówką.Podłączył komórkę i usiadł przed komputerem.Zastanawiał się, co napisać.Zawszelubił dobierać słowa.To zabawne, nieomal przewidział, że do czegoś takiego dojdzie, że niebędzie miał ostatecznego wpływu na to, co zrobi i jakie podejmie decyzje.Teraz mógł jedyniereagować.Reakcja, adekwatna bądz nie, będzie jego jedyną odpowiedzią.Zalogował się.Po kilku minutach otworzył nowe konto, wymyślił nazwisko i hasło.Lubił przyjmować nowe tożsamości, niezależnie, czy miały przetrwać wiele lat, czy zaledwieparę godzin w cuchnącym wilgocią tandetnym hotelu.Lubił nawet te, które trwały zaledwiekilka minut, czyli tyle, ile potrzebował, by przesłać parę słów z jednego końca miasta nadrugi.To będzie jedyna możliwa odpowiedz z jego strony.Nie miał pewności, co Thome spodziewał się zyskać dzięki wizycie w szkole, alepojawił się tam.Odgryzł kolejny kawałek batonika.Detektyw inspektor nie należał do ludzi,którego poczynania mogły być przewidywalne i łatwe do wytłumaczenia.No i dobrze.Z nim było podobnie.Z typową dla siebie pieczołowitością podał w e mailu wszystkie niezbędneinformacje.Nie może być mowy o nieporozumieniu.W wypadku Palmera zawsze starał siębyć konkretny i precyzyjny.Martin tego wymagał.Zrób to teraz.Zrób to, kiedy ci powiem.Bardziej niejasne było, po co to w ogóle zrobił.Dlaczego wysłał te instrukcjePalmerowi? Dlaczego przekazywał mu polecenia, które nigdy nie zostaną wypełnione, jeślinie liczyć dziennikarskiej mistyfikacji i artykułu o zbrodni, która nigdy się nie wydarzyła?Kiedy jednak prawdziwe morderstwo zostanie popełnione, a ciało odnalezione, przestaną siębawić w tę kretyńską mistyfikację.Po co więc zadał sobie tyle trudu? Dlaczego grał w ich grę?Palmer postanowił wyłamać się z układu, a przez swój postępek odebrał temuwszystkiemu.pikanterię.I coraz bardziej zaczynało go to nudzić.Nie czuł już dawnejekscytacji.Może z czasem znów ją odzyska.Musiał ją odzyskać, grać w tę ich kretyńską grę,zobaczymy, dokąd doprowadzi ich wszystkich.Ale nie był to jedyny powód.Szczerze mówiąc, lubił swoją codzienną rutynę i tylko od jego decyzji zależeć będzie,kiedy zajdą naprawdę istotne zmiany.Zatem w pewnym sensie była to odmowa, całkowitaodmowa zrzeczenia się kontroli, lecz z drugiej strony musiał przyznać, że trawiło goperwersyjne pragnienie, aby działać dalej, robić swoje.jak gdyby nigdy nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.McEvoy wcisnęła guzik, by odpiąć pas bezpieczeństwa.- Co planujesz napopołudnie?Thome wziął głęboki oddech.- Mam do załatwienia kilka telefonów, muszę się dowiedzieć, co wyjdzie drożej,naprawa ogrzewania czy wymiana auta.- Najwyższy czas.Przez następne pół godziny spróbuję odzyskać krążenie w stopach.- Thome zaśmiał się.- To jakiś absurd, czemu nie korzystasz ze służbowego auta?Thome wzruszył ramionami.- Nie wiem.bo jest brązowe.McEvoy wydała się zbita z tropu odpowiedzią Thome a i tym, jak nagle, nie wiadomoczemu, sposępniał jak zakłopotany nastolatek.- Więc wez jakiś inny.- Lubię ten wóz - rzekł Thome.- Mam tu wszystkie swoje taśmy i w ogóle.- No tak, jasne.Dolly Parton i Tammy Wynette.Thome westchnął i otworzył drzwiczki.- Zatłukę tego Hollanda.Albo nie, zmuszę, żeby posłuchał prawdziwej muzykicountry i potem go zatłukę.McEvoy wysiadła, naśladując psa Bełkota z popularnej kreskówki.- To nie jego wina.Nie mówił.- Właściwie wisi mi to, puszczanie mu muzyki byłoby zwykłą stratą czasu.Po prostugo zatłukę.- Thome przekręcił kluczyk w zamku i spojrzał na McEvoy ponad dachem fordamondeo.- A kiedy ja zajmę się zabijaniem detektywa konstabla Hollanda, chcę, żebyś coś dlamnie zrobiła.- Myślę, że dość już robię, trzymając z dala od ciebie Dereka Lickwooda.Wie, że gounikasz.Thome uśmiechnął się.- Bez obawy, to nie będzie takie tmdne.- McEvoy czekała.- Sięgnij po telefon idowiedz się, kto prowadził śledztwo w sprawie Karen McMahon.Alf ze StokeonTrent: Szubienica jest za dobra dla tych łajdaków.Chętnie sampociągnąłbym za dzwignię.Pokręcił głową i odgryzł kolejny kawałek batonika, myśląc przy tym: daj spokój, Alf,nie można mieć jednego i drugiego równocześnie.Mimo to wiedział, że brytyjska opiniapubliczna chciała, by ich stracono.Jej zdaniem to było adekwatne rozwiązanie.Gospodarz programu, zwykle odgrywający rolę adwokata diabła, zgodził się z Alfem irozpoczął z nim ożywioną dyskusję o tym, kiedy i czy w ogóle społeczeństwo przejrzy naoczy i przywróci karę śmierci oraz czy powinno się wówczas pozostać przy szubienicy czymoże pójść z duchem czasu i postawić na zabójczy zastrzyk.Zamknął oczy wyłączając się z rozmowy.Inni, tacy jak on.Nie mógł powiedzieć, aby kiedykolwiek spotkał kogoś, kto byłby taki jak on.Raczejnie.Napotkał kilku, dla których szacunek wobec prawa stanowił luksus i którzy dawnoutracili wszelkie zasady moralne.Znał wielu mężczyzn rozpaczliwie poszukujących celu dlasiebie, ale nigdy nie zetknął się z kimś, kto tak jak on miałby wszystko szczegółowozaplanowane od początku do końca.Tym się akurat nie przejął, ale też nie poczuł się przez tolepiej.Po prostu zaakceptował taki, a nie inny stan rzeczy.Nie był na tyle arogancki, bywierzyć, że jest jedyny w swoim rodzaju.Przyjął, że może nadejść dzień, kiedy na którejś zulic albo może na dworcu spotka człowieka, w którego oku dostrzeże ten samcharakterystyczny błysk.Tego błysku nigdy nie ujrzał w oku Martina Palmera.Najwyższy czas ponownieskontaktować się ze starym przyjacielem.Wstał z fotela i podszedł do kupionego dzień wcześniej w Dixons za gotówkę laptopależącego na stole.Włączył go i zanim się zalogował, uruchomił komórkę na kartę, skradzionąw południowym Londynie, w drodze do domu.Zarówno komputera, jak i komórki pozbędziesię nazajutrz, jadąc do pracy.Zawsze starał się zachować najdalej posuniętą ostrożność, zmieniać schemat działania.Otwieranie kolejnych darmowych kont emailowych było łatwe, a on zawsze starał się, by jegopoczynania były nie do wyśledzenia.Początkowo korzystał z kafejek internetowych.Wybierał te mniejsze, dawne bary przerobione na punkty usług ksero z rzędami prostych,topornych i Maców na zapleczu.Te miejsca były w pewnym sensie ukryte - wciśniętepomiędzy salony masażu a biura prywatnych linii taksówkowych, nawet wielu londyńczykównie miało pojęcia o ich istnieniu, nikt tam nie serwował cappuccino ani nie przejmował się, żewchodzisz na strony porno.Nie było tam też nadzoru kamer.Pózniej przerzucił się na laptopy, idealne do jego celów, pozostawała tylko kwestiapodłączenia.Nie po raz pierwszy używał kradzionej komórki - miał pasera, u którego jepotem upłynniał - ale w przeszłości korzystał też z usług telekomunikacji oferowanych przeztanie podrzędne hoteliki w samym środku Londynu.Logował się, robił swoje i zwijał żagle.Gdyby, co rzecz jasna mało prawdopodobne, ale gdyby kiedyś został namierzony, wątpliwe,aby ktokolwiek zdołał zapamiętać anonimowego biznesmena z niewielką skórzaną aktówką.Podłączył komórkę i usiadł przed komputerem.Zastanawiał się, co napisać.Zawszelubił dobierać słowa.To zabawne, nieomal przewidział, że do czegoś takiego dojdzie, że niebędzie miał ostatecznego wpływu na to, co zrobi i jakie podejmie decyzje.Teraz mógł jedyniereagować.Reakcja, adekwatna bądz nie, będzie jego jedyną odpowiedzią.Zalogował się.Po kilku minutach otworzył nowe konto, wymyślił nazwisko i hasło.Lubił przyjmować nowe tożsamości, niezależnie, czy miały przetrwać wiele lat, czy zaledwieparę godzin w cuchnącym wilgocią tandetnym hotelu.Lubił nawet te, które trwały zaledwiekilka minut, czyli tyle, ile potrzebował, by przesłać parę słów z jednego końca miasta nadrugi.To będzie jedyna możliwa odpowiedz z jego strony.Nie miał pewności, co Thome spodziewał się zyskać dzięki wizycie w szkole, alepojawił się tam.Odgryzł kolejny kawałek batonika.Detektyw inspektor nie należał do ludzi,którego poczynania mogły być przewidywalne i łatwe do wytłumaczenia.No i dobrze.Z nim było podobnie.Z typową dla siebie pieczołowitością podał w e mailu wszystkie niezbędneinformacje.Nie może być mowy o nieporozumieniu.W wypadku Palmera zawsze starał siębyć konkretny i precyzyjny.Martin tego wymagał.Zrób to teraz.Zrób to, kiedy ci powiem.Bardziej niejasne było, po co to w ogóle zrobił.Dlaczego wysłał te instrukcjePalmerowi? Dlaczego przekazywał mu polecenia, które nigdy nie zostaną wypełnione, jeślinie liczyć dziennikarskiej mistyfikacji i artykułu o zbrodni, która nigdy się nie wydarzyła?Kiedy jednak prawdziwe morderstwo zostanie popełnione, a ciało odnalezione, przestaną siębawić w tę kretyńską mistyfikację.Po co więc zadał sobie tyle trudu? Dlaczego grał w ich grę?Palmer postanowił wyłamać się z układu, a przez swój postępek odebrał temuwszystkiemu.pikanterię.I coraz bardziej zaczynało go to nudzić.Nie czuł już dawnejekscytacji.Może z czasem znów ją odzyska.Musiał ją odzyskać, grać w tę ich kretyńską grę,zobaczymy, dokąd doprowadzi ich wszystkich.Ale nie był to jedyny powód.Szczerze mówiąc, lubił swoją codzienną rutynę i tylko od jego decyzji zależeć będzie,kiedy zajdą naprawdę istotne zmiany.Zatem w pewnym sensie była to odmowa, całkowitaodmowa zrzeczenia się kontroli, lecz z drugiej strony musiał przyznać, że trawiło goperwersyjne pragnienie, aby działać dalej, robić swoje.jak gdyby nigdy nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]