[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wewnątrz nie znalezliśmy nic poza belami wełny aż po sam dach.Miał widoczniedobrą strzyżę tego roku.Lepszą niż ja - stwierdził Hugo.- Ale ja posiadam nie więcej niż trzysta owiec, niemogę się z nim porównywać.Cóż, strawiliście na tym cały dzień, więc czas odpocząć.Idzciedo domu.- Stanął na ławce wioślarza i zrobił krok na brzeg.Aódz zakołysała się lekko przytym ruchu.- Nic więcej nie możemy zrobić.Wracam do zamku, żeby zobaczyć, czyprzypadkiem ktoś inny nie miał więcej szczęścia.Wejdę przez wschodnią bramę, Madogu, alejeśli chcesz, użyczymy ci dwóch wioślarzy, którzy pomogą ci odprowadzić obie łodzie.Kilkuz tych chłopaków poradzi sobie z podróżą z powrotem do mostu.- Spojrzał na grupę ludzitrzymających się z szacunkiem z boku.To lepsze niż chodzenie, chłopcy, po całym dniu na nogach.Kto chętny?Dwaj z nich wystąpili ochoczo naprzód, rozłączyli łodzie zasiedli na miejscachwioślarzy.Odepchnęli łódz od brzegu przed Madogiem i przyjęli równe tempo.Cadfaelspostrzegł, że tkacz Bertred nie był skory do użyczenia swych silnych ramion.Brat pomyślał,że droga Bertreda od pobliskiej bramy zamkowej do domu nie byłaby dłuższa niż od bramymostowej, więc nie widział on korzyści w zgłoszeniu się.Być może nie miał nawet wprawy wwiosłowaniu.To jednak nie całkiem tłumaczyło ironiczny uśmieszek i wyraz zadowolenia najego przystojnej młodej twarzy, gdy wycofywał się dyskretnie za plecy swoich towarzyszy.Iz pewnością nie wyjaśniało tego, co spostrzegł Cadfael, gdy obejrzał się przez ramię ześrodka rzeki.Bo Bertred pozostał w tyle za Hugonem i jego giermkami, a gdy tamciwyruszyli żwawo ku drodze i wschodniej bramie zaniku, przystanął na chwilę, patrząc, jak sięwspinają, a potem odwrócił się i podążył zdecydowanym, lecz niespiesznym krokiem wprzeciwną stronę, ku najbliższemu zagajnikowi, jakby miał tam jakąś ważną sprawę.Bertred pojawił się na wieczerzy dopiero o zmierzchu.Wrócił do domu idomowników, którzy zaniedbali swoje zajęcia i zmarnowali cały dzień, nie pamiętając opracy, porach posiłków i innych rzeczach, które odmierzały upływ godzin w zwyczajny,codzienny sposób.Miles odrywał się od warsztatu dziesięć razy na godzinę i wybiegał naulicę pytać każdego przechodzącego żołnierza z garnizonu o nowiny, których nie było.Przezdwa dni stał się tak spięty i wybuchowy, że nawet jego matka pogrążyła się we względnymmilczeniu i starała się schodzić mu z drogi.Dziewczęta w przędzalni więcej czasu poświęcałyszeptom niż pracy i plotkowały z tkaczkami, kiedy tylko Miles się odwrócił.Kto by pomyślał, że się tak bardzo martwi o kuzynkę! dziwił się Bertred, unikającniespokojnej i napiętej twarzy Milesa.- Oczywiście, krewni to krewni, ale można bypomyśleć, że zginęła mu narzeczona, a nie kuzynka.O Izabelę kłopotałby się znacznie mniej - powiedziała jakaś cyniczna tkaczka.-Wniesie mu odpowiedni posag, ale są inne ryby w morzu, gdyby ta zerwała się z haczyka.Pani Judyta jest jego ostoją i przyszłością, i wszystkim.Poza tym tych dwoje dobrze się zesobą dogaduje, z tego, co widzę.Ma wszelkie powody do zmartwienia.martwił się, gryzącpaznokcie i marszcząc brwi z niepokoju przez cały dzień, a nocą, gdy trzeba było przerwaćposzukiwania, popadł w milczące, zrezygnowane przygnębienie, czekając świtu, by podjąćłowy.Wydawało się jednak, że wszystkie kąty w mieście już zostały przeszukane, a każdymdom, ogród i pastwisko na przedmieściach co najmniej odwiedzone, więc gdzie mieli dalejsprawdzać?Ona nie może być daleko - upierała się pani Agata.- Na pewno ją znajdą.Daleko czy blisko - odrzekł z żałosną miną Miles - jest zbyt dobrze ukryta.I jakiśłajdak ją trzyma, to pewne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Wewnątrz nie znalezliśmy nic poza belami wełny aż po sam dach.Miał widoczniedobrą strzyżę tego roku.Lepszą niż ja - stwierdził Hugo.- Ale ja posiadam nie więcej niż trzysta owiec, niemogę się z nim porównywać.Cóż, strawiliście na tym cały dzień, więc czas odpocząć.Idzciedo domu.- Stanął na ławce wioślarza i zrobił krok na brzeg.Aódz zakołysała się lekko przytym ruchu.- Nic więcej nie możemy zrobić.Wracam do zamku, żeby zobaczyć, czyprzypadkiem ktoś inny nie miał więcej szczęścia.Wejdę przez wschodnią bramę, Madogu, alejeśli chcesz, użyczymy ci dwóch wioślarzy, którzy pomogą ci odprowadzić obie łodzie.Kilkuz tych chłopaków poradzi sobie z podróżą z powrotem do mostu.- Spojrzał na grupę ludzitrzymających się z szacunkiem z boku.To lepsze niż chodzenie, chłopcy, po całym dniu na nogach.Kto chętny?Dwaj z nich wystąpili ochoczo naprzód, rozłączyli łodzie zasiedli na miejscachwioślarzy.Odepchnęli łódz od brzegu przed Madogiem i przyjęli równe tempo.Cadfaelspostrzegł, że tkacz Bertred nie był skory do użyczenia swych silnych ramion.Brat pomyślał,że droga Bertreda od pobliskiej bramy zamkowej do domu nie byłaby dłuższa niż od bramymostowej, więc nie widział on korzyści w zgłoszeniu się.Być może nie miał nawet wprawy wwiosłowaniu.To jednak nie całkiem tłumaczyło ironiczny uśmieszek i wyraz zadowolenia najego przystojnej młodej twarzy, gdy wycofywał się dyskretnie za plecy swoich towarzyszy.Iz pewnością nie wyjaśniało tego, co spostrzegł Cadfael, gdy obejrzał się przez ramię ześrodka rzeki.Bo Bertred pozostał w tyle za Hugonem i jego giermkami, a gdy tamciwyruszyli żwawo ku drodze i wschodniej bramie zaniku, przystanął na chwilę, patrząc, jak sięwspinają, a potem odwrócił się i podążył zdecydowanym, lecz niespiesznym krokiem wprzeciwną stronę, ku najbliższemu zagajnikowi, jakby miał tam jakąś ważną sprawę.Bertred pojawił się na wieczerzy dopiero o zmierzchu.Wrócił do domu idomowników, którzy zaniedbali swoje zajęcia i zmarnowali cały dzień, nie pamiętając opracy, porach posiłków i innych rzeczach, które odmierzały upływ godzin w zwyczajny,codzienny sposób.Miles odrywał się od warsztatu dziesięć razy na godzinę i wybiegał naulicę pytać każdego przechodzącego żołnierza z garnizonu o nowiny, których nie było.Przezdwa dni stał się tak spięty i wybuchowy, że nawet jego matka pogrążyła się we względnymmilczeniu i starała się schodzić mu z drogi.Dziewczęta w przędzalni więcej czasu poświęcałyszeptom niż pracy i plotkowały z tkaczkami, kiedy tylko Miles się odwrócił.Kto by pomyślał, że się tak bardzo martwi o kuzynkę! dziwił się Bertred, unikającniespokojnej i napiętej twarzy Milesa.- Oczywiście, krewni to krewni, ale można bypomyśleć, że zginęła mu narzeczona, a nie kuzynka.O Izabelę kłopotałby się znacznie mniej - powiedziała jakaś cyniczna tkaczka.-Wniesie mu odpowiedni posag, ale są inne ryby w morzu, gdyby ta zerwała się z haczyka.Pani Judyta jest jego ostoją i przyszłością, i wszystkim.Poza tym tych dwoje dobrze się zesobą dogaduje, z tego, co widzę.Ma wszelkie powody do zmartwienia.martwił się, gryzącpaznokcie i marszcząc brwi z niepokoju przez cały dzień, a nocą, gdy trzeba było przerwaćposzukiwania, popadł w milczące, zrezygnowane przygnębienie, czekając świtu, by podjąćłowy.Wydawało się jednak, że wszystkie kąty w mieście już zostały przeszukane, a każdymdom, ogród i pastwisko na przedmieściach co najmniej odwiedzone, więc gdzie mieli dalejsprawdzać?Ona nie może być daleko - upierała się pani Agata.- Na pewno ją znajdą.Daleko czy blisko - odrzekł z żałosną miną Miles - jest zbyt dobrze ukryta.I jakiśłajdak ją trzyma, to pewne [ Pobierz całość w formacie PDF ]