[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powoli przesuwała po nim rękę,zaczynając od czubka głowy.Opuszkami palców namiętnie dotykała jegopoliczków i szyi.Gdy posuwała się coraz bardziej w dół, chrząknąłem.Odwróciła się powoli i spojrzała na mnie, jej oczy błyszczały jak klejnoty,a włosy czarne z prostą grzywką dodawały jej uroku i tajemniczości.Byłaczymś znajdującym się poza zasięgiem ludzkiej kobiecej urody.Kusiłakażdym, nawet najmniejszym ruchem. Witaj, kochanie& odezwałem się, zwracając jej uwagę i sprawdzającnastawienie do mnie.Jeszcze nic nie mówiąc, podeszła do mnie, kołyszącbiodrami i oblizując wargi.Położyła dłoń na moim barku, obchodziła mniedokoła, przesuwając ją z bardzo dużym& zaangażowaniem po całejszerokości moich pleców, by skoncentrować dotyk na szyi.Złapałem ją zarękę i delikatnie odciągnąłem od dalszych pieszczot. Może zatańczymy? Coty na to, skarbie& ? Wzdychając, starałem się jej uświadomić, że naszaznajomość nie idzie raczej w inną stronę niż w stronę miecza. Jak u ciebiez walcem? zapytałem. Gdybyś chciał ze mną walczyć, zakończyłbyś nasz pojedynekw rzeczywistości& jej słowa zaskoczyły mnie, straciłem grunt pod nogami.Gdy to powiedziała swoim harmonijnym głosem, który brzęczał mi w uszachjeszcze przez wiele chwil, odeszła, nie spoglądając już w moją stronę.Wróciła do leżącego na ziemi pijaczka i kolejny raz pochyliła się nad nim.Dotknęła jego uszu swoją prawą, potem lewą ręką, zatykając je.Niejakopozbawiając go słuchu, trwała tak, a gdy tylko odsłoniła otworywprowadzające do naszego rozumu słuch, zaczęła z nich spływać dużobardziej wodnista niż z oczu ciecz.Przypominała mi rdzę płynącą ze staregokranu razem z wodą.Rodzaj swoistej gliny na kolejne naczynia.Przesuwałarękę po jego twarzy, wyglądało to jak gra wstępna.Zewnętrzną stronąpalców bardzo powoli i delikatnie gładziła jego policzek.W tej samej chwiliotworzyła jego usta i pocałowała go.Bardzo długi i namiętny, ale jużniewiele znaczący akt ludzkiego przywiązania.Przyznam, że był toniesamowicie ciekawy widok.Kończąc swoje dzieło, musnęła ustami jegoczoło, zrobiła to z delikatnością siadającego na palcu motyla.Pocałunekwyglądał jak darowany przez matkę najukochańszemu synowi.Ustamężczyzny zaczęły spływać atramentową śliną, która pieniła się, spadając naziemię podobnie jak wydzielina chorego psa.Wszystko, cała ta substancjagromadziła się pod nim, szukając sposobu na połączenie.Powstały kolejnedwie postacie, tym razem mężczyzni.Z ust wydostał się potężny, podobny doczłowieka potwór.Gdy tylko przybrał swój kształt, rozprężał kark i barki,strzelając ledwo co scalonymi chrząstkami.Nazywał się Odium,a przynajmniej wszyscy tak do niego mówili.Drugi, uformowanyz wyciekającej rdzy, był o wiele mniejszy, podobny do trzynastolatka.Przezcały czas uśmiechnięty.Twarz miał pozbawioną mimiki, zupełnie zastygłąPrzedstawił się jako Vocatus. Przygotujcie się, zaraz zaczynamy.Tym razem nie powinno byćszczególnie trudno odezwała się pierwsza, rzucając jakąś związaną torbęw stronę największego i dziwny kuferek do dzieciaka. Po takich ścierwach nigdy nic nie wiadomo, musimy się pilnować przemówił największy z nich, jego głos był przerażająco brutalny, śliski,wyrazny, podobny do tych właściwych dla urodzonych mówców.Przechodzilipomiędzy sobą, kucając i ciągle coś sprawdzając.Oglądali dokładnie pijaka,jego ręce, język i całe ciało, centymetr po centymetrze.Wyglądało tofaktycznie jak taktyczne i zwiadowcze przygotowanie do walki czyrozgrzewka przed biegiem.Chrząknąłem nieco ironicznie. Czy ja pana gdzieś nie słyszałem? zapytałem.Dwójka dopiero coprzybyłych natychmiast odwróciła się w moją stronę i zmierzyła mniewzrokiem.Jedynie kobieta pozostała przy ciele pijaka, szukając czegoś. A to niby kto? przemówiła po raz pierwszy postać podobna dochłopca, zwracając się do dam po swojej prawej stronie. Jest nieszkodliwy.Stanął po naszej stronie& odpowiedziałaImmunditia, nie odrywając się od dziwnej obdukcji konającego mężczyzny. Przecież to człowiek! Jak to możliwe, że tutaj jest?! Pomyśl i nie daj sięwciągnąć w tę grę! To może być zbyt kosztowne wskazał na mnie tennajwiększy, kierując w moją stronę topór, który odwinął z zawiązanej torby,patrząc na pozostałą dwójkę.Na te słowa Immunditia jedynie westchnęła,dając mu do zrozumienia, że jestem elementem tej układanki i że to onadecyduje, bo ma dużo większą wiedzę na mój temat.Olbrzympodporządkował się jej z ogromną wściekłością, ale był żołnierzemi wiedział, jakie są konsekwencje nieposłuszeństwa. Tutaj jestem! ukłoniłem się, uderzając o dolny rąbek mojego płaszczai wyrzucając go nieznacznie do tyłu.Uśmiechałem się na przekór zastanejsytuacji.spokojny, bo w gruncie rzeczy nie mogli mi zupełnie nic zrobić. Nie no, dajcie sobie trochę luzu. Starała się za wszelką cenęprzekonać ich do mnie.Byłem zdezorientowany, nie wiedziałem, co siędzieje. Przecież to on go zabił i jest tutaj, aby dokończyć swe dziełoi odesłać to leżące chorobliwe gówno w miejsce, gdzie powinien się znalezć. Po tych słowach spojrzała na mnie i zapytała. Prawda? Mrugając domnie i podnosząc nieco kolano, oczekiwała szybkiej odpowiedzi. Hola, hola& powoli! Ja go zabiłem?! Zginął, bo jest śmieciem.Zmieciem, który przegrał i zasługuje na to, co otrzymał! I kto to mówi& Vocatus mruknął pod nosem, lecz wyraznie słyszałemjego słowa, które skutecznie mnie sprowokowały. Pokazać ci, kto to mówi? wyciągnąłem miecz i ruszyłem w jegostronę agresywnym krokiem.Chciałem dać upust swojemu gniewowi.Jednakże naprzeciw wyszła kobieta i położyła ręce na mojej piersi,zatrzymując mnie.Za wszelką cenę chciała uniknąć spięcia. Milczcie, czeka nas walka, nie możemy marnować czasu na głupiespory. Nie pomyślałaś, skąd on w ogóle się tutaj wziął? Vocatus znowuzabrał głos. Przecież w każdej chwili może okazać się kolejną pułapką! Niemożesz dać sobie spokoju!? Jeszcze jedno słowo& warknęła i spuściła wzrok.Stojąca kilkacentymetrów ode mnie Immunditia zaczęła płonąć.Jej ciało z każdym jegokolejnym słowem żarzyło się coraz bardziej. Jak to możliwe, że taka& trzyma dowództwo& Jedno słowo i co?!Zastosujesz na mnie& Przerwała mu gestem.Nie byłem aż takim idiotą,żeby nie widzieć, że zależy jej, aby przeciągnąć mnie na swoją stronę.Zachowywała się, jakby wiedziała o mnie bardzo dużo.Grała cały tenteatrzyk, a Vocatus najwyrazniej bardzo przeszkadzał.Opuściła oparteo mnie ręce i wydała z siebie okrzyk, nieludzkie, niszczycielskie,barbarzyńskie zawołanie.Zakładam, że słyszący je człowiek skonałby zestrachu.Jej wygląd się zmienił, ogarnięta płomieniami dzierżyła w rękuperski miecz.Pędem ruszyła w stronę karła.Ten, widząc, co się dzieje,przygotowywał się do niespodziewanego pojedynku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Powoli przesuwała po nim rękę,zaczynając od czubka głowy.Opuszkami palców namiętnie dotykała jegopoliczków i szyi.Gdy posuwała się coraz bardziej w dół, chrząknąłem.Odwróciła się powoli i spojrzała na mnie, jej oczy błyszczały jak klejnoty,a włosy czarne z prostą grzywką dodawały jej uroku i tajemniczości.Byłaczymś znajdującym się poza zasięgiem ludzkiej kobiecej urody.Kusiłakażdym, nawet najmniejszym ruchem. Witaj, kochanie& odezwałem się, zwracając jej uwagę i sprawdzającnastawienie do mnie.Jeszcze nic nie mówiąc, podeszła do mnie, kołyszącbiodrami i oblizując wargi.Położyła dłoń na moim barku, obchodziła mniedokoła, przesuwając ją z bardzo dużym& zaangażowaniem po całejszerokości moich pleców, by skoncentrować dotyk na szyi.Złapałem ją zarękę i delikatnie odciągnąłem od dalszych pieszczot. Może zatańczymy? Coty na to, skarbie& ? Wzdychając, starałem się jej uświadomić, że naszaznajomość nie idzie raczej w inną stronę niż w stronę miecza. Jak u ciebiez walcem? zapytałem. Gdybyś chciał ze mną walczyć, zakończyłbyś nasz pojedynekw rzeczywistości& jej słowa zaskoczyły mnie, straciłem grunt pod nogami.Gdy to powiedziała swoim harmonijnym głosem, który brzęczał mi w uszachjeszcze przez wiele chwil, odeszła, nie spoglądając już w moją stronę.Wróciła do leżącego na ziemi pijaczka i kolejny raz pochyliła się nad nim.Dotknęła jego uszu swoją prawą, potem lewą ręką, zatykając je.Niejakopozbawiając go słuchu, trwała tak, a gdy tylko odsłoniła otworywprowadzające do naszego rozumu słuch, zaczęła z nich spływać dużobardziej wodnista niż z oczu ciecz.Przypominała mi rdzę płynącą ze staregokranu razem z wodą.Rodzaj swoistej gliny na kolejne naczynia.Przesuwałarękę po jego twarzy, wyglądało to jak gra wstępna.Zewnętrzną stronąpalców bardzo powoli i delikatnie gładziła jego policzek.W tej samej chwiliotworzyła jego usta i pocałowała go.Bardzo długi i namiętny, ale jużniewiele znaczący akt ludzkiego przywiązania.Przyznam, że był toniesamowicie ciekawy widok.Kończąc swoje dzieło, musnęła ustami jegoczoło, zrobiła to z delikatnością siadającego na palcu motyla.Pocałunekwyglądał jak darowany przez matkę najukochańszemu synowi.Ustamężczyzny zaczęły spływać atramentową śliną, która pieniła się, spadając naziemię podobnie jak wydzielina chorego psa.Wszystko, cała ta substancjagromadziła się pod nim, szukając sposobu na połączenie.Powstały kolejnedwie postacie, tym razem mężczyzni.Z ust wydostał się potężny, podobny doczłowieka potwór.Gdy tylko przybrał swój kształt, rozprężał kark i barki,strzelając ledwo co scalonymi chrząstkami.Nazywał się Odium,a przynajmniej wszyscy tak do niego mówili.Drugi, uformowanyz wyciekającej rdzy, był o wiele mniejszy, podobny do trzynastolatka.Przezcały czas uśmiechnięty.Twarz miał pozbawioną mimiki, zupełnie zastygłąPrzedstawił się jako Vocatus. Przygotujcie się, zaraz zaczynamy.Tym razem nie powinno byćszczególnie trudno odezwała się pierwsza, rzucając jakąś związaną torbęw stronę największego i dziwny kuferek do dzieciaka. Po takich ścierwach nigdy nic nie wiadomo, musimy się pilnować przemówił największy z nich, jego głos był przerażająco brutalny, śliski,wyrazny, podobny do tych właściwych dla urodzonych mówców.Przechodzilipomiędzy sobą, kucając i ciągle coś sprawdzając.Oglądali dokładnie pijaka,jego ręce, język i całe ciało, centymetr po centymetrze.Wyglądało tofaktycznie jak taktyczne i zwiadowcze przygotowanie do walki czyrozgrzewka przed biegiem.Chrząknąłem nieco ironicznie. Czy ja pana gdzieś nie słyszałem? zapytałem.Dwójka dopiero coprzybyłych natychmiast odwróciła się w moją stronę i zmierzyła mniewzrokiem.Jedynie kobieta pozostała przy ciele pijaka, szukając czegoś. A to niby kto? przemówiła po raz pierwszy postać podobna dochłopca, zwracając się do dam po swojej prawej stronie. Jest nieszkodliwy.Stanął po naszej stronie& odpowiedziałaImmunditia, nie odrywając się od dziwnej obdukcji konającego mężczyzny. Przecież to człowiek! Jak to możliwe, że tutaj jest?! Pomyśl i nie daj sięwciągnąć w tę grę! To może być zbyt kosztowne wskazał na mnie tennajwiększy, kierując w moją stronę topór, który odwinął z zawiązanej torby,patrząc na pozostałą dwójkę.Na te słowa Immunditia jedynie westchnęła,dając mu do zrozumienia, że jestem elementem tej układanki i że to onadecyduje, bo ma dużo większą wiedzę na mój temat.Olbrzympodporządkował się jej z ogromną wściekłością, ale był żołnierzemi wiedział, jakie są konsekwencje nieposłuszeństwa. Tutaj jestem! ukłoniłem się, uderzając o dolny rąbek mojego płaszczai wyrzucając go nieznacznie do tyłu.Uśmiechałem się na przekór zastanejsytuacji.spokojny, bo w gruncie rzeczy nie mogli mi zupełnie nic zrobić. Nie no, dajcie sobie trochę luzu. Starała się za wszelką cenęprzekonać ich do mnie.Byłem zdezorientowany, nie wiedziałem, co siędzieje. Przecież to on go zabił i jest tutaj, aby dokończyć swe dziełoi odesłać to leżące chorobliwe gówno w miejsce, gdzie powinien się znalezć. Po tych słowach spojrzała na mnie i zapytała. Prawda? Mrugając domnie i podnosząc nieco kolano, oczekiwała szybkiej odpowiedzi. Hola, hola& powoli! Ja go zabiłem?! Zginął, bo jest śmieciem.Zmieciem, który przegrał i zasługuje na to, co otrzymał! I kto to mówi& Vocatus mruknął pod nosem, lecz wyraznie słyszałemjego słowa, które skutecznie mnie sprowokowały. Pokazać ci, kto to mówi? wyciągnąłem miecz i ruszyłem w jegostronę agresywnym krokiem.Chciałem dać upust swojemu gniewowi.Jednakże naprzeciw wyszła kobieta i położyła ręce na mojej piersi,zatrzymując mnie.Za wszelką cenę chciała uniknąć spięcia. Milczcie, czeka nas walka, nie możemy marnować czasu na głupiespory. Nie pomyślałaś, skąd on w ogóle się tutaj wziął? Vocatus znowuzabrał głos. Przecież w każdej chwili może okazać się kolejną pułapką! Niemożesz dać sobie spokoju!? Jeszcze jedno słowo& warknęła i spuściła wzrok.Stojąca kilkacentymetrów ode mnie Immunditia zaczęła płonąć.Jej ciało z każdym jegokolejnym słowem żarzyło się coraz bardziej. Jak to możliwe, że taka& trzyma dowództwo& Jedno słowo i co?!Zastosujesz na mnie& Przerwała mu gestem.Nie byłem aż takim idiotą,żeby nie widzieć, że zależy jej, aby przeciągnąć mnie na swoją stronę.Zachowywała się, jakby wiedziała o mnie bardzo dużo.Grała cały tenteatrzyk, a Vocatus najwyrazniej bardzo przeszkadzał.Opuściła oparteo mnie ręce i wydała z siebie okrzyk, nieludzkie, niszczycielskie,barbarzyńskie zawołanie.Zakładam, że słyszący je człowiek skonałby zestrachu.Jej wygląd się zmienił, ogarnięta płomieniami dzierżyła w rękuperski miecz.Pędem ruszyła w stronę karła.Ten, widząc, co się dzieje,przygotowywał się do niespodziewanego pojedynku [ Pobierz całość w formacie PDF ]