[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A czego nie nazwozili z tych podróży! Kiedyś całeprzedpołudnie spędziliśmy w takim muzeum, gdzie pełno jest biżuterii, mebli,futrzanych dywanów, mieczy, ubrań, a nawet grobowców z tych wszystkichkrajów, które Anglicy zwiedzili.Z Afryki nazwozili tysiące wazonów, dzbanów,masek, koszy, misek, posążków, i to takich pięknych, aż w głowie się nie mieści,że ci, którzy to wszystko zrobili, zniknęli już ze świata.Ale Anglicy zapewniająnas, że tych ludzi już nie ma.Chociaż Afrykanie mieli niegdyś lepszą cywilizacjęod Europejczyków (tylko że nawet Anglicy głośno się do tego nie przyznają:wyczytałam to u niejakiego J.A.Rogersa), kilka stuleci temu nastały dla nichciężkie czasy.Anglicy bardzo lubią to określenie, kiedy mówią o Afryce.Aatwojest przy tym zapomnieć, że te ciężkie czasy między innymi przez nich stały sięjeszcze cięższe.Miliony Afrykanów schwytano i sprzedano w niewolę - takżeciebie i mnie, Celio! W czasie łowów na niewolników całe miasta obrócono wruinę.Dzisiejsi Afrykanie nękani są chorobami, tkwią pogrążeni w duchowym ifizycznym nieładzie, bo wymordowali albo sprzedali w niewolę swoichnajsilniejszych pobratymców.Wierzą w diabła i oddają cześć zmarłym.Pisać aniczytać też nie umieją.Czemu nas sprzedali? Jak mogli? I za co wciąż ich kochamy? Takie myśliprzychodziły mi do głowy, kiedy wałęsaliśmy się po zimnych ulicach Londynu.Uważnie oglądałam mapę Anglii, która widziana z lotu ptaka wydaje się takauładzona i pogodna, i mimo wszystko poczułam nadzieję, że dla Afryki możnazdziałać wiele dobrego, jeśli się do tego przyłożymy i odpowiednio nastawimy.Noi wreszcie wypłynęliśmy.Wyruszyliśmy z angielskiego portu Southamptondwudziestego czwartego lipca, dwunastego września byliśmy w Monrovii, stolicyLiberii.Po drodze zatrzymaliśmy się w Lizbonie i w Dakarze, czyli w Portugalii iw Senegalu.W Monrovii po raz ostatni znalezliśmy się wśród mniej więcej takich ludzi,do jakich przywykliśmy, bo ten afrykański kraj założyli byli niewolnicy zAmeryki, którzy wrócili i na stałe zamieszkali w Afryce.Zastanawiałam się, czyrodzice albo dziadkowie kogoś spośród tych ludzi pochodzili właśnie z okolicMonrovii i tutaj zostali sprzedani w niewolę, a jeśli tak, to jak się czulipotomkowie byłych niewolników, kiedy wrócili, żeby tu sprawować władzę, boprzecież z krajem, którego mieszkańcy ich kupili, też byli mocno związani.Celio, muszę już kończyć.Słońce trochę mniej teraz praży, więc muszę sięprzygotować do popołudniowych lekcji i nieszporów.Chciałabym, żebyś była zemną - albo ja z tobą.CałujęTwojasiostraNettieNajdroższa Celio!Przedziwny wydał mi się ten postój w Monrovii po tym, jak zatrzymaliśmysię w Senegalu, gdzie po raz pierwszy otarłam się o Afrykę.Stolicą Senegalu jestDakar.Tutejsi Afrykanie mają wprawdzie własny język - czyli senegalski, jakbygo pewnie sami nazwali - ale mówią też po francusku.Celio, nigdy w życiu niewidziałam takich czarnych ludzi.Są tacy czarni jak ci, o których czasemmawiamy: Ten i ten jest taki czarny, że aż granatowy.Są tacy czarni, Celio, żeaż świecą.W naszych stronach o kimś, kto jest naprawdę wyjątkowo czarny, teżmówi się, że świeci.Ale wyobraz sobie, Celio, miasto pełne świecących,granatowoczarnych ludzi ubranych w jaskrawoniebieskie szaty ozdobionefikuśnymi deseniami, takimi jak na kilimach ze ścinków.Ci ludzie są wysocy,szczupli, mają długie szyje i prosto się trzymają.Czy możesz to sobie w ogólewyobrazić? Bo ja tak się wtedy czułam, jakbym pierwszy raz w życiu zobaczyła,co to prawdziwa czerń.Celio, ten kolor jest jakiś zaczarowany.To taka gęstaczerń, że aż się ciemno robi przed oczami, a jeszcze w dodatku ten blask, takiświetlisty, jakby bił od księżyca, ale ich skóra świeci nawet w pełnym słońcu.Ale tak naprawdę, to ci Senegalczycy, których spotkałam na targu, wcale misię nie spodobali.Obchodziło ich tylko to, czy sprzedadzą swój towar.Ledwo sięktóryś połapał, że nic nie kupimy, stawaliśmy się dla niego tak samo przezroczyścijak biali Francuzi, co tam stale mieszkają.Jakoś nie byłam przygotowana na to, żew Afryce spotkam białych, ale widziałam ich tu całe tłumy.I wcale nie wszyscy sąmisjonarzami.W Monrovii też ich się spotyka.Kilku zasiada w rządzie, którego prezydentnazywa się Tubman.Jest też sporo ministrów, którzy są wprawdzie kolorowi, alewyglądają całkiem jak biali.Nazajutrz po przyjezdzie do Monrovii piliśmywieczorem herbatę w pałacu prezydenckim.Samuel twierdzi, że ten pałac jestbardzo podobny do białego domu (a właśnie w białym domu mieszka naszamerykański prezydent).Prezydent Tubman dość długo opowiadał o tym, jakbardzo się stara wprowadzić postęp i ile ma problemów z tubylcami, którzy wcalenie chcą pracować dla rozwoju kraju.Pierwszy raz w życiu słyszałam, żeby czarnytak się wyraził.Wiedziałam, że dla białych wszyscy kolorowi to tubylcy.Aleprezydent odchrząknął i powiedział, że dla niego tubylec to to samo, co rodowity mieszkaniec Liberii.W jego rządzie nie widziałam ani jednego tubylca.%7łony ministrów też wcale nie wyglądały jak miejscowe kobiety.Miałyna sobie takie jedwabie i sznury pereł, że w porównaniu z nimi Corrina i jabyłyśmy ledwo ubrane, a już na pewno nie wystrojone na uroczystą okazję.Tekobiety, które poznałyśmy w pałacu, muszą chyba poświęcać strojom mnóstwoczasu.Mimo to miały niezadowolone miny.Wcale nie przypominały tychwesołych nauczycielek, które zobaczyliśmy przypadkiem, kiedy poganiały całestado swoich uczniów w stronę plaży.Przed wyjazdem zwiedziliśmy jedną z tutejszych wielkich plantacjikakaowców.Jak okiem sięgnąć nic, tylko kakaowce.A na polach pobudowane całewioski.Patrzyliśmy, jak zmęczeni ludzie całymi rodzinami wracają z pracy,dzwigając wiadra z ziarnem kakaowym (nazajutrz w tych samych wiadrach wezmądo pracy drugie śniadanie), a kobiety niosą dzieci na plecach.Chociaż tacy bylizmęczeni, śpiewali, Celio! Tak jak my w naszych stronach.Czemu zmęczeniludzie śpiewają? - spytałam Corrinę.Bo ze zmęczenia nie są w stanie robić nicinnego, powiedziała.W dodatku te plantacje wcale do nich nie należą, Celio, aninawet do prezydenta Tubmana.Właściciele mieszkają w takiej jednej Holandii.Towłaśnie tam robi się holenderską czekoladę.W kamiennych domach na rogach pólmieszkają nadzorcy, którzy pilnują, żeby ludzie pilnie pracowali [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.A czego nie nazwozili z tych podróży! Kiedyś całeprzedpołudnie spędziliśmy w takim muzeum, gdzie pełno jest biżuterii, mebli,futrzanych dywanów, mieczy, ubrań, a nawet grobowców z tych wszystkichkrajów, które Anglicy zwiedzili.Z Afryki nazwozili tysiące wazonów, dzbanów,masek, koszy, misek, posążków, i to takich pięknych, aż w głowie się nie mieści,że ci, którzy to wszystko zrobili, zniknęli już ze świata.Ale Anglicy zapewniająnas, że tych ludzi już nie ma.Chociaż Afrykanie mieli niegdyś lepszą cywilizacjęod Europejczyków (tylko że nawet Anglicy głośno się do tego nie przyznają:wyczytałam to u niejakiego J.A.Rogersa), kilka stuleci temu nastały dla nichciężkie czasy.Anglicy bardzo lubią to określenie, kiedy mówią o Afryce.Aatwojest przy tym zapomnieć, że te ciężkie czasy między innymi przez nich stały sięjeszcze cięższe.Miliony Afrykanów schwytano i sprzedano w niewolę - takżeciebie i mnie, Celio! W czasie łowów na niewolników całe miasta obrócono wruinę.Dzisiejsi Afrykanie nękani są chorobami, tkwią pogrążeni w duchowym ifizycznym nieładzie, bo wymordowali albo sprzedali w niewolę swoichnajsilniejszych pobratymców.Wierzą w diabła i oddają cześć zmarłym.Pisać aniczytać też nie umieją.Czemu nas sprzedali? Jak mogli? I za co wciąż ich kochamy? Takie myśliprzychodziły mi do głowy, kiedy wałęsaliśmy się po zimnych ulicach Londynu.Uważnie oglądałam mapę Anglii, która widziana z lotu ptaka wydaje się takauładzona i pogodna, i mimo wszystko poczułam nadzieję, że dla Afryki możnazdziałać wiele dobrego, jeśli się do tego przyłożymy i odpowiednio nastawimy.Noi wreszcie wypłynęliśmy.Wyruszyliśmy z angielskiego portu Southamptondwudziestego czwartego lipca, dwunastego września byliśmy w Monrovii, stolicyLiberii.Po drodze zatrzymaliśmy się w Lizbonie i w Dakarze, czyli w Portugalii iw Senegalu.W Monrovii po raz ostatni znalezliśmy się wśród mniej więcej takich ludzi,do jakich przywykliśmy, bo ten afrykański kraj założyli byli niewolnicy zAmeryki, którzy wrócili i na stałe zamieszkali w Afryce.Zastanawiałam się, czyrodzice albo dziadkowie kogoś spośród tych ludzi pochodzili właśnie z okolicMonrovii i tutaj zostali sprzedani w niewolę, a jeśli tak, to jak się czulipotomkowie byłych niewolników, kiedy wrócili, żeby tu sprawować władzę, boprzecież z krajem, którego mieszkańcy ich kupili, też byli mocno związani.Celio, muszę już kończyć.Słońce trochę mniej teraz praży, więc muszę sięprzygotować do popołudniowych lekcji i nieszporów.Chciałabym, żebyś była zemną - albo ja z tobą.CałujęTwojasiostraNettieNajdroższa Celio!Przedziwny wydał mi się ten postój w Monrovii po tym, jak zatrzymaliśmysię w Senegalu, gdzie po raz pierwszy otarłam się o Afrykę.Stolicą Senegalu jestDakar.Tutejsi Afrykanie mają wprawdzie własny język - czyli senegalski, jakbygo pewnie sami nazwali - ale mówią też po francusku.Celio, nigdy w życiu niewidziałam takich czarnych ludzi.Są tacy czarni jak ci, o których czasemmawiamy: Ten i ten jest taki czarny, że aż granatowy.Są tacy czarni, Celio, żeaż świecą.W naszych stronach o kimś, kto jest naprawdę wyjątkowo czarny, teżmówi się, że świeci.Ale wyobraz sobie, Celio, miasto pełne świecących,granatowoczarnych ludzi ubranych w jaskrawoniebieskie szaty ozdobionefikuśnymi deseniami, takimi jak na kilimach ze ścinków.Ci ludzie są wysocy,szczupli, mają długie szyje i prosto się trzymają.Czy możesz to sobie w ogólewyobrazić? Bo ja tak się wtedy czułam, jakbym pierwszy raz w życiu zobaczyła,co to prawdziwa czerń.Celio, ten kolor jest jakiś zaczarowany.To taka gęstaczerń, że aż się ciemno robi przed oczami, a jeszcze w dodatku ten blask, takiświetlisty, jakby bił od księżyca, ale ich skóra świeci nawet w pełnym słońcu.Ale tak naprawdę, to ci Senegalczycy, których spotkałam na targu, wcale misię nie spodobali.Obchodziło ich tylko to, czy sprzedadzą swój towar.Ledwo sięktóryś połapał, że nic nie kupimy, stawaliśmy się dla niego tak samo przezroczyścijak biali Francuzi, co tam stale mieszkają.Jakoś nie byłam przygotowana na to, żew Afryce spotkam białych, ale widziałam ich tu całe tłumy.I wcale nie wszyscy sąmisjonarzami.W Monrovii też ich się spotyka.Kilku zasiada w rządzie, którego prezydentnazywa się Tubman.Jest też sporo ministrów, którzy są wprawdzie kolorowi, alewyglądają całkiem jak biali.Nazajutrz po przyjezdzie do Monrovii piliśmywieczorem herbatę w pałacu prezydenckim.Samuel twierdzi, że ten pałac jestbardzo podobny do białego domu (a właśnie w białym domu mieszka naszamerykański prezydent).Prezydent Tubman dość długo opowiadał o tym, jakbardzo się stara wprowadzić postęp i ile ma problemów z tubylcami, którzy wcalenie chcą pracować dla rozwoju kraju.Pierwszy raz w życiu słyszałam, żeby czarnytak się wyraził.Wiedziałam, że dla białych wszyscy kolorowi to tubylcy.Aleprezydent odchrząknął i powiedział, że dla niego tubylec to to samo, co rodowity mieszkaniec Liberii.W jego rządzie nie widziałam ani jednego tubylca.%7łony ministrów też wcale nie wyglądały jak miejscowe kobiety.Miałyna sobie takie jedwabie i sznury pereł, że w porównaniu z nimi Corrina i jabyłyśmy ledwo ubrane, a już na pewno nie wystrojone na uroczystą okazję.Tekobiety, które poznałyśmy w pałacu, muszą chyba poświęcać strojom mnóstwoczasu.Mimo to miały niezadowolone miny.Wcale nie przypominały tychwesołych nauczycielek, które zobaczyliśmy przypadkiem, kiedy poganiały całestado swoich uczniów w stronę plaży.Przed wyjazdem zwiedziliśmy jedną z tutejszych wielkich plantacjikakaowców.Jak okiem sięgnąć nic, tylko kakaowce.A na polach pobudowane całewioski.Patrzyliśmy, jak zmęczeni ludzie całymi rodzinami wracają z pracy,dzwigając wiadra z ziarnem kakaowym (nazajutrz w tych samych wiadrach wezmądo pracy drugie śniadanie), a kobiety niosą dzieci na plecach.Chociaż tacy bylizmęczeni, śpiewali, Celio! Tak jak my w naszych stronach.Czemu zmęczeniludzie śpiewają? - spytałam Corrinę.Bo ze zmęczenia nie są w stanie robić nicinnego, powiedziała.W dodatku te plantacje wcale do nich nie należą, Celio, aninawet do prezydenta Tubmana.Właściciele mieszkają w takiej jednej Holandii.Towłaśnie tam robi się holenderską czekoladę.W kamiennych domach na rogach pólmieszkają nadzorcy, którzy pilnują, żeby ludzie pilnie pracowali [ Pobierz całość w formacie PDF ]