[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poranne mgły, które spowijały mnie w poprzednie ranki, roz-płynęły się; o tej porze słońce już dawało trochę ciepła.Wszystko wokół mieniło się bogac-twem kolorów, drzewa, dalie i astry na narożnym straganie, a mimo to w powietrzu wyczuwałosię zapowiedz nadchodzącej zimy.Tak wyglądała teraz okolica mojego domu i nie powinnamsię poza nią ruszać.Kręciło mi się w głowie, chyba z głodu, ale nie zatrzymałam się przy ka-wiarence, szczerze mówiąc, nie byłam jeszcze na to gotowa.Poczułam przypływ jakiejś szcze-gólnej skromności, teraz pomysł powrotu do Paryża napawał mnie niepokojem, niemal trwogą.Takie przygody przystoją bardzo młodym, mój romans pasował natomiast do osób wkra-czających w wiek średni.Nie byłam już dziewczyną i niewątpliwie nadejdzie dzień, kiedy będęsię cieszyć, że nie muszę się już oddawać wyczerpującym praktykom w rodzaju tych z BrittenStreet.Wydawało mi się, że utraciłam dwie osoby, nie tylko Digby'ego, ale również Edmunda,bo przykład, jaki dawał jeden z nich, musiał wpłynąć na moją opinię o drugim.Digby zawszeprzestrzegał reguł i uznałam to za cnotę.Prawość i rzetelność - przymioty, w których sens kie-dyś wątpiłam - podniosłam teraz w myślach do najwyższej rangi.Dawniej uważałam, że to po-gańscy bogowie nade mną czuwają: powinnam była pamiętać o ich beztrosce i braku odpowie-dzialności.Choć jeszcze nie związałam się z żadną inną mitologią, odczuwałam potrzebęprzemyślenia na nowo mojego nastawienia, które doprowadziło do tego, że poczułam się godnaRLtych beztroskich i nieodpowiedzialnych bóstw.Byłam istotą ludzką, omylną i niedoskonałą,mimo to nie zamierzałam odbywać pokuty.Zbyt żywa była we mnie pamięć o moim wyzwole-niu, by ją zlekceważyć.Pamięć może zblednąć, możliwe, że już zbladła, ale nie może zaniknąć.Pojęcia dobroci i wolności są trudne do pogodzenia.Zagadki tej nigdy nie rozwiązano.Przy-najmniej ja nie byłam w stanie jej rozwiązać.A przecież, co dziwne, zarówno jedno, jak i dru-gie wymagało lojalności, poczucia obowiązku.Trudno sobie wyobrazić, jak można by takiobowiązek spełnić.Kobiety u fryzjera witały mnie gestem i uśmiechem, jakby ponownie włączały mnie wkrąg ludzi prawych.Sylvia, recepcjonistka, wyszła zza biurka i chwyciła moją rękę.- Tak mi przykro - wyszeptała.Słowa te, z ust w istocie obcej osoby, zrobiły na mnie takie wrażenie, że łzy wypełniłymi oczy, pierwszy raz od śmierci Digby'ego.- Przyniosę pani filiżankę kawy - powiedziała.- Wiem, że pani lubi.Była kobietą mniej więcej w moim wieku, niezamężną, sądząc po braku obrączki, aprzecież w porównaniu ze mną wydawała się osobą dojrzałą, bez reszty oddaną swojej asek-sualnej profesji, bo żaden mężczyzna nigdy tu nie przychodził, chyba że po żonę.Nie miałamzamiaru dać się wciągnąć w kobiece gierki, jakich często byłam tutaj świadkiem, w to rozpra-wianie o drobnych dolegliwościach czy opowiadanie o niefortunnych a śmiesznych zdarze-niach, które wyraznie przynosiło im pokrzepienie.Do tego zakładu nie przychodzili młodzi, aleja lubiłam go, dlatego że mieścił się niedaleko i że Alex, który mnie czesał, był taki spokojny ipełen szacunku.Normalnie jego zachowanie bywało męczące; teraz działało na mnie kojąco jakbalsam.- Nawet jeśli się człowiek spodziewa, to jednak zawsze jest wstrząs - oświadczył, zacze-sując mi włosy do tyłu.- Nie spodziewałam się.Myślałam, że był zupełnie zdrowy.Było to takie smutne, że znów poczułam, jak łzy nabiegają mi do oczu.Taktownie po-stawiono obok mnie szklankę wody.- Po prostu jestem zmęczona - próbowałam się tłumaczyć.Rzeczywiście zaczęłam od-czuwać skutki trudów ostatnich kilku dni.Myśl, że będę znowu spać we własnym łóżku, przy-niosła pewne pocieszenie.Ta nadchodząca, długa noc, którą spędzę bezpiecznie w domu, sym-bolizowała powrót do normalności.Nie mogłam uwierzyć, że tak niewiele czułam podczastamtych wędrówek w ciemnościach.Teraz, kiedy groził mi nawrót żalu oraz to mniej prawo-RLwite poczucie straty, lepiej było skryć się w domu i poczekać, aż ukształtuje się mój nowy cha-rakter, ten, który sama sobie narzucę.Ci ludzie swoją życzliwością pomogli mi powrócić do tego dziennego świata.Pomyśla-łam z niesmakiem, z konsternacją nawet, o niedawnych nocach i wczesnych godzinach przedświtem, kiedy widziałam siebie jak jakiegoś wygnańca czy postać z tych filmów, które chłonę-łam podczas tamtego samotnego pobytu w Paryżu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Poranne mgły, które spowijały mnie w poprzednie ranki, roz-płynęły się; o tej porze słońce już dawało trochę ciepła.Wszystko wokół mieniło się bogac-twem kolorów, drzewa, dalie i astry na narożnym straganie, a mimo to w powietrzu wyczuwałosię zapowiedz nadchodzącej zimy.Tak wyglądała teraz okolica mojego domu i nie powinnamsię poza nią ruszać.Kręciło mi się w głowie, chyba z głodu, ale nie zatrzymałam się przy ka-wiarence, szczerze mówiąc, nie byłam jeszcze na to gotowa.Poczułam przypływ jakiejś szcze-gólnej skromności, teraz pomysł powrotu do Paryża napawał mnie niepokojem, niemal trwogą.Takie przygody przystoją bardzo młodym, mój romans pasował natomiast do osób wkra-czających w wiek średni.Nie byłam już dziewczyną i niewątpliwie nadejdzie dzień, kiedy będęsię cieszyć, że nie muszę się już oddawać wyczerpującym praktykom w rodzaju tych z BrittenStreet.Wydawało mi się, że utraciłam dwie osoby, nie tylko Digby'ego, ale również Edmunda,bo przykład, jaki dawał jeden z nich, musiał wpłynąć na moją opinię o drugim.Digby zawszeprzestrzegał reguł i uznałam to za cnotę.Prawość i rzetelność - przymioty, w których sens kie-dyś wątpiłam - podniosłam teraz w myślach do najwyższej rangi.Dawniej uważałam, że to po-gańscy bogowie nade mną czuwają: powinnam była pamiętać o ich beztrosce i braku odpowie-dzialności.Choć jeszcze nie związałam się z żadną inną mitologią, odczuwałam potrzebęprzemyślenia na nowo mojego nastawienia, które doprowadziło do tego, że poczułam się godnaRLtych beztroskich i nieodpowiedzialnych bóstw.Byłam istotą ludzką, omylną i niedoskonałą,mimo to nie zamierzałam odbywać pokuty.Zbyt żywa była we mnie pamięć o moim wyzwole-niu, by ją zlekceważyć.Pamięć może zblednąć, możliwe, że już zbladła, ale nie może zaniknąć.Pojęcia dobroci i wolności są trudne do pogodzenia.Zagadki tej nigdy nie rozwiązano.Przy-najmniej ja nie byłam w stanie jej rozwiązać.A przecież, co dziwne, zarówno jedno, jak i dru-gie wymagało lojalności, poczucia obowiązku.Trudno sobie wyobrazić, jak można by takiobowiązek spełnić.Kobiety u fryzjera witały mnie gestem i uśmiechem, jakby ponownie włączały mnie wkrąg ludzi prawych.Sylvia, recepcjonistka, wyszła zza biurka i chwyciła moją rękę.- Tak mi przykro - wyszeptała.Słowa te, z ust w istocie obcej osoby, zrobiły na mnie takie wrażenie, że łzy wypełniłymi oczy, pierwszy raz od śmierci Digby'ego.- Przyniosę pani filiżankę kawy - powiedziała.- Wiem, że pani lubi.Była kobietą mniej więcej w moim wieku, niezamężną, sądząc po braku obrączki, aprzecież w porównaniu ze mną wydawała się osobą dojrzałą, bez reszty oddaną swojej asek-sualnej profesji, bo żaden mężczyzna nigdy tu nie przychodził, chyba że po żonę.Nie miałamzamiaru dać się wciągnąć w kobiece gierki, jakich często byłam tutaj świadkiem, w to rozpra-wianie o drobnych dolegliwościach czy opowiadanie o niefortunnych a śmiesznych zdarze-niach, które wyraznie przynosiło im pokrzepienie.Do tego zakładu nie przychodzili młodzi, aleja lubiłam go, dlatego że mieścił się niedaleko i że Alex, który mnie czesał, był taki spokojny ipełen szacunku.Normalnie jego zachowanie bywało męczące; teraz działało na mnie kojąco jakbalsam.- Nawet jeśli się człowiek spodziewa, to jednak zawsze jest wstrząs - oświadczył, zacze-sując mi włosy do tyłu.- Nie spodziewałam się.Myślałam, że był zupełnie zdrowy.Było to takie smutne, że znów poczułam, jak łzy nabiegają mi do oczu.Taktownie po-stawiono obok mnie szklankę wody.- Po prostu jestem zmęczona - próbowałam się tłumaczyć.Rzeczywiście zaczęłam od-czuwać skutki trudów ostatnich kilku dni.Myśl, że będę znowu spać we własnym łóżku, przy-niosła pewne pocieszenie.Ta nadchodząca, długa noc, którą spędzę bezpiecznie w domu, sym-bolizowała powrót do normalności.Nie mogłam uwierzyć, że tak niewiele czułam podczastamtych wędrówek w ciemnościach.Teraz, kiedy groził mi nawrót żalu oraz to mniej prawo-RLwite poczucie straty, lepiej było skryć się w domu i poczekać, aż ukształtuje się mój nowy cha-rakter, ten, który sama sobie narzucę.Ci ludzie swoją życzliwością pomogli mi powrócić do tego dziennego świata.Pomyśla-łam z niesmakiem, z konsternacją nawet, o niedawnych nocach i wczesnych godzinach przedświtem, kiedy widziałam siebie jak jakiegoś wygnańca czy postać z tych filmów, które chłonę-łam podczas tamtego samotnego pobytu w Paryżu [ Pobierz całość w formacie PDF ]