[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nie zranię go – szepnęłam.– Nigdy.– Niespecjalnie, kochanie.– Pozwolił swojemu palcowi gładzić mojąszyję.Nie jak kochanek, tylko jak przyjaciel, który chce mnie uspokoić.– Po prostu uważaj.Mój język stał się nagle zbyt ciężki, by cokolwiek powiedzieć.ZranićAdama? Nigdy.Rodan pomógł mi znowu znaleźć słowa, pytając o sprawę.– Powiedz mi co jeszcze masz.Moje palce trzęsły się, wyjmując xPhona z torebki.Adam? Ja raniąca Adama? Nigdy.Strona 68 z 241Pierwsze co zrobiłam, to spróbowałam przewinąć zdjęcia, które zrobiłam.– A niech to – wydałam z siebie odgłos frustracji.– Zastanawiałam się,czy nadnaturalna energia może uniemożliwić sfotografowanie tych znakówi oczywiście okazało się, że tak.Są puste.– Dotknęłam kolejnej zakładki na ekranie.– Są jednak dwie pozytywne rzeczy.Po pierwsze, energia nieusmażyła mojego telefonu.Po drugie, mam tu odręczne rysunki i mojenotatki.– Podałam pada Rodanowi.– Nie są idealne, ale mam nadzieję, żewystarczająco podobne.Symbol wypalony w drewnie był bardzoszczegółowy – kontynuowałam.– Ale odkąd nie jestem artystką, nie byłamw stanie realnie uchwycić każdy niuansu na symbolu.– Pochyliłam się doprzodu.– Nie wiem co to jest.Tornado? Ziemia opadająca spiralnie dostożka?Rodan przez dłuższy czas studiował rysunek.Gestem wskazałam na xPhona.– Masz jakiś pomysł, jaki demon zrobił ten znak, jak bardzo jestpotężny, albo chociaż co mówi ten symbol?– Na wszystkie twoje pytana odpowiem nie.Rodan odrzucił swoje długie włosy za szpiczaste uszy, jeszcze bardziejmarszcząc brwi.Moje serce opadło i przejechałam palcami po swoim naszyjniku, czujączarysy każdej ukrytej runy.– Muszę pożyczyć twoje książki z symbolami i wszystko inne, co możebyć użyteczne.Rodan pomógł mi zdjąć pięć zakurzonych tomów, przy czymkichnęłam.Chmura kurzu uderzyła mnie prosto w twarz i znowukichnęłam.Nie, mroczne elfy nie kichają, ale ja jestem w połowieczłowiekiem.Nie ma to jak nos pełen starego kurzu.Stanęłam przy krześle, trzymając stos ciężkich książek.Rodan włożyłmoją komórkę do bocznej kieszeni torebki i podał mi ją.Mój uścisk zacieśnił się na torebce, podczas gdy równoważyłam książkiw ramionach.– Nie przypuszczam, by NS łaskawie zechciała pomóc, dając nam więcejtropicieli.Rodan przechylił głowę w moją stronę, przybierając wyraz twarzymówiący "gdyby chociaż."Strona 69 z 241– Dlaczego nie? – Nie mogłam powstrzymać zgryźliwości w swoich słowach.– Łamigłówki Strażniczki i jej odmowa dania nam jakiejkolwiekprawdziwej pomocy, doprowadza mnie do szału.– Wiesz, że ona się nie wtrąca.– Rodan sam wyglądał na zirytowanego,ale jego mina szybko zniknęła.– Daje nam, co może.– Chodzi ci chyba o to, że daje nam to, co zdecyduje, że możemywiedzieć.– Próbowałam ukrócić gniew w moim tonie.– Jasne, oczywiście –narzekałam dalej.– Nie mieszanie się do światów i ta cała reszta kitu.Nie wiem, po co w ogóle kłopotałam się pytać.Znałam odpowiedź.Rodan rozłożył ręce i spojrzał w sufit, jakby prosił NS o wybaczenie mi.Wiedziałam, że robi mi na złość, jednak i tak mu to powiedziałam.– Daruj sobie.Rodan zatrzymał mnie, zanim zaczęłam iść w górę schodów.Wziąłmoją twarz w dłonie i zetknął swoje czoło z moim.Czułam ucisk książek,znajdujących się między nami.– Nie wychodź zła.– Nie złoszczę się na ciebie.– Uniosłam swoją twarz, gdy podniósłgłowę.– Jestem tylko sfrustrowana.Nie rozumiem, dlaczego nie możemywięcej wiedzieć.Dlaczego nie możemy dostać więcej tropicieli.Jestempewna, że moglibyśmy znaleźć jakiś nadnaturalnych potrafiących dobrzeskopać tyłek.Jak cieniozmienni – powiedziałam.– Wyobrażasz sobie, jakimitropicielami mogliby być? Po odpowiedni treningu, nic nie mogłoby ichzatrzymać.– Oni też mają swoje słabości.Tak jak zmienni – powiedział, na couniosłam brew.– Ale nie mogę powiedzieć o żadnej z nich.– Czasami jesteś tak samo zły, jak NS – powiedziałam, uśmiechając się.Pocałował mnie delikatnie, a potem pozwolił mi wyjść.Strona 70 z 241ROZDZIAŁ 9W momencie, w którym weszłam do biura, moje zmysły uderzył zapachwisterii.O–o.– Co ci zabrało tak dużo czasu? – Oliwia podniosła wzrok znad teczkileżącej na biurku, obok monitora jej komputera.– Mała popołudniowarozrywka z elfami?– Po co ta wisteria?To był zapach, który działał na mroczne elfy uspokajająco – i byłampewna, że właśnie dlatego Rodan trzymał ją w swoim biurze.Ale gdy Oliwiajej używała.to zwykle znaczyło, że coś było na rzeczy.– Po prostu myślałam, że możesz być dzisiaj odrobinę pobudzona.Yhy.Założę się, że ktoś tu miał inną agendę.Oliwia odepchnęła się do tyłu, kładąc stopy na biurko.Jak zwykle miałana sobie parę kedsów pasujących do jej bluzki, która była w większościukryta pod kurtką Metsów.Podeszwy jej butów były brudne od miejskichulic.Materiał na palcach miał kilka zadrapań, a lewa pięta była zdartabardziej niż prawa.Zmieniła ubrania po porannej wizycie na miejscu zbrodni, co zawszerobiła, jakby chciała pozbyć się smrodu i dotyku śmierci z własnego ciała.Ustawiłam stos książek od Rodana na kredensie stojącym obok mojegobiurka.Na granicy stosu teczek z aktami tkwiły niebieskie, perskie włosy.Gdzieś tu musiała być Kali.Nie miałam pojęcia, jak kotka dostawała się domojego biura z apartamentu i z powrotem.Oczywiście gdyby miałamożliwość powiedzenia mi, nie zrobiłaby tego.Smarkula.Nie mogłam pozbyć się z umysłu słów Rodana, że zranię Adama.Nigdytego nie zrobię.Nigdy.Jak Rodan mógł pomyśleć, że kiedykolwiek gozranię?Gdy wolno siadałam za biurkiem, czułam, że moja głowa była ciężka,jakby została napakowana niebieską sierścią Kali.Zranić Adama? Sama tamyśl sprawiła, że w moim żołądku wzburzyło się.Oliwia rozkrzyżowała kostki, kładąc jedną stopę na krawędzi swojegobiurka.Dobrze, że niemożliwe było uszkodzenie albo zarysowanie drewnadriad.– Czy Rodan wie, co to za symbol?Mrugnęłam, pozwalając jej słowom przetworzyć się w moim umyśle,zanim pokręciłam głową.Strona 71 z 241– Nie ma pojęcia.– Cholera, jeśli Rodan nie wie co to jest – powiedziała – to jestempewna, że nie będę miała żadnych ciepłych motylków w brzuchu.– Hmm – sięgnęłam do mojej torebki w poszukiwaniu xPhona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl