[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.125SZARA MATERIANadejście zadymki z północy zapowiadano już od tygodnia i wreszcie zawitała do nas wczwartek.Była to prawdziwa burza śnieżna; do czwartej po południu napadało dwadzieściacentymetrów śniegu i nic nie wskazywało na to, żeby miało przestać sypać.Wokół piecykaReliable w Henry s Nite-Owl zbierało się nas zazwyczaj pięciu lub sześciu.Po tej stronieBangor Henry s Nite-Owl był jedynym całonocnym sklepem.Henry nie prowadził interesu na wielką skalę - głównie sprzedawał piwo i wino dzieciakom zcollege u - ale nas witał zawsze z otwartymi ramionami.Jego sklep był idealnym miejscemdla takich starych ramoli, którzy od dawna już żyją na koszt opieki społecznej i lubią sięspotykać, żeby pogadać o tym, kto ostatnio umarł i jak to świat powoli zmierza do piekła.Tego popołudnia Henry królował za ladą; przy piecyku cisnęli się Bili Pelham, BertieConnors, Carl Little-field i ja.Na Ohio Street nie widać było ani jednego samochodu, jedyniepługi śnieżne pracowały pełną mocą.Wietrzysko nawiewało coraz to nowe zaspy.Wyglądałyjak grzbiety dinozaurów.Przez całe popołudnie do sklepu zajrzało tylko trzech klientów - jeśli liczyć ślepego Eddiego.Eddie ma około siedemdziesiątki i nie jest zupełnie ślepy.Po prostu bez przerwy na coś włazi.Zachodzi tu raz albo dwa razy w tygodniu, ukradkiem wsuwa za pazuchę bochenek chleba iwychodzi, robiąc chytrą minę, jakby mówił: a widzicie, sukinsyny, znów was wystrychnąłemna dudków.Bertie zapytał kiedyś Henry ego, dlaczego nie reaguje.- Powiem ci - odparł Henry.- Kilka lat temu Siły Powietrzne potrzebowały dwudziestumilionów dolarów, żeby zbudować nowy model samolotu.Cóż, kosztowało to w sumiesiedemdziesiąt pięć milionów, a potem okazało się, że ta cholerna maszyna nie chce latać.Tobyło dziesięć lat temu, kiedy ślepy Eddie i ja byliśmy znacznie młodsi, a ja głosowałem zakobietą, która poręczała rachunek.Zlepy Eddie głosował przeciw niej.I od tego czasu kupujęmu chleb.Bertie nie sprawiał wrażenia kogoś, kto w pełni podąża za tokiem czyjegoś rozumowania,więc usiadł sobie cicho w kąciku, żeby jeszcze raz wszystko dokładnie przemyśleć.Teraz drzwi otworzyły się znowu i do środka wpadł zimny podmuch szarego powietrza.Wprogu pojawił się chłopak i tupiąc zaczął strząsać z butów śnieg.Po sekundzie gorozpoznałem.Dzieciak Richiego Grena-dine a.Wyglądał tak, jakby pocałował właśnie126niemowlaka z niewłaściwej strony.Grdyka chodziła mu w górę i w dół, a twarz miał kolorustarej ceraty.- Panie Parmalee - zwraca się do Henry ego, przewracając gałkami ocznymi, jakby byłyosadzone na łożyskach kulkowych.- Musi pan przyjść.Musi pan wziąć piwo i pójść do niego.Ja tam nie wrócę.Boję się.- Uspokój się - mówi Henry.Zdjął swój biały, rzezniczy fartuch i wyszedł zza lady.- O cochodzi? Twój tata się upił?Kiedy to powiedział, uświadomiłem sobie, że już kawał czasu nie widziałem Richiego.Zazwyczaj wpadał codziennie do sklepu po skrzynkę najtańszego piwa.Był wielkim, tłustymmężczyzną o policzkach jak pośladki świni i łapskach jak dwie szynki.Richie zawsze zalewałsię piwskiem, ale dopóki pracował w tartaku w Clifton, jakoś się trzymał.Potem coś sięstało.zle ułożona masa celulozowa - tak w każdym razie utrzymywał Richie - no i bezskrupułów zwolniono go z pracy, a kompania, do której należał tartak, wypłacała mu rentę.Uraz kręgosłupa.Tak czy siak, potwornie utył.Ostatnio nikt go nie widywał, ale od czasu doczasu w sklepie pojawiał się jego chłopak, żeby na wieczór kupić ojcu skrzynkę piwa.Bardzomiły dzieciak.Henry sprzedawał mu piwo, wiedząc, że bierze je dla ojca.- Upił się - mówi teraz - ale nie w tym problem.To.to.och, Boże, to jest straszne!Henry, widząc, że chłopak zaraz zacznie krzyczeć, mówi szybko do Carla:- Możesz przez chwile popilnować interesu?- Jasne.- Zwietnie, a ty, Timmy, chodz ze mną na zaplecze.Tam mi wszystko opowiesz.Wyprowadził chłopca, a Carl wszedł za ladę i zajął miejsce na taborecie Henry ego.Przezdobrą chwilę nikt się nie odzywał.Słyszeliśmy dobiegające z zaplecza głosy: powolny,głęboki Henry ego i wysoki, piskliwy Tim-my ego Grenadine a, który mówił coś bardzoszybko.Pózniej wybuchnął płaczem.Bili Pelham chrząknął i zaczął nabijać fajkę.- Nie widziałem Richiego od paru miesięcy - powiedziałem.Bili chrząknął.- Niewiele straciłeś.- Był tu.och, pod koniec pazdziernika - wtrącił Carl.- Gdzieś tak w okolicy Halloween.Kupił skrzynkę schlitza.Stał się strasznie mięsisty.Niewiele więcej mieliśmy do powiedzenia.Chłopak ciągle płakał, ale cały czas opowiadał.Zaoknem wiatr potępieńczo wył i wywijał hołubce, a w radiu powiedzieli, że do rana spadniejeszcze około piętnastu centymetrów śniegu.Była połowa stycznia i zastanawiałem się, czyktokolwiek widział Richiego od pazdziernika.naturalnie z wyjątkiem Timmy ego.127Rozmowa za drzwiami trwała jeszcze chwilę, w końcu w sklepie pojawił się Henry zchłopcem.Dzieciak był już bez palta, za to Henry włożył swoje.Timmy trzymał rękę napiersi jak ktoś, kto wie, że najgorsze minęło, ale oczy miał zaczerwienione i kiedy się naniego patrzyło, natychmiast spuszczał wzrok.Twarz Henry ego była pełna niepokoju.- Najlepiej będzie, jak poślę Timmy ego na górę, do mojej żony, niech przygotuje mu tosta zserem.Czy dwóch z was nie zechciałoby się przejść ze mną do domu Richiego? Timmymówi, że jego stary potrzebuje piwa.Dał mu pieniądze.Próbował się uśmiechnąć, ale kompletnie mu to nie wyszło, więc po chwili dał spokój.- Jasne - odezwał się Bertie.- Które piwo? Zaraz przyniosę.- Wez harrow s supreme - odparł Henry [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.125SZARA MATERIANadejście zadymki z północy zapowiadano już od tygodnia i wreszcie zawitała do nas wczwartek.Była to prawdziwa burza śnieżna; do czwartej po południu napadało dwadzieściacentymetrów śniegu i nic nie wskazywało na to, żeby miało przestać sypać.Wokół piecykaReliable w Henry s Nite-Owl zbierało się nas zazwyczaj pięciu lub sześciu.Po tej stronieBangor Henry s Nite-Owl był jedynym całonocnym sklepem.Henry nie prowadził interesu na wielką skalę - głównie sprzedawał piwo i wino dzieciakom zcollege u - ale nas witał zawsze z otwartymi ramionami.Jego sklep był idealnym miejscemdla takich starych ramoli, którzy od dawna już żyją na koszt opieki społecznej i lubią sięspotykać, żeby pogadać o tym, kto ostatnio umarł i jak to świat powoli zmierza do piekła.Tego popołudnia Henry królował za ladą; przy piecyku cisnęli się Bili Pelham, BertieConnors, Carl Little-field i ja.Na Ohio Street nie widać było ani jednego samochodu, jedyniepługi śnieżne pracowały pełną mocą.Wietrzysko nawiewało coraz to nowe zaspy.Wyglądałyjak grzbiety dinozaurów.Przez całe popołudnie do sklepu zajrzało tylko trzech klientów - jeśli liczyć ślepego Eddiego.Eddie ma około siedemdziesiątki i nie jest zupełnie ślepy.Po prostu bez przerwy na coś włazi.Zachodzi tu raz albo dwa razy w tygodniu, ukradkiem wsuwa za pazuchę bochenek chleba iwychodzi, robiąc chytrą minę, jakby mówił: a widzicie, sukinsyny, znów was wystrychnąłemna dudków.Bertie zapytał kiedyś Henry ego, dlaczego nie reaguje.- Powiem ci - odparł Henry.- Kilka lat temu Siły Powietrzne potrzebowały dwudziestumilionów dolarów, żeby zbudować nowy model samolotu.Cóż, kosztowało to w sumiesiedemdziesiąt pięć milionów, a potem okazało się, że ta cholerna maszyna nie chce latać.Tobyło dziesięć lat temu, kiedy ślepy Eddie i ja byliśmy znacznie młodsi, a ja głosowałem zakobietą, która poręczała rachunek.Zlepy Eddie głosował przeciw niej.I od tego czasu kupujęmu chleb.Bertie nie sprawiał wrażenia kogoś, kto w pełni podąża za tokiem czyjegoś rozumowania,więc usiadł sobie cicho w kąciku, żeby jeszcze raz wszystko dokładnie przemyśleć.Teraz drzwi otworzyły się znowu i do środka wpadł zimny podmuch szarego powietrza.Wprogu pojawił się chłopak i tupiąc zaczął strząsać z butów śnieg.Po sekundzie gorozpoznałem.Dzieciak Richiego Grena-dine a.Wyglądał tak, jakby pocałował właśnie126niemowlaka z niewłaściwej strony.Grdyka chodziła mu w górę i w dół, a twarz miał kolorustarej ceraty.- Panie Parmalee - zwraca się do Henry ego, przewracając gałkami ocznymi, jakby byłyosadzone na łożyskach kulkowych.- Musi pan przyjść.Musi pan wziąć piwo i pójść do niego.Ja tam nie wrócę.Boję się.- Uspokój się - mówi Henry.Zdjął swój biały, rzezniczy fartuch i wyszedł zza lady.- O cochodzi? Twój tata się upił?Kiedy to powiedział, uświadomiłem sobie, że już kawał czasu nie widziałem Richiego.Zazwyczaj wpadał codziennie do sklepu po skrzynkę najtańszego piwa.Był wielkim, tłustymmężczyzną o policzkach jak pośladki świni i łapskach jak dwie szynki.Richie zawsze zalewałsię piwskiem, ale dopóki pracował w tartaku w Clifton, jakoś się trzymał.Potem coś sięstało.zle ułożona masa celulozowa - tak w każdym razie utrzymywał Richie - no i bezskrupułów zwolniono go z pracy, a kompania, do której należał tartak, wypłacała mu rentę.Uraz kręgosłupa.Tak czy siak, potwornie utył.Ostatnio nikt go nie widywał, ale od czasu doczasu w sklepie pojawiał się jego chłopak, żeby na wieczór kupić ojcu skrzynkę piwa.Bardzomiły dzieciak.Henry sprzedawał mu piwo, wiedząc, że bierze je dla ojca.- Upił się - mówi teraz - ale nie w tym problem.To.to.och, Boże, to jest straszne!Henry, widząc, że chłopak zaraz zacznie krzyczeć, mówi szybko do Carla:- Możesz przez chwile popilnować interesu?- Jasne.- Zwietnie, a ty, Timmy, chodz ze mną na zaplecze.Tam mi wszystko opowiesz.Wyprowadził chłopca, a Carl wszedł za ladę i zajął miejsce na taborecie Henry ego.Przezdobrą chwilę nikt się nie odzywał.Słyszeliśmy dobiegające z zaplecza głosy: powolny,głęboki Henry ego i wysoki, piskliwy Tim-my ego Grenadine a, który mówił coś bardzoszybko.Pózniej wybuchnął płaczem.Bili Pelham chrząknął i zaczął nabijać fajkę.- Nie widziałem Richiego od paru miesięcy - powiedziałem.Bili chrząknął.- Niewiele straciłeś.- Był tu.och, pod koniec pazdziernika - wtrącił Carl.- Gdzieś tak w okolicy Halloween.Kupił skrzynkę schlitza.Stał się strasznie mięsisty.Niewiele więcej mieliśmy do powiedzenia.Chłopak ciągle płakał, ale cały czas opowiadał.Zaoknem wiatr potępieńczo wył i wywijał hołubce, a w radiu powiedzieli, że do rana spadniejeszcze około piętnastu centymetrów śniegu.Była połowa stycznia i zastanawiałem się, czyktokolwiek widział Richiego od pazdziernika.naturalnie z wyjątkiem Timmy ego.127Rozmowa za drzwiami trwała jeszcze chwilę, w końcu w sklepie pojawił się Henry zchłopcem.Dzieciak był już bez palta, za to Henry włożył swoje.Timmy trzymał rękę napiersi jak ktoś, kto wie, że najgorsze minęło, ale oczy miał zaczerwienione i kiedy się naniego patrzyło, natychmiast spuszczał wzrok.Twarz Henry ego była pełna niepokoju.- Najlepiej będzie, jak poślę Timmy ego na górę, do mojej żony, niech przygotuje mu tosta zserem.Czy dwóch z was nie zechciałoby się przejść ze mną do domu Richiego? Timmymówi, że jego stary potrzebuje piwa.Dał mu pieniądze.Próbował się uśmiechnąć, ale kompletnie mu to nie wyszło, więc po chwili dał spokój.- Jasne - odezwał się Bertie.- Które piwo? Zaraz przyniosę.- Wez harrow s supreme - odparł Henry [ Pobierz całość w formacie PDF ]