[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Panujące ciemności przypominały, \e znalezli się naprawdziwej wojnie, w strefie frontowej.Ich koszary mieściły się w cylindrycznychdrewniano-metalowych barakach Nissena, ogrzewanych dwoma pękatymi piecykami.Dostalisienniki, napełnili je przygotowaną słomą po czym pobrali grube wełniane gryzące koce iudali się na spoczynek.Kiedy rano wstali, po raz pierwszy na nowym miejscu, zastali wokół widoki, któreWebster po latach wspomina następująco:  Miałem wra\enie, \e obudziłem się na planiehollywoodzkiego filmu.Wszędzie wokół widać było wyjęte \ywcem z bajki obrośniętewinem chatki, kryte słomianymi strzechami.Wielkie konie, potrząsając długimi grzywami,stukały kopytami w kocie łby wijących się wąskich dró\ek.Na tle miękkiej zieleni wsiszarzał normański kościółek z XI wieku, którego dzwony obwieszczały nadejście kolejnychgodzin, jak Big Ben.Pięć równie starych pubów zapraszało poruszającymi się na wietrzedrewnianymi szyldami do wizyty w świecie letniego gorzkiego piwa.To było Aldbourne w hrabstwie Wilt, niedaleko Hungerford, w pobli\u Swindon, stotrzydzieści kilometrów na zachód od Londynu.Zostali tam przez blisko dziewięć miesięcy -najdłu\ej jak dotąd w jednym miejscu.Aldbourne bardzo ró\niło się od Toccoa, Benning czy Bragg.Tam kwaterowali wbazach wojskowych, na uboczu, w całkowicie wojskowej atmosferze.Tu wylądowali wsamym środku angielskiej wsi, w konserwatywnym środowisku, przyzwyczajonym doniezmiennego od stuleci \ycia, z rezerwą witającym wdzierających się w sam jego środekmłodych dzikusów z kolonii.To zderzenie dwóch światów niosło w sobie spory potencjałkłopotów, ale armia choć raz stanęła na wysokości zadania, przez cały pierwszy tydzieńprzepuszczając ich przez kurs, na którym poznawali miejscowe zwyczaje i maniery.Wykładyw połączeniu z dyscypliną sprawiły, \e materiał został dobrze przyswojony i młodzi ludziezrozumieli, \e miejsc i okazji do wyszumienia się nale\y szukać raczej w du\ych miastach -w Londynie, Birmingham czy Swindon.Na swoim podwórku, w Aldbourne, chodzilimiejscowym zwyczajem do pubu na piwo, rozmowy i grę w lotki.Nauczyli się te\ jeść to, co gospodarze: mleko w proszku, jaja w proszku, suszonemorele, suszone ziemniaki, brukselkę, rzepę i kapustę.Towary, które w ka\dej kantynie w kraju dostępne były bez ograniczeń, tu racjonowano - tygodniowy przydział wynosił: siedempaczek papierosów, trzy batoniki Hersheya, paczka gumy do \ucia, kostka mydła, pudełkozapałek i paczka \yletek.Podró\ ani zmiana otoczenia nie odmieniły Sobela.Po pierwszym tygodniu w Angliiczęść \ołnierzy dostała przepustki do Swindon na sobotnie tańce.Sobel obostrzył je jednakzakazem zdejmowania kurtek mundurowych.Szeregowy TomBurgess, parobek ześrodkowego Illinois, tańcząc którąś z kolei polkę w wełnianej kurtce na wełnianej koszuli,spocił się i zdjął mundur.W poniedziałek rano Sobel wezwał go do raportu.- Burgess, doszło do mnie, \e na tańcach w sobotni wieczór zdjęliście kurtkęmundurową.Czy to prawda?- Tak jest, panie kapitanie.Sprawdziłem w przepisach.Tam jest wyraznie napisane, \eprzy wykonywaniu czynności wymagających wysiłku dozwolone jest zdjęcie kurtki, o ile\ołnierz nosi wełnianą koszulę, panie kapitanie.Sobel zmierzył go wzrokiem od stóp do głów.- Wiecie co, Burgess, powiem wam, co z wami zrobię.Od tej pory przez cały tydzieńnie zdejmiecie z grzbietu tej kurtki, nawet do spania.To was na uczy dokładnie wykonywaćrozkazy.Przez pierwszą dobę Burgess rzeczywiście nie zdejmował kurtki mundurowej, ale \ew nocy nikt - od samego Sobela począwszy - nie kontrolował wykonania rozkazu, zaczął jąna noc wieszać na poręczy łó\ka.Po tygodniu Sobel wezwał go znowu do siebie.- Burgess, ta kurtka nie jest dość wygnieciona.Nie wygląda, \ebyście w niej spali całytydzień.Nie ma przepustki.Przyjechali jednak do Anglii nie na tańce, ale aby szykować się do inwazji i tokszkolenia bojowego był intensywny.Malarkey uwa\ał, \e to było drugie Toccoa.Sześć dni wtygodniu, po osiem do dziesięciu godzin dziennie, byli w polu.Odbywali marsze w pełnymoporządzeniu na dystansach dwudziestu pięciu, trzydziestu, trzydziestu pięciu i czterdziestukilometrów na dobę, godzinę dziennie spędzali na ćwiczeniach walki wręcz, ćwiczyli walkęw terenie zalesionym, zurbanizowanym, terenoznawstwo.Do znudzenia powtarzali pierwsząpomoc, obronę przed atakiem gazowym, uczyli się posługiwać bronią aliantów i zdobycznąniemiecką.Odbyli czterdziestokilometrowy marsz w pełnym oporządzeniu w dwadzieściacztery godziny, a kilka dni pózniej taki sam, ale w czasie o połowę krótszym.Odbywaliszkolenie w zastawianiu i wykrywaniu pułapek minerskich, minowaniu i rozminowywaniu,łączności i wiele innych. Raz w tygodniu wyruszali na dwu lub trzydniowe ćwiczenia w terenie.Programy tychmanewrów układano tak, by nauczyły ich jednocześnie podstaw wojaczki i umiejętności,które warunkują prze\ycie \ołnierza piechoty na polu walki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  • php include("menu4/23.php") ?>