[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To może jednak zająć chwilkę.Carl.Carl, drań jeden.Trochę mu zajęło, żeby się domyślić, że mam kłopoty.I on uważał sięza samcaalfa.- Nie szkodzi.Proszę się nie spieszyć.Carl może zaczekać.Rozdział 6Policja trzymała mnie dwie godziny.Byli mili.Bardzo mili.Hardin usadziła mnie w nijakiejpoczekalni zbiaławym dywanem i ścianami oraz plastikowymi krzesłami.Przyniosła mi kawę i poklepaładobrotliwie po ramieniu.Inni raczej trzymali się ode mnie z daleka i gapili się na mnie, kiedyichmijałam.Plotki szybko się roznosiły.Kiedy tylko znalezliśmy się na komendzie, zaczęło sięgadanie. Toona.To wilkołak.No jasne".Hardin najwyrazniej nie zwracała na to uwagi.Opowiedziałam jej swoją wersję wydarzeń.Zwykła formalność - cała audycja była nagrana.Wszystkobyło na taśmie.Ale Hardin wzięła mnie w obroty, próbując przemówić mi do rozsądku.- Jest pani pewna, że nie chce pani wnieść oskarżenia? Możemy go zapuszkować zaprześladowanie.Zaszkody moralne, usiłowanie zabójstwa.Zawarłam z Cormakiem umowę.Zamierzałam jej dotrzymać i mimo wszystko miałamnadzieję, że onzrobi tak samo.Przyzwyczaiłam się działać na granicy prawa - tworzyliśmy własne reguły,my i ludziepokroju Cormaca.Ale gdybym powiedziała Hardin, że sami się tym zajmiemy, pewnie by jejsię to niespodobało.97Auć.Co ja sobie wyobrażałam? Cormac pewnie zasłużył sobie na więzienie.- Proszę mi nie mówić, że to był tylko chwyt reklamowy - powiedziała w końcu.O ile tomożliwe,wyglądała na jeszcze bardziej wzburzoną.- Nie.- Ale może się tak okazać.Być może będę musiała podziękować Cormacowi.- Jeśli tonie problem,to chyba chciałabym po prostu iść do domu.- Spróbowałam się uśmiechnąć jak mała,bezbronna ofiara.- O wiele łatwiej by było wnieść przeciwko niemu oskarżenie, gdyby zechciała paniwspółpracować.Mogę go zatrzymać na noc w areszcie, ale dłużej nie dam rady, jeśli nie będzie żadnychzarzutów.- Nikomu nic się nie stało.Wszystko w porządku, naprawdę.Położyła rękę na stole obok mojej i nachyliła się do mnie.- Przez taką postawę takie dziewczyny jak pani giną.Zamrugałam i wzdrygnęłam się.Wyprostowała sięi wyszła z pokoju.Ja wyszłam jakieś dziesięć minut pózniej.Przed komendą czekali na mnie Carl i T.J.T.J.objął mnie, a Carl złapał mnie mocno załokieć.Myślałam, że się z nim pokłócę.Myślałam, że będę rozdrażniona i się obruszę, żebyzaznaczyć swojąniezależność.Zamiast tego omal nie zasłabłam.Oparłam się o T.J.-a, mocno się w niego wtulając, i odezwałam się słabym głosem prosto wjego ramię:- Chcę do domu.Carl trzymał się w pobliżu, osłaniając mi plecy jak tarczą i pilnując mnie.Zaprowadził nas doswojego sa-mochodu i zawiózł mnie do domu.98Przytulili mnie i to wystarczyło.Nie chciałam być sama.Nie chciałam być niezależna.Mogłam powie-dzieć Carlowi, żeby się mną zaopiekował, a on by to zrobił.Jakaś część mnie chciała tylkozwinąć się wkłębek u jego stóp i czuć się bezpiecznie.To był głos wilczycy.Miałam kawalerkę, małą, ale porządną, z kuchnią po jednej stronie, łazienką po drugiej ipokojem po-środku.Zwykle nie zawracałam sobie głowy składaniem kanapy.T.J.siadł na futonie plecami do ściany, a ja zwinęłam się na jego kolanach jak szczeniak.Carlchodził w tęi z powrotem między oknem a drzwiami.Był przekonany, że ktoś po mnie przyjdzie -Cormac, żebydokończyć robotę, albo jakiś inny palant, który będzie chciał mnie skrzywdzić dla zasady.Niezwracałam na to uwagi - kiedy był przy mnie T.J., nie musiałam się o nic martwić.- Co mam zrobić? - westchnęłam.- Wywalą mnie z roboty.Rozdmuchają całą sprawę.Boże,zaraz mnieobsmarują w Enąuirerze".- Z czymś takim trafisz do Newsweeka", maleńka - powiedział T.J.i pogłaskał mnie poramieniu.Jęknęłam.Zadzwonił telefon.Carl podskoczył, po czym rzucił się do aparatu przy łóżku.Ja byłampierwsza.- Halo?- Kitty.Tu mama.Wszy-wszystko okej?Na śmierć zapomniałam.Jak mogłam zapomnieć? To był dopiero początek całej afery.Powinnam była do niej pierwsza zadzwonić.- Cześć, mamo.94- Dzwoniła Cheryl; słuchała twojej audycji i powiedziała.powiedziała, że omal nie zostałaśzabita i żepowiedziałaś.że powiedziałaś.Cheryl to moja starsza siostra.Ledwie odnotowałam resztę rozmowy.Mama nie była w staniewydusić zsiebie słowa wilkołak".Ja cały czas powtarzałam tylko: Tak, mamo.To prawda, mamo.Przykro mi.nie, nie oszalałam.A w każdym razie nie sądzę.Nie, nie mogłam ci powiedzieć.ciężko towyjaśnić.Nie,nie umrę, a przynajmniej jeszcze nie teraz.Od jakichś trzech lat.Tak, aż tak długo".Mamazaczęła płakać.- Tak, porozmawiam z tatą.No.cześć tato.- Cześć, Kitty.Jak się masz? - Brzmiał spokojnie, jak zawsze, jakbym po prostu dzwoniła zeszkoły, żebymu powiedzieć, że rozbiłam samochód, a on zapewniał mnie, że wszystko będzie dobrze.Otarłam łzy.- Jestem w szoku.Ale mi przejdzie.- Wiem, że przejdzie.Dobre z ciebie dziecko.Ja to wiem i mama też.Jest teraz po prostutrochęroztrzęsiona.- Dzięki, to dla mnie bardzo ważne.Nic jej nie będzie?.- Nie, nie sądzę.Jak zadzwonisz wieczorem, będzie już pewnie czuła się lepiej.- Dobrze.- Jesteś sama? Możesz u kogoś zostać? Chcesz, żebym do ciebie przyjechał?Tylko tego mi było trzeba, żeby tata przyjechał i znalazł mnie w łóżku z watahą.- Są ze mną przyjaciele.Zaopiekują się mną.Upewnił się trzy razy, że zadzwonię wieczorem,a potem się rozłączył.95T.J.się uśmiechnął.- Słyszałem go przez telefon.Zwietny facet.Masz dużo szczęścia.Był przy mnie cały ranek.Bez względu na to, co się stanie, będzie przy mnie.Należał dowatahy izależało mu na mnie.- No - przyznałam.- Mam.Carl skrzyżował ręce.- Dość tego - powiedział.- Odchodzisz z audycji.Przycisnęłam twarz do nogi T.J.Nie odpowiedziałam, nie dyskutowałam.W obliczuwszystkich tychwydarzeń miał rację.Powinnam zrezygnować.Nie wiedziałam, jak mu wyjaśnić, że nie mogętego zro-bić.Więc nie wyjaśniałam.T.J.cały się spiął, jakby wiedział, o czym myślę.- On ma rację, Kitty - szepnął.Zakryłam uszy.Nie chciałam tego słuchać.Usiadłam, odsunęłam się od T.J.-a na środekłóżka i objęłamrękami kolana.- Nie jesteś ani odrobinę wściekły na Arturo, że najął tego faceta? - O ile to w ogóle byłArturo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.To może jednak zająć chwilkę.Carl.Carl, drań jeden.Trochę mu zajęło, żeby się domyślić, że mam kłopoty.I on uważał sięza samcaalfa.- Nie szkodzi.Proszę się nie spieszyć.Carl może zaczekać.Rozdział 6Policja trzymała mnie dwie godziny.Byli mili.Bardzo mili.Hardin usadziła mnie w nijakiejpoczekalni zbiaławym dywanem i ścianami oraz plastikowymi krzesłami.Przyniosła mi kawę i poklepaładobrotliwie po ramieniu.Inni raczej trzymali się ode mnie z daleka i gapili się na mnie, kiedyichmijałam.Plotki szybko się roznosiły.Kiedy tylko znalezliśmy się na komendzie, zaczęło sięgadanie. Toona.To wilkołak.No jasne".Hardin najwyrazniej nie zwracała na to uwagi.Opowiedziałam jej swoją wersję wydarzeń.Zwykła formalność - cała audycja była nagrana.Wszystkobyło na taśmie.Ale Hardin wzięła mnie w obroty, próbując przemówić mi do rozsądku.- Jest pani pewna, że nie chce pani wnieść oskarżenia? Możemy go zapuszkować zaprześladowanie.Zaszkody moralne, usiłowanie zabójstwa.Zawarłam z Cormakiem umowę.Zamierzałam jej dotrzymać i mimo wszystko miałamnadzieję, że onzrobi tak samo.Przyzwyczaiłam się działać na granicy prawa - tworzyliśmy własne reguły,my i ludziepokroju Cormaca.Ale gdybym powiedziała Hardin, że sami się tym zajmiemy, pewnie by jejsię to niespodobało.97Auć.Co ja sobie wyobrażałam? Cormac pewnie zasłużył sobie na więzienie.- Proszę mi nie mówić, że to był tylko chwyt reklamowy - powiedziała w końcu.O ile tomożliwe,wyglądała na jeszcze bardziej wzburzoną.- Nie.- Ale może się tak okazać.Być może będę musiała podziękować Cormacowi.- Jeśli tonie problem,to chyba chciałabym po prostu iść do domu.- Spróbowałam się uśmiechnąć jak mała,bezbronna ofiara.- O wiele łatwiej by było wnieść przeciwko niemu oskarżenie, gdyby zechciała paniwspółpracować.Mogę go zatrzymać na noc w areszcie, ale dłużej nie dam rady, jeśli nie będzie żadnychzarzutów.- Nikomu nic się nie stało.Wszystko w porządku, naprawdę.Położyła rękę na stole obok mojej i nachyliła się do mnie.- Przez taką postawę takie dziewczyny jak pani giną.Zamrugałam i wzdrygnęłam się.Wyprostowała sięi wyszła z pokoju.Ja wyszłam jakieś dziesięć minut pózniej.Przed komendą czekali na mnie Carl i T.J.T.J.objął mnie, a Carl złapał mnie mocno załokieć.Myślałam, że się z nim pokłócę.Myślałam, że będę rozdrażniona i się obruszę, żebyzaznaczyć swojąniezależność.Zamiast tego omal nie zasłabłam.Oparłam się o T.J.-a, mocno się w niego wtulając, i odezwałam się słabym głosem prosto wjego ramię:- Chcę do domu.Carl trzymał się w pobliżu, osłaniając mi plecy jak tarczą i pilnując mnie.Zaprowadził nas doswojego sa-mochodu i zawiózł mnie do domu.98Przytulili mnie i to wystarczyło.Nie chciałam być sama.Nie chciałam być niezależna.Mogłam powie-dzieć Carlowi, żeby się mną zaopiekował, a on by to zrobił.Jakaś część mnie chciała tylkozwinąć się wkłębek u jego stóp i czuć się bezpiecznie.To był głos wilczycy.Miałam kawalerkę, małą, ale porządną, z kuchnią po jednej stronie, łazienką po drugiej ipokojem po-środku.Zwykle nie zawracałam sobie głowy składaniem kanapy.T.J.siadł na futonie plecami do ściany, a ja zwinęłam się na jego kolanach jak szczeniak.Carlchodził w tęi z powrotem między oknem a drzwiami.Był przekonany, że ktoś po mnie przyjdzie -Cormac, żebydokończyć robotę, albo jakiś inny palant, który będzie chciał mnie skrzywdzić dla zasady.Niezwracałam na to uwagi - kiedy był przy mnie T.J., nie musiałam się o nic martwić.- Co mam zrobić? - westchnęłam.- Wywalą mnie z roboty.Rozdmuchają całą sprawę.Boże,zaraz mnieobsmarują w Enąuirerze".- Z czymś takim trafisz do Newsweeka", maleńka - powiedział T.J.i pogłaskał mnie poramieniu.Jęknęłam.Zadzwonił telefon.Carl podskoczył, po czym rzucił się do aparatu przy łóżku.Ja byłampierwsza.- Halo?- Kitty.Tu mama.Wszy-wszystko okej?Na śmierć zapomniałam.Jak mogłam zapomnieć? To był dopiero początek całej afery.Powinnam była do niej pierwsza zadzwonić.- Cześć, mamo.94- Dzwoniła Cheryl; słuchała twojej audycji i powiedziała.powiedziała, że omal nie zostałaśzabita i żepowiedziałaś.że powiedziałaś.Cheryl to moja starsza siostra.Ledwie odnotowałam resztę rozmowy.Mama nie była w staniewydusić zsiebie słowa wilkołak".Ja cały czas powtarzałam tylko: Tak, mamo.To prawda, mamo.Przykro mi.nie, nie oszalałam.A w każdym razie nie sądzę.Nie, nie mogłam ci powiedzieć.ciężko towyjaśnić.Nie,nie umrę, a przynajmniej jeszcze nie teraz.Od jakichś trzech lat.Tak, aż tak długo".Mamazaczęła płakać.- Tak, porozmawiam z tatą.No.cześć tato.- Cześć, Kitty.Jak się masz? - Brzmiał spokojnie, jak zawsze, jakbym po prostu dzwoniła zeszkoły, żebymu powiedzieć, że rozbiłam samochód, a on zapewniał mnie, że wszystko będzie dobrze.Otarłam łzy.- Jestem w szoku.Ale mi przejdzie.- Wiem, że przejdzie.Dobre z ciebie dziecko.Ja to wiem i mama też.Jest teraz po prostutrochęroztrzęsiona.- Dzięki, to dla mnie bardzo ważne.Nic jej nie będzie?.- Nie, nie sądzę.Jak zadzwonisz wieczorem, będzie już pewnie czuła się lepiej.- Dobrze.- Jesteś sama? Możesz u kogoś zostać? Chcesz, żebym do ciebie przyjechał?Tylko tego mi było trzeba, żeby tata przyjechał i znalazł mnie w łóżku z watahą.- Są ze mną przyjaciele.Zaopiekują się mną.Upewnił się trzy razy, że zadzwonię wieczorem,a potem się rozłączył.95T.J.się uśmiechnął.- Słyszałem go przez telefon.Zwietny facet.Masz dużo szczęścia.Był przy mnie cały ranek.Bez względu na to, co się stanie, będzie przy mnie.Należał dowatahy izależało mu na mnie.- No - przyznałam.- Mam.Carl skrzyżował ręce.- Dość tego - powiedział.- Odchodzisz z audycji.Przycisnęłam twarz do nogi T.J.Nie odpowiedziałam, nie dyskutowałam.W obliczuwszystkich tychwydarzeń miał rację.Powinnam zrezygnować.Nie wiedziałam, jak mu wyjaśnić, że nie mogętego zro-bić.Więc nie wyjaśniałam.T.J.cały się spiął, jakby wiedział, o czym myślę.- On ma rację, Kitty - szepnął.Zakryłam uszy.Nie chciałam tego słuchać.Usiadłam, odsunęłam się od T.J.-a na środekłóżka i objęłamrękami kolana.- Nie jesteś ani odrobinę wściekły na Arturo, że najął tego faceta? - O ile to w ogóle byłArturo [ Pobierz całość w formacie PDF ]