[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dane pomyślał, że rzeczywiście wyglądał odpowiednio.Doskonałe fizyczne podobieństwo.Cholera, nic nie było łatwe.- I ja mam w to uwierzyć? - Znudzony Savich wyciągnął się naniewygodnym krześle.Milt wyprostował się i złożył przed nim ręce jak do modlitwy. - Proszę posłuchać, inspektorze, tak, jak panu powiedziałem,musiałem zdobyć te pieniądze.Musiałem spłacić dług wobecStuckeya albo wpadłbym w gówno po uszy.Nie płaciłem czynszu iten palant, właściciel mieszkania, chciał mnie z niego wyrzucić.Jeszcze trzy dni i wylądowałbym na Union Square naprzeciwko hoteluSaint Francis, żebrząc o pieniądze.Musiałem wziąć tę robotę, żebyprzeżyć.Delion rozparł się na krześle, założył ręce i uśmiechnął sięsarkastycznie.- I mamy uwierzyć w to, że jakiś gość powiedział właśnieStuckeyowi, że to masz być ty, bo wyglądasz odpowiednio? I nadajeszsię idealnie do tej roli?- Przysięgam, że tak było.Stuckey powiedział, że ten gość z LosAngeles nazywał się DeFrosh.Dziwne nazwisko, ale łatwo jezapamiętać.Stuckey powiedział, że facet przesłał mu faksem zdjęcie tejkobiety, którą miałem przestraszyć, lekko zranić, ale nie zabić.Nigdybym tego nie zrobił.Powiedział też Stuckeyowi, że ta babka byłabezdomna, ale w kościele wcale nie wyglądała jak bezdomna, ale cóżmiałem zrobić? A skąd to wiedział facet z Los Angeles? Stuckey nicwięcej mi nie powiedział, przysięgam.Dane spojrzał na Nick, która była tak blada jak biustonosz, którywybrała podczas ich dzisiejszego szaleństwa zakupowego.To byłozaledwie dziś rano.Niesamowite.- Co zrobiłeś z tym przesłanym faksem zdjęciem kobiety?- Stuckey mi je pokazał i zaraz zabrał.- Jak wyglądała kobieta?- Wychodziła z tego posterunku policji z tym mężczyzną, którystoi tam za drzwiami.Posterunek nie przypominał innych, jakie do tejpory widziałem w San Francisco.Zdjęcie zrobił Stuckey.Zlicznotka zniej, jej twarz zapamiętałem bardzo dobrze.Tak jak powiedziałem, wkościele nie wyglądała na bezdomną, więc przez chwilę nie byłempewien, czy to ona.Dane nie mógł w to uwierzyć: sukinsyn zrobił zdjęcie w LosAngeles.- A więc rozpoznałeś brata księdza?- Tak, słyszałem, jak ludzie mówili, jak bardzo jest podobny doksiędza Michaela Josepha, niektórzy byli tym wstrząśnięci.Ludzie w skupieniu słuchali, co mówił brat księdza.Wielu z nich przy tympłakało.Wtedy akurat musiała się poruszyć - po prostu opuściła głowęwłaśnie w chwili, kiedy nacisnąłem spust.Jezu, mogłem ją zabić.Aledzięki Bogu wyszło tak, jak miało być.Kula tylko ją drasnęła.- Powiedz nam coś więcej o tym gościu z Los Angeles.- Zazwyczaj nie robię interesów z ludzmi, których nie znam.Taką samą zasadę wyznaje Mickey Stuckey.Twierdził, że zna faceta,że ten dobrze płaci.Dał mi nawet pięć tysięcy z góry.Powiedział, żenazywa się DeFrosh - to już mówiłem.Naprawdę dziwne nazwisko.Milton McGuffey opuścił głowę i, opierając ją na skrzyżowanychramionach, znowu zaczął płakać.Wszyscy słyszeli, jak łkając, mówił:- Nie chcę iść do więzienia, ale chyba się od tego nie wywinę.-Podniósł głowę.- Oby Stuckey też poszedł siedzieć.Nigdy niepowinienem zgadzać się na zrobienie tego w kościele.- Nie podejrzewałeś, że będzie tam policja? - zapytał Delion.- Stuckey twierdził, że może być tam kilku gliniarzy, ale jeżeliwszystko zrobię na czas, uda mi się uciec stamtąd bez problemu.Cholerny dupek z tego Stuckeya.Niech zgnije w pierdlu, to wszystkobył jego pomysł.- Jasne, że pójdzie do pierdla, Milt, jak tylko go złapiemy- powiedział Savich, uśmiechając się pod wąsem.McGuffeywpatrywał się w Savicha szeroko otwartymioczami.- Niech to szlag! - powiedział.Po czym zaczął krzyczeć:- %7łądam adwokata!Delion spojrzał na Savicha, rozmawiającego z porucznik Purcell.Słyszeli, jak mówiła, że rozesłali już portret pamięciowy MickeyStuckeya, znanego również jako Bomber Turkel, to był najbardziejpomysłowy z jego pseudonimów.- Ten facet jest naprawdę wyjątkowy, Dane.To twój szef?- Tak, od pięciu miesięcy.- Załatwił faceta bez mydła - powiedział z podziwem Delion.-Myślałem o tym, żeby tobie powierzyć przesłuchanie Miltona, ale onwiedział, że nie jesteś gliną, więc to by się raczej nie udało.Wtedynadszedł Savich, wydawał się chętny, nawet zadowolony, iwiedziałem, że ma coś w zanadrzu.Spisał się dobrze, co?- Jasne.- A jego żona naprawdę ma na imię Sherlock? - Tak, są nierozłączni - potwierdził z uśmiechem Dane.- Wiesz - powiedział Delion - bywałem na rozprawach, któreprowadził ojciec Sherlock [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl