[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie mogą sobie zapamiętać jednego czy dwóch obcych kręcących się w pobliżu przez okres jednej nocy, ale nie w ciągu trzydniowego weekendu.To po prostu trochę za długo, żeby kogoś przyuważyć i zapamiętać na miejscu przestępstwa.Mieliśmy jeszcze około dwunastu godzin.Cały dzień trzymałem klucz w dłoni.Byłem taki szczęśliwy, że czym prędzej wyszedłem i kupiłem sobie największą walizkę, jaką tylko mogłem znaleźć, żebym miał gdzie podziać te pliki banknotów.O jedenastej trzydzieści w sobotę wieczorem Tommy i ja pojechaliśmy na parking w pobliżu obszaru towarowego.Mieliśmy wynajęty samochód z fałszywymi tablicami rejestracyjnymi.Odczekaliśmy, aż zacznie się zmieniać obsada.Francuzik powiedział, że będzie czekać w pobliżu platformy i że powinniśmy po prostu wejść do środka, tak jakbyśmy odnosili tę walizkę do biura.Plan polegał na tym, że on będzie udawał, że mnie nie zna, ale gdyby powstał jakiś problem, to będzie w pogotowiu, aby zaradzić kłopotom.Według niego były wszelkie szanse po temu, że nikt mnie nie będzie niepokoił, bo zawsze wchodzi tam i wychodzi całe mnóstwo ludzi, taszcząc ze sobą walizki, które zostały zgubione albo wysłane pod niewłaściwy adres.Wszedłem na rampę, przedostałem się na teren biur i zaraz zauważyłem Francuzika kręcącego się w pobliżu.Zobaczyłem też skarbiec i podszedłem prosto do stalowych drzwi.Od momentu, kiedy wysiadłem z samochodu, klucz ściskałem w dłoni.Wsunąłem go do zamka, przekręciłem i wszedłem do środka.Skarbiec wyglądał po prostu jak ciemny schowek.Przyniosłem maleńką latarkę, bo nie chciałem włączać świateł.Siedem białych płóciennych worków leżało tuż obok na podłodze.Strzegły ich tylko czerwone pieczęcie.Otworzyłem walizkę, włożyłem te worki do środka i wyszedłem.Walizka była tak ciężka, że z trudem mogłem iść, ale później Francuzik mówił, że sądził, iż wychodzę bez niczego, bo prawdę powiedziawszy, wypadłem stamtąd jak strzała.”9Zgodnie z przewidywaniami Henry'ego kradzież odkryto dopiero w poniedziałek po południu.„Daily News” napisał we wtorek, że „pieniądze rozpłynęły się w powietrzu” i że agenci FBI penetrują budynek towarowy nr 86 na Lotnisku im.Kennedy'ego, należący do Air France, przesłuchując pracowników, badając cały teren i studiując dokumenty oraz listy przewozowe.„The New York Times” napisał: „Dokładne przeszukanie budynku i betonowego skarbca, gdzie umieszczone zostały pieniądze, nie dało żadnych rezultatów.Wbudynku znajdowała się na służbie cala załoga, składająca się z około dwudziestu ludzi, oraz prywatny strażnik, zatrudniony dwadzieścia cztery godziny na dobę.” Zanim Air France zorientowała się, że zginęło około 480 000 dolarów, Henry i jego kumple zdążyli już przekazać jako haracz 120 000 dolarów szefom mafii, którzy uważali Lotnisko Kennedy'ego za swój prywatny teren.60 000 dolarów wręczyli Sebastianowi„Busterowi” Aloi, pięćdziesięciosiedmioletniemu capo, który zarządzał lotniskiem w imieniu mafijnej rodziny Colombo, a drugie 60 000 - swojemu własnemu capo, Paulowi Vario.„Zatroszczyliśmy się o Bustera, bo chodziło nam o jakieś zabezpieczenie.Wszyscy byli zadowoleni.Odpaliliśmy też działkę Paulie'emu, bo przecież to nasz boss.Tak to się rzeczy miały.On nas przecież chronił.Jeśliby jakaś inna grupa złożyła na nas skargę - a zawsze były skargi - zajmował się tym Paulie.Chodził na różne narady i trzymał naszą stronę.Resztę pieniędzy wrzuciliśmy do wspólnej kasy.Mógłbym wprawdzie wziąć swoją działkę i pójść do domu, ale co bym z nią zrobił? Włożył ją do schowka? Jimmy trzymał forsę w dwóch sejfach bukmacherskich, więc gdybym potrzebował kilku dolców, mógłbym je stamtąd wyjąć, a on podliczyłby wszystko jak trzeba.To było niczym jakieś konto bankowe.Chcieliśmy też wydać trochę forsy na siebie.Chciałem mieć nowy samochód i parę garniturów.Karen potrzebowała mebli do nowego mieszkania i czegoś tam dla dzieci.Żeby uwiarygodnić wszelkie nowe wydatki, cała nasza trójka - Jimmy, Tommy i ja - wybrała się do Las Vegas.Rozpieprzyliśmy tak około dwudziestu tysięcy i wróciliśmy przechwalając się, że wygraliśmy całą kupę szmalu.Wszyscy wiedzieli, że jeździliśmy tam często i że Jimmy był z tych, co to jak dorwą się do stołu z kośćmi, to grają, dopóki nie spuchną im nogi w kostkach.Tyle, że wówczas staraliśmy się nie przedobrzyć.Wpłaciłem pierwszą ratę na nowego złotego buicka rivierę rocznik 67, z czarnym dachem, i sfinansowałem resztę podając nazwisko mojego brata.Tommy zrobił to samo, tyle że on strzelił sobie beżowego cadillaca, też z czarnym dachem.Pierwszą propozycję wejścia do spółki otrzymaliśmy mniej więcej w dwa tygodnie po skoku.Złożył ją Paulie; spotkał nas pewnego razu na tyłach Aqueductu i powiedział, że jeśli przystąpimy z nim do interesu, będziemy mogli wykupić pięćdziesiąt procent udziałów w bukmacherskiej operacji Milty'ego Wekara.Miał go zresztą pod ręką, w samochodzie.Wekar potrzebował pieniędzy.Porobił jakieś wielkie zakłady i splajtował.Była to dla nas wielka szansa.Klientami Wekara były z reguły grube ryby i bukmacherzy.Dyrektorzy z centrum odzieżowego, maklerzy z Wall Street, lekarze, dentyści i prawnicy.Wekar miał swoich ludzi, którzy od nich zbierali zakłady.Nigdy nie przyjmował niższych stawek niż pięćset albo tysiąc dolarów za grę, a większość jego klientów obstawiała od razu sześć albo siedem gier.Vario powiedział, że wyłoży pięćdziesiąt tysięcy, jeśli my damy tyle samo.Jimmy, Tommy i ja popatrzyliśmy po sobie i zgodziliśmy się.Tak od razu, na torze.Niepotrzebni nam byli prawnicy.Podaliśmy sobie ręce i oto znalazłem się w bukmacherskim interesie.Miałem wtedy dwadzieścia cztery lata.Było to bardzo pouczające.Milty był bossem bukmacherów.Bo większość naszych zysków pochodziła od innych bukmacherów, nie od indywidualnych graczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl