[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zostawiła w hallu płaszcz i kapelusz.Mimo pozornego spokoju pierwszym jejodruchem było skierować się do jego pokoju.Z trudem zapanowała jednak nad sobą i weszłado kuchni, gdzie od razu spostrzegła jego tacę.Przystanęła.Zjadł więc śniadanie i to porządneśniadanie.Ze sztucznym spokojem zwróciła się do Netty:- Czy pan Moore jest już na dole?Nie odwracając głowy od zlewu, nad którym obierała kartofle, Netta odrzekła beznamysłu.- Wyszedł.Coś powiedział, że idzie do pana Lennoxa.- Ach, prawda - powoli mówiła Aucja.- Przypominam sobie.- Starając się zachowaćspokój, powtórzyła: - Tak, teraz sobie przypominam.Nic sobie oczywiście nie przypominała: wypadało jednak uzasadnić jegopostępowanie.Wcale nie poszedł do Lennoxa, lecz - była o tym przekonana - na jeden z tychsamotnych spacerów, które oznaczały zawsze kulminacyjny punkt jego złego humoru.Kącikijej ust opadły lekko: chwila pojednania znów została odłożona.W każdym razie wróci z tegospaceru.I to wróci do niej.Poszła do frontowego pokoju, usiadła przy oknie i sięgnęła po książkę.Nie mogłajednak czytać: od czasu do czasu przyłapywała się na tym, że w roztargnieniu nieruchomopatrzyła przez okno.Nagle usłyszała kroki na dworze, więc opanowawszy się szybko, zbijącym sercem przygotowywała się, by go przywitać.Ale to nie był on.A widok własnejtwarzy, odbitej w lustrze nad kominkiem, przejął ją nagłym uczuciem przykrości.Czy poszedłdo Lennoxa? Czy wałęsa się gdzieś w tej szarej mgle?155 Minęła pierwsza, a Frank nie wrócił.Zaczęła odczuwać całkiem wyrazny niepokój,połączony z dziwną irytacją - doprawdy, za dużo sobie pozwala, a kiedy o pół do drugiejweszła Netta, pragnąc co prędzej podać obiad, by móc skorzystać z wolnego popołudnia,Aucja z tym samym sztucznym spokojem oświadczyła:- Dobrze! Podaj mi obiad.Pan Moore został widocznie zatrzymany.A może.może został istotnie zatrzymany? Nie było to prawdopodobne, ale nie byłoteż niemożliwe.Ostatecznie mógł pójść jednak do Lennoxa i zostać zatrzymany na obiedzie.Słaby błysk rozjaśnił jej zachmurzone oczy, gdy pod wpływem nagłej myśli zaczęła rozważaćmożliwość jego pójścia do Lennoxa, w celu podjęcia osobiście sprawy spółki.Byłby toistotnie wspaniały gest skruchy! Ale czy to prawdopodobne? Oczy jej znów sposępniały.Czycoś takiego w ogóle jest możliwe? Dręczona myślami, jadła bardzo mało, właściwie udawałatylko, że je, by uspokoić badawcze spojrzenie Netty i własny niepokój.- Netto, na wszelki wypadek wstaw coś do piecyka - rzekła wstając wreszcie od stołu.Była to jeszcze jedna oznaka, że panuje nad sobą, że się nie poddaje.Znów wróciła do saloniku, usiadła nie przy kominku, lecz przy oknie - czekając.Nanic się nie zda udawanie, że czyta, czeka tylko.A w miarę upływu czasu niepokój jej wzrastał.W jakim stanie wróci Frank? Mokry, przemoknięty od siąpiącego deszczu.Wszedłszy cichonie będzie miał pewnie ochoty spotkać się z nią.Przez długą chwilę pozostanie w hallu,wieszając kapelusz i płaszcz, kręcąc się właściwie bez potrzeby.Potem nagle wejdzie dopokoju.Udając, że nie patrzy na nią, świadom swego coraz bardziej zmieszanego wyrazutwarzy, powoli podejdzie do kominka, osunie się na krzesło.I zapanuje milczenie.Wtedy onawstanie szybko, gorąco pragnąc pojednania, padnie na kolana przy jego krześle i obejmie goramionami.Ach, ta chwila! Drgnęła na samą myśl, powstrzymała oddech.Jeszcze nie wrócił.Wpół do trzeciej - Netta wyszła, jest w domu sama, a on nie wrócił.Zupełnieniezrozumiałe.Wbrew woli nie mogła opanować nagłego strachu.Chyba jednak poszedł doLennoxa? To przecież jedyne możliwe rozwiązanie - musiał pójść do Lennoxa; nie możnaprzechadzać się bez końca przy takiej pogodzie.Nie, to niemożliwe.Wstała nagle, zaniepokojona, charakterystycznym ruchem przyciskając rękę dopoliczka.Następnie z właściwą sobie stanowczością skierowała się ku drzwiom.Pójdzie samai przekona się.To jest wszystko, co może zrobić, chyba że go spotka po drodze.156 Na dworze mżył drobny, niedostrzegalny deszcz, niesiony wiatrem od szarej zatoki,wraz z chmurami, które odrywały się od powierzchni wody jak od mętnego zwierciadła.Iznów wstrząsnęła się, gdy szła na wzgórze, ku mieszkaniu Lennoxa.Zauważyła, że biegnie -biegnie nie wiedząc dlaczego.Po drodze usiłowała przezwyciężyć swą śmieszną trwogę,opanować się, wymyślić jakieś usprawiedliwienie dla swojej niezwykłej wizyty.Ale konieczność usprawiedliwiania się została jej zaoszczędzona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl