[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla Oliphantów - przynajmniej dla Pierce a - cała długa historiaodczytywana była po kawałku co mszę, nigdy w całości, wciąż się powtarzała, nigdyniedokończona, chociaż była niekwestionowaną prawdą, która przydarzyła się gdzie indziej:może w wieczności.To była Historia, która przydarzyła się teraz.Ale Bobby nigdy nie słyszała o Historii.Miała tylko jedną historię, którą usłyszała oddziadka, historię o zmarłych i ich przebudzeniu, o sądzie, drastyczną jak komiks grozy, wktórej rzeczywistość zdawała się wierzyć - i wierzyła, że wszystko to dzieje się teraz, w tymtygodniu, tej zimy.Nie miała żadnych zobowiązań obrzędowych, nie chodziła nawet dokościoła w niedzielę, bowiem w żadnym kościele nie opowiadano prawdziwej historii, którąDuch Zwięty opowiedział jej dziadkowi.Nie znała też żadnej modlitwy.Pod bungalowem Hildy i Ptasia pokazywały jej, jak się modlić: dłonie złożone razem,kciuki skrzyżowane albo obok siebie.Zwięta Mario, Matko Boża.Kiedy pojawiło się imięJezusa, Hildy palcem popchnęła głowę Bobby w dół, a potem puściła.Owoc żywota twego.Czy mogło to mieć coś wspólnego z nazwą majtek Pierce a8? Coś w tym musi być.Takiepodobieństwa nie dają się wyjaśnić przypadkiem.Z góry (byli tuż pod oknem pokoju8Owoc %7ływota Twego - ang.the fruit of the womb brzmi podobnie jak nazwa marki odzieżowej Fruitof the Loom.lekcyjnego) doszedł ich brzęk dzwonka siostry Mary Filomeli.Ośmielili się zignorować goraz.- Jeśli jest się katolikiem, nie jest się uprzedzonym - powiedziała Hildy - i nie trzebamyśleć, że Murzyni są gorsi od innych ludzi.Uprzedzenia to grzech.Ludzie innych ras nie różnią się od nas, powiedziała im kiedyś Opal Boyd i Hildy w touwierzyła, chociaż nie znała nikogo o innym kolorze skóry; podobnie zresztą jak Opal.- W Clay County słońce ciągle dla nich świeci - powiedziała łagodnie Bobby.- Mojamama powiedziała, że lepiej, żeby nie zaszło.Zaczęła drżeć.Znów rozległ się brzęk dzwonka.Widzieli go oczyma wyobrazni,srebrny przedmiot o kształcie identycznym jak czekoladowe ciasteczko, nie wiadomo czemu.- Nie idz nigdzie - powiedziała Hildy.Przycisnęła plecy Bobby do twardej, zimnejgliny.Clay County - Gliniane Hrabstwo.Sam mówił, że dzieci z tych gór czasami jedząglinę.Jeszcze na Brooklynie, kiedy był w drugiej klasie, Pierce owi przyśniło siękilkakrotnie to samo - że będzie ukrzyżowany obok syna Marii, że wezmie udział w Jegoofierze; miało to się stać w audytorium u św.Szymona Cyrenejczyka, gdzie ustawiono trzykrucyfiksy pośród zakurzonych aksamitnych zasłon, na oczach dzieci siedzących nawypolerowanych niezliczonymi tyłkami drewnianych krzesłach (Pierce w dziwny sposóbznajdował się między nimi, a zarazem był, czy też miał zostać, ukrzyżowany); nie czułstrachu ani niechęci, tylko ciężkie brzemię odpowiedzialności, a jednocześnie czuł sięuprzywilejowany, czuł tę samą fałszywie skromną satysfakcję, którą czuł potem, starając sięnawrócić Bobby.Kiedy to sobie przypomniał - pierwszy raz od tamtej zimy - bezwolniejęknął z zakłopotania.Jak mógł.Kiedy przyszli po nią, już jej nie było.Pusty korytarz techniczny pachniał nią ijedzeniem, które jej tam przynieśli.Zaczęło mżyć.W kurniku też jej nie było, podobnie jak w garażu opodal paleniska śmieci.Mżawkaprzeszła niczym katar; Mysza zawołała ich z kuchni na kolację.Parówki wiedeńskie z fasolą,osłodzone ciemnym syropem Karo.Jedli w ciszy, czując, jak wokół nich i domu zbiera sięzimna ciemność.Leżała w łóżku Ptasi owinięta narzutą (chyba nie rozróżniała między narzutą, kocem aprześcieradłem) i spała; kiedy Hildy jej dotknęła, wzdrygnęła się, jakby coś ją ugryzło, ipodniosła się, by na nich spojrzeć.Włosy na czole miała mokre.Kiedy spytali, gdzie była,wybełkotała coś, czego nie zrozumieli, i przykryła się poduszką.Potem zerwała z siebienarzutę i wstała z otwartymi ustami, oddychając szybko i chrapliwie.- Jesteś chora? - Hildy położyła rękę na jej wilgotnym czole, ale Bobby strząsnęła ją ichwiejnym krokiem ruszyła do umywalki w łazience (podążyli za nią).Mokre majtki leżałyna podłodze, toaleta była niespłukana.Bobby odkręciła kran drżącymi dłońmi i przyssała siędoń.Przełykając głośno, przepchnęła się na oślep przez nich z powrotem do łóżka imomentalnie zasnęła, a przynajmniej znieruchomiała z twarzą zwróconą w dół, oddychającgłośno i z wysiłkiem.Stanęli wokół łóżka, czując kwaśny odór jej choroby.- A jak umrze? - szepnęła Hildy.OSIEMCałą noc rzucała się na łóżku i bredziła, raz wstała, by zaraz znów się położyć; jejprzerażający oddech, głęboki i szybki jak u psa, uspokoił się trochę dopiero nad ranem.Leżała cicho, kiedy budzik obudził Pierce a.Czas iść na mszę.Mysza też powinna już być na nogach, naszykować mu cheerios i dopilnować, by sięuczesał, ale kiedy pierwszego poranka tygodnia, w którym miał służyć do mszy, wszedł dokuchni, wciąż było tam ciemno.Stał, czekając i słuchając, jak budzik na górze rozdzwaniasię, cichnie i wreszcie milknie, a potem napawając się ciszą.Najwidoczniej Mysza nie mogłajeszcze wstać, więc Pierce (nie chcąc jej przeszkadzać ani zakłócać snu całego domuprzyrządzaniem sobie śniadania) po prostu wyszedł, po drodze chcąc zatrzymać się wsklepiku, żeby kupić krakersy pomarańczowe z szarym nadzieniem orzechowym.Wszelako tego ranka nie zatrzymał się tam, tylko pędził przez smutno budzący sięporanek i drżał cały; pościł, czego zwykle nie robił, i kiedy ojciec Midnight zwrócił się dońpytająco, przyjąwszy własną wielką hostię, Pierce mógł wreszcie podłożyć sobie patenę podbrodę (przy ofierze obecni byli tylko on i ojciec Midnight - dwie osoby wystarczały, a prawdępowiedziawszy, nawet jedna).Z kilkoma niezmiennie niezrozumiałymi słowy ojciecMidnight położył okrągły opłatek na jego języku.Pierce zamknął oczy, lewą dłońprzyciskając do brzucha, a prawą trzymając patenę, na którą spadały okruchy Boga (każdynajmniejszy kawałeczek, każda cząstka była całością Boga), kiedy nieomal nieistniejącysłodkawy krążek rozpuszczał mu się na podniebieniu, czekając na pewność, a przynajmniejpostanowienie, by wpłynąć do jego wnętrza.Po mszy w westybulu ksiądz zdjął wszystkie warstwy wyszywanego atłasu i białychkoronek, jedną po drugiej, poruszając przy tym nieomal niepostrzeżenie wargami w cichejmodlitwie, po czym ucałował stułę, w której zawierała się jego moc (mszę można byłoodprawić bez tej całej reszty, ale nie bez stuły) i ją odwiesił.Pierce też odwiesił swoją białąkomżę i czarną sutankę pośród innych; serce wciąż biło mu szybko i promieniało ciepłemhostii, którą przełknął.- Synu.- Tak, ojcze.- Czy wiesz, że przechodząc z Ewangelii do Listów należy ucałować stronę?- Tak, ojcze.- Rozmawialiśmy już o tym?- Tak, ojcze.- Czy masz coś przeciwko pocałunkom? - Słowo to wypowiedziane zostało tonemSama, jak gdyby dla zabawy jakiegoś obeznanego słuchacza, którego tutaj nie było.Pocałunki- domyślał się, o co może chodzić, nie miał nic przeciwko.Wydawało mu się to tylkodziwacznie śmiałe, ekstrawaganckie niczym całowanie podstarzałych krewnych.- W porządku - odpowiedział ojciec Midnight.Pierce włożył kurtkę.- Dziękuję, synu.- Dziękuję, ojcze.Powrót przez pusty kościół z rękami w kieszeniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Dla Oliphantów - przynajmniej dla Pierce a - cała długa historiaodczytywana była po kawałku co mszę, nigdy w całości, wciąż się powtarzała, nigdyniedokończona, chociaż była niekwestionowaną prawdą, która przydarzyła się gdzie indziej:może w wieczności.To była Historia, która przydarzyła się teraz.Ale Bobby nigdy nie słyszała o Historii.Miała tylko jedną historię, którą usłyszała oddziadka, historię o zmarłych i ich przebudzeniu, o sądzie, drastyczną jak komiks grozy, wktórej rzeczywistość zdawała się wierzyć - i wierzyła, że wszystko to dzieje się teraz, w tymtygodniu, tej zimy.Nie miała żadnych zobowiązań obrzędowych, nie chodziła nawet dokościoła w niedzielę, bowiem w żadnym kościele nie opowiadano prawdziwej historii, którąDuch Zwięty opowiedział jej dziadkowi.Nie znała też żadnej modlitwy.Pod bungalowem Hildy i Ptasia pokazywały jej, jak się modlić: dłonie złożone razem,kciuki skrzyżowane albo obok siebie.Zwięta Mario, Matko Boża.Kiedy pojawiło się imięJezusa, Hildy palcem popchnęła głowę Bobby w dół, a potem puściła.Owoc żywota twego.Czy mogło to mieć coś wspólnego z nazwą majtek Pierce a8? Coś w tym musi być.Takiepodobieństwa nie dają się wyjaśnić przypadkiem.Z góry (byli tuż pod oknem pokoju8Owoc %7ływota Twego - ang.the fruit of the womb brzmi podobnie jak nazwa marki odzieżowej Fruitof the Loom.lekcyjnego) doszedł ich brzęk dzwonka siostry Mary Filomeli.Ośmielili się zignorować goraz.- Jeśli jest się katolikiem, nie jest się uprzedzonym - powiedziała Hildy - i nie trzebamyśleć, że Murzyni są gorsi od innych ludzi.Uprzedzenia to grzech.Ludzie innych ras nie różnią się od nas, powiedziała im kiedyś Opal Boyd i Hildy w touwierzyła, chociaż nie znała nikogo o innym kolorze skóry; podobnie zresztą jak Opal.- W Clay County słońce ciągle dla nich świeci - powiedziała łagodnie Bobby.- Mojamama powiedziała, że lepiej, żeby nie zaszło.Zaczęła drżeć.Znów rozległ się brzęk dzwonka.Widzieli go oczyma wyobrazni,srebrny przedmiot o kształcie identycznym jak czekoladowe ciasteczko, nie wiadomo czemu.- Nie idz nigdzie - powiedziała Hildy.Przycisnęła plecy Bobby do twardej, zimnejgliny.Clay County - Gliniane Hrabstwo.Sam mówił, że dzieci z tych gór czasami jedząglinę.Jeszcze na Brooklynie, kiedy był w drugiej klasie, Pierce owi przyśniło siękilkakrotnie to samo - że będzie ukrzyżowany obok syna Marii, że wezmie udział w Jegoofierze; miało to się stać w audytorium u św.Szymona Cyrenejczyka, gdzie ustawiono trzykrucyfiksy pośród zakurzonych aksamitnych zasłon, na oczach dzieci siedzących nawypolerowanych niezliczonymi tyłkami drewnianych krzesłach (Pierce w dziwny sposóbznajdował się między nimi, a zarazem był, czy też miał zostać, ukrzyżowany); nie czułstrachu ani niechęci, tylko ciężkie brzemię odpowiedzialności, a jednocześnie czuł sięuprzywilejowany, czuł tę samą fałszywie skromną satysfakcję, którą czuł potem, starając sięnawrócić Bobby.Kiedy to sobie przypomniał - pierwszy raz od tamtej zimy - bezwolniejęknął z zakłopotania.Jak mógł.Kiedy przyszli po nią, już jej nie było.Pusty korytarz techniczny pachniał nią ijedzeniem, które jej tam przynieśli.Zaczęło mżyć.W kurniku też jej nie było, podobnie jak w garażu opodal paleniska śmieci.Mżawkaprzeszła niczym katar; Mysza zawołała ich z kuchni na kolację.Parówki wiedeńskie z fasolą,osłodzone ciemnym syropem Karo.Jedli w ciszy, czując, jak wokół nich i domu zbiera sięzimna ciemność.Leżała w łóżku Ptasi owinięta narzutą (chyba nie rozróżniała między narzutą, kocem aprześcieradłem) i spała; kiedy Hildy jej dotknęła, wzdrygnęła się, jakby coś ją ugryzło, ipodniosła się, by na nich spojrzeć.Włosy na czole miała mokre.Kiedy spytali, gdzie była,wybełkotała coś, czego nie zrozumieli, i przykryła się poduszką.Potem zerwała z siebienarzutę i wstała z otwartymi ustami, oddychając szybko i chrapliwie.- Jesteś chora? - Hildy położyła rękę na jej wilgotnym czole, ale Bobby strząsnęła ją ichwiejnym krokiem ruszyła do umywalki w łazience (podążyli za nią).Mokre majtki leżałyna podłodze, toaleta była niespłukana.Bobby odkręciła kran drżącymi dłońmi i przyssała siędoń.Przełykając głośno, przepchnęła się na oślep przez nich z powrotem do łóżka imomentalnie zasnęła, a przynajmniej znieruchomiała z twarzą zwróconą w dół, oddychającgłośno i z wysiłkiem.Stanęli wokół łóżka, czując kwaśny odór jej choroby.- A jak umrze? - szepnęła Hildy.OSIEMCałą noc rzucała się na łóżku i bredziła, raz wstała, by zaraz znów się położyć; jejprzerażający oddech, głęboki i szybki jak u psa, uspokoił się trochę dopiero nad ranem.Leżała cicho, kiedy budzik obudził Pierce a.Czas iść na mszę.Mysza też powinna już być na nogach, naszykować mu cheerios i dopilnować, by sięuczesał, ale kiedy pierwszego poranka tygodnia, w którym miał służyć do mszy, wszedł dokuchni, wciąż było tam ciemno.Stał, czekając i słuchając, jak budzik na górze rozdzwaniasię, cichnie i wreszcie milknie, a potem napawając się ciszą.Najwidoczniej Mysza nie mogłajeszcze wstać, więc Pierce (nie chcąc jej przeszkadzać ani zakłócać snu całego domuprzyrządzaniem sobie śniadania) po prostu wyszedł, po drodze chcąc zatrzymać się wsklepiku, żeby kupić krakersy pomarańczowe z szarym nadzieniem orzechowym.Wszelako tego ranka nie zatrzymał się tam, tylko pędził przez smutno budzący sięporanek i drżał cały; pościł, czego zwykle nie robił, i kiedy ojciec Midnight zwrócił się dońpytająco, przyjąwszy własną wielką hostię, Pierce mógł wreszcie podłożyć sobie patenę podbrodę (przy ofierze obecni byli tylko on i ojciec Midnight - dwie osoby wystarczały, a prawdępowiedziawszy, nawet jedna).Z kilkoma niezmiennie niezrozumiałymi słowy ojciecMidnight położył okrągły opłatek na jego języku.Pierce zamknął oczy, lewą dłońprzyciskając do brzucha, a prawą trzymając patenę, na którą spadały okruchy Boga (każdynajmniejszy kawałeczek, każda cząstka była całością Boga), kiedy nieomal nieistniejącysłodkawy krążek rozpuszczał mu się na podniebieniu, czekając na pewność, a przynajmniejpostanowienie, by wpłynąć do jego wnętrza.Po mszy w westybulu ksiądz zdjął wszystkie warstwy wyszywanego atłasu i białychkoronek, jedną po drugiej, poruszając przy tym nieomal niepostrzeżenie wargami w cichejmodlitwie, po czym ucałował stułę, w której zawierała się jego moc (mszę można byłoodprawić bez tej całej reszty, ale nie bez stuły) i ją odwiesił.Pierce też odwiesił swoją białąkomżę i czarną sutankę pośród innych; serce wciąż biło mu szybko i promieniało ciepłemhostii, którą przełknął.- Synu.- Tak, ojcze.- Czy wiesz, że przechodząc z Ewangelii do Listów należy ucałować stronę?- Tak, ojcze.- Rozmawialiśmy już o tym?- Tak, ojcze.- Czy masz coś przeciwko pocałunkom? - Słowo to wypowiedziane zostało tonemSama, jak gdyby dla zabawy jakiegoś obeznanego słuchacza, którego tutaj nie było.Pocałunki- domyślał się, o co może chodzić, nie miał nic przeciwko.Wydawało mu się to tylkodziwacznie śmiałe, ekstrawaganckie niczym całowanie podstarzałych krewnych.- W porządku - odpowiedział ojciec Midnight.Pierce włożył kurtkę.- Dziękuję, synu.- Dziękuję, ojcze.Powrót przez pusty kościół z rękami w kieszeniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]