[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podziwialiśmy tam śliczne obrazki, za pomocą którychkomunikowali się starożytni.Przewodnik powiedział, że piktogramyzostały przetłumaczone przez uczonych na anglais.Ale kiedy zaczął odczytywać nam znaczenie poszczególnychznaków, wiedziałam, że się mylił, że przekład był błędny. Bo rozumiałam znaczenie tych obrazków; rozszyfrowałamznaczenie przedstawionych w ten przepiękny sposób słów.Powiedziałam to przewodnikowi i wyjawiłam faktyczne znaczenie.Oburzony przewodnik kazał mi przestać kłamać i przeprosić zamoje niegrzeczne zachowanie.Ojciec ukrył swoje przerażenie podmaską zażenowania i zaczął go przepraszać.Tłumaczył mu, żeponiosła mnie moja dziecięca wyobraznia, że mam wybujałą fantazję itakie tam.A potem, czym prędzej, wyciągnął mnie stamtąd.Zabrałmnie z muzeum i od tych cudownych słów, żeby tamten człowiek nieodkrył, że nie myliłam się w swojej interpretacji.%7łeby nie doniósł władzom, że rozumiałam język, który nie byłmoim językiem.Ojciec najpierw mnie zbeształ za ten popis, a potem mocnoprzytulił.Napędziłam mu niezłego stracha.Przypomniał mi, że niemogę zdradzać się ze swoimi umiejętnościami.Przed nikim.Nigdy.Miałam wtedy sześć lat i drugi raz w życiu widziałam płaczącegoojca.Pierwszy raz był wtedy, kiedy miałam cztery lata, a on zabiłczłowieka.Drzwi pokoju otworzyły się i do środka wsunęła się mama, awraz z nią zapach świeżego pieczywa, którym zdawała się byćprzesiąknięta jej skóra po tych wszystkich latach pracy w restauracji.Wskazała głową na Angelinę.- Ty też już powinnaś spać, Charlaino.Jutro szkoła.- Wiem.Prawie skończyłam - odpowiedziałam w anglais,zamykając książkę, na której już i tak nie mogłam się skupić. Mama usiadła na łóżku, odgarnęła włosy z mojej twarzy ipogładziła mnie wierzchem dłoni po policzku.- Wyglądasz na zmęczoną.Nie powiedziałam, że jeśli ktoś tu wyglądał na zmęczonego, toona.Ze jej jasna twarz poszarzała, prosta, dumna sylwetka zrobiła sięprzygarbiona.Nigdy nie byłam przekonana, że moja matka zostałastworzona do takiego ciężkiego życia.Może nikt nie był.Skinęłam głową.- Jestem zmęczona.Nachyliła się, by pocałować mnie w czoło, i moje nozdrzawypełnił znajomy zapach ciepłego chleba.Zapach mojej matki.Wyjęłaz moich rąk książkę.Kiedy ją unosiła, spomiędzy stron wypadła kartka i wylądowałana kocu, którym byłam przykryta.Niczego nie zauważając, mamaodwróciła się, by odłożyć książkę na nocną szafkę.Sięgnęłam pokartkę.Byłam pewna, że nie ja schowałam ją w książce.Rozłożyłam ją.Zassałam powietrze, gdy przeczytałamwiadomość.- Coś się stało, Charlaino? - zapytała mama, odwracając się domnie.Pokręciłam głową; kartkę trzymałam w zaciśniętej garści, podkocem.Uniosła brwi, jakby zamierzała ponownie zapytać, ale w tymmomencie rozległ się za oknem znajomy sygnał, informujący, żenależy opuścić ulice, gdyż zaczęła się godzina policyjna.To jąrozproszyło i kiedy ponownie się do mnie odwróciła, tylko zgasiłapłomień lampy.- Dobranoc, Charlaino - powiedziała, tym razem w anglais,zaskakując mnie, bo wolała mówić w parshon, przynajmniej w obrębiedomu. - Dobranoc, mamo - odpowiedziałam z figlarnym uśmiechem,również ją zaskakując.Kiedy zamknęły się za nią drzwi, ponownie zapaliłam lampę.Musiałam to jeszcze raz przeczytać.A może jeszcze dwa albo trzy, albo pięćdziesiąt razy,pomyślałam, wyciągając zmiętą kartkę i ostrożnie ją rozprostowując.Wpatrywałam się w widniejące na niej słowa, próbując określić,co właściwie w związku z nimi czułam.Nie było w moim cielemięśnia, który by się nie napiął.Włoski na moich ramionach stałydęba.Przeczytałam wiadomość po raz ostatni, zapamiętując jej słowa,bym mogła je pózniej przywołać.Potem wetknęłam kartkę z powrotemdo książki i zgasiłam lampę.Przysłuchując się spokojnemu oddechowi śpiącej Angeliny,zastanawiałam się, jakby to było usłyszeć te słowa, zamiast jeprzeczytać.Usłyszeć je wypowiedziane szeptem w ciemności.W dowolnym języku.IXNie mogłam przełamać się, by ponownie spojrzeć na wiadomość.Ani razu w ciągu kilku kolejnych dni nawet nie zerknęłam na kartkęukrytą w książce.Nie miałam odwagi.Niepokoiły mnie te słowa.Poważne, będąceobietnicą.Bałam się znów je przeczytać. Bałam się jego.Usiłowałam skupić się na lekcji i nauczycielu prowadzącymwykład.Mówił z pasją, nawet po wielu latach nauczania tego samegoprzedmiotu - historii klasy kupieckiej.Nasze zajęcia były podzielone na bloki.Blok historyczny składałsię z trzech godzin - obejmował naukę o historii naszej klasy, historiinaszego kraju i historii świata.Podczas godziny poświęconej historiiświata dowiadywaliśmy się o zamierzchłych demokracjach idyktaturach, które powstawały i upadały na długo przed WielkąRewolucją.Ponieważ byliśmy kupcami, mieliśmy dużo zajęć przy-gotowujących nas do zawodu.Uczyliśmy się ekonomii, księgowości.Była też jedna godzina zajęć dowolnych - sami mogliśmy wybrać, czychcemy poświęcić ją na sztukę, naukę czy może kulinaria.Ale nawet tomiało na celu nasz rozwój jako kupców.Jeśli chodzi o sztukę, tozgłębialiśmy sztukę użytkową.Materiały, wyroby garncarskie, grafiki.To wszystko towary, które można było zapakować i sprzedać.Szkołamiała nas przygotować do jak najlepszego odgrywania ról, którezostały nam przypisane już w chwili narodzin.Robiłam notatki, udając, że to, co mówił nauczyciel, jestciekawsze od liściku, ukrytego w książce.Przesuwając nogę, nieumyślnie kopnęłam w swoją skórzanątorbę.Przewróciła się i jej zawartość wypadła na podłogę.Zanurkowałam pod ławkę, żeby pozbierać rzeczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl