[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Duncan w zadumie otworzył drugi worek i wysypał jego zawartość nastół, po czym cofnął się z jękiem.W środku znajdowały się czaszki, okołodwudziestu czaszek ptaków - posłańców bogów.Drżącymi rękami wsypał jez powrotem do worka, a cylinder wsunął do kieszeni.Podniósł czapkę, żebyz powrotem umieścić ją w worku, ale rozmyślił się i pospiesznie wepchnąłją za pas, schował do kieszeni mapę, a pusty worek napchał szmatami doczyszczenia broni.Minutę pózniej opuścił dom i uspokoił się, głęboko wdychając chłodnenocne powietrze, idąc w świetle księżyca przez zaorane pola.Usiadł podwielkim pniakiem, za dużym, by muły zdołały go wyrwać.Próbował sięzagubić w bezkresie nocnego nieba.Obracał w ręku czerwoną czapkę, nie wiedząc, dlaczego ją zabrał i cze-mu była taka ważna dla Ramseya.Z niewiadomego powodu wydawało musię, że zrobił dobry początek, maleńki krok, aby zostać wodzem klanu, cze-go oczekiwał od niego Lister.Patrząc w gwiazdy, zaczął cicho śpiewać pogaelicku starą balladę o szkockim wojowniku, który walczył z bogami, abyuratować swój klan. Rozdział 8Lord Ramsey wezwał go do siebie przed południem następnego dnia.- Przeczytałem twoje sprawozdanie - oznajmił z fotela za biurkiem.Podjego jedną upierścienioną dłonią leżał raport Duncana.- Zadziwiasz mnie,McCallum.Czego nie zrozumiałeś w powierzonym ci zadaniu? Z doświad-czenia wiem, że wielebny Arnold wyraża się jak najbardziej zrozumiale.Arnold stał za Ramseyem, założywszy ręce na kamizelce.Duncan od-wzajemnił palące spojrzenie księdza, zanim odpowiedział Ramseyowi.- Dałem ci dokładnie to, czego potrzebujesz, panie.Rozwiązanie i spo-sób na uniknięcie skandalu, a zarazem szkody, jaką przyniosłoby Kompaniiskazanie niewinnego człowieka.Ramsey zmarszczył brwi i pomachał kartkami.- Twierdzisz, iż jest jakaś prawidłowość, że te same siły stoją za śmier-cią Everinga i jakiegoś starego dzikusa oraz że ma to związek z bitwą naKamienistym Szlaku.Podajesz szczegółowe naukowe wyniki oględzinzwłok Everinga, ale nie chcesz przyjąć punktu widzenia wielebnego Ar-nolda na zagadkę kabiny nawigacyjnej.Nie widzę, jak to miałoby przy-wrócić ład w Kompanii.Spojrzenie lorda powędrowało ku oknu i wzniesionemu ostatnio płó-ciennemu namiotowi.Ramsey znów zmarszczył brwi.Wczesnym rankiem przybyli nowi podróżni, niemile powitani przezRamseya.Wysoki siwobrody mężczyzna zagadnął Duncana, pytając o wie-lebnego Arnolda.Po pięciu minutach rozmowy przedstawił się jako wie-lebny Zettlemeyer, misjonarz z Moraw, który przyprowadził osadników ztuzina sadyb spalonych przez nieprzyjaciół.Ramsey zaproponował imschronienie w namiocie, który kazał rozstawić na drugim końcu pól.Wraz z200 niedobitkami osadników przybyło pół tuzina czerwonych kurtek, prosto zNowego Jorku, jeszcze mniej mile przyjętych przez Ramseya.- Rytuał przy kompasie można zinterpretować na wiele sposobów - wy-jaśnił Duncan.- Wielebny widzi w tym dzieło londyńskiego profesora, leczon sam jest produktem właściwej angielskiej edukacji, tak samo jak Ever-ing.Podaje - ciągnął Duncan, starannie dobierając słowa, doskonale zdającsobie sprawę, że jeśli posunie się za daleko, odbiorą mu głos i przyjmą wła-sne rozwiązanie - interpretację właściwą dla wykształconego i uduchowio-nego człowieka.- Arnold przez moment miał niepewną minę, ale skinąłgłową.- Tylko co, jeśli zabójca nie odebrał równie starannego wykształce-nia?Duncan zaczął sobie uświadamiać, że ten rytuał bardziej przytłaczał Ar-nolda i Ramseya niż morderstwo popełnione na Everingu.- Sugerujesz, że zabójca najpierw zabił Everinga, a potem odprawił tenupiorny rytuał?- Sugeruję, że kości mogły uosabiać poległych na Kamienistym Szlaku,a sól solankę znajdującą się w pobliżu miejsca, gdzie stoczono bitwę.Szponi oko mogły oznaczać, że coś wciąż obserwuje, wciąż działa, zmierzając dojakiegoś celu.Klamra mogła symbolizować poległych żołnierzy.Pióro ozna-cza wojownika, a więc zabitych Indian.Ktoś chciał w ten sposób powie-dzieć, że bitwa na Kamienistym Szlaku jeszcze się nie skończyła.Ktoś pra-gnie zemsty.Ktoś - podsunął Duncan - kto był tam, na Kamienistym Szla-ku.To dziwne, lecz lord Ramsey na moment zamknął oczy i ścisnął poręczefotela.- Tego nie możesz wiedzieć.I nie wiesz.To pióro nie mogło należeć doIndianina.Statek płynął z Anglii, nie z Ameryki.Ponadto nie wspomniałeśo zakrwawionym sercu.- Uznałem, że lepiej się nad tym nie rozwodzić.To był inny znak, wy-mierzony przeciwko Kompanii Ramseya.- To śmieszne! - warknął Arnold [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  • pub)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kpniewska1.opx.pl