[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A! mój Boże! gdyby ci się tylko udało, cóż ja przeciwko temu mieć mogę,mój drogi; i ja bym twoimi oczyma lepiej widziała, co tam Pan Bóg daje, czypociechę czy utrapienie.bo to jeszcze na dwoje wróżono. Pewnie, pewnie,  odparł Szwarc widocznie uradowany,  a w dodatku, doWarszawy i inne by się jeszcze interesa znalazły.Jest tam trochę grosza, to bysię tej cielęcej skóry, listów zastawnych kupiło, bo na hipoteki żal się Bożeoddawać, człowiek potem o swój własny grosz modlić się musi.Potem trochętam i do domu, tego i owego braknie, sam pojechawszy taniej bym i lepiejkupił. Taniej? nie powiem, jegomość nie rachujesz kosztów podróży. Ale za to sam wybieram i targuję, i to coś warto.Biłem się ja z tą myślą,chciałem nic nie mówić aż zrobię, ale i kłamać nie umiem, i na co bym przedjejmością się taił?Spokojniejszy pojadę, gdy wiedzieć będziesz po co, wiec już teraz nie ma coodkładać! dalibóg pojadę,  dodał Szwarc wstając z krzesełka,  i to nie dalejjak jutro.  Jutro! na miłość Bożą! zlituj się! jutro, tak zaraz! To niepodobieństwo! Jajeszcze nie wiem, czy jegomość masz bieliznę, trzeba się wybrać, pomyśleć. A! nie wstrzymujże mnie moja dobrodziejko,  zawołał Szwarc, składającręce jak do modlitwy,  do czego ja się mam męczyć? Co prędzej to lepiej,słowo się rzekło, i robić. Z jegomości zawsze taka gorączka, jakbyś miał lat dwadzieścia,  odparłaSzwarcowa, z lekka ruszając ramionami. A wyszliście kiedy zle na tym, żem ja się zawsze spieszył?  spytał stary zuśmieszkiem zwycięskim,  no, powiedz tak szczerze kochanie moje? No! no! ty bo mnie zawsze przekonać musisz,  westchnęła Szwarcowa, jedz już, jedz, ale daj mi dość czasu aby choć węzełki porobić, choć upiec co nadrogę, albo bigosu zgotować, a i ta bielizna.Jakże jegomość jechać myślisz? E! gdybyś ty się tylko nie obawiała,  rzekł Szwarc nieśmiało, zaprzągłbym sobie parę młodych kasztanków do małego wózeczka, siadłbym ipojechał. Ach! jegomość! jegomość!  przerwała żona,  zawsze z tym pośpiechem!Samże zważ, ty stary, nie przymawiając, nie zawsze bardzo zdrów, droga długa,konie młode i taki swawolne, popsuje się co, bieda,  złodziejów pełno pogościńcach, okradną, a w Warszawież to tam filutów mało? Gdzie myśleć jechaćsamemu.Dobrze to do Lublina, albo do Piasków, ale do Warszawy! Jeszczejegomość mówisz, że chcesz robić sprawunki, bo przez posły wilk nie tyje, a cóżtam w tym wózku pomieścisz? funt pieprzu! No! no! nie gderzże już,  rzekł Szwarc pokonany  pójdą stare gniadekobyły, i wezmę parobka i wóz długi, o co ci chodzi? Oczywiście, że tak będzie i wygodniej i bezpieczniej i taki przecie pokazniej.Na wóz, choćby przyszło jegomości zabrać kilka głów cukru, kamień mydła,świec i trochę butelek, to się to tam wszystko pomieści.Szwarc nie był wcale uparty, dał się żonie łatwo przekonać, i postanowionymzostało, że ma wyjechać pojutrze, a wezmie statecznego parobka i wóz, którynie trząsł wcale.Następnego dnia sama jejmość i młoda wychowanica, która o celu podróżywcale nie wiedziała, zajęte były od rana do nocy węzełkami na drogę.Szwarcowa zawsze tak swojego starego wyprawiała z troskliwością niezmierną,z której on się śmiał, narzekając na nią, a zapobiec nie mogąc.Połowa tychprzysmaków zawsze zeschła i potarta choć nie tknięta, powracała do Zamurza,nie umiała wszakże poczciwa kobieta bez nich męża z domu wypuścić. Niech sobie nie je, mówiła uparcie, bylebym ja była spokojna, że jak mu sięzachce, to je będzie miał pod ręką.Nie zginiemy przez to, że się ta odrobinazmarnuje, pracował na to całe życie, ażeby w starości nie cierpiał niedostatku.a choćby to moja fantazja? no! to i tej warto dogodzić.Próżno Szwarc przedstawiał, że po drodze nie wożą się z tymi węzełkami, żetych samych rzeczy wszędzie dostać można, jejmość utrzymywała, że kupne są gorsze, że na ich cenie oszukują, że lepiej mieć w wozie pod ręką, niż poludziach prosić.Szwarc miał zwyczaj wyjeżdżać z domu rano, zjadłszy miskę grzanego piwa zserem.Dnia wyznaczonego wstali wszyscy do dnia, wychowanka kręciła się,parobek konie zaprzęgał i uprząż przyrządzał, stara Szwarcowa co chwila, wnajwiększym niepokoju ducha, wysyłała coś, to sama biegła zatykać do wozu.W takich nadzwyczajnych okolicznościach, ze zbytku troskliwości stawała sięniecierpliwą i gderzącą, ale wszystko to pochodziło z poczciwego iprzywiązanego serca.Dziewczę nie miało pokoju, słudzy latali, gnani przez nią,jak poparzeni. No! Patrzajcież,  wołała to stając na progu, to wracając do izdebki, którejwszystkie kąty opatrywała,  byliby parasola zapomnieli! Skaranie Boże, żebyzmókł, zaziębił się i jeszcze, uchowaj czego, odchorował! kiedynajpotrzebniejsze głowy, wszyscy je potracą, ja jedna muszę za wszystkichpamiętać o wszystkim.A druga para butów? wzięli drugą parę? otóż nie! stoiw kącie najspokojniej.toć przecie bez nowego obuwia się nie obejdzie.igdzie tu rozsądek? gdzie zastanowienie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl