[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Genevieve odstawiła swoją herbatę, cała czerwona zrozdrażnienia. Doskonale.Panie Evans? Proszę bardzo, panno Barrett. Ujął ją pod ramię, gdywstała.Zesztywniała pod jego dotknięciem i uwolniła ramię, gdytylko doszli do drzwi. To raptem trzy schodki.Genevieve znienawidziła się za ten rumieniec.Zawszeuważała, że jest ponad kobiece słabostki.Nie lubiła się stroić,wypatrywać przystojnych mężczyzn.Teraz jednak była wręczboleśnie świadoma tego, że poplamiła sobie rękaw atramentem, awłosy ma od rana nieuczesane.Przy nieskazitelnie ubranymEvansie czuła się zaniedbana, rozczochrana i niezdarna.Zamknęła drzwi, żeby Hekuba nie wymknęła się z saloniku.Niestety, Evans zatrzymał się w wyłożonym kamiennymi płytamiholu, który nigdy jeszcze nie wydawał się jej tak ciasny.Odwróciłsię ku niej od drzwi z miną wyraznie zdziwioną. Dlaczego pani mnie nie lubi, panno Barrett?Nie mogła się powstrzymać od uśmiechu. A czy ktoś pana kiedy nie lubił?Był na tyle uprzejmy, żeby zrobić minę świadczącą ozakłopotaniu. Jeśli odpowiem nie , wyjdę na zupełnego głupca. Czyżby nikt pana nigdy nie darzył niechęcią?Wzruszył ramionami. W każdym razie nie młode damy.Skrzywiła się, jakby z niechętną zgodą. Mogę to sobie wyobrazić.Podszedł bliżej.Z trudem to wytrzymała, choć kobiecyinstynkt nakazywał jej ucieczkę. Chciałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi.Teraz ona z kolei się zdziwiła. Dlaczego? Czy ojciec pani nie powiedział?Poczuła, że cała drętwieje w przeczuciu katastrofy. Pastor zachęcił mnie do wspólnych badań.Przenoszę się tujutro z Leighton Court. Och, nie.Genevieve zdała sobie sprawę, że powiedziała to na głosdopiero wtedy, gdy dostrzegła jego rozbawienie. Proszę mi powiedzieć, co pani naprawdę o tym myśli.Jeszcze żaden mężczyzna nie sprawił, żeby się takzaczerwieniła, ani nie sprowokował jej do mówienia podobnychbzdur.A przecież ich znajomość dopiero się zaczynała.Już samamyśl, że będą mieszkać pod jednym dachem, sprawiła, że żołądekskręcił się jej w supeł z konsternacji.W końcu była wobec niegoprzerazliwie nieuprzejma, choć on, trzeba mu przyznać,przyjmował to całkiem spokojnie. Przepraszam&Evans zdjął kapelusz z wieszaka. Może polubi mnie pani, kiedy poznamy się lepiej.Prędzej krowy nauczą się śpiewać arie Rossiniego!Zachowała jednak tę myśl dla siebie.Czy nabrała nieco rozumu?Przydałby się jej, skoro Evans ma zostać jej sublokatorem.Przeklinała ojca, nie po raz pierwszy zresztą, za jego impulsywnedecyzje.Ale to on był panem domu i oczekiwał, że żyjące w nimkobiety będą posłuszne jego zachciankom.Zadanie, któremu sięostatnio poświęcała, stawało się z dnia na dzień coraz bardziejabsorbujące. Jak długo pan tu zostanie? spytała oschłym tonem.Coś w uśmiechu Evansa kazało się jej cofnąć.Czułaby sięmniej głupio, gdyby potrafiła wykryć, co ją w jego zachowaniu takdenerwuje.Może sposób, w jaki się teraz do niej uśmiechał.Wyglądał jak głodny tygrys, przyglądający się uważnie jagnięciu.Poczuła, że drgają w niej wszystkie nerwy, a serce tłucze się ożebra. Tak długo, jak będzie trzeba odparł.Spuszczone powiekisprawiły, że wyglądał zaskakująco powściągliwie.Przez caływieczór odgrywał rolę idealnego gościa, ale w mgnieniu oka umiałprzeobrazić się w uwodziciela.Wmawiała sobie, że to strach, jaki przeżyła podczaswłamania, stargał jej nerwy.Z pewnością myliła się co do niego.Nieciekawa sawantka nie pierwszej już młodości nie mogłabypociągać tego adonisa. Proszę dać spokój flirtowi powiedziała stanowczo. Robito pan tylko dlatego, że nie ma tu innej kobiety.Tym razem zaśmiał się na cały głos.Jego śmiech brzmiałatrakcyjnie.Był otwarty.Radosny.Szczery. Udaremnia pani moje chytre zamiary, panno Barrett.Jakżemam je urzeczywistnić, skoro pokonuje mnie pani za każdymrazem?Nie odwzajemniła jego śmiechu, choć coś w jegonieskrywanym rozradowaniu zrobiło na niej wrażenie. Nie chcę, żeby się urzeczywistniły, panie Evans. Pani ciotka mnie lubi.Genevieve niemal parsknęła z rozdrażnienia. Moja ciotka lubi każdego mężczyznę, który żyje, oddycha ijest nieżonaty.Niech go licho, nie powinien był znów się zaśmiać.A to, żespiorunowała go wzrokiem, ani trochę nie zmniejszyło jegorozbawienia. Im dłużej będziemy przebywać razem, tym gorliwiej będziesię starała ujrzeć pańską obrączkę na moim palcu.Wsparł się niedbale o słupek balustrady i spojrzał na nią tak,jakby niezwykle go rozbawiła.Była tego pewna.Być może niemiał do czynienia z taką niezręczną dziewczyną od czasu swoichpierwszych lekcji tańca.Jednym z powodów, że jeżyła się jakrozzłoszczony kot, było to, iż czuła się beznadziejnie niezdarna wjego obecności. Mówi pani o małżeństwie z pogardą godną rozpustnika powiedział sucho. Powinien był się pan tego domyślić.Uniósł jedną brew. Jestem tylko dżentelmenem z prowincji, który chcepogłębić swoje intelektualne zainteresowania. Nie jestem aż tak naiwna, żeby w to uwierzyć. Ach rzekł cicho. A więc nie tyle mnie pani nie lubi, comi nie wierzy.Cofnęła się tak gwałtownie, że uderzyła plecami o ścianę.Przez jeden szaleńczy moment zapragnęła, żeby mniej czasuspędzać nad książkami, a więcej na miejscowych zabawach.Tenświatowy mężczyzna sprawiał, że zupełnie się pogubiła. A może jedno i drugie?Przysunął się do niej. Czy tak jest naprawdę?Wlepiła w niego wzrok.Serce biło jej gwałtownie.Nigdy sięjeszcze nie całowała.Teraz zaś miała przerażające uczucie, że te jejpozbawione pocałunków dni mają się ku końcowi.%7łe mogą sięskończyć właśnie w tej chwili.Dziwiło ją, dlaczego taperspektywa raczej ją podnieca, niż gorszy.Korciło ją, żebywymierzyć mu policzek w tę twarz rozpustnika. Niech pan sobie stąd idzie. Przeklinała w myśli swójzdławiony głos. Ciotka Lucy gotowa dać na zapowiedzi, jeśli niewrócę do biblioteki za pięć minut. Czy nie modli się pani czasem o to gorąco?Policzki jej spurpurowiały.Odparła ostro: Nie modlę się wcale.Nie jestem zainteresowanamałżeństwem. Panno Barrett, pani mnie zdumiewa.Zmarszczyła brwi, lecz potem zdała sobie sprawę, że jej niezrozumiał.Zresztą rozmyślnie. Jestem człowiekiem nauki, a nie kurtyzaną odcięła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Genevieve odstawiła swoją herbatę, cała czerwona zrozdrażnienia. Doskonale.Panie Evans? Proszę bardzo, panno Barrett. Ujął ją pod ramię, gdywstała.Zesztywniała pod jego dotknięciem i uwolniła ramię, gdytylko doszli do drzwi. To raptem trzy schodki.Genevieve znienawidziła się za ten rumieniec.Zawszeuważała, że jest ponad kobiece słabostki.Nie lubiła się stroić,wypatrywać przystojnych mężczyzn.Teraz jednak była wręczboleśnie świadoma tego, że poplamiła sobie rękaw atramentem, awłosy ma od rana nieuczesane.Przy nieskazitelnie ubranymEvansie czuła się zaniedbana, rozczochrana i niezdarna.Zamknęła drzwi, żeby Hekuba nie wymknęła się z saloniku.Niestety, Evans zatrzymał się w wyłożonym kamiennymi płytamiholu, który nigdy jeszcze nie wydawał się jej tak ciasny.Odwróciłsię ku niej od drzwi z miną wyraznie zdziwioną. Dlaczego pani mnie nie lubi, panno Barrett?Nie mogła się powstrzymać od uśmiechu. A czy ktoś pana kiedy nie lubił?Był na tyle uprzejmy, żeby zrobić minę świadczącą ozakłopotaniu. Jeśli odpowiem nie , wyjdę na zupełnego głupca. Czyżby nikt pana nigdy nie darzył niechęcią?Wzruszył ramionami. W każdym razie nie młode damy.Skrzywiła się, jakby z niechętną zgodą. Mogę to sobie wyobrazić.Podszedł bliżej.Z trudem to wytrzymała, choć kobiecyinstynkt nakazywał jej ucieczkę. Chciałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi.Teraz ona z kolei się zdziwiła. Dlaczego? Czy ojciec pani nie powiedział?Poczuła, że cała drętwieje w przeczuciu katastrofy. Pastor zachęcił mnie do wspólnych badań.Przenoszę się tujutro z Leighton Court. Och, nie.Genevieve zdała sobie sprawę, że powiedziała to na głosdopiero wtedy, gdy dostrzegła jego rozbawienie. Proszę mi powiedzieć, co pani naprawdę o tym myśli.Jeszcze żaden mężczyzna nie sprawił, żeby się takzaczerwieniła, ani nie sprowokował jej do mówienia podobnychbzdur.A przecież ich znajomość dopiero się zaczynała.Już samamyśl, że będą mieszkać pod jednym dachem, sprawiła, że żołądekskręcił się jej w supeł z konsternacji.W końcu była wobec niegoprzerazliwie nieuprzejma, choć on, trzeba mu przyznać,przyjmował to całkiem spokojnie. Przepraszam&Evans zdjął kapelusz z wieszaka. Może polubi mnie pani, kiedy poznamy się lepiej.Prędzej krowy nauczą się śpiewać arie Rossiniego!Zachowała jednak tę myśl dla siebie.Czy nabrała nieco rozumu?Przydałby się jej, skoro Evans ma zostać jej sublokatorem.Przeklinała ojca, nie po raz pierwszy zresztą, za jego impulsywnedecyzje.Ale to on był panem domu i oczekiwał, że żyjące w nimkobiety będą posłuszne jego zachciankom.Zadanie, któremu sięostatnio poświęcała, stawało się z dnia na dzień coraz bardziejabsorbujące. Jak długo pan tu zostanie? spytała oschłym tonem.Coś w uśmiechu Evansa kazało się jej cofnąć.Czułaby sięmniej głupio, gdyby potrafiła wykryć, co ją w jego zachowaniu takdenerwuje.Może sposób, w jaki się teraz do niej uśmiechał.Wyglądał jak głodny tygrys, przyglądający się uważnie jagnięciu.Poczuła, że drgają w niej wszystkie nerwy, a serce tłucze się ożebra. Tak długo, jak będzie trzeba odparł.Spuszczone powiekisprawiły, że wyglądał zaskakująco powściągliwie.Przez caływieczór odgrywał rolę idealnego gościa, ale w mgnieniu oka umiałprzeobrazić się w uwodziciela.Wmawiała sobie, że to strach, jaki przeżyła podczaswłamania, stargał jej nerwy.Z pewnością myliła się co do niego.Nieciekawa sawantka nie pierwszej już młodości nie mogłabypociągać tego adonisa. Proszę dać spokój flirtowi powiedziała stanowczo. Robito pan tylko dlatego, że nie ma tu innej kobiety.Tym razem zaśmiał się na cały głos.Jego śmiech brzmiałatrakcyjnie.Był otwarty.Radosny.Szczery. Udaremnia pani moje chytre zamiary, panno Barrett.Jakżemam je urzeczywistnić, skoro pokonuje mnie pani za każdymrazem?Nie odwzajemniła jego śmiechu, choć coś w jegonieskrywanym rozradowaniu zrobiło na niej wrażenie. Nie chcę, żeby się urzeczywistniły, panie Evans. Pani ciotka mnie lubi.Genevieve niemal parsknęła z rozdrażnienia. Moja ciotka lubi każdego mężczyznę, który żyje, oddycha ijest nieżonaty.Niech go licho, nie powinien był znów się zaśmiać.A to, żespiorunowała go wzrokiem, ani trochę nie zmniejszyło jegorozbawienia. Im dłużej będziemy przebywać razem, tym gorliwiej będziesię starała ujrzeć pańską obrączkę na moim palcu.Wsparł się niedbale o słupek balustrady i spojrzał na nią tak,jakby niezwykle go rozbawiła.Była tego pewna.Być może niemiał do czynienia z taką niezręczną dziewczyną od czasu swoichpierwszych lekcji tańca.Jednym z powodów, że jeżyła się jakrozzłoszczony kot, było to, iż czuła się beznadziejnie niezdarna wjego obecności. Mówi pani o małżeństwie z pogardą godną rozpustnika powiedział sucho. Powinien był się pan tego domyślić.Uniósł jedną brew. Jestem tylko dżentelmenem z prowincji, który chcepogłębić swoje intelektualne zainteresowania. Nie jestem aż tak naiwna, żeby w to uwierzyć. Ach rzekł cicho. A więc nie tyle mnie pani nie lubi, comi nie wierzy.Cofnęła się tak gwałtownie, że uderzyła plecami o ścianę.Przez jeden szaleńczy moment zapragnęła, żeby mniej czasuspędzać nad książkami, a więcej na miejscowych zabawach.Tenświatowy mężczyzna sprawiał, że zupełnie się pogubiła. A może jedno i drugie?Przysunął się do niej. Czy tak jest naprawdę?Wlepiła w niego wzrok.Serce biło jej gwałtownie.Nigdy sięjeszcze nie całowała.Teraz zaś miała przerażające uczucie, że te jejpozbawione pocałunków dni mają się ku końcowi.%7łe mogą sięskończyć właśnie w tej chwili.Dziwiło ją, dlaczego taperspektywa raczej ją podnieca, niż gorszy.Korciło ją, żebywymierzyć mu policzek w tę twarz rozpustnika. Niech pan sobie stąd idzie. Przeklinała w myśli swójzdławiony głos. Ciotka Lucy gotowa dać na zapowiedzi, jeśli niewrócę do biblioteki za pięć minut. Czy nie modli się pani czasem o to gorąco?Policzki jej spurpurowiały.Odparła ostro: Nie modlę się wcale.Nie jestem zainteresowanamałżeństwem. Panno Barrett, pani mnie zdumiewa.Zmarszczyła brwi, lecz potem zdała sobie sprawę, że jej niezrozumiał.Zresztą rozmyślnie. Jestem człowiekiem nauki, a nie kurtyzaną odcięła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]