[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.May bez najmniejszego zainteresowania podniosła głowę.-- Edwin, idz sobie.Jestem zajęta. -- May, zniknęła sterta odpadów.Zniknęła! Nie rozumiesz? To początek końca.Dzisiaj sterta odpadów, jutro nasze życie.-- Jego głos brzmiał dziko, nawet w jegowłasnych uszach.-- Edwin, wyjdz z mojego gabinetu.Nie mam na to czasu.-- May, to nie małpy napisały tę książkę, tylko komputer.Tupak Soiree jest oszustem.Tonie pisarz, lecz programista komputerowy.On tylko wklepał odpowiednie cyferki.Wprowadziłdo komputera wszystkie poradniki, jakie kiedykolwiek powstały, a resztę pozostawił maszynie.May wbrew samej sobie się zaciekawiła.-- Maszynie?-- Słuchaj, poszedłem coś przekąsić do delikatesów na Lancaster i tam usłyszałemwywiad, jakiego udzielił nasz ceniony pisarz w południowej audycji radiowej z udziałemsłuchaczy.Te same co zwykle sentymentalne, pseudofilozoficzne bzdury.Aż tu nagle stracił czujność i się potknął.Niewielkie, lecz bardzo znaczące potknięcie.Rozmawiali o tym, że piękno można znalezć we wszystkim i, mówię ci, kusiło mnie, żebyzadzwonić i spytać: "A co z brzydotą? Czy w niej też możemy dopatrzyć się piękna?".Wtedyzadzwonił jakiś facet i powiedział: "Myślę, że liczby są najpiękniejszym tworem natury".Rozumiesz, natury.Tupak odparł: "O tak.Liczby rzeczywiście cechuje wewnętrzne piękno.Wkodzie binarnym dostrzegam kosmiczny taniec piękna.Kiedy programowałem kod Uniksa,często miałem wrażenie, że.".Wtedy w słowo mu wszedł gospodarz programu: "Wydawało mi się, że urodził się pan iwychował w wiosce na północy Bangladeszu, gdzie nie było elektryczności ani bieżącej wody?",Tupak na to: "Tak, ale po przyjezdzie do Ameryki zacząłem studiować programowaniekomputerowe".Gospodarz: "Ale czy nie przyjechał pan do Ameryki dopiero w zeszłym roku?Zdaje się, że przedtem mieszkał pan w górach Tybetu?".Tupak wyraznie zaczął wpadać w panikę, słychać było, że się zmieszał."To prawda,mieszkałem w górach.Zwiedziłem wiele miejsc, albowiem życie to jedna wielka podróż.Wszyscy jesteśmy wędrowcami.Każdy cierpi.Każdy uzdrawia.Powinniśmy kochaćwszystkie żywe stworzenia".I znowu wrócili do utartego scenariusza, przerzucania się frazesami.Oprócz mnie nikt nie zwrócił uwagi na to potknięcie.Zapadła długa cisza.-- May, czy ty nie rozumiesz? Nie rozumiesz, do czego zmierzam? Tupak Soiree to hakerkomputerowy.Opracował jakiś genialny system.Program, dzięki któremu stworzył ostatecznyporadnik.Nie potrzebował miliona lat, a jedynie miliona bajtów, czy jak to tam się nazywa.Nierozumiesz? Właśnie dlatego nie chciał, żebym poprawiłchoćby jedno słowo.Dlatego tak się upierał, żeby nie zmieniać całości.To był program,May.To nie on napisał tę książkę.Nie było to kosmiczne olśnienie, lecz zwykły komputerowyprogram.-- Edwin, ten maszynopis został wystukany ręcznie.-- Właśnie! Na tym polega jego geniusz! Prawdopodobnie Tupak tak zaprogramowałkomputer, by uzyskać wydruk wyglądający jak tekst napisany na zwykłej maszynie.A te stokrotki? Co za sentymentalny akcent, choć z perspektywy czasu doskonały.Kto bypodejrzewał, że komputer umieścił na stronie tytułowej naklejki ze stokrotkami?Fantastyczny chwyt!-- Edwin, nie życzę sobie, żebyś przychodził do mojego gabinetu.Zabierasz mi o wiele zadużo czasu i energii.Bredzisz o niczym.I, co najgorsza, nie przynosisz mi kawy.-- Co takiego?-- Słyszałeś, co powiedziałam.Już mi nie przynosisz kawy. -- Cytujesz Neila Diamonda, czy jak? May, tu chodzi o sprawy ważniejsze niż kawa.Tupak Soiree twierdzi, że rozpętał raj na ziemi.Ale ja wiem lepiej.-- A jeżeli się mylisz? -- May wstała i spojrzała na niego zimnym, twardym wzrokiem.--A jeżeli Tupak rzeczywiście rozpętał raj na ziemi? Co wtedy? Co, jeżeli teraz żyjemy w piekle?To miasto, ten budynek, ten gabinet.Może piekło jest tutaj.Może Amerykański Sen to zwykłe piekło na ziemi, niekończącasię, bezustanna, bezcelowa pogoń.Może utknęliśmy na karuzeli z piekła rodem.Tupak Soiree niejest antychrystem ani demonicznym twórcą programów komputerowych.Ani złym programistąkomputerowym.Nie jest też świętym.To po prostu ostatni krzyk mody, który wkrótceprzycichnie, jak wszystkie inne do tej pory.Edwin, to tylko książka.A w książkach szczęścia się nie znajdzie.Zaufaj mi, coś o tymwiem.Może się mylę.Może Tupak Soiree rzeczywiście osiągnął nieosiągalne.Może i "rozpętałraj".Cóż, w każdym razie ja nie będę opłakiwać utraty smutku.-- Tak? To posłuchaj! -- Edwin zaczął grzebać w teczce, wyjął pomiętą kserokopię izaczął czytać: -- "To panaceum na wszystkie nieszczęścia, tajemnica sukcesu, o której przez tylestuleci dyskutowali filozofowie i która wreszcie została odkryta".Tajemnica szczęścia.Słyszysz,May? Tajemnica szczęścia.May była zupełnie zbita z tropu.-- No więc komuś ta książka się spodobała.I co z tego? Dlaczego miałoby w tym być cośzłego? Co jest złego w stworzeniu "panaceum na wszystkie nieszczęścia" albo w odkryciu"tajemnicy ludzkiego szczęścia"?-- Wiesz, skąd został zaczerpnięty ten cytat? Wiesz, kto to napisał? Anglik o nazwiskuThomas de Quincey.I miał na myśli nie Czego dowiedziałem się na górze, lecz opium.To słowaz Wyznań angielskiego opiumisty z 1821 roku.Ostatecznie to "niebiańskie panaceum"zrujnowało życie autora -- pod względem emocjonalnym, fizycznym i intelektualnym.May,poradniki są opium naszego stulecia.A my zmonopolizowaliśmy rynek.To już nie jestwydawnictwo, sprzedajemy nie książki, lecz opium.-- Och, na miłość boską.Nie bądz tak cholernie.-- Palarnia opium! Tym w zawrotnym tempie staje się nasz świat.Jedna wielka palarniaopium.Palarnia opium, która mieści się w umyśle, taka, gdzie człowieka ogarnia bezwład, letargi.błogość.-- Czyżby? -- W głosie May zabrzmiała irytacja.-- A może to coś lepszego?Większego? Może to, czego jesteśmy świadkami, nie ogranicza się do zwykłej mody.Może to początek nowej wspólnoty.Mieszkańcy Jawy mają na to słowo, tjotjog, któreoznacza "unikalną i harmonijną zbieżność ludzkich dążeń".Opisuje te ulotne chwile, kiedy ludzieodnajdują wspólny cel, kiedy wszystko trafia na swoje miejsce, kiedy społeczeństwo zmierzarazem ku temu samemu celowi, nie zaś w różnych kierunkach.Wielka harmonia, kiedy jednoczą się różne cele i pragnienia: tjotjog.Może to właśnie siędzieje na naszych oczach? Może to udało się osiągnąć Tupakowi Soiree.Ustawienie w prostejlinii naszych znaków rumbowych.Wielka harmonia.-- May, dajże spokój! Toż to absurd!-- A Jedna wielka umysłowa palarnia opium" to racjonalna idea, tak?-- May, wysłuchaj mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.May bez najmniejszego zainteresowania podniosła głowę.-- Edwin, idz sobie.Jestem zajęta. -- May, zniknęła sterta odpadów.Zniknęła! Nie rozumiesz? To początek końca.Dzisiaj sterta odpadów, jutro nasze życie.-- Jego głos brzmiał dziko, nawet w jegowłasnych uszach.-- Edwin, wyjdz z mojego gabinetu.Nie mam na to czasu.-- May, to nie małpy napisały tę książkę, tylko komputer.Tupak Soiree jest oszustem.Tonie pisarz, lecz programista komputerowy.On tylko wklepał odpowiednie cyferki.Wprowadziłdo komputera wszystkie poradniki, jakie kiedykolwiek powstały, a resztę pozostawił maszynie.May wbrew samej sobie się zaciekawiła.-- Maszynie?-- Słuchaj, poszedłem coś przekąsić do delikatesów na Lancaster i tam usłyszałemwywiad, jakiego udzielił nasz ceniony pisarz w południowej audycji radiowej z udziałemsłuchaczy.Te same co zwykle sentymentalne, pseudofilozoficzne bzdury.Aż tu nagle stracił czujność i się potknął.Niewielkie, lecz bardzo znaczące potknięcie.Rozmawiali o tym, że piękno można znalezć we wszystkim i, mówię ci, kusiło mnie, żebyzadzwonić i spytać: "A co z brzydotą? Czy w niej też możemy dopatrzyć się piękna?".Wtedyzadzwonił jakiś facet i powiedział: "Myślę, że liczby są najpiękniejszym tworem natury".Rozumiesz, natury.Tupak odparł: "O tak.Liczby rzeczywiście cechuje wewnętrzne piękno.Wkodzie binarnym dostrzegam kosmiczny taniec piękna.Kiedy programowałem kod Uniksa,często miałem wrażenie, że.".Wtedy w słowo mu wszedł gospodarz programu: "Wydawało mi się, że urodził się pan iwychował w wiosce na północy Bangladeszu, gdzie nie było elektryczności ani bieżącej wody?",Tupak na to: "Tak, ale po przyjezdzie do Ameryki zacząłem studiować programowaniekomputerowe".Gospodarz: "Ale czy nie przyjechał pan do Ameryki dopiero w zeszłym roku?Zdaje się, że przedtem mieszkał pan w górach Tybetu?".Tupak wyraznie zaczął wpadać w panikę, słychać było, że się zmieszał."To prawda,mieszkałem w górach.Zwiedziłem wiele miejsc, albowiem życie to jedna wielka podróż.Wszyscy jesteśmy wędrowcami.Każdy cierpi.Każdy uzdrawia.Powinniśmy kochaćwszystkie żywe stworzenia".I znowu wrócili do utartego scenariusza, przerzucania się frazesami.Oprócz mnie nikt nie zwrócił uwagi na to potknięcie.Zapadła długa cisza.-- May, czy ty nie rozumiesz? Nie rozumiesz, do czego zmierzam? Tupak Soiree to hakerkomputerowy.Opracował jakiś genialny system.Program, dzięki któremu stworzył ostatecznyporadnik.Nie potrzebował miliona lat, a jedynie miliona bajtów, czy jak to tam się nazywa.Nierozumiesz? Właśnie dlatego nie chciał, żebym poprawiłchoćby jedno słowo.Dlatego tak się upierał, żeby nie zmieniać całości.To był program,May.To nie on napisał tę książkę.Nie było to kosmiczne olśnienie, lecz zwykły komputerowyprogram.-- Edwin, ten maszynopis został wystukany ręcznie.-- Właśnie! Na tym polega jego geniusz! Prawdopodobnie Tupak tak zaprogramowałkomputer, by uzyskać wydruk wyglądający jak tekst napisany na zwykłej maszynie.A te stokrotki? Co za sentymentalny akcent, choć z perspektywy czasu doskonały.Kto bypodejrzewał, że komputer umieścił na stronie tytułowej naklejki ze stokrotkami?Fantastyczny chwyt!-- Edwin, nie życzę sobie, żebyś przychodził do mojego gabinetu.Zabierasz mi o wiele zadużo czasu i energii.Bredzisz o niczym.I, co najgorsza, nie przynosisz mi kawy.-- Co takiego?-- Słyszałeś, co powiedziałam.Już mi nie przynosisz kawy. -- Cytujesz Neila Diamonda, czy jak? May, tu chodzi o sprawy ważniejsze niż kawa.Tupak Soiree twierdzi, że rozpętał raj na ziemi.Ale ja wiem lepiej.-- A jeżeli się mylisz? -- May wstała i spojrzała na niego zimnym, twardym wzrokiem.--A jeżeli Tupak rzeczywiście rozpętał raj na ziemi? Co wtedy? Co, jeżeli teraz żyjemy w piekle?To miasto, ten budynek, ten gabinet.Może piekło jest tutaj.Może Amerykański Sen to zwykłe piekło na ziemi, niekończącasię, bezustanna, bezcelowa pogoń.Może utknęliśmy na karuzeli z piekła rodem.Tupak Soiree niejest antychrystem ani demonicznym twórcą programów komputerowych.Ani złym programistąkomputerowym.Nie jest też świętym.To po prostu ostatni krzyk mody, który wkrótceprzycichnie, jak wszystkie inne do tej pory.Edwin, to tylko książka.A w książkach szczęścia się nie znajdzie.Zaufaj mi, coś o tymwiem.Może się mylę.Może Tupak Soiree rzeczywiście osiągnął nieosiągalne.Może i "rozpętałraj".Cóż, w każdym razie ja nie będę opłakiwać utraty smutku.-- Tak? To posłuchaj! -- Edwin zaczął grzebać w teczce, wyjął pomiętą kserokopię izaczął czytać: -- "To panaceum na wszystkie nieszczęścia, tajemnica sukcesu, o której przez tylestuleci dyskutowali filozofowie i która wreszcie została odkryta".Tajemnica szczęścia.Słyszysz,May? Tajemnica szczęścia.May była zupełnie zbita z tropu.-- No więc komuś ta książka się spodobała.I co z tego? Dlaczego miałoby w tym być cośzłego? Co jest złego w stworzeniu "panaceum na wszystkie nieszczęścia" albo w odkryciu"tajemnicy ludzkiego szczęścia"?-- Wiesz, skąd został zaczerpnięty ten cytat? Wiesz, kto to napisał? Anglik o nazwiskuThomas de Quincey.I miał na myśli nie Czego dowiedziałem się na górze, lecz opium.To słowaz Wyznań angielskiego opiumisty z 1821 roku.Ostatecznie to "niebiańskie panaceum"zrujnowało życie autora -- pod względem emocjonalnym, fizycznym i intelektualnym.May,poradniki są opium naszego stulecia.A my zmonopolizowaliśmy rynek.To już nie jestwydawnictwo, sprzedajemy nie książki, lecz opium.-- Och, na miłość boską.Nie bądz tak cholernie.-- Palarnia opium! Tym w zawrotnym tempie staje się nasz świat.Jedna wielka palarniaopium.Palarnia opium, która mieści się w umyśle, taka, gdzie człowieka ogarnia bezwład, letargi.błogość.-- Czyżby? -- W głosie May zabrzmiała irytacja.-- A może to coś lepszego?Większego? Może to, czego jesteśmy świadkami, nie ogranicza się do zwykłej mody.Może to początek nowej wspólnoty.Mieszkańcy Jawy mają na to słowo, tjotjog, któreoznacza "unikalną i harmonijną zbieżność ludzkich dążeń".Opisuje te ulotne chwile, kiedy ludzieodnajdują wspólny cel, kiedy wszystko trafia na swoje miejsce, kiedy społeczeństwo zmierzarazem ku temu samemu celowi, nie zaś w różnych kierunkach.Wielka harmonia, kiedy jednoczą się różne cele i pragnienia: tjotjog.Może to właśnie siędzieje na naszych oczach? Może to udało się osiągnąć Tupakowi Soiree.Ustawienie w prostejlinii naszych znaków rumbowych.Wielka harmonia.-- May, dajże spokój! Toż to absurd!-- A Jedna wielka umysłowa palarnia opium" to racjonalna idea, tak?-- May, wysłuchaj mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]