[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Musimy uważać, żeby nie roztrwonić tych pie niędzy! Amy nienadążała za rozwojem wydarzeń.Miała wrażenie, że zbyt wolno myśli.Okazało się, że loteryjny bilet nie należał do Richarda.Podczas gdy matkadalej tokowała, Amy próbo wała się skupić.Jeśli to nie Richard jestwłaścicielem, bilet mu siał należeć do któregoś z jego kompanów, obecnychprzed dwoma dniami na Curzon Street.A więc do Bertiego Hallama,Humphreya Dainty'ego, księcia Fleet albo.Jossa Tallanta.Na gle przejął jąlodowaty chłód.Przywłaszczyła sobie loteryjny bilet, który należał do kogośinnego.Richard wstał i przytrzymał drzwi dla Patience, która weszła do pokoju zpełną tacą.- Wybornie! Zwieżo parzona herbata i ciasteczka! Czy ma myrównież ciasto, Patience? Służąca spojrzała na niego wstrząśnięta.- Ciasto?Nie sądzę, proszę pana.Czysta ekstrawagancja! - Dzisiaj świętujemy,Patience - powiedziała szybko lady Bainbridge.- Amy odziedziczyła znaczną sumę.- %7łyczę panience wszystkiego najlepszego - powiedziała Patience, ana jej surowej twarzy niemal zagościł uśmiech.Może nareszcie panienkabędzie teraz miała trochę pieniędzy dla siebie! Dzięki Bogu! Odwróciła się, ajej suknia z czarnej krepy zaszeleściła słu sznym oburzeniem.Richard puściłoko do siostry, a Amy się zarumieniła.Bajka została puszczona w obieg iwkrótce wyniknie się spod kontroli.Będzie ją powtarzać połowa Londynu.Należało położyć temu kres raz na zawsze.- Mamo! Richardzie! -powiedziała tonem tak ostrym, że lady Bainbridge podskoczyła i rozlałaherbatę.- Wy nie rozu miecie.Próbuję wam od dłuższego czasuwytłumaczyć, że ten bilet na loterię nie należy do mnie.Ja go znalazłam!Zapadło krótkie milczenie.Richard i lady Bainbridge wy mieniliporozumiewawcze spojrzenia, po czym oboje przenieśli wzrok na Amy.- Noi? - powiedziała lady Bainbridge, jakby spodziewała się dalszego ciągu.- Toprzecież znaczy tylko tyle, że miałaś podwójne szczęście, kochanie.- Nie! -zaoponowała Amy.- To znaczy, że muszę znalezć jego prawowitegowłaściciela.- Zwróciła się do brata.- Znala złam ten bilet w jadalni.Myślałam,że ty go kupiłeś, bo leżał przy twoim krześle.- W naszej jadalni! Może jednakkupiłem bilet.- Nie kupiłeś! - Amy wstała i zaczęła nerwowo przecha dzaćsię po pokoju.Powiedziałeś wcześniej, że miałeś zamiar, ale tego niezrobiłeś.Nie próbuj mnie teraz nabierać.Bilet na pewno należy do jednego ztwoich kompanów, do Bertiego albo do Humphreya Dainty'ego, a może doksięcia Fleet lub do earla Tallant.- Przy ostatnim nazwisku głos jej niecozadrżał.Lady Bainbridge wydawała się oszołomiona takim rozwojemzdarzeń.Zaczęła przeciągać między palcami delikatną, koron kowąchusteczkę.- Nie rozumiem.Chyba nie chcesz przez to powiedzieć, Amy, żei pieniądze należą do kogoś innego.- Tak jest, mamo! Właśnie to próbuję ciwbić do głowy przez ostatnie pół godziny.Bilet nie jest ani mój, ani Richarda!Służba nie gra na loterii, a nie przypuszczam, żebyś to ty była właścicielkątego biletu.- No, nie.- Lady Bainbridge odrobinę się zgarbiła.- Cho ciażgdybym wiedziała, że wygram trzydzieści tysięcy funtów, to z pewnościązakupiłabym bilet! Amy zmarszczyła czoło.- Odchodzimy od tematu, mamo!Bilet musiał należeć do jednego z gości Richarda, a naszym obowiązkiemjest go zwró cić! To chyba oczywiste.- O, nie! -jęknęła cicho lady Bainbridge.- Tyle pieniędzy.Tego nie zniosę! Richard ukrył twarz w dłoniach.Po chwilipodniósł głowę, a w oczach zapłonęła mu nadzieja.- Nie mógł należeć ani doBertiego, ani do Humphreya, bo obaj byli ze mną rano w Cocoa Tree i żadenani słowem nie wspomniał o losowaniu.Co do Seba i Jossa to nie wiem.Pewnie mógłbym ich zapytać.- Ta myśl wydawała się go unieszczęśliwiać.- Earl Tallant przywiózł Amy z Guildhall, a książę Fleet towarzyszył AmandzieSpry - zwróciła uwagę lady Bainbridge - Z pewnością któryś z nichwspomniałby o zgubie, gdyby to jemu się przytrafiła.- Niechybnie tak by było.- Richard wstał i przeciągnął się.- Dlatego nie musimy już roztrząsać tegotematu.Amy popatrzyła ze złością na swoich bliskich.- Doprawdy, nie wierzęwłasnym uszom.Oboje uważacie.że powinniśmy tak zwyczajnie zapomnieć,że te pieniądze na leżą do kogoś innego? Richard się zaczerwienił, a lady Bainbridge ostentacyjnie przybrała pozę pełną godności.- Gdyby to Joss alboSeb znalazł ten bilet i wygrał pienią dze, zachowałby wygraną dla siebie -żarliwie zapewnił Ri chard.- Oni wcale nie muszą się dowiedzieć, że to ty gozna lazłaś.Poza tym obaj są bogaci i nie potrzebują tych pieniędzy tak jakmy.Zwycięzca bierze wszystko! - Właśnie - poparła go szybko ladyBainbridge.- Richard niewątpliwie ma rację.Amy, najdroższa, jesteśmy wdużo wię kszej potrzebie.- To niemoralne, mamo.- Hazard też jestniemoralny - powiedział Richard z uśmie chem.- A mimo to masz,siostrzyczko, wygrywający bilet lo teryjny.- Poszłam na ciągnienie tylko po to,by cię tam spotkać burknęła Amy.której cierpliwość powoli się wyczerpywała.A potem myślałam, że pieniądze są twoje.- Więc daj mi je, jeśli to mauspokoić twoje sumienie! - Ri chard sięgnął po jej torebkę.- Nie ruszaj! - Amybłyskawicznie chwyciła swoją własność.- Nie dam biletu nikomu oprócz panaChurchwarda, a jemu polecę zatrzymać te pieniądze w depozycie, póki niedowiem się, kto je naprawdę wygrał.A teraz zamierzam się położyć.Bolimnie głowa, poza tym muszę postanowić, co dalej robić.- Takie mocneprzeżycia są bardzo wyczerpujące - przyznała lady Bainbridge.Wymieniłaznaczące spojrzenia z synem.- Je sieni pewna, droga Amy, że gdyodpoczniesz, zrozumiesz, że nie ma sposobu na znalezienie prawowitegowłaściciela.Przecież gdy byś spytała dżentelmena, czy nie zgubił u nas wjadalni loteryjnego biletu, to odpowiedziałby, że zgubił, z czystej ciekawości.Iskoń czyłoby się tym, że oddałabyś pieniądze jakiemuś naciągaczowi, który wdodatku jest graczem i utracjuszem! - Skoro tak - zakpił Ryszard, otwierającdrzwi przed Amy - to możesz od razu mnie dać te pieniądze, siostrzyczko.Speł niam wszystkie wymienione kryteria.Wspinając się po wąskichschodach do swojej sypialni.Amy trzęsła się z oburzenia.Torebkę ściskałatak mocno, że naszyte na niej koraliki boleśnie wciskały jej się w palce.Odkrycie na der wątpliwych zasad moralnych u najbliższych było dla niejpoważnym wstrząsem, tym bardziej że sama myślała zupełnie inaczej.Uznała, że matka i Richard są zbyt przywiązani do dóbr doczesnych, a z koleioni z pewnością uważają, że ona jest prze sadnie pryncypialna i naiwna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl