[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To wielka przyjemnośćrobić z panem interesy, panie Aguilar.- I wzajemnie, panno Brooks.Jestem zawsze do dyspozycji.Może da się pani kiedyś zaprosić na mniej biznesową kola-cję?- Przykro mi, ale nigdy nie mieszam sfery prywatnej z zawo-dową.Proszę zadbać, aby nie było żadnych komplikacji - ucięłatemat Afdera.Po chwili rzuciła jeszcze, zmieniając temat:- To straszne, co się przydarzyło Wernerowi Hoffmanowi,prawda?- Tak, to straszne.Był jednym z najlepszych papirologów.Zwiat nauki poniósł wielką stratę.Autostrady zimą bywają bardzozdradliwe.- O, więc do wypadku doszło na autostradzie?- Tak, podobno Werner jechał za szybko i stracił panowanienad kierownicą.- Dziwne.Ktoś mi chyba mówił, że znaleziono go spory kawa-łek od autostrady, w jeziorze.- A, prawda.Rzeczywiście się utopił.Już zdążyłem zapomnieć.Tak czy owak, to straszne.- Owszem - zgodziła się Afdera, po czym zakończyła rozmowę.Przez chwilę siedziała bez ruchu, wspominając słowa SampsonaHamiltona, odradzającego jej zbytnią ufność wobec Aguilarai jego tajemniczej fundacji.Może adwokat miał rację?Następny na liście osób do obdzwonienia był Abdel GabrielSayed.Afdera odszukała schowaną między stronicami dzien-nika Crescentii Brooks karteczkę z numerem telefonicznymurzędu pocztowego w Maghagha.Sayed nie miał w domu tele-fonu.- Halo? Halo? - zabrzmiało po drugiej stronie linii.- Muszę się skontaktować z Abdelem Gabrielem Sayedem.Dzwonię z Włoch.- Proszę poczekać.Wyślę kogoś po jego żonę.Zaraz.Afderasłyszała, jak urzędnik wydaje po arabsku polecenia.Wreszciepo dłuższej chwili dobiegł ją głos Binnaz Sayed.- Afdera? To ty?- Tak, Binnaz.Tu Afdera.Chciałabym porozmawiać z twoimmężem.- Abdel nie żyje.- zaszlochała Binnaz.Afdera zmartwiała.Abdel umarł? Przecież całkiem niedawnooglądał wraz z nią jaskinię w okolicach Gebel Qarara.Nie, byłoniemożliwe.- Jak to: nie żyje? - wybełkotała.- Został zabity, kiedy wracał z Gizy - odrzekła Binnaz, bez-skutecznie walcząc z płaczem.- Binnaz.Binnaz, proszę, spróbuj się uspokoić i opowiedzmi wszystko po kolei.- Policja mówi, że zgodził się zabrać kogoś ze stacji benzyno-wej w Bibie.Wiesz, jaki był uczynny.Tamci okazali się złodzie-jami, Abdel pewnie się bronił, więc go zabili, sądząc, że wieziecoś wartościowego.Afdera usiłowała zachować zimną krew, ale z trudem chwytałaoddech.- Wiadomo coś jeszcze?- Zdajesz sobie sprawę, jak to u nas jest.Nie ma środkówna śledztwo z prawdziwego zdarzenia.Od jednego z zatrud-nionych w policji przyjaciół Abdela słyszałam, że jakiś świa-dek widział go zabierającego ze stacji dwóch mężczyzn, którzywyglądali na cudzoziemców.Jeden był podobno bardzo wysoki,atletycznej budowy.I to tyle.- Dostaliście z powrotem samochód? - spytała tknięta nagłąmyślą Afdera.- Nie.Jeszcze szukają śladów.Potem chyba go sprzedam.Po co mi samochód? Natomiast oddali mi już rzeczy Abdela.- Coś zwróciło twoją uwagę?- Jak to?- Nie było wśród tych rzeczy nic, co wydałoby ci się dziwne?- Szczerze mówiąc, wciąż nie mam odwagi otworzyć tegopudełka.Gdy tylko na nie spojrzę, zaczynam płakać.- A otworzyłabyś je teraz? Muszę wiedzieć, co jest w środku.- Dlaczego?- Trzeba coś sprawdzić.-Co?- Mogłabyś sprawdzić, czy między rzeczami Abdela niema przypadkiem ośmiokąta z materiału?- Czego?- Wyciętego w taki kształt kawałka materiału.Z napisempo łacinie.- Kiedy do mnie zadzwonisz?- Nie warto zwlekać, więc najlepiej poczekam przy telefo-nie.- Dobrze.Wyślę syna po to pudełko.Nie rozłączaj się.- Nie zamierzam.Przez kilka minut w słuchawce panowało milczenie.Afderarozmyślała gorączkowo.Najpierw, bo przed laty, śmierć BoutrosaReyko, potem atak na Badaniego, dziwne zabójstwo Liliany,jeszcze dziwniejszy wypadek Wernera Hoffmana, i wreszcieniespodziewany mord na Abdelu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.To wielka przyjemnośćrobić z panem interesy, panie Aguilar.- I wzajemnie, panno Brooks.Jestem zawsze do dyspozycji.Może da się pani kiedyś zaprosić na mniej biznesową kola-cję?- Przykro mi, ale nigdy nie mieszam sfery prywatnej z zawo-dową.Proszę zadbać, aby nie było żadnych komplikacji - ucięłatemat Afdera.Po chwili rzuciła jeszcze, zmieniając temat:- To straszne, co się przydarzyło Wernerowi Hoffmanowi,prawda?- Tak, to straszne.Był jednym z najlepszych papirologów.Zwiat nauki poniósł wielką stratę.Autostrady zimą bywają bardzozdradliwe.- O, więc do wypadku doszło na autostradzie?- Tak, podobno Werner jechał za szybko i stracił panowanienad kierownicą.- Dziwne.Ktoś mi chyba mówił, że znaleziono go spory kawa-łek od autostrady, w jeziorze.- A, prawda.Rzeczywiście się utopił.Już zdążyłem zapomnieć.Tak czy owak, to straszne.- Owszem - zgodziła się Afdera, po czym zakończyła rozmowę.Przez chwilę siedziała bez ruchu, wspominając słowa SampsonaHamiltona, odradzającego jej zbytnią ufność wobec Aguilarai jego tajemniczej fundacji.Może adwokat miał rację?Następny na liście osób do obdzwonienia był Abdel GabrielSayed.Afdera odszukała schowaną między stronicami dzien-nika Crescentii Brooks karteczkę z numerem telefonicznymurzędu pocztowego w Maghagha.Sayed nie miał w domu tele-fonu.- Halo? Halo? - zabrzmiało po drugiej stronie linii.- Muszę się skontaktować z Abdelem Gabrielem Sayedem.Dzwonię z Włoch.- Proszę poczekać.Wyślę kogoś po jego żonę.Zaraz.Afderasłyszała, jak urzędnik wydaje po arabsku polecenia.Wreszciepo dłuższej chwili dobiegł ją głos Binnaz Sayed.- Afdera? To ty?- Tak, Binnaz.Tu Afdera.Chciałabym porozmawiać z twoimmężem.- Abdel nie żyje.- zaszlochała Binnaz.Afdera zmartwiała.Abdel umarł? Przecież całkiem niedawnooglądał wraz z nią jaskinię w okolicach Gebel Qarara.Nie, byłoniemożliwe.- Jak to: nie żyje? - wybełkotała.- Został zabity, kiedy wracał z Gizy - odrzekła Binnaz, bez-skutecznie walcząc z płaczem.- Binnaz.Binnaz, proszę, spróbuj się uspokoić i opowiedzmi wszystko po kolei.- Policja mówi, że zgodził się zabrać kogoś ze stacji benzyno-wej w Bibie.Wiesz, jaki był uczynny.Tamci okazali się złodzie-jami, Abdel pewnie się bronił, więc go zabili, sądząc, że wieziecoś wartościowego.Afdera usiłowała zachować zimną krew, ale z trudem chwytałaoddech.- Wiadomo coś jeszcze?- Zdajesz sobie sprawę, jak to u nas jest.Nie ma środkówna śledztwo z prawdziwego zdarzenia.Od jednego z zatrud-nionych w policji przyjaciół Abdela słyszałam, że jakiś świa-dek widział go zabierającego ze stacji dwóch mężczyzn, którzywyglądali na cudzoziemców.Jeden był podobno bardzo wysoki,atletycznej budowy.I to tyle.- Dostaliście z powrotem samochód? - spytała tknięta nagłąmyślą Afdera.- Nie.Jeszcze szukają śladów.Potem chyba go sprzedam.Po co mi samochód? Natomiast oddali mi już rzeczy Abdela.- Coś zwróciło twoją uwagę?- Jak to?- Nie było wśród tych rzeczy nic, co wydałoby ci się dziwne?- Szczerze mówiąc, wciąż nie mam odwagi otworzyć tegopudełka.Gdy tylko na nie spojrzę, zaczynam płakać.- A otworzyłabyś je teraz? Muszę wiedzieć, co jest w środku.- Dlaczego?- Trzeba coś sprawdzić.-Co?- Mogłabyś sprawdzić, czy między rzeczami Abdela niema przypadkiem ośmiokąta z materiału?- Czego?- Wyciętego w taki kształt kawałka materiału.Z napisempo łacinie.- Kiedy do mnie zadzwonisz?- Nie warto zwlekać, więc najlepiej poczekam przy telefo-nie.- Dobrze.Wyślę syna po to pudełko.Nie rozłączaj się.- Nie zamierzam.Przez kilka minut w słuchawce panowało milczenie.Afderarozmyślała gorączkowo.Najpierw, bo przed laty, śmierć BoutrosaReyko, potem atak na Badaniego, dziwne zabójstwo Liliany,jeszcze dziwniejszy wypadek Wernera Hoffmana, i wreszcieniespodziewany mord na Abdelu [ Pobierz całość w formacie PDF ]