[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz to rzeczywiście jestz niego Elegant, teraz przestał być Dupkiem.Serafin Romero, oddalając się odzatrzymanego pociągu, pomyślał, że jedyne, czego mu brak, żeby zostać praw-dziwym bohaterem, to rżący rumak.Ach, to nocne powietrze pustyni, takie su-che, takie czyste.nikt nie opływa w większe dostatki w zamożnym mieście Meksyk niż Juan deOńate, syn konkwistadora Cristobala o tym samym nazwisku, odkrywcy kopalniw Zacatecas, nieprzebranych pokładów srebra, który przybył do Villa Rica de laVera- cruz bez grosza przy duszy, a teraz może zostawić swojemu synowi wspadku jedną z największych fortun Indii, niewyczerpaną żyłę srebrnego krusz-cu, umożliwiającą Juanowi wybór na stanowisko regulatora cen w stolicy NowejHiszpanii, rozjeżdżanie się po niej najlepszymi karocami, z najpiękniejszymi ko-bietami, najdworniejszymi paziami, trzymanie w pałacu całych zastępów kamer-dynerów i księży modlących się dzień i noc o to, by Onate dostąpił łaski niebie-skiejdlaczego ten mężczyzna porzuca ów luksus, otrząsa się z inercji i rusza kunieznanym ziemiom nad wielką rzeką, dziką rzeką?czyżby tak bardzo miał dość starego srebra, że zapragnął nowego złota?nie chce nic zawdzięczać swojemu ojcu? zacząć jak on, biedny i dumny?a może pokazać, że nie ma większego bogactwa nad to, które jest nieosią-galne?spójrzcie na Juana de Ońate, jak stąpa swymi czarno obutymi stopami pociemnym brzegu wielkiej rzeki, dzikiej rzeki jest gruby, łysy, wąsaty, prawdziwy żółw w skorupie z żelaza i holender-skich koronkach na szyi i u mankietów, ma potężny brzuch i chude nogi, a mię-dzy nimi nieodzowny futerał na genitalia, żeby móc wysikać się bez problemupośród konkwist i bitew, które ogłasza jego srebrny hełm z zatkniętym na czubkupióropuszem -przybywa nad wielką rzekę ze stoma trzydziestoma żołnierzami i pięciusetosadnikami, kobietami, dziećmi, służbą -zakłada El Paso del Norte i ogłasza hiszpańskie panowanie nad wszystkim,od liści na drzewach aż po kamienie i piaski rzeki - nic go nie zatrzyma, założe-nie El Paso to tylko brama prowadząca do jego wielkiego imperialnego snu,gruby, brzuchaty, łysy, z wąsiskami, utwardzony stalą i zmiękczony koronkami,Juan de Ońate jest prywatnym przedsiębiorcą, człowiekiem czynu, który uwie-rzył w kłamstwa Cabezy de Vaca, nie zwrócił uwagi na wyprawy brata Marcosade Nizy i na śmierć nieszczęsnego, upartego Murzyna Estebanico, który nie po-wrócił z poszukiwań swojego własnego kłamstwa, złotych miast -Ońate nie idzie szukać złota, tylko je wymyślić, stworzyć bogactwo, odkryćto, czego jeszcze nie odkryto w Nowym Zwiecie, kopalnie, których nie ma, impe-ria, które nie istnieją, drogę do Azji, porty po obu stronach oceanów -żeby ziścić swój sen, rozpoczyna kampanię śmierci, przybywa doAcama,centrum indiańskiego świata (środka stworzenia, pępka wszechświata) i tam bu-rzy miasto, morduje pół tysiąca mężczyzn, trzysta dzieci i kobiet, a resztę zamie-nia w jeńców, chłopcy od dwunastu do dwudziestu lat będą służącymi, dwudzie-stopięcioletnim młodzieńcom obetnie się publicznie jedną nogę -chodzi o to, żeby naprawdę ustanowić nowy świat, stworzyć naprawdę no-wy porządek, gdzie Juan de Ońate byłby królem podług swojego kaprysu, niemusząc zawdzięczać nic nikomu, zdecydowany na utratę wszystkiego pod warun-kiem, że będzie nieskończenie wolny, aby narzucać własne pomysły, być swoimwłasnym królem, a nawet stwórcą -tutaj nie było nic przed przybyciem Juana de Ońate, nie było historii, niebyło kultury - on je ustanowił -ale były odległości, ogromne odległości, i te odległości w końcu go zwycię-żyły.Elorno i MarioPolonsky powiedział do Maria, że tej nocy więcej nielegalnych niż zwyklebędzie próbowało przekroczyć granicę, wykorzystując przepychanki na moście,ale Mario wiedział dobrze, że dopóki biedny kraj będzie istniał obok najbo-gatszego kraju świata, to to, co oni, straż graniczna, robią, będzie tylko ściska-niem napompowanego balonu - naci- śniesz z jednej strony, powietrze wychodziz drugiej, nie ma na to sposobu, i chociaż na początku Maria bawiła ta praca,przypominająca dziecięcą zabawę w chowanego, powoli zaczęło go opanowy-wać rozdrażnienie, dlatego że przemoc zaczęła wzrastać, dlatego że Polonskybył nieubłagany w swojej nienawiści do Meksykanów; żeby wypaść dobrze wjego oczach, nie wystarczało solidnie wypełniać swoje obowiązki, trzeba byłowykazać się prawdziwą nienawiścią, co było trudne w wypadku Mario Islasa, wkońcu syna Meksykanów, mimo że urodzonego już z tej strony Rio Grandę; alewłaśnie to podsycało podejrzenia jego przełożonego - pewnej nocy Mario spo-tkał go w pubie, Polonsky mówił, że wszyscy Meksykanie to tchórze, a on omalgo nie uderzył, tamten zauważył to, oczywiście celowo go sprowokował, wie-dział, że Mario jest w pobliżu, i dlatego to powiedział, a pózniej wykorzystał,żeby oświadczyć:- Pozwól, że będę z tobą szczery, Mario, wy, Meksykanie służący w patro-lu, musicie wykazać się większą lojalnością niż my, prawdziwi Amerykanie.- Ja się tutaj urodziłem, Dan.Jestem takim samym Amerykaninem jak ty.Nie opowiadaj mi, że Polonscy przypłynęli na Mayflower".- Tylko bez impertynencji, koleś.- Jestem oficerem.Nie mów do mnie koleś".Ja ciebie szanuję.Ty szanujmnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Teraz to rzeczywiście jestz niego Elegant, teraz przestał być Dupkiem.Serafin Romero, oddalając się odzatrzymanego pociągu, pomyślał, że jedyne, czego mu brak, żeby zostać praw-dziwym bohaterem, to rżący rumak.Ach, to nocne powietrze pustyni, takie su-che, takie czyste.nikt nie opływa w większe dostatki w zamożnym mieście Meksyk niż Juan deOńate, syn konkwistadora Cristobala o tym samym nazwisku, odkrywcy kopalniw Zacatecas, nieprzebranych pokładów srebra, który przybył do Villa Rica de laVera- cruz bez grosza przy duszy, a teraz może zostawić swojemu synowi wspadku jedną z największych fortun Indii, niewyczerpaną żyłę srebrnego krusz-cu, umożliwiającą Juanowi wybór na stanowisko regulatora cen w stolicy NowejHiszpanii, rozjeżdżanie się po niej najlepszymi karocami, z najpiękniejszymi ko-bietami, najdworniejszymi paziami, trzymanie w pałacu całych zastępów kamer-dynerów i księży modlących się dzień i noc o to, by Onate dostąpił łaski niebie-skiejdlaczego ten mężczyzna porzuca ów luksus, otrząsa się z inercji i rusza kunieznanym ziemiom nad wielką rzeką, dziką rzeką?czyżby tak bardzo miał dość starego srebra, że zapragnął nowego złota?nie chce nic zawdzięczać swojemu ojcu? zacząć jak on, biedny i dumny?a może pokazać, że nie ma większego bogactwa nad to, które jest nieosią-galne?spójrzcie na Juana de Ońate, jak stąpa swymi czarno obutymi stopami pociemnym brzegu wielkiej rzeki, dzikiej rzeki jest gruby, łysy, wąsaty, prawdziwy żółw w skorupie z żelaza i holender-skich koronkach na szyi i u mankietów, ma potężny brzuch i chude nogi, a mię-dzy nimi nieodzowny futerał na genitalia, żeby móc wysikać się bez problemupośród konkwist i bitew, które ogłasza jego srebrny hełm z zatkniętym na czubkupióropuszem -przybywa nad wielką rzekę ze stoma trzydziestoma żołnierzami i pięciusetosadnikami, kobietami, dziećmi, służbą -zakłada El Paso del Norte i ogłasza hiszpańskie panowanie nad wszystkim,od liści na drzewach aż po kamienie i piaski rzeki - nic go nie zatrzyma, założe-nie El Paso to tylko brama prowadząca do jego wielkiego imperialnego snu,gruby, brzuchaty, łysy, z wąsiskami, utwardzony stalą i zmiękczony koronkami,Juan de Ońate jest prywatnym przedsiębiorcą, człowiekiem czynu, który uwie-rzył w kłamstwa Cabezy de Vaca, nie zwrócił uwagi na wyprawy brata Marcosade Nizy i na śmierć nieszczęsnego, upartego Murzyna Estebanico, który nie po-wrócił z poszukiwań swojego własnego kłamstwa, złotych miast -Ońate nie idzie szukać złota, tylko je wymyślić, stworzyć bogactwo, odkryćto, czego jeszcze nie odkryto w Nowym Zwiecie, kopalnie, których nie ma, impe-ria, które nie istnieją, drogę do Azji, porty po obu stronach oceanów -żeby ziścić swój sen, rozpoczyna kampanię śmierci, przybywa doAcama,centrum indiańskiego świata (środka stworzenia, pępka wszechświata) i tam bu-rzy miasto, morduje pół tysiąca mężczyzn, trzysta dzieci i kobiet, a resztę zamie-nia w jeńców, chłopcy od dwunastu do dwudziestu lat będą służącymi, dwudzie-stopięcioletnim młodzieńcom obetnie się publicznie jedną nogę -chodzi o to, żeby naprawdę ustanowić nowy świat, stworzyć naprawdę no-wy porządek, gdzie Juan de Ońate byłby królem podług swojego kaprysu, niemusząc zawdzięczać nic nikomu, zdecydowany na utratę wszystkiego pod warun-kiem, że będzie nieskończenie wolny, aby narzucać własne pomysły, być swoimwłasnym królem, a nawet stwórcą -tutaj nie było nic przed przybyciem Juana de Ońate, nie było historii, niebyło kultury - on je ustanowił -ale były odległości, ogromne odległości, i te odległości w końcu go zwycię-żyły.Elorno i MarioPolonsky powiedział do Maria, że tej nocy więcej nielegalnych niż zwyklebędzie próbowało przekroczyć granicę, wykorzystując przepychanki na moście,ale Mario wiedział dobrze, że dopóki biedny kraj będzie istniał obok najbo-gatszego kraju świata, to to, co oni, straż graniczna, robią, będzie tylko ściska-niem napompowanego balonu - naci- śniesz z jednej strony, powietrze wychodziz drugiej, nie ma na to sposobu, i chociaż na początku Maria bawiła ta praca,przypominająca dziecięcą zabawę w chowanego, powoli zaczęło go opanowy-wać rozdrażnienie, dlatego że przemoc zaczęła wzrastać, dlatego że Polonskybył nieubłagany w swojej nienawiści do Meksykanów; żeby wypaść dobrze wjego oczach, nie wystarczało solidnie wypełniać swoje obowiązki, trzeba byłowykazać się prawdziwą nienawiścią, co było trudne w wypadku Mario Islasa, wkońcu syna Meksykanów, mimo że urodzonego już z tej strony Rio Grandę; alewłaśnie to podsycało podejrzenia jego przełożonego - pewnej nocy Mario spo-tkał go w pubie, Polonsky mówił, że wszyscy Meksykanie to tchórze, a on omalgo nie uderzył, tamten zauważył to, oczywiście celowo go sprowokował, wie-dział, że Mario jest w pobliżu, i dlatego to powiedział, a pózniej wykorzystał,żeby oświadczyć:- Pozwól, że będę z tobą szczery, Mario, wy, Meksykanie służący w patro-lu, musicie wykazać się większą lojalnością niż my, prawdziwi Amerykanie.- Ja się tutaj urodziłem, Dan.Jestem takim samym Amerykaninem jak ty.Nie opowiadaj mi, że Polonscy przypłynęli na Mayflower".- Tylko bez impertynencji, koleś.- Jestem oficerem.Nie mów do mnie koleś".Ja ciebie szanuję.Ty szanujmnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]