[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powietrze przepełniał niedającysię pomylić z niczym zapach krwi, jakby ich usta były otwartymi ranami.Zaległa głębokacisza.Na polanie nic się nie poruszało: liście, trawa i powietrze wydawały się częściądekoracji.Pośród tej pozbawionej życia przestrzeni nagie tęczowe ciała wyróżniały się jakpleśniawki na czarnym tle nocy.- Nie mogą nas zobaczyć - usłyszeli głos Raquel.- Mamy akces.Nie widzą nas.Jej głos brzmiał przekonująco, ale nie uspokoiło to ani Rulfa, ani Ballesterosa.Wszystko w nich było rytuałem, skonstatował zaskoczony.Nawet wściekłość, nawetobsceniczność.Wyobrażał sobie bezładny dziki sabat, a spotkał się z harmonijnym,powściągliwym działaniem, gdzie każdy gest sprawiał wrażenie ćwiczonego na przestrzeniwieków.Cztery pierwsze stanęły w odległości czternastu kroków od siebie, i klęknąwszy wczterech rogach wyimaginowanego prostokąta, w którym zamknęły pozostałe, pochyliłygłowy.Cztery kolejne oddaliły się o jedenaście kroków, po czym uczyniły to samo.Dwienastępne postąpiły osiem kroków.Dama numer jedenaście zrobiła cztery kroki i uklękła.Sagapozostała w środku i podniosła prawą dłoń zwróconą wewnętrzną stroną ku górze.Coś na niejbłyszczało.Rulfo rozpoznał przedmiot.Było to imago Akelos.- Przygotowują się do rytuału Aktywacji - szepnęła Raquel.Mięśnie jej ciała byływyraźnie napięte, jakby gotowała się do skoku.Ballesteros, wychylając się zza pnia, ściskał zcałych sił strzelbę i zapomniawszy o bożym świecie, przyglądał się pełnymi niedowierzaniaoczami grupie nieruchomych istot.Śpiewny chór dwunastu różnych głosów wzniósł się jak wiatr.L'aura nera sí gastigaSaga umieściła figurkę w powietrzu, na wysokości swojej głowy.Imago zawisło wnim, jakby przykute niewidzialnym gwoździem.Nastąpiła przerwa, podczas której damypodniosły się i skupiły ponownie, tym razem wokół figurki, złączone rękami w szerokimkręgu.- Wyrecytują filakterię od końca, żeby ją Uaktywnić - wyszeptała Raquel.Uformowanie kręgu również nie było przypadkiem: przebiegało ściśle wedłughierarchicznego porządku grupy, od dziewczynki Baccularii począwszy, na Sadzeskończywszy.Każda z dam, po kolei, dołączała do kręgu, ujmując dłoń towarzyszki iwyciągając swoją, żeby przyjąć następną damę.Wszystko odbywało się z monotonnąperfekcją, z jaką poeta szlifuje ostateczną formę swoich wierszy.Poruszając się, niewydawały żadnego dźwięku: miały ciała kobiet, ale wyglądały jak anioły.Nawet ich nagośćnie przywodziła Rulfowi niczego na myśl, poza słowami.- Kiedy wkroczysz do akcji? - szepnął w stronę Raquel, patrząc, jak krąg się zamyka.- Teraz.Jak tylko wszystkie się połączą i zanim zaczną recytować.Wtedy najłatwiej jezranić.Nabierała powietrza, otwierała i zamykała usta, unosiła ramiona i zwilżała językiemwargi.Pot perlił się na jej czole i policzkach, ale nie sprawiała wrażenia zastraszonej.Zrobi to.Będzie próbować.Jeśli się jej nie powiedzie, my tym bardziej nie będziemymogli nic zrobić.Powrócił do obserwacji polany.Strix i Akelos, numer dziesiąty i jedenasty, dołączyłyjuż do kręgu.Brakowało Sagi.Zobaczył, jak uśmiechnięta stawia dwa kroki w stronę kręguciał, wyciąga szczupłe ramiona i splata swoje dłonie z dłońmi Akelos i Baccularii.Już.Krąg zamknięty.W tym samym momencie Raquel podniosła się.Wiedziała, że nie ma czasu do stracenia.Akces udostępnił jej tunel, tarczę, do którejmiała mierzyć.Skoncentrowała się na drobnym ciele Sagi i wypowiedziała swoją broń,wiatrem i wodą mielą, aliteracja wibrowała w powietrzu, chleb, wycelowała śmiercionośnymkońcem, wiatrem i wodą, nadała mu impuls.Sztylet strofy wystrzelił z jej ust i poszybował,palący, szybki, jak miłosne spojrzenie.Jednak chwilę wcześniej, zanim go wypuściła, zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak.Damy nie poruszyły się, nie zareagowały.Czekały na niego.To pułapka.Poczuła, że jej plecy zmieniają się w lodowate jezioro.Przyglądała się, jak DamasoAlonso, którego jej usta wyszlifowały i naostrzyły z takim wysiłkiem, traci moc i roztrzaskujesię niegroźnie, nie docierając do polany, pozostawiając w powietrzu melodyjne echo podobnedo tego, jakie mogłaby wywołać dziecięca piosenka na podwórku.Damy rozerwały krąg i zwróciły twarze w jej kierunku.Słoneczniki horroru.Żadna znich nie wydawała się zaskoczona.Wszystkie się uśmiechały.Błyskawicznie, jak atakujący rybołów, Saga swoim głosem wprawiła noc w drganie.Wiatr jest bezpańskim psemliżącym bezbrzeżną noc.Potworny cios trafił prosto w dziewczynę.Poraził oddech, wolę i zmysły.Jej ustawydały dziwny jęk, krzyk głuszca, a ciało uniosło się w powietrzu i odskoczyło kilka metrówdo tyłu.Rulfo, dziwiąc się sobie samemu, pomyślał całkiem zimno, że nawet strzelbaBallesterosa nie spowodowałaby takiego efektu jak ten dwuwiersz Damasa.Pojął równieżironię: Saga kontratakowała tym samym poetą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Powietrze przepełniał niedającysię pomylić z niczym zapach krwi, jakby ich usta były otwartymi ranami.Zaległa głębokacisza.Na polanie nic się nie poruszało: liście, trawa i powietrze wydawały się częściądekoracji.Pośród tej pozbawionej życia przestrzeni nagie tęczowe ciała wyróżniały się jakpleśniawki na czarnym tle nocy.- Nie mogą nas zobaczyć - usłyszeli głos Raquel.- Mamy akces.Nie widzą nas.Jej głos brzmiał przekonująco, ale nie uspokoiło to ani Rulfa, ani Ballesterosa.Wszystko w nich było rytuałem, skonstatował zaskoczony.Nawet wściekłość, nawetobsceniczność.Wyobrażał sobie bezładny dziki sabat, a spotkał się z harmonijnym,powściągliwym działaniem, gdzie każdy gest sprawiał wrażenie ćwiczonego na przestrzeniwieków.Cztery pierwsze stanęły w odległości czternastu kroków od siebie, i klęknąwszy wczterech rogach wyimaginowanego prostokąta, w którym zamknęły pozostałe, pochyliłygłowy.Cztery kolejne oddaliły się o jedenaście kroków, po czym uczyniły to samo.Dwienastępne postąpiły osiem kroków.Dama numer jedenaście zrobiła cztery kroki i uklękła.Sagapozostała w środku i podniosła prawą dłoń zwróconą wewnętrzną stroną ku górze.Coś na niejbłyszczało.Rulfo rozpoznał przedmiot.Było to imago Akelos.- Przygotowują się do rytuału Aktywacji - szepnęła Raquel.Mięśnie jej ciała byływyraźnie napięte, jakby gotowała się do skoku.Ballesteros, wychylając się zza pnia, ściskał zcałych sił strzelbę i zapomniawszy o bożym świecie, przyglądał się pełnymi niedowierzaniaoczami grupie nieruchomych istot.Śpiewny chór dwunastu różnych głosów wzniósł się jak wiatr.L'aura nera sí gastigaSaga umieściła figurkę w powietrzu, na wysokości swojej głowy.Imago zawisło wnim, jakby przykute niewidzialnym gwoździem.Nastąpiła przerwa, podczas której damypodniosły się i skupiły ponownie, tym razem wokół figurki, złączone rękami w szerokimkręgu.- Wyrecytują filakterię od końca, żeby ją Uaktywnić - wyszeptała Raquel.Uformowanie kręgu również nie było przypadkiem: przebiegało ściśle wedłughierarchicznego porządku grupy, od dziewczynki Baccularii począwszy, na Sadzeskończywszy.Każda z dam, po kolei, dołączała do kręgu, ujmując dłoń towarzyszki iwyciągając swoją, żeby przyjąć następną damę.Wszystko odbywało się z monotonnąperfekcją, z jaką poeta szlifuje ostateczną formę swoich wierszy.Poruszając się, niewydawały żadnego dźwięku: miały ciała kobiet, ale wyglądały jak anioły.Nawet ich nagośćnie przywodziła Rulfowi niczego na myśl, poza słowami.- Kiedy wkroczysz do akcji? - szepnął w stronę Raquel, patrząc, jak krąg się zamyka.- Teraz.Jak tylko wszystkie się połączą i zanim zaczną recytować.Wtedy najłatwiej jezranić.Nabierała powietrza, otwierała i zamykała usta, unosiła ramiona i zwilżała językiemwargi.Pot perlił się na jej czole i policzkach, ale nie sprawiała wrażenia zastraszonej.Zrobi to.Będzie próbować.Jeśli się jej nie powiedzie, my tym bardziej nie będziemymogli nic zrobić.Powrócił do obserwacji polany.Strix i Akelos, numer dziesiąty i jedenasty, dołączyłyjuż do kręgu.Brakowało Sagi.Zobaczył, jak uśmiechnięta stawia dwa kroki w stronę kręguciał, wyciąga szczupłe ramiona i splata swoje dłonie z dłońmi Akelos i Baccularii.Już.Krąg zamknięty.W tym samym momencie Raquel podniosła się.Wiedziała, że nie ma czasu do stracenia.Akces udostępnił jej tunel, tarczę, do którejmiała mierzyć.Skoncentrowała się na drobnym ciele Sagi i wypowiedziała swoją broń,wiatrem i wodą mielą, aliteracja wibrowała w powietrzu, chleb, wycelowała śmiercionośnymkońcem, wiatrem i wodą, nadała mu impuls.Sztylet strofy wystrzelił z jej ust i poszybował,palący, szybki, jak miłosne spojrzenie.Jednak chwilę wcześniej, zanim go wypuściła, zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak.Damy nie poruszyły się, nie zareagowały.Czekały na niego.To pułapka.Poczuła, że jej plecy zmieniają się w lodowate jezioro.Przyglądała się, jak DamasoAlonso, którego jej usta wyszlifowały i naostrzyły z takim wysiłkiem, traci moc i roztrzaskujesię niegroźnie, nie docierając do polany, pozostawiając w powietrzu melodyjne echo podobnedo tego, jakie mogłaby wywołać dziecięca piosenka na podwórku.Damy rozerwały krąg i zwróciły twarze w jej kierunku.Słoneczniki horroru.Żadna znich nie wydawała się zaskoczona.Wszystkie się uśmiechały.Błyskawicznie, jak atakujący rybołów, Saga swoim głosem wprawiła noc w drganie.Wiatr jest bezpańskim psemliżącym bezbrzeżną noc.Potworny cios trafił prosto w dziewczynę.Poraził oddech, wolę i zmysły.Jej ustawydały dziwny jęk, krzyk głuszca, a ciało uniosło się w powietrzu i odskoczyło kilka metrówdo tyłu.Rulfo, dziwiąc się sobie samemu, pomyślał całkiem zimno, że nawet strzelbaBallesterosa nie spowodowałaby takiego efektu jak ten dwuwiersz Damasa.Pojął równieżironię: Saga kontratakowała tym samym poetą [ Pobierz całość w formacie PDF ]