[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z początku niezdawała sobie sprawy, że się zakochała.Wreszciezrozumiała, jak silnym uczuciem zapałała do Johna.Postanowiła więc przejąć inicjatywę.I wtedy wszystkorunęło w najstraszniejszy, niemożliwy do naprawieniasposób.Jest innym człowiekiem, niż myślałam.Zmiała się wduchu, że z łatwością doszła do takiego wniosku.Jakżewygodnie byłoby tym zdaniem skwitować osobę JohnaCorntela! Popełniła błąd.Wywołała poważnenieporozumienie.Myślałam, że ty.I ty myślałeś, że ja.och, zapomnijmy już o tym.zostańmy na powrótprzyjaciółmi, takimi jak przedtem.Ale to było niemożliwe.Nie przechodzi siębłyskawicznie od miłości do przyjazni, to nie takie proste.Mimo tego, co między nimi zaszło jej rozpaczy, jegoupokorzenia Emilia wiedziała, że wciąż go kocha ipragnie, nawet jeśli zupełnie przestała rozumieć.Otworzyły się drzwi do pracowni chemicznej.Emiliaoprzytomniała i ze swego miejsca na katedrze ujrzałaChasa Quiltera, który wszedł do klasy z zeszytem iksiążką pod pachą.Z uśmiechem przeprosił za spóznienie,mówiąc: Byłem. Wiem.W tej chwili zajmujemy się trzema tematamizapisanymi na tablicy.Postaraj się dogonić kolegów.Skinął głową i zajął swoje stałe miejsce przy drugimstoliku.W klasie było tylko ośmiu uczniów: trzydziewczęta i pięciu chłopców.Gdy tylko Chas siadł iotworzył zeszyt, dwoje z nich zagadnęło go szeptem.Emilia odczekała chwilę, aby usłyszeć, jak jedno znich spytało: Co chcieli wiedzieć? , a drugie: Jak towyglądało? Czy byli skłonni. , zanim odezwała sięstanowczym głosem: Zajmijcie się lekcją! Mówię do wszystkich!W odpowiedzi na rozkazujący ton nauczycielkirozległo się niechętne, pełne zdziwienia pomrukiwanie,lecz Emilii było obojętne, że mogła kogoś urazić.Całąuwagę skoncentrowała na chłopcu siedzącym przy stolikuobok Chasa Quiltera.To Brian Byrne w dużej mierze ponosiłodpowiedzialność za to, co spotkało Matthew Whateleya.On był przecież opiekunem Domu Ereba.Do jegoobowiązków należało dbać, aby w dormitorium panowałład i porządek, żeby chłopcy wdrażali się do życia wszkole, przestrzegali regulaminu, utrzymywali dyscyplinęi w razie konieczności poddawali się niezbędnym karom.W którymś momencie Brian Byrne zawiódł i Emiliawyczuwała brzemię tego niepowodzenia ciążące nachłopcu.Widoczne to było w pochyleniu ramion, wspuszczonych oczach, w nerwowym tiku prawego kącikaust, co wyglądało jak porażenie nerwu.Emilia głębokomu współczuła; śmierć Matthew Whateleya mogłasprowadzić na Briana najcięższy rodzaj kary.Wyrzutysumienia były wystarczająco bolesne, lecz to, co usłyszypewnie od swego ojca, będzie znacznie gorsze raniącedo głębi i dobrane ze szczególną bezwzględnością.GilesByrne wiedział, jak atakować ludzi, jakiej broni użyć.Szczególnie dobrze znal wszystkie słabe punkty syna,który był bardzo wrażliwym chłopcem.Na ostatnimzebraniu z udziałem rodziców Emilia była świadkiem, jakojciec ledwie rzucił okiem na wypracowanie Briana zhistorii, wywieszone razem z innymi pracami wewschodnim skrzydle.Giles Byrne poświęcił pracy synanie więcej niż minutę, mruknął: Zaledwie dziesięćstron? i dodał, marszcząc brwi: Myślę, Brian, żepowinieneś popracować nad swoim charakterem pisma,jeśli poważnie myślisz o uniwersytecie.Następniewyszedł bez słowa pożegnania, chłodny i niewzruszony.Wedle jego zasad członek zarządu nie mógł wykazywaćwiększego zainteresowania pracą własnego syna niżpracami innych uczniów.Emilia zauważyła wówczas wyraz twarzy chłopca;malowały się na niej żal, uraza, wstyd.Chciała do niegopodejść i złagodzić skutki ojcowskiej reprymendy, lecz wtym momencie pojawił się Chas Quilter, wychodzący zkaplicy.Gdy tylko Brian go spostrzegł, całe jegozachowanie się zmieniło.Wdał się z Chasem w rozmowę,śmiał się i ruszył za nim w kierunku jadalni.Chas był bardzo dobry dla Briana.Ich przyjazńpomagała Brianowi zapomnieć o kłopotach i dawałapoczucie przynależności do świata pewniejszych siebie,bardziej ekspansywnych uczniów.Teraz, gdy Emiliapatrzyła na obu chłopców siedzących nad zadaniami,przyszło jej do głowy, że okoliczności zaginięcia MatthewWhateleya mogą poważnie nadwerężyć ich przyjazń.Tasprawa rzucała cień na Chasa jako na przewodniczącegosamorządu szkolnego, stawiała w złym świetle całą szkołęoraz starego Byrne a.Bez względu na to, co się naprawdęwydarzyło, Brian był na straconej pozycji.Jakże to wszystko niesprawiedliwe! zamyśliła sięEmilia.Po raz drugi tego popołudnia drzwi do laboratoriumsię otworzyły.Emilia poczuła, że bezwiednie jej mięśniesię naprężają.Instynkt mówił jej: uciekaj lub walcz.Naprogu stanęli policjanci.Kiedy stanęli w progu pracowni chemicznej, Lynleyprzekonał się, że Barbara Havers nie przesadziła,twierdząc, że ten budynek i znajdujące się w nimpracownie pamiętają czasy Darwina.Laboratorium byłowręcz archaiczne.Rury od gazu biegły pod sufitem,wykładzina była pełna dziur, lampy ledwo się tliły, atablica była tak zużyta, że zapisane na niej wzory ztrudem dawały się odczytać.Ośmioro uczniów siedziałona wysokich stołkach i pracowało przy porysowanychsosnowych blatach.Sprzęt laboratoryjny wpuszczone wblaty porcelanowe zlewki, zardzewiałe żelazne rurki imiedziane kraniki nadawał r się na złom.Przy ścianiestały oszklone szafy, wypełnione menzurkami, pipetkami,kolbami, retortami oraz zakorkowanymi buteleczkamizawierającymi chemikalia.Wysoko na szafach, wdrewnianych stojakach, umieszczono biurety z długimiszyjkami, przeznaczone do mieszania bardziejniebezpiecznych składników.Takie związki chemiczneprzygotowywano w dygestorium, znajdującym się poprzeciwnej stronie pokoju.To urządzenie było równiestaroświeckie, jak i cala reszta wyposażenia zmatowiałeszkło, ściemniały mahoń, zardzewiały wiatrak jako jedynaforma wentylacji.Na pierwszy rzut oka było widać, że laboratoriumnależało zmodernizować wiele lat temu.Jego stan zleświadczył o sytuacji finansowej szkoły.Mówił też wiele okłopotach Lockwooda, który musiał dwoić się i troić, żebyzdobywać nowych uczniów i znajdować środki nautrzymanie całego kompleksu.Jakby czytając w myślach inspektora, nauczycielkapodeszła do dygestorium i opuściła przednią szybę.Warstwa osadu zaczerniła szkło.Uczniowie tymczasemprzerwali pracę, wbijając wzrok w Lynleya i w sierżantHavers. Macie zadanie do rozwiązania upomniała ichnauczycielka, po czym podeszła do drzwi ze słowami: Nazywam się Emilia Bond.Jestem nauczycielką chemii.Czym mogę państwu służyć?Powiedziała to opanowanym tonem, lecz Lynleyzauważył na jej szyi gwałtowne uderzenia pulsu. Inspektor Lynley, sierżant Havers z WydziałuZabójstw Scotland Yardu odparł, choć z zachowaniamłodej kobiety mógł wywnioskować, że ta prezentacjabyła zbędna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Z początku niezdawała sobie sprawy, że się zakochała.Wreszciezrozumiała, jak silnym uczuciem zapałała do Johna.Postanowiła więc przejąć inicjatywę.I wtedy wszystkorunęło w najstraszniejszy, niemożliwy do naprawieniasposób.Jest innym człowiekiem, niż myślałam.Zmiała się wduchu, że z łatwością doszła do takiego wniosku.Jakżewygodnie byłoby tym zdaniem skwitować osobę JohnaCorntela! Popełniła błąd.Wywołała poważnenieporozumienie.Myślałam, że ty.I ty myślałeś, że ja.och, zapomnijmy już o tym.zostańmy na powrótprzyjaciółmi, takimi jak przedtem.Ale to było niemożliwe.Nie przechodzi siębłyskawicznie od miłości do przyjazni, to nie takie proste.Mimo tego, co między nimi zaszło jej rozpaczy, jegoupokorzenia Emilia wiedziała, że wciąż go kocha ipragnie, nawet jeśli zupełnie przestała rozumieć.Otworzyły się drzwi do pracowni chemicznej.Emiliaoprzytomniała i ze swego miejsca na katedrze ujrzałaChasa Quiltera, który wszedł do klasy z zeszytem iksiążką pod pachą.Z uśmiechem przeprosił za spóznienie,mówiąc: Byłem. Wiem.W tej chwili zajmujemy się trzema tematamizapisanymi na tablicy.Postaraj się dogonić kolegów.Skinął głową i zajął swoje stałe miejsce przy drugimstoliku.W klasie było tylko ośmiu uczniów: trzydziewczęta i pięciu chłopców.Gdy tylko Chas siadł iotworzył zeszyt, dwoje z nich zagadnęło go szeptem.Emilia odczekała chwilę, aby usłyszeć, jak jedno znich spytało: Co chcieli wiedzieć? , a drugie: Jak towyglądało? Czy byli skłonni. , zanim odezwała sięstanowczym głosem: Zajmijcie się lekcją! Mówię do wszystkich!W odpowiedzi na rozkazujący ton nauczycielkirozległo się niechętne, pełne zdziwienia pomrukiwanie,lecz Emilii było obojętne, że mogła kogoś urazić.Całąuwagę skoncentrowała na chłopcu siedzącym przy stolikuobok Chasa Quiltera.To Brian Byrne w dużej mierze ponosiłodpowiedzialność za to, co spotkało Matthew Whateleya.On był przecież opiekunem Domu Ereba.Do jegoobowiązków należało dbać, aby w dormitorium panowałład i porządek, żeby chłopcy wdrażali się do życia wszkole, przestrzegali regulaminu, utrzymywali dyscyplinęi w razie konieczności poddawali się niezbędnym karom.W którymś momencie Brian Byrne zawiódł i Emiliawyczuwała brzemię tego niepowodzenia ciążące nachłopcu.Widoczne to było w pochyleniu ramion, wspuszczonych oczach, w nerwowym tiku prawego kącikaust, co wyglądało jak porażenie nerwu.Emilia głębokomu współczuła; śmierć Matthew Whateleya mogłasprowadzić na Briana najcięższy rodzaj kary.Wyrzutysumienia były wystarczająco bolesne, lecz to, co usłyszypewnie od swego ojca, będzie znacznie gorsze raniącedo głębi i dobrane ze szczególną bezwzględnością.GilesByrne wiedział, jak atakować ludzi, jakiej broni użyć.Szczególnie dobrze znal wszystkie słabe punkty syna,który był bardzo wrażliwym chłopcem.Na ostatnimzebraniu z udziałem rodziców Emilia była świadkiem, jakojciec ledwie rzucił okiem na wypracowanie Briana zhistorii, wywieszone razem z innymi pracami wewschodnim skrzydle.Giles Byrne poświęcił pracy synanie więcej niż minutę, mruknął: Zaledwie dziesięćstron? i dodał, marszcząc brwi: Myślę, Brian, żepowinieneś popracować nad swoim charakterem pisma,jeśli poważnie myślisz o uniwersytecie.Następniewyszedł bez słowa pożegnania, chłodny i niewzruszony.Wedle jego zasad członek zarządu nie mógł wykazywaćwiększego zainteresowania pracą własnego syna niżpracami innych uczniów.Emilia zauważyła wówczas wyraz twarzy chłopca;malowały się na niej żal, uraza, wstyd.Chciała do niegopodejść i złagodzić skutki ojcowskiej reprymendy, lecz wtym momencie pojawił się Chas Quilter, wychodzący zkaplicy.Gdy tylko Brian go spostrzegł, całe jegozachowanie się zmieniło.Wdał się z Chasem w rozmowę,śmiał się i ruszył za nim w kierunku jadalni.Chas był bardzo dobry dla Briana.Ich przyjazńpomagała Brianowi zapomnieć o kłopotach i dawałapoczucie przynależności do świata pewniejszych siebie,bardziej ekspansywnych uczniów.Teraz, gdy Emiliapatrzyła na obu chłopców siedzących nad zadaniami,przyszło jej do głowy, że okoliczności zaginięcia MatthewWhateleya mogą poważnie nadwerężyć ich przyjazń.Tasprawa rzucała cień na Chasa jako na przewodniczącegosamorządu szkolnego, stawiała w złym świetle całą szkołęoraz starego Byrne a.Bez względu na to, co się naprawdęwydarzyło, Brian był na straconej pozycji.Jakże to wszystko niesprawiedliwe! zamyśliła sięEmilia.Po raz drugi tego popołudnia drzwi do laboratoriumsię otworzyły.Emilia poczuła, że bezwiednie jej mięśniesię naprężają.Instynkt mówił jej: uciekaj lub walcz.Naprogu stanęli policjanci.Kiedy stanęli w progu pracowni chemicznej, Lynleyprzekonał się, że Barbara Havers nie przesadziła,twierdząc, że ten budynek i znajdujące się w nimpracownie pamiętają czasy Darwina.Laboratorium byłowręcz archaiczne.Rury od gazu biegły pod sufitem,wykładzina była pełna dziur, lampy ledwo się tliły, atablica była tak zużyta, że zapisane na niej wzory ztrudem dawały się odczytać.Ośmioro uczniów siedziałona wysokich stołkach i pracowało przy porysowanychsosnowych blatach.Sprzęt laboratoryjny wpuszczone wblaty porcelanowe zlewki, zardzewiałe żelazne rurki imiedziane kraniki nadawał r się na złom.Przy ścianiestały oszklone szafy, wypełnione menzurkami, pipetkami,kolbami, retortami oraz zakorkowanymi buteleczkamizawierającymi chemikalia.Wysoko na szafach, wdrewnianych stojakach, umieszczono biurety z długimiszyjkami, przeznaczone do mieszania bardziejniebezpiecznych składników.Takie związki chemiczneprzygotowywano w dygestorium, znajdującym się poprzeciwnej stronie pokoju.To urządzenie było równiestaroświeckie, jak i cala reszta wyposażenia zmatowiałeszkło, ściemniały mahoń, zardzewiały wiatrak jako jedynaforma wentylacji.Na pierwszy rzut oka było widać, że laboratoriumnależało zmodernizować wiele lat temu.Jego stan zleświadczył o sytuacji finansowej szkoły.Mówił też wiele okłopotach Lockwooda, który musiał dwoić się i troić, żebyzdobywać nowych uczniów i znajdować środki nautrzymanie całego kompleksu.Jakby czytając w myślach inspektora, nauczycielkapodeszła do dygestorium i opuściła przednią szybę.Warstwa osadu zaczerniła szkło.Uczniowie tymczasemprzerwali pracę, wbijając wzrok w Lynleya i w sierżantHavers. Macie zadanie do rozwiązania upomniała ichnauczycielka, po czym podeszła do drzwi ze słowami: Nazywam się Emilia Bond.Jestem nauczycielką chemii.Czym mogę państwu służyć?Powiedziała to opanowanym tonem, lecz Lynleyzauważył na jej szyi gwałtowne uderzenia pulsu. Inspektor Lynley, sierżant Havers z WydziałuZabójstw Scotland Yardu odparł, choć z zachowaniamłodej kobiety mógł wywnioskować, że ta prezentacjabyła zbędna [ Pobierz całość w formacie PDF ]