[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiódł palcem po jejbrodzie.- Uważałem moje przyjście do ciebie wtedy w Hiltonie zanajgłupszą rzecz, jaką w życiu zrobiłem, ale zaproszenie cię na weekenddo domu bije wszelkie rekordy.Mimo to bardzo cię proszę.- Chętnie poznałabym twoich rodziców, ale jak byś mnie imprzedstawił? - Nagle zaczęła się zastanawiać, ile kobiet przed nią Daxzaprosił na weekend do domu, i próba ustalenia ich liczby okazała się dlaniej bardzo bolesna.- Powiedziałbym im, że jesteś damą, którą ogromnie szanuję.Mójojciec roztoczyłby przed tobą cały swój męski czar dżentelmena z185RSPołudnia, a matka zasypałaby cię lawiną sposobów i recept na wszelkiemożliwe nieszczęścia.Keely, bawiąc się mosiężnym guzikiem jego marynarki, wybuchnęłaśmiechem.- Czy ktoś z tobą mieszka, jakaś gospodyni czy ktokolwiek? -zapytała od niechcenia.W jej głosie zabrzmiała wysoka, piskliwa nuta.Uniósł palcem jej brodę do góry i zajrzał głęboko w oczy.- Po obiedzie idzie do domu.- Och.Nie puszczając jej w dalszym ciągu, powiedział:- Keely, nie chciałbym, żebyś zmieniała zdanie w jakiejkolwieksprawie podczas krótkiej jazdy stąd tam.Nie chciałbym również, żebyś dlamnie rezygnowała ze standardów, jakie sobie ustanowiłaś.Jeśli zechcesz,to ci dam gwozdzie i młotek i możesz zabić drzwi swojej sypialni zaraz pozachodzie słońca.- Uśmiechał się, ale Keely wiedziała, że mówipoważnie.- Po prostu chcę, żebyśmy trochę pobyli sami.%7łebyśmy mogliporozmawiać i pospacerować.Popracować trochę w ogrodzie, pojezdzićkonno, pójść na ryby, poprzytulać się, popływać łódką, poprzestawiaćmeble albo.- Chwileczkę, chwileczkę, stop!- Ale naprawdę biblioteka wymaga przemeblowania.Myślałem.- Nie, jeszcze przed tym.- Zaraz, zaraz.- Zmrużył oczy, udając skupienie.- Aha, chodzi ci pewnie o przytulanie? - Na jego ustach pojawił sięszelmowski uśmiech, który tak bardzo lubiła.- Tak sobie po prostu186RSpowiedziałem, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście mnie słuchasz.- Keelyroześmiała się i Dax powiedział: - Kiedy to naprawdę wspaniały pomysł.Przytknął czoło do jej czoła i tuląc ją do siebie, kołysał się wraz z niąw czułym uścisku.- Przyjedziesz? - zapytał cicho.Nie uwalniając się z jego ramion, odparła trzezwo:- Nie mogę, Dax.Wiesz o tym bardzo dobrze.Chciałabym ogromnie,ale nie mogę.Przez chwilę milczał, zanim sens jej słów w pełni dotarł do jegoświadomości.Walcząc z rozczarowaniem, zapewnił ją z mocą:- Postaram się być bardzo grzeczny.- Ale ja mogę nie być.I zamiast odpoczywać oboje będziemy napięcii sztywni, a to żadna przyjemność.- Nie dopuszczę do tego.Zobaczysz, że będę na luzie.- Dax, ryzyko, że nas ktoś nakryje, jest zbyt wielkie.Gdyby tak sięstało, byłaby to katastrofa dla nas obojga.- Oczywiście, że zawsze może się coś takiego zdarzyć, ale podejmęwszelkie środki ostrożności, żeby utrzymać twój przyjazd w tajemnicy.-Zagłębił palce w jej włosy, aż do samej skóry.- Przyjedz, Keely, błagamcię.- Kiedy potrząsnęła głową, dodał szybko:- To przynajmniej obiecaj, że się zastanowisz.Będę do końcatygodnia czekał na twoją odpowiedz.Tylko powiedz, że się zastanowisz.Keely wiedziała, że nie zmieni zdania, ale przynajmniej tyle mogładla niego zrobić.- Dobrze - powiedziała, patrząc mu w oczy.-Obiecuję, że się nadtym zastanowię.187RSZastanawiała się.Cały dzień i noc.Cały tydzień.W środę była wkoszmarnym nastroju.Miała wrażenie, że wszyscy kierowcy uparli się,aby właśnie tego dnia wjeżdżać sobie w zderzaki i robić korki nagłównych arteriach, zmuszając ją i Joego do nadludzkich wysiłków, bynadążyć z informacjami o tych wszystkich niebezpiecznych miejscach.- Keely, do diabła, co się dzisiaj dzieje? - spytał ją popołudniowydisc jockey po nastawieniu płyty Willie Nelsona.- Robię, co mogę, Clark - warknęła w mikrofon.- W ciągu ostatnichdwudziestu minut zgłosili nam pięć wypadków.- Wy chyba latacie w kółko nad tym samym miejscem - mruknął.- Latamy.Dostaję już morskiej choroby od tych kółek w powietrzu.Chyba nie sądzisz, że reżyseruję te wypadki.- Dobra, dobra, przepraszam.Po prostu się streszczajcie.Zabieraciemi za dużo czasu antenowego.Keely wyłączyła mikrofon i ku radości Joego burknęła:- Zarozumiały osioł.W czwartek rano, za minutę piąta, u Keely zadzwonił telefon.- Halo.- No więc?- Jeszcze nie wiem.Odłożył słuchawkę.O wpół do ósmej wieczorem telefon zadzwonił ponownie.Keelywłaśnie zastanawiała się nad odpowiedzią, jedząc omlet.- Halo.- No więc?- Daj mi jeszcze czas do północy.188RSPodczas długich godzin wieczornych rozważała problem.Daxobiecał, że jeśli zabierze ją do siebie, to nie zrobi nic, co by było sprzecznez jej zasadami.Ufała mu.Nigdy by jej nie zmusił ani w żaden inny sposóbnie skłonił wbrew jej woli do tego, żeby z nim poszła do łóżka.To raczejsobie nie dowierzała.Przez cały ubiegły tydzień w poczuciu winy wyciągała zdjęciaMarka, pisała listy do jego matki, przeglądała dzienniki i bruliony zeszkoły, usiłując przekonać samą siebie, że w dalszym ciągu go kocha.Mimo to nie była w stanie przywołać nic więcej, jak tylko dwuwymiarowywizerunek na papierze.Mark przestał być człowiekiem z krwi i kości, zprawdziwym sercem w piersi, z jego własnym głosem i zapachem.Jak długo jeszcze będzie się czepiała tych czułych wspomnień? To,że Mark jeszcze żyje, było prawie niemożliwe.Czy zamierza tracićmłodość, miłość, życie, wmawiając sobie, że jej upór to sprawa honoru?Sama przed sobą szczerze przyznawała, że kocha Daksa.I nie była toszczenięca fascynacja, tylko miłość dojrzałej kobiety, odarta zromantycznych iluzji, ból i rozterka, nieodłącznie towarzysząceprawdziwemu uczuciu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Powiódł palcem po jejbrodzie.- Uważałem moje przyjście do ciebie wtedy w Hiltonie zanajgłupszą rzecz, jaką w życiu zrobiłem, ale zaproszenie cię na weekenddo domu bije wszelkie rekordy.Mimo to bardzo cię proszę.- Chętnie poznałabym twoich rodziców, ale jak byś mnie imprzedstawił? - Nagle zaczęła się zastanawiać, ile kobiet przed nią Daxzaprosił na weekend do domu, i próba ustalenia ich liczby okazała się dlaniej bardzo bolesna.- Powiedziałbym im, że jesteś damą, którą ogromnie szanuję.Mójojciec roztoczyłby przed tobą cały swój męski czar dżentelmena z185RSPołudnia, a matka zasypałaby cię lawiną sposobów i recept na wszelkiemożliwe nieszczęścia.Keely, bawiąc się mosiężnym guzikiem jego marynarki, wybuchnęłaśmiechem.- Czy ktoś z tobą mieszka, jakaś gospodyni czy ktokolwiek? -zapytała od niechcenia.W jej głosie zabrzmiała wysoka, piskliwa nuta.Uniósł palcem jej brodę do góry i zajrzał głęboko w oczy.- Po obiedzie idzie do domu.- Och.Nie puszczając jej w dalszym ciągu, powiedział:- Keely, nie chciałbym, żebyś zmieniała zdanie w jakiejkolwieksprawie podczas krótkiej jazdy stąd tam.Nie chciałbym również, żebyś dlamnie rezygnowała ze standardów, jakie sobie ustanowiłaś.Jeśli zechcesz,to ci dam gwozdzie i młotek i możesz zabić drzwi swojej sypialni zaraz pozachodzie słońca.- Uśmiechał się, ale Keely wiedziała, że mówipoważnie.- Po prostu chcę, żebyśmy trochę pobyli sami.%7łebyśmy mogliporozmawiać i pospacerować.Popracować trochę w ogrodzie, pojezdzićkonno, pójść na ryby, poprzytulać się, popływać łódką, poprzestawiaćmeble albo.- Chwileczkę, chwileczkę, stop!- Ale naprawdę biblioteka wymaga przemeblowania.Myślałem.- Nie, jeszcze przed tym.- Zaraz, zaraz.- Zmrużył oczy, udając skupienie.- Aha, chodzi ci pewnie o przytulanie? - Na jego ustach pojawił sięszelmowski uśmiech, który tak bardzo lubiła.- Tak sobie po prostu186RSpowiedziałem, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście mnie słuchasz.- Keelyroześmiała się i Dax powiedział: - Kiedy to naprawdę wspaniały pomysł.Przytknął czoło do jej czoła i tuląc ją do siebie, kołysał się wraz z niąw czułym uścisku.- Przyjedziesz? - zapytał cicho.Nie uwalniając się z jego ramion, odparła trzezwo:- Nie mogę, Dax.Wiesz o tym bardzo dobrze.Chciałabym ogromnie,ale nie mogę.Przez chwilę milczał, zanim sens jej słów w pełni dotarł do jegoświadomości.Walcząc z rozczarowaniem, zapewnił ją z mocą:- Postaram się być bardzo grzeczny.- Ale ja mogę nie być.I zamiast odpoczywać oboje będziemy napięcii sztywni, a to żadna przyjemność.- Nie dopuszczę do tego.Zobaczysz, że będę na luzie.- Dax, ryzyko, że nas ktoś nakryje, jest zbyt wielkie.Gdyby tak sięstało, byłaby to katastrofa dla nas obojga.- Oczywiście, że zawsze może się coś takiego zdarzyć, ale podejmęwszelkie środki ostrożności, żeby utrzymać twój przyjazd w tajemnicy.-Zagłębił palce w jej włosy, aż do samej skóry.- Przyjedz, Keely, błagamcię.- Kiedy potrząsnęła głową, dodał szybko:- To przynajmniej obiecaj, że się zastanowisz.Będę do końcatygodnia czekał na twoją odpowiedz.Tylko powiedz, że się zastanowisz.Keely wiedziała, że nie zmieni zdania, ale przynajmniej tyle mogładla niego zrobić.- Dobrze - powiedziała, patrząc mu w oczy.-Obiecuję, że się nadtym zastanowię.187RSZastanawiała się.Cały dzień i noc.Cały tydzień.W środę była wkoszmarnym nastroju.Miała wrażenie, że wszyscy kierowcy uparli się,aby właśnie tego dnia wjeżdżać sobie w zderzaki i robić korki nagłównych arteriach, zmuszając ją i Joego do nadludzkich wysiłków, bynadążyć z informacjami o tych wszystkich niebezpiecznych miejscach.- Keely, do diabła, co się dzisiaj dzieje? - spytał ją popołudniowydisc jockey po nastawieniu płyty Willie Nelsona.- Robię, co mogę, Clark - warknęła w mikrofon.- W ciągu ostatnichdwudziestu minut zgłosili nam pięć wypadków.- Wy chyba latacie w kółko nad tym samym miejscem - mruknął.- Latamy.Dostaję już morskiej choroby od tych kółek w powietrzu.Chyba nie sądzisz, że reżyseruję te wypadki.- Dobra, dobra, przepraszam.Po prostu się streszczajcie.Zabieraciemi za dużo czasu antenowego.Keely wyłączyła mikrofon i ku radości Joego burknęła:- Zarozumiały osioł.W czwartek rano, za minutę piąta, u Keely zadzwonił telefon.- Halo.- No więc?- Jeszcze nie wiem.Odłożył słuchawkę.O wpół do ósmej wieczorem telefon zadzwonił ponownie.Keelywłaśnie zastanawiała się nad odpowiedzią, jedząc omlet.- Halo.- No więc?- Daj mi jeszcze czas do północy.188RSPodczas długich godzin wieczornych rozważała problem.Daxobiecał, że jeśli zabierze ją do siebie, to nie zrobi nic, co by było sprzecznez jej zasadami.Ufała mu.Nigdy by jej nie zmusił ani w żaden inny sposóbnie skłonił wbrew jej woli do tego, żeby z nim poszła do łóżka.To raczejsobie nie dowierzała.Przez cały ubiegły tydzień w poczuciu winy wyciągała zdjęciaMarka, pisała listy do jego matki, przeglądała dzienniki i bruliony zeszkoły, usiłując przekonać samą siebie, że w dalszym ciągu go kocha.Mimo to nie była w stanie przywołać nic więcej, jak tylko dwuwymiarowywizerunek na papierze.Mark przestał być człowiekiem z krwi i kości, zprawdziwym sercem w piersi, z jego własnym głosem i zapachem.Jak długo jeszcze będzie się czepiała tych czułych wspomnień? To,że Mark jeszcze żyje, było prawie niemożliwe.Czy zamierza tracićmłodość, miłość, życie, wmawiając sobie, że jej upór to sprawa honoru?Sama przed sobą szczerze przyznawała, że kocha Daksa.I nie była toszczenięca fascynacja, tylko miłość dojrzałej kobiety, odarta zromantycznych iluzji, ból i rozterka, nieodłącznie towarzysząceprawdziwemu uczuciu [ Pobierz całość w formacie PDF ]