[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani Burrows się wydawało, że wie, wktórym z nich mieszka Jean, wciąż jednak nie mogła wskazać ulicy, która zaprowadziłaby ich dotego bloku.Kierowca przestał już nawet spoglądać na mapę i zdał się całkowicie na pasażerkę.- Wygląda mi to znajomo - mruknęła kobieta.- Południowy Londyn.Tu wszystko wygląda tak samo -zachichotał taksówkarz.- Chwileczkę, pamiętam to.Proszę skręcić w lewo - poinstruowała go pani Burrows.- Tak,jestem pewna, że to tutaj - dodała, patrząc na wieżowiec, który rzeczywiście był poszukiwanymprzez nią Mandela Heights.Taksówka wjechała w ślepą uliczkę i zatrzymała się z piskiem opon.- Jesteśmy na miejscu - stwierdził kierowca.Pasażerka wysiadła z samochodu i wyjęła z bagażnika swoje torby.Potem wręczyła taksówkarzowinależność z bardzo sutym napiwkiem.- Niech Bóg błogosławi panią i pani rodzinę - zawołał za nią mężczyzna, gdy zaciągnęła swe torby do wejścia.Spojrzała na długie rzędy guzików domofonu, w większości zniszczonych, potem jednak zobaczyła,że drzwi i tak stoją otworem.Weszła do środka i przekonała się, że winda działa - cud nad cudami!- chociaż śmierdziała równie paskudnie, jak podczas jej ostatniej wizyty.Po krótkiej, pełnejzgrzytów i pojękiwań podróży winda zatrzymała się na trzynastym piętrze.- Na miłość boską! - mruknęła pod nosem pani Burrows, gdy po otwarciu ciężkich drzwidzwigu omal nie weszła prosto w kałużę wymiocin.Nacisnęła guzik dzwonka i czekała.Potem spróbowała ponownie, tym razem dłużej trzymała palecna przycisku.67TUNELE.OTCHAACPo chwili usłyszała szuranie po drugiej stronie drzwi i zorientowała się, że siostra patrzy na niąprzez judasz.- Otwórz wreszcie, Jean! - powiedziała Celia prosto do wizjera.Drzwi nadal pozostawały zamknięte, więc kobieta nie zdejmowała palca z guzika dzwonka.Dopiero po kilku minutach jej siostra raczyła otworzyć.- Za kogo ty się uważasz, u diabła?! - wrzasnęła od razu, dysząc ciężko.W kąciku jej ust, jak zawsze, tkwił tlący się papieros.Była ubrana w stary płaszcz, a jej siwe włosysterczały w górę z jednej strony, jakby na tym boku spała.- Witaj, Jean - przywitała się pani Burrows.Kobieta spojrzała na nią spod przymrużonych powiek, a potem cofnęła się o krok, jakby tylko w tensposób mogła skupić wzrok na stojącej przed nią osobie.- Celia! To ty! - krzyknęła, otwierając usta tak szeroko, że papieros oderwał się od jej wargi izleciał ciasną spiralą na wytarty dywan.- Więc mogę wejść?- Oczywiście, oczywiście, że możesz.- Musiała najpierw zgasić papierosa, który wypalałdziurę w dywanie.- Skąd wiedziałaś, że będę w domu?- A kiedy ty gdziekolwiek wychodzisz? - odpowiedziała pytaniem jej siostra, podnosząctorby.Przedpokój jak zawsze był zawalony stertami starych gazet; w powietrzu unosił się nieprzyjemny,kwaśny zapach.- Powinnaś była najpierw zadzwonić, na wszelki wypadek - stwierdziła gospodyni, po czymgłośno zakasłała.- Dzwoniłam, ale odłożyłaś słuchawkę.Wydawało się, że Jean nieTUsłyszała tej uwagi.- Napijesz się kawki? - zaproponowała, wchodząc do kuchni.- Myślałam, że jesteś w HerbertHouse, czy jakoś tak, z tymi wszystkimi lekarzami.Wypuścili cię, co?68BLI%7łEJ, DALEJ- Sama uznałam, że czas już odejść - odparła pani Burrows, ogarniając jednym spojrzeniemstraszliwie zaniedbaną kuchnię.- A ja myślałam, że Rebeka od razu wypucuje ci mieszkanie.No igdzie ona właściwie jest? W swoim pokoju?Jean odwróciła się do niej i zamrugała.- Nie - odpowiedziała krótko, choć brzmiało to raczej jak połączenie  nie" i pełnegozaskoczenia  och".-Co?- Odeszła.- Jak to odeszła? - Pani Burrows pobladła i zrobiła krok w stronę siostry, po drodze strącającze stołu przepełnioną popielniczkę i drewnianą misę z na wpół przegniłymi bananami.- Zabrała się stąd już parę tygodni temu.Spakowała swoje graty i poszła, tak po prostu.- Jeannie patrzyła Celii w oczy, jakby wiedziała, że zrobiła coś złego.- Przykro mi, ale nie chcę mieć z tądziewuchą nic wspólnego.Ta mała szuja zniszczyła mi wszystkie szlugi i. - Jean! - Pani Burrows chwyciła siostrę za ramiona i potrząsnęła nią mocno.- Miałaś się niąopiekować.Na miłość boską, ona ma tylko dwanaście lat! Kiedy i dokąd poszła?Krewna nie śpieszyła się z odpowiedzią.- Mówiłam ci: to było dawno temu.I nie wiem, dokąd poszła.Powiedziałam o tym kobiecie zopieki społecznej, ale ona nawet nie oddzwoniła.Pani Burrows puściła siostrę i wyciągnęła krzesło spod kuchennego stołu, strącając przy tymkolejnych kilka przedmiotów.Opadła ciężko na stołek.Poruszała ustami, lecz nie wydawała zsiebie żadnych dzwięków.Jean oparła się o zlew i wymachując rękami, bełkotała coś niezrozumiale, po czym nagle przerwałamonolog i poinformowała:- A potem przyszedł Will ze swoim kuzynem.Pani Burrows powoli odwróciła się do siostry.69TUNELE.OTCHAAC- Słucham? Czy powiedziałaś Will? Mój syn Will?- Tak, zjawił się tu z kuzynem.I przyprowadzili ze sobą tego ślicznego kota Bartleby ego.- Ale Will zaginął pół roku temu! Wiesz o tym.Policja w całym kraju szuka jego i Chestera.- Nie wiem, co z Chesterem, ale mogę ci powiedzieć, że Will był tutaj jakieś dwa miesiącetemu.Nie czuł się wtedy najlepiej, ale ten Cal, cudowny chłopak, opiekował się nim, no i w końcutwój syn jakoś doszedł do siebie.No i ten Bartleby! Nigdy nie widziałam takiego wielkiego kota,może tylko w zoo.- Wielki kot? - powtórzyła pani Burrows chłodnym tonem.- Wielki kot.?Sięgnęła po jedną z wielu pustych butelek po wódce stojących na stole i wzięła ją do ręki.Milczałaprzez chwilę, wpatrując się w czerwono-srebrną etykietę.W ciszy słychać było jedynie niskipomruk układu chłodzącego lodówki.- Nie wiem, czy słyszałaś, ale nasza Bessie też ma problemy ze swoim najstarszym.Niedawno wplątał się w taką historię.- Jean umilkła, widząc, że nie uda jej się odwrócić uwagisiostry za pomocą rodzinnych plotek.Pani Burrows, wciąż wpatrzona w etykietę, pokręciła tylko głową w milczeniu.Jean, coraz bardziejporuszona, nie wytrzymała w końcu i wybuchła:- Celio, powiedz coś! Skąd mogłam wiedzieć, że jego ciągle nie ma? Dlaczego nic niemówisz?Matka Willa odstawiła pustą butelkę, przesuwając nią ostrożnie po blacie stołu, jakby to była jakaśwyjątkowo cenna ozdoba.Wzięła głęboki oddech, wypuściła powoli powietrze i wreszcie spojrzałana siostrę.- Ponieważ, Jean, w tej chwili nie wiem, czy powinnam zadzwonić na policję.czy teżodesłać cię w jakieś bezpieczne miejsce, bo najwyrazniej całkiem pomieszało ci się w głowie.Amoże powinnam zrobić jedno i drugie.70BLI%7łEJ, DALEJ* * *W reakcji na sensacyjne wiadomości, którymi pani Burrows zasypywała komisariat policji wHighfield, ktoś w końcu odszukał inspektora Blakemorea [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl