[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.B.Whittaker. Skurwysyny jeden w drugiego  powtórzył Douglass, ale tym razem ju\ z uśmiechem. Ubieraj się.Nie pozwolimy ci tak gnić bezczynnie. Mam nadzieję, \e was uprzedzono  spytał Douglass, wstając i szukając świe\ej bielizny  i\ skoro znalezliściesię ju\ na terenie bazy, mo\ecie ją opuścić dopiero jutro o szóstej rano, nie wcześniej? Zamknięta jest tylko brama  zauwa\ył Canidy. Macie samolot? Chyba nie lecieliście w takim gównie?Whittaker pokręcił głową. Biada ludziom małej wiary.Douglass zerknął na Kennedy ego. Chyba pan rozumie, poruczniku, \e zadawanie się z tą dwójką zrujnuje panu karierę w marynarce? Niestety, nie znam tych d\entelmenów  nieco sztywno, ale z lekkim uśmiechem odrzekł Kennedy. Myśleliśmy, \e to twój znajomy  zdziwił się Whittaker. Podporucznik Kennedy, sir.Przyjechałem, \eby z panem porozmawiać, majorze. Porozmawiać? A o czym? O Saint Nazaire. Przyjechał pan z Londynu d\ipem?  spytał z niedowierzaniem w głosie Whittaker. Tak, panie kapitanie.To bardzo wa\ne. Nie zamierzam rozmawiać o Saint Nazaire  oznajmił Douglass z wnętrza koszuli, którą właśnie nakładał przezgłowę. Nazywa się pan Joseph Kennedy junior, tak?  spytał Canidy. Tak, sir  odparł zaskoczony Kennedy. Mówiłeś, \e go nie znasz!  zauwa\ył Douglass. Słyszałem o nim. Mo\na wiedzieć skąd?  spytał Kennedy. Raczej nie mo\na  odrzekł Canidy. Za to ja go znam  wtrącił się Whittaker. Byłeś w Cambridge, prawda? Jeśli ma pan na myśli Harvard, kapitanie, to tak. Jim Whittaker.Rocznik trzydzieści dziewięć.Tak mi się wydawało, \e cię znam.Kennedy uścisnął podaną dłoń.  Jakoś nie mogę& cię umiejscowić.Przepraszam. Nieraz złoiłeś mi dupę w lacrosse  wyjaśnił Whittaker.Kennedy nadal sobie nie przypominał, więc tylkowzruszył ramionami. Przykro mi, \e muszę przerwać tę uroczą pogawędkę  odezwał się Canidy  ale jeśli nie wystartujemy w ciągudziesięciu minut, będziemy uziemieni do jutra rana. Proszę mi wybaczyć, sir, ale przyjechałem tutaj z samego Londynu, aby zobaczyć się z majorem Douglassem sprzeciwił się Kennedy. Muszę z nim porozmawiać. Nie ma o czym.Na temat Saint Nazaire nie mam ju\ nic do powiedzenia. Chodzi o to, nasz mistrzu bokserski, \e porucznik Kennedy i jeszcze kilka pomysłowych osób z marynarki sązdania, i\ Saint Nazaire mogą załatwić tylko bezpilotowe bomby latające  oznajmił Canidy. Panie majorze  obruszył się Kennedy  to informacja objęta ścisłą tajemnicą. Jasne.Wiem o tym.Coś panu powiem, Kennedy.Niech pan leci z nami, a po drodze pogada pan sobie z Dougiem. Ej, Dick, nie szar\ujesz?  zaniepokoił się Whittaker. Ojciec porucznika Kennedy ego był tutaj ambasadorem, więc chyba mo\emy mu trochę zaufać. Dick, jestem przecie\ dowódcą dywizjonu.Nie mogę ot, tak sobie wyskoczyć  zaoponował Douglass. Dowódca bazy święcie wierzy, \e musisz zło\yć raport na temat Saint Nazaire przed kilkoma anonimowymiszychami. A dokąd chcecie lecieć?  spytał Kennedy. Tam, skąd odstawimy pana z powrotem razem z Dougiem  odrzekł Canidy, ignorując pytanie. Muszę natychmiast porozmawiać przez jakąś godzinę z majorem Douglassem  upierał się Kennedy. O tym nie ma mowy.Albo pan leci, albo zostaje  krótko stwierdził Canidy. To sprawa słu\bowa  wybuchnął Kennedy. Wcale nie  odparł spokojnie Canidy. Doug ma u was składać raport w piątek.Wyskoczyłeś, kolego, przedszereg. Kennedy wpatrywał się w niego z osłupieniem.Canidy lekko się uśmiechnął. Z wszechwiedzącym Canidymlepiej uwa\ać.I mówić prawdę.Leci pan czy nie? Lecę  rzekł po chwili namysłu Kennedy.2Whitbey HouseKent, Anglia25 grudnia 1942 roku, 10.15Kiedy podpułkownik Edmund T.Stevens i kapitan Stanley S.Fine przed wejściem do Whitbey House opuścili wnętrzeczterodrzwiowego samochodu sztabowego ford rocznik 1942, zaniepokoił ich odgłos silników samolotowych.Rozejrzelisię i stwierdzili, \e ich zródłem jest dwusilnikowy bombowiec B 25, który wyskoczył z chmur wiszących na pułapiemniej więcej trzystu metrów.Podpułkownikowi Stevensowi absolutnie nie podobało się to, i\ maszyna najwyrazniej przymierzała się do lądowaniana pasie startowym, który jego wysokość ksią\ę Stanfield kazał poło\yć dla swego prywatnego samolotu, czteroosobowej,jednosilnikowej Cessny.Oficerowie z 8.Floty Powietrznej zbadali niedawno lądowisko i doszli do wniosku, \e jest zbytkrótkie i poło\one zbyt blisko Whitbey House, aby mogły z niego korzystać samoloty inne ni\ jednosilnikowe maszynyzwiadowcze.Co więcej, eksperci stwierdzili, \e warunków do lądowania nie da się w istotny sposób poprawić z powoduspecyficznej topografii terenu.Pasa nie mo\na było wydłu\yć ani w kierunku północnowschodnim ze względu naWhitbey House, ani w kierunku północno  zachodnim ze względu na rzekę Naer, której stromy brzeg znajdował sięraptem o sto trzydzieści metrów od końca pasa.Eksperci doszli do zgodnego wniosku, \e pas nie nadaje się nawet na lotnisko awaryjne, i poradzili, aby na obu jegokońcach umieścić wysokie na co najmniej cztery metry ostrzegawcze znaki w kształcie litery X (najlepiej pobielone).Podpułkownik ani przez chwilę nie wątpił, \e B 25 szykujący się do nader ryzykownego lądowania musi być tym,który Canidy emu (nie bez trudności) udało się na czas nieokreślony wypo\yczyć z 8.Floty, a który teraz pilotował.Jak to mo\liwe? śadne loty B 25 nie były zapowiedziane ani przewidziane, wszystkie maszyny powinny znajdowaćsię na ziemi w bazie korpusu lotniczego East Grinstead, która le\ała prawie pięćdziesiąt kilometrów stąd.Widać było, \e kapitana Fine a dręczą podobne wątpliwości, tyle \e głębsze.Lękał się nie tylko tego, i\ Canidyszykuje się do ryzykowanego lądowania, ale i tego, \e jeśli je prze\yje, jedną z pierwszych osób, które zobaczy, będziezastępca szefa londyńskiego oddziału BSS.Stevens udał, \e nie zwrócił uwagi na bombowiec, i w duchu \ycząc Canidy emu szczęścia, ruszył w kierunku domu.W drzwiach powitali go porucznik Jamie Jamison i kapitan księ\na Stanfield z WRAC, którzy, jak przypuszczał, byliw istocie mniej zadowoleni z jego widoku, ni\ starali się to okazać.Ani podpułkownik Stevens nie dopytywał  się omajora Canidy ego, ani kapitan Stanfield czy porucznik Jamison nie palili się do udzielania \adnych w tej kwestiiinformacji.Stevens i Fine udali się do jadalni, gdzie trzydziestu oficerów i podoficerów, których szkolono na agentówBSS, zebrało się na drinka przed świątecznym obiadem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl