[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mógł jednakże do żadnego z nich od razu dostąpić, albowiem miejscowi rycerze ma-zowieccy otaczali każdego z nich ciasnym kołem wypytując się o Kraków, o dwór, o zabawy,o różne przewagi bojowe, a zarazem przypatrując się ich świetnym szatom, ich trefieniu wło-sów, których cudne zwoje polepione były białkiem dla mocy, i biorąc z nich we wszystkimwzór dworności i obyczajów.Wszelako Powała z Taczewa dojrzał Zbyszka i rozsunąwszy Mazurów zbliżył się ku nie-mu. Poznałem cię, młodzianku rzekł ściskając jego dłoń. Jakoż się miewasz i skąd się tuznalazłeś? Dla Boga! widzę, że już pas i ostrogi nosisz.Inni do siwych włosów na to czekają,ale ty widać godnie św.Jerzemu służysz. Szczęść wam Boże, szlachetny panie odrzekł Zbyszko. Gdybym najprzedniejszegoNiemca z konia zwalił, nie tak bym się ucieszył jak z tego, że was we zdrowiu oglądam. Jam też rad.A rodzic twój gdzie? Nie rodzic, jeno stryj.W niewoli ci on u Krzyżaków i z wykupem za niego jadę.159 A oważ dzieweczka, która cię nałęczką nakryła?Zbyszko nie odrzekł nic, tylko podniósł w górę oczy, które załzawiły mu się w jednejchwili, co widząc pan z Taczewa rzekł: Padół to jest łez.nic, jeno prawy padół! Ale chodzmy na ławę pod jarzęba, to mi opo-wiesz swoje rzewliwe przygody.I pociągnął go w kąt dziedzińca.Tam Zbyszko siadłszy obok niego począł mu opowiadaćo niedoli Juranda, o pochwyceniu Danusi i o tym, jako jej szukał i jako mu zmarła po odbiciu.A Powała słuchał uważnie i na przemian to zdumienie, to gniew, to zgroza, to litość odbijałymu się na obliczu.Wreszcie, gdy Zbyszko skończył, rzekł: Opowiem to królowi, panu naszemu! Ma on i tak upomnieć się u mistrza o małego Jaśkaz Kretkowa i srogiej domagać się kary na tych, którzy go porwali.A porwali dlatego, że bo-gaty i chcą wykupu.Nic to u nich na dziecko rękę podnieść.Tu zamyślił się nieco, po czym mówił dalej jakby do siebie samego: Nienasycone to plemię, gorsze od Turków i Tatarów.Bo oni w duszy i króla, i nas sięboją, a jednak od grabieży i mordów nie mogą się powstrzymać.Napadają wsie, rzezająkmieciów, topią rybaków, chwytają dzieci jako wilcy.Cóż by to było, gdyby się nie bali!.Mistrz na króla listy do obcych dworów wysyła, a w oczy mu się łasi, bo lepiej od innychnaszą potęgę rozumie.Ale przebierze się w końcu miara!I znów na chwilę ucichł, a potem położył dłoń na ramieniu Zbyszka. Powiem królowi powtórzył a w nim wre już z dawna gniew jak ukrop w garnku i te-go bądz pewien, że kara okrutna nie minie sprawców twojej niedoli. Z tych, panie, już żaden nie żywie odparł Zbyszko.A Powała spojrzał na niego z wielką przyjacielską życzliwością: Bogdajże cię! To widać swego nie darujesz.Jednemu Lichtensteinowi jeszcześ nie od-płacił, bo wiem, żeś nie mógł.Myśmy mu także w Krakowie ślubowali, ale z tym trzeba chy-ba wojny którą daj Bóg czekać, gdyż on bez pozwoleństwa mistrzowego stanąć nie może,a mistrzowi jego rozum potrzebny, dla którego ciągle go na różne dwory posyła, więc mu iniełatwo pozwoli. Pierwszej muszę stryjca wykupić. Tak.i wreszcie pytałem się o Lichtensteina.Nie ma go tu i nie będzie w Raciążku, gdyżwysłan jest do króla angielskiego po łuczników.A o stryja niech cię głowa nie boli.Gdy królalbo tutejsza księżna słowo rzekną, to z okupem nie pozwoli mistrz kręcić. Tym bardziej że mam jeńca znacznego, rycerza de Lorche, któren jest pan możny i mię-dzy nimi sławny.Rad by on się pewnie wam, panie, pokłonić i znajomość z wami uczynić, bonikt więcej nad niego nie uwielbia sławnych rycerzy.To rzekłszy skinął na pana de Lorche, któren stał w pobliżu, a ów rozpytawszy się już po-przednio, z kim Zbyszko rozmawia, zbliżył się skwapliwie, bo istotnie zapłonął chęcią po-znania tak sławnego jak Powała rycerza.Więc gdy ich Zbyszko zaznajomił, skłonił się wytworny Geldryjczyk jak najukładniej irzekł: Jeden tylko byłby większy zaszczyt, panie, od uściśnięcia waszej dłoni, a to potykać się zwami w szrankach albo w bitwie.Na to uśmiechnął się potężny rycerz z Taczewa, gdyż przy drobnym i szczupłym panu deLorche wyglądał jak góra, i rzekł: A ja tam rad, że się spotkamy jeno przy pełnych konwiach i da Bóg, nie inaczej.De Lorche zaś zawahał się nieco, a potem ozwał się jakby z pewną nieśmiałością: Gdybyście jednak, szlachetny panie, chcieli twierdzić, że panna Agnieszka z Długolasunie jest najpiękniejszą i najcnotliwszą damą w świecie.Wielki byłby dla mnie honor.za-przeczyć i.160Tu przerwał i począł patrzeć w oczy Powale z szacunkiem, ba! nawet z uwielbieniem, alebystro i uważnie.Ale ów, czy dlatego, że wiedział, iż zgniótłby go w dwóch palcach jak orzech, czy dlategoże duszę miał niezmiernie dobrotliwą i wesołą, roześmiał się głośno i rzekł: Ba, ja swego czasu ślubowałem księżnie burgundzkiej, ale ona wówczas miała z dziesięćroków więcej ode mnie; jeżelibyście więc, panie, chcieli twierdzić, że moja księżna nie jeststarsza od waszej panny Agnieszki, to trzeba nam będzie zaraz na koń.Usłyszawszy to de Lorche popatrzał przez chwilę w zdumieniu na pana z Taczewa, poczym twarz poczęła mu drgać i wreszcie wybuchnął i on szczerym śmiechem.A Powała pochylił się, otoczył mu biodra ramieniem, nagle podniósł go z ziemi i począłkołysać go z taką łatwością, jakby pan de Lorche był niemowlęciem. Pax! pax! rzekł jak mówi biskup Kropidło.Udaliście mi się, rycerzu, i prze Bóg, niebędziemy się potykali o żadne damy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Nie mógł jednakże do żadnego z nich od razu dostąpić, albowiem miejscowi rycerze ma-zowieccy otaczali każdego z nich ciasnym kołem wypytując się o Kraków, o dwór, o zabawy,o różne przewagi bojowe, a zarazem przypatrując się ich świetnym szatom, ich trefieniu wło-sów, których cudne zwoje polepione były białkiem dla mocy, i biorąc z nich we wszystkimwzór dworności i obyczajów.Wszelako Powała z Taczewa dojrzał Zbyszka i rozsunąwszy Mazurów zbliżył się ku nie-mu. Poznałem cię, młodzianku rzekł ściskając jego dłoń. Jakoż się miewasz i skąd się tuznalazłeś? Dla Boga! widzę, że już pas i ostrogi nosisz.Inni do siwych włosów na to czekają,ale ty widać godnie św.Jerzemu służysz. Szczęść wam Boże, szlachetny panie odrzekł Zbyszko. Gdybym najprzedniejszegoNiemca z konia zwalił, nie tak bym się ucieszył jak z tego, że was we zdrowiu oglądam. Jam też rad.A rodzic twój gdzie? Nie rodzic, jeno stryj.W niewoli ci on u Krzyżaków i z wykupem za niego jadę.159 A oważ dzieweczka, która cię nałęczką nakryła?Zbyszko nie odrzekł nic, tylko podniósł w górę oczy, które załzawiły mu się w jednejchwili, co widząc pan z Taczewa rzekł: Padół to jest łez.nic, jeno prawy padół! Ale chodzmy na ławę pod jarzęba, to mi opo-wiesz swoje rzewliwe przygody.I pociągnął go w kąt dziedzińca.Tam Zbyszko siadłszy obok niego począł mu opowiadaćo niedoli Juranda, o pochwyceniu Danusi i o tym, jako jej szukał i jako mu zmarła po odbiciu.A Powała słuchał uważnie i na przemian to zdumienie, to gniew, to zgroza, to litość odbijałymu się na obliczu.Wreszcie, gdy Zbyszko skończył, rzekł: Opowiem to królowi, panu naszemu! Ma on i tak upomnieć się u mistrza o małego Jaśkaz Kretkowa i srogiej domagać się kary na tych, którzy go porwali.A porwali dlatego, że bo-gaty i chcą wykupu.Nic to u nich na dziecko rękę podnieść.Tu zamyślił się nieco, po czym mówił dalej jakby do siebie samego: Nienasycone to plemię, gorsze od Turków i Tatarów.Bo oni w duszy i króla, i nas sięboją, a jednak od grabieży i mordów nie mogą się powstrzymać.Napadają wsie, rzezająkmieciów, topią rybaków, chwytają dzieci jako wilcy.Cóż by to było, gdyby się nie bali!.Mistrz na króla listy do obcych dworów wysyła, a w oczy mu się łasi, bo lepiej od innychnaszą potęgę rozumie.Ale przebierze się w końcu miara!I znów na chwilę ucichł, a potem położył dłoń na ramieniu Zbyszka. Powiem królowi powtórzył a w nim wre już z dawna gniew jak ukrop w garnku i te-go bądz pewien, że kara okrutna nie minie sprawców twojej niedoli. Z tych, panie, już żaden nie żywie odparł Zbyszko.A Powała spojrzał na niego z wielką przyjacielską życzliwością: Bogdajże cię! To widać swego nie darujesz.Jednemu Lichtensteinowi jeszcześ nie od-płacił, bo wiem, żeś nie mógł.Myśmy mu także w Krakowie ślubowali, ale z tym trzeba chy-ba wojny którą daj Bóg czekać, gdyż on bez pozwoleństwa mistrzowego stanąć nie może,a mistrzowi jego rozum potrzebny, dla którego ciągle go na różne dwory posyła, więc mu iniełatwo pozwoli. Pierwszej muszę stryjca wykupić. Tak.i wreszcie pytałem się o Lichtensteina.Nie ma go tu i nie będzie w Raciążku, gdyżwysłan jest do króla angielskiego po łuczników.A o stryja niech cię głowa nie boli.Gdy królalbo tutejsza księżna słowo rzekną, to z okupem nie pozwoli mistrz kręcić. Tym bardziej że mam jeńca znacznego, rycerza de Lorche, któren jest pan możny i mię-dzy nimi sławny.Rad by on się pewnie wam, panie, pokłonić i znajomość z wami uczynić, bonikt więcej nad niego nie uwielbia sławnych rycerzy.To rzekłszy skinął na pana de Lorche, któren stał w pobliżu, a ów rozpytawszy się już po-przednio, z kim Zbyszko rozmawia, zbliżył się skwapliwie, bo istotnie zapłonął chęcią po-znania tak sławnego jak Powała rycerza.Więc gdy ich Zbyszko zaznajomił, skłonił się wytworny Geldryjczyk jak najukładniej irzekł: Jeden tylko byłby większy zaszczyt, panie, od uściśnięcia waszej dłoni, a to potykać się zwami w szrankach albo w bitwie.Na to uśmiechnął się potężny rycerz z Taczewa, gdyż przy drobnym i szczupłym panu deLorche wyglądał jak góra, i rzekł: A ja tam rad, że się spotkamy jeno przy pełnych konwiach i da Bóg, nie inaczej.De Lorche zaś zawahał się nieco, a potem ozwał się jakby z pewną nieśmiałością: Gdybyście jednak, szlachetny panie, chcieli twierdzić, że panna Agnieszka z Długolasunie jest najpiękniejszą i najcnotliwszą damą w świecie.Wielki byłby dla mnie honor.za-przeczyć i.160Tu przerwał i począł patrzeć w oczy Powale z szacunkiem, ba! nawet z uwielbieniem, alebystro i uważnie.Ale ów, czy dlatego, że wiedział, iż zgniótłby go w dwóch palcach jak orzech, czy dlategoże duszę miał niezmiernie dobrotliwą i wesołą, roześmiał się głośno i rzekł: Ba, ja swego czasu ślubowałem księżnie burgundzkiej, ale ona wówczas miała z dziesięćroków więcej ode mnie; jeżelibyście więc, panie, chcieli twierdzić, że moja księżna nie jeststarsza od waszej panny Agnieszki, to trzeba nam będzie zaraz na koń.Usłyszawszy to de Lorche popatrzał przez chwilę w zdumieniu na pana z Taczewa, poczym twarz poczęła mu drgać i wreszcie wybuchnął i on szczerym śmiechem.A Powała pochylił się, otoczył mu biodra ramieniem, nagle podniósł go z ziemi i począłkołysać go z taką łatwością, jakby pan de Lorche był niemowlęciem. Pax! pax! rzekł jak mówi biskup Kropidło.Udaliście mi się, rycerzu, i prze Bóg, niebędziemy się potykali o żadne damy [ Pobierz całość w formacie PDF ]