[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po ich lewej stała na trójnogu kamera, po prawejmieli małą lodówkę, stół i zlew.Jasnozielone drzwi przy stole prowadziły dociemni.Na jedynym skrawku wolnej powierzchni, między biurkiem igablotami, na dwóch obitych stojakach stała trumna.Jej wieko spoczywało nawierzchu najbliższych szafek.- Chciałam też, żebyś na to spojrzał.Henry znowu westchnął.Chciał pomóc, ale szczerze mówiąc, nie widział jakta ich.wycieczka.może przynieść jakieś rezultaty.- Jesteś pewna, że to właściwa trumna?Vicki skrzywiła się, patrząc na nią.Nawet bez opisu Celluciego by jąrozpoznała.Zjeżyły jej się włosy na karku.Otrząsnęła się.Zaczynałarozumieć, czemu Celluci był skłonny uwierzyć w mumię.- Jestem pewna - odparła.Z rękami wepchniętymi głęboko w kieszenie Henry podszedł do trumny.Przez ciemne szkła okularów wyglądała nierzeczywiście, a wymalowane naniej węże miały kolor krwi.Bardzo znaczące - tyle że on nie miał pojęcia,czego ma szukać.Od wszechobecnego zapachu cedru swędziało go w nosie.Nagle zmarszczył brwi i pochylił się niżej.Poczuł zapach życia, tak ulotny, żetylko ktoś z jego rodzaju mógł go poczuć.Z zamkniętymi oczami wciągnął do płuc zapach wieków.Nie tyle ciało ikrew.ile przerażenie, ból, rozpacz.Nie było nad nim kamieni, lecz drewno obejmujące go tak dokładnie, że gdyoddychał, jego pierś ocierała się o deski.Wokół siebie czuł zapach ziemi.Wrzeszcząc, póki starczyło mu sił w gardle, wił się i rozpychał w wąskiejprzestrzeni.Otworzył gwałtownie oczy i odsunął się od trumny, od wspomnień własnegopochówku, kreśląc w powietrzu znak krzyża.Kiedy się odwrócił,zobaczył obserwującą go Vicki.Wyraz jej twarzy świadczył o tym, żewidziała jego reakcję.- No i?- Coś było tu uwięzione przez długi czas.- Coś ludzkiego?Wzruszył ramionami.Doświadczenie wstrząsnęło nim bardziej, niż byłskłonny przyznać.- Było ludzkie, kiedy zamknęli wieko.Skoro przez te wszystkie latazachowało świadomość, to Bóg jeden wie, czym jest teraz.Vicki w zamyśleniu pokiwała głową i Henry uświadomił sobie, że nie tylkowidziała jego reakcję, ale spodziewała się jej.- Po to byłem ci tu potrzebny.- Opowiedziałjej o swoim pochówku w dniu, kiedy wyznał jej, jak został wampirem.Znowu kiwnęła głową, nie zauważając jego rosnącego gniewu.- Powtarzasz, że masz bardziej wyostrzone zmysły, więc uznałam, że jeśliktoś czy coś było tu przez trzy tysiące lat, zdołasz to wyczuć.- Wykorzystałaś mnie.Vicki, zaskoczona jego furią, mimowolnie zrobiła krok w tył.- O czym ty mówisz? - wykrztusiła przez zaciśnięte ze strachu gardło.-Założyłam, że będziesz mógł wyczuć.- i nagle zrozumiała.- Wiesz, że nie bez powodu większość wampirów wywodzi się ze szlachty.Zkrypty po prostu łatwiej powstać.Mnie pochowano porządnie i głęboko, także Christinie trzy dni zajęło znalezienie grobu i odkopanie mnie.Oblizała wargi i chociaż instynkt podpowiadał jej, żeby uciekała, stała wmiejscu.- Henry, nie pomyślałam o twoim pochówku.Nie chodziło mi o emocjonalnąreakcję, tylko o fizyczną.Jezu, Henry.- Oparła dłonie na jego piersi, czując, żesama zaczyna się złościć.- Najgorszemu wrogowi bym tego nie zafundowała,a już na pewno nie przyjacielowi!Słowa przebiły się przez czerwoną mgłę i Henry pojął, że musi jej uwierzyć.Był roztrzęsiony, przeraziło go, jak blisko był uwolnienia bestii.- Vicki.przepraszam.- W porządku.- Jego policzek był gładki i chłodny.Wyglądał, jakby bardziejprzestraszył siebie niż ją.- Wszyscy mamy drzwi, których lepiej nie otwierać.- A jakie ty masz? - zapytał, przywdziewając na powrót maskę człowiekacywilizowanego.- O tym nie mamy czasu teraz mówić - prych-nęła Vicki.- Za jakieś dwanaściegodzin wrócą tu ludzie.- Skinęła głową w stronę drzwi, przypominając sobie,w jakim ostatnio Henry był napięciu, i pragnąc, by incydent jak najszybciejposzedł w zapomnienie.- Lepiej chodzmy pomyszkować w biurach.Tomiejsce powiedziało nam już wszystko, co mogło.*Henry stał przy oknie jednego z biur i wygląda! na ulicę.Powinien byłwiedzieć, że Vicki nigdy by go tak nie wykorzystała - wyzyskałaby jegozdolności, ale nie lęki.Przez codzienne budzenie się z obrazem słońca podpowiekami chodził mocno podenerwowany, a wspomnienie pochówkusprawiło, że niemal przekroczył granicę.Zaczął się zastanawiać, ile jeszczebędzie takich wspomnień.W ciągu czterystu pięćdziesięciu lat nazbierało sięich sporo.Może ten obraz był wskazówką, że jego czas dobiega kresu, zaproszeniem, byskończył w czystszy sposób, zanim całkiem straci siebie.A jeśli miał wybór,wybierał ogień.- Auć.!Henry musiał ukryć uśmiech, gdy Vicki nadziała się udem na róg biurkadoktora Raxa.Myśli o śmierci chwilowo musiały ustąpić miejsca życiowymproblemom.Kiedy Vicki zapaliła stojącą na biurku lampkę, odsunął się odokna.- Jesteś pewna, że to bezpieczne?- Oczywiście - powiedziała, rozcierając udo i mrugając niczym sowa.- Jeśliktoś zobaczy światło, założy, że ktoś tu pracuje do pózna.Ale jeśli zobaczypromień latarki - urwała i zaczęła grzebać w torebce - założy, że to włamanie.- Uczą tego w akademii policyjnej?- Raczej nie.Kiedy nosiłam mundur, notoryczny przestępca zwany Aasicąkontynuował moją edukację.- Nie wbijał sobie w ten sposób noża w plecy? -zapytał Henry, podchodzącdo biurka.- Zdradzał przecież policji swoje sekrety.- Aasica nie był taki zły.Miał po prostu płynną definicję własności prywatnej.- Usiadła i rozejrzała się po blacie biurka.- No i co my tu mamy.- Czego szukasz?- Powiem ci, kiedy.no proszę! - Gruba książka wystająca z półki miała kilkastron wymiętych, zupełnie jakby ją upuszczono, a potem zatrzaśnięto, nietroszcząc się o jej stan.- Starożytni bogowie Egiptu", wydanie trzecie.-Otworzyła książkę na wymiętych stronach i ustawiła tuż pod lampką,spoglądając krzywo na niemożliwe do wymówienia imiona.- Ciekawe, czydoktor Rax szukał tu czegoś tej nocy, kiedy umarł.- Czy jest tam ilustracja, która wygląda jak to? Henry podał jej kalendarz.Napierwszej stronie była data dziewiętnastego pazdziernika.Doktor Rax niedożył do dwudziestego.Vicki zmrużyła oczy, by przyjrzeć się rysunkowi pod tą datą.Wyglądał nadziwne zestawienie ciała jelenia i ptasiej głowy.Zajrzała do książki.- Tu jest.Całkiem podobny mu wyszedł, jeśli rysował go z pamięci.Achech?.Temu gościowi przydałaby się jeszcze z jedna samogłoska.- Potarła dłoniąkark.Zorientowała się, że szuka wzrokiem Henry'ego, żeby się uspokoić.Poczuła się jak głupia, kiedy uświadomiła sobie, że stoi poza jej ograniczo-nym polem widzenia, i pochyliła głowę nad książką.- Achech,predynastyczny bóg Górnego Egiptu,który po wchłonięciu przez religię najezdzców stał się formą złego bogaSeta.".Kurwa! - Zatrzasnęła książkę i siedziała nieruchomo, dysząc ciężko,wpatrzona w coś, czego Henry nie widział [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Po ich lewej stała na trójnogu kamera, po prawejmieli małą lodówkę, stół i zlew.Jasnozielone drzwi przy stole prowadziły dociemni.Na jedynym skrawku wolnej powierzchni, między biurkiem igablotami, na dwóch obitych stojakach stała trumna.Jej wieko spoczywało nawierzchu najbliższych szafek.- Chciałam też, żebyś na to spojrzał.Henry znowu westchnął.Chciał pomóc, ale szczerze mówiąc, nie widział jakta ich.wycieczka.może przynieść jakieś rezultaty.- Jesteś pewna, że to właściwa trumna?Vicki skrzywiła się, patrząc na nią.Nawet bez opisu Celluciego by jąrozpoznała.Zjeżyły jej się włosy na karku.Otrząsnęła się.Zaczynałarozumieć, czemu Celluci był skłonny uwierzyć w mumię.- Jestem pewna - odparła.Z rękami wepchniętymi głęboko w kieszenie Henry podszedł do trumny.Przez ciemne szkła okularów wyglądała nierzeczywiście, a wymalowane naniej węże miały kolor krwi.Bardzo znaczące - tyle że on nie miał pojęcia,czego ma szukać.Od wszechobecnego zapachu cedru swędziało go w nosie.Nagle zmarszczył brwi i pochylił się niżej.Poczuł zapach życia, tak ulotny, żetylko ktoś z jego rodzaju mógł go poczuć.Z zamkniętymi oczami wciągnął do płuc zapach wieków.Nie tyle ciało ikrew.ile przerażenie, ból, rozpacz.Nie było nad nim kamieni, lecz drewno obejmujące go tak dokładnie, że gdyoddychał, jego pierś ocierała się o deski.Wokół siebie czuł zapach ziemi.Wrzeszcząc, póki starczyło mu sił w gardle, wił się i rozpychał w wąskiejprzestrzeni.Otworzył gwałtownie oczy i odsunął się od trumny, od wspomnień własnegopochówku, kreśląc w powietrzu znak krzyża.Kiedy się odwrócił,zobaczył obserwującą go Vicki.Wyraz jej twarzy świadczył o tym, żewidziała jego reakcję.- No i?- Coś było tu uwięzione przez długi czas.- Coś ludzkiego?Wzruszył ramionami.Doświadczenie wstrząsnęło nim bardziej, niż byłskłonny przyznać.- Było ludzkie, kiedy zamknęli wieko.Skoro przez te wszystkie latazachowało świadomość, to Bóg jeden wie, czym jest teraz.Vicki w zamyśleniu pokiwała głową i Henry uświadomił sobie, że nie tylkowidziała jego reakcję, ale spodziewała się jej.- Po to byłem ci tu potrzebny.- Opowiedziałjej o swoim pochówku w dniu, kiedy wyznał jej, jak został wampirem.Znowu kiwnęła głową, nie zauważając jego rosnącego gniewu.- Powtarzasz, że masz bardziej wyostrzone zmysły, więc uznałam, że jeśliktoś czy coś było tu przez trzy tysiące lat, zdołasz to wyczuć.- Wykorzystałaś mnie.Vicki, zaskoczona jego furią, mimowolnie zrobiła krok w tył.- O czym ty mówisz? - wykrztusiła przez zaciśnięte ze strachu gardło.-Założyłam, że będziesz mógł wyczuć.- i nagle zrozumiała.- Wiesz, że nie bez powodu większość wampirów wywodzi się ze szlachty.Zkrypty po prostu łatwiej powstać.Mnie pochowano porządnie i głęboko, także Christinie trzy dni zajęło znalezienie grobu i odkopanie mnie.Oblizała wargi i chociaż instynkt podpowiadał jej, żeby uciekała, stała wmiejscu.- Henry, nie pomyślałam o twoim pochówku.Nie chodziło mi o emocjonalnąreakcję, tylko o fizyczną.Jezu, Henry.- Oparła dłonie na jego piersi, czując, żesama zaczyna się złościć.- Najgorszemu wrogowi bym tego nie zafundowała,a już na pewno nie przyjacielowi!Słowa przebiły się przez czerwoną mgłę i Henry pojął, że musi jej uwierzyć.Był roztrzęsiony, przeraziło go, jak blisko był uwolnienia bestii.- Vicki.przepraszam.- W porządku.- Jego policzek był gładki i chłodny.Wyglądał, jakby bardziejprzestraszył siebie niż ją.- Wszyscy mamy drzwi, których lepiej nie otwierać.- A jakie ty masz? - zapytał, przywdziewając na powrót maskę człowiekacywilizowanego.- O tym nie mamy czasu teraz mówić - prych-nęła Vicki.- Za jakieś dwanaściegodzin wrócą tu ludzie.- Skinęła głową w stronę drzwi, przypominając sobie,w jakim ostatnio Henry był napięciu, i pragnąc, by incydent jak najszybciejposzedł w zapomnienie.- Lepiej chodzmy pomyszkować w biurach.Tomiejsce powiedziało nam już wszystko, co mogło.*Henry stał przy oknie jednego z biur i wygląda! na ulicę.Powinien byłwiedzieć, że Vicki nigdy by go tak nie wykorzystała - wyzyskałaby jegozdolności, ale nie lęki.Przez codzienne budzenie się z obrazem słońca podpowiekami chodził mocno podenerwowany, a wspomnienie pochówkusprawiło, że niemal przekroczył granicę.Zaczął się zastanawiać, ile jeszczebędzie takich wspomnień.W ciągu czterystu pięćdziesięciu lat nazbierało sięich sporo.Może ten obraz był wskazówką, że jego czas dobiega kresu, zaproszeniem, byskończył w czystszy sposób, zanim całkiem straci siebie.A jeśli miał wybór,wybierał ogień.- Auć.!Henry musiał ukryć uśmiech, gdy Vicki nadziała się udem na róg biurkadoktora Raxa.Myśli o śmierci chwilowo musiały ustąpić miejsca życiowymproblemom.Kiedy Vicki zapaliła stojącą na biurku lampkę, odsunął się odokna.- Jesteś pewna, że to bezpieczne?- Oczywiście - powiedziała, rozcierając udo i mrugając niczym sowa.- Jeśliktoś zobaczy światło, założy, że ktoś tu pracuje do pózna.Ale jeśli zobaczypromień latarki - urwała i zaczęła grzebać w torebce - założy, że to włamanie.- Uczą tego w akademii policyjnej?- Raczej nie.Kiedy nosiłam mundur, notoryczny przestępca zwany Aasicąkontynuował moją edukację.- Nie wbijał sobie w ten sposób noża w plecy? -zapytał Henry, podchodzącdo biurka.- Zdradzał przecież policji swoje sekrety.- Aasica nie był taki zły.Miał po prostu płynną definicję własności prywatnej.- Usiadła i rozejrzała się po blacie biurka.- No i co my tu mamy.- Czego szukasz?- Powiem ci, kiedy.no proszę! - Gruba książka wystająca z półki miała kilkastron wymiętych, zupełnie jakby ją upuszczono, a potem zatrzaśnięto, nietroszcząc się o jej stan.- Starożytni bogowie Egiptu", wydanie trzecie.-Otworzyła książkę na wymiętych stronach i ustawiła tuż pod lampką,spoglądając krzywo na niemożliwe do wymówienia imiona.- Ciekawe, czydoktor Rax szukał tu czegoś tej nocy, kiedy umarł.- Czy jest tam ilustracja, która wygląda jak to? Henry podał jej kalendarz.Napierwszej stronie była data dziewiętnastego pazdziernika.Doktor Rax niedożył do dwudziestego.Vicki zmrużyła oczy, by przyjrzeć się rysunkowi pod tą datą.Wyglądał nadziwne zestawienie ciała jelenia i ptasiej głowy.Zajrzała do książki.- Tu jest.Całkiem podobny mu wyszedł, jeśli rysował go z pamięci.Achech?.Temu gościowi przydałaby się jeszcze z jedna samogłoska.- Potarła dłoniąkark.Zorientowała się, że szuka wzrokiem Henry'ego, żeby się uspokoić.Poczuła się jak głupia, kiedy uświadomiła sobie, że stoi poza jej ograniczo-nym polem widzenia, i pochyliła głowę nad książką.- Achech,predynastyczny bóg Górnego Egiptu,który po wchłonięciu przez religię najezdzców stał się formą złego bogaSeta.".Kurwa! - Zatrzasnęła książkę i siedziała nieruchomo, dysząc ciężko,wpatrzona w coś, czego Henry nie widział [ Pobierz całość w formacie PDF ]