[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Peter Olsen pojechał do Kopenhagi razem ze swoim nosem i poza stwierdzeniem, żeprawdopodobnie znał Alicję i był u niej z wizytą, kiedy jeszcze żyła, nic się o nim nie dałopowiedzieć.Wizyty u Alicji nie można było, niestety, określić mianem przestępstwa.Subtelnie, ostrożnie i z niezwykłą dbałością o całość pozostałych mi jeszcze klepekdopytywałam się o szczegóły poszukiwania zwłok Alicji.Byłam o tym informowana nadwyraz niechętnie i raczej niezbyt dokładnie.Intensywna działalność majora w tej dziedziniejak dotąd dała tylko jeden rezultat, a mianowicie pełne skruchy wyznanie ciecia, który miałnocny dyżur w prosektorium następnego dnia po morderstwie.Otrzymał on od jakiegoścałkowicie mu nie znanego człowieka pół litra myśliwskiej z prośbą o niezwłoczne wypiciezdrowia nieboszczyków.Ofiarodawcy jakoś szczególnie zależało na zdrowiu nieboszczykówaktualnie zajmujących miejsce w kostnicy.Uprzejmy cieć prośbę spełnił, a w dwadzieściagodzin pózniej jeszcze się go nie można było dobudzić.Pozostała w butelce resztka mogłabez trudu uśpić cały personel Zakładu Medycyny Sądowej.Dowiedziałam się też, że Gunnar jednak był w Warszawie i major usiłował nawetpołączyć te dwa wydarzenia, nic mu jednak z tego nie przyszło.Rysopis Gunnara w żadensposób nie odpowiadał rysopisowi ofiarodawcy myśliwskiej, a w dodatku Gunnar w ogóledziwnie mało interesował się tragedią narzeczonej.Znacznie więcej interesował się jejsamochodem, stojącym w wynajętym garażu.Natychmiast po przyjezdzie, to znaczy w dwadni po morderstwie, zabrał go stamtąd, posługując się upoważnieniem na użytkowanie tegopojazdu, wystawionym przez Alicję jeszcze przed kilkoma miesiącami i wkrótce potem razemz pojazdem opuścił granice Polski.Z nikim nie rozmawiał, z nikim się nie widział, mieszkałw hotelu, w którym go w ogóle na oczy nie oglądano i tylko dwukrotnie złożył wizytę siostrzeAlicji, gawędząc z nią beztrosko o pogodzie.Wyglądało to tak, jakby przyjechał wyłącznie posamochód, przemyślnie usuwając go z zasięgu działania spadkobierców.Okropnie towszystko razem nie pasowało do Gunnara i zdumiało mnie niewymownie.W napadzie szału major rzucił podejrzenie na cały personel prosektorium, przesłuchałwszystkich, kto mu tylko wpadł w ręce, przeszukał kostnice wszystkich warszawskich szpitalii cmentarzy i zwiedził szczegółowo mieszkania bliższych i dalszych znajomych Alicji wkomplecie.Brak pożądanych rezultatów nasunął mu wreszcie straszną myśl, że kradzież byładziełem wariata.- Z wariatami jest zawsze najgorzej - stwierdził Diabeł z najwyższą niechęcią.Paszport miałam dostać lada dzień.Z osób, znajdujących się w moim spisie, wybrałamsobie Leszka Krzyżanowskiego i udałam się do niego na rozmowę.Ciekawiła mnie jegozeszłoroczna podróż do Danii, bo słyszałam o niej jakieś dziwne rzeczy i chciałam siędowiedzieć szczegółów.Byłam w niejakiej rozterce, bo z jednej strony, zgodnie z niewątpliwymi intencjamiAlicji, gdyby był zamieszany w aferę, powinnam go uprzedzić o czyhającym nańniebezpieczeństwie.Z drugiej znów nie mogłam przecież zdradzać tajemnic władz śledczychi ostrzegać przestępców.Z trzeciej zaś dziwnie się go jakoś nie bałam, chociaż w myślwłasnych wniosków powinnam była się bać.W rezultacie powiedziałam:- Panie Leszku, niech pan się szybko zastanowi.Jeżeli ma pan coś na sumieniu, tomoże ja sobie od razu pójdę, bo lepiej, żeby pan ze mną nie rozmawiał.No?W odpowiedzi Leszek zaprosił mnie do pokoju i poczęstował kawą.Obowiązekwobec niego uznałam za spełniony.Swój ostatni rejs do Danii wspominał bez przyjemności, ale też i bez podejrzanychoporów.Był kapitanem jachtu, który prócz niego posiadał jedenaście osób załogi.Z owychjedenastu tylko dziesięciu wróciło żywych, jedenasty bowiem utopił się w drodze powrotnej,tajemniczym sposobem wyleciawszy w nocy za burtę.Utopił się pomimo umiejętnościpływania i wyłowiono go po chwili już martwego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Peter Olsen pojechał do Kopenhagi razem ze swoim nosem i poza stwierdzeniem, żeprawdopodobnie znał Alicję i był u niej z wizytą, kiedy jeszcze żyła, nic się o nim nie dałopowiedzieć.Wizyty u Alicji nie można było, niestety, określić mianem przestępstwa.Subtelnie, ostrożnie i z niezwykłą dbałością o całość pozostałych mi jeszcze klepekdopytywałam się o szczegóły poszukiwania zwłok Alicji.Byłam o tym informowana nadwyraz niechętnie i raczej niezbyt dokładnie.Intensywna działalność majora w tej dziedziniejak dotąd dała tylko jeden rezultat, a mianowicie pełne skruchy wyznanie ciecia, który miałnocny dyżur w prosektorium następnego dnia po morderstwie.Otrzymał on od jakiegoścałkowicie mu nie znanego człowieka pół litra myśliwskiej z prośbą o niezwłoczne wypiciezdrowia nieboszczyków.Ofiarodawcy jakoś szczególnie zależało na zdrowiu nieboszczykówaktualnie zajmujących miejsce w kostnicy.Uprzejmy cieć prośbę spełnił, a w dwadzieściagodzin pózniej jeszcze się go nie można było dobudzić.Pozostała w butelce resztka mogłabez trudu uśpić cały personel Zakładu Medycyny Sądowej.Dowiedziałam się też, że Gunnar jednak był w Warszawie i major usiłował nawetpołączyć te dwa wydarzenia, nic mu jednak z tego nie przyszło.Rysopis Gunnara w żadensposób nie odpowiadał rysopisowi ofiarodawcy myśliwskiej, a w dodatku Gunnar w ogóledziwnie mało interesował się tragedią narzeczonej.Znacznie więcej interesował się jejsamochodem, stojącym w wynajętym garażu.Natychmiast po przyjezdzie, to znaczy w dwadni po morderstwie, zabrał go stamtąd, posługując się upoważnieniem na użytkowanie tegopojazdu, wystawionym przez Alicję jeszcze przed kilkoma miesiącami i wkrótce potem razemz pojazdem opuścił granice Polski.Z nikim nie rozmawiał, z nikim się nie widział, mieszkałw hotelu, w którym go w ogóle na oczy nie oglądano i tylko dwukrotnie złożył wizytę siostrzeAlicji, gawędząc z nią beztrosko o pogodzie.Wyglądało to tak, jakby przyjechał wyłącznie posamochód, przemyślnie usuwając go z zasięgu działania spadkobierców.Okropnie towszystko razem nie pasowało do Gunnara i zdumiało mnie niewymownie.W napadzie szału major rzucił podejrzenie na cały personel prosektorium, przesłuchałwszystkich, kto mu tylko wpadł w ręce, przeszukał kostnice wszystkich warszawskich szpitalii cmentarzy i zwiedził szczegółowo mieszkania bliższych i dalszych znajomych Alicji wkomplecie.Brak pożądanych rezultatów nasunął mu wreszcie straszną myśl, że kradzież byładziełem wariata.- Z wariatami jest zawsze najgorzej - stwierdził Diabeł z najwyższą niechęcią.Paszport miałam dostać lada dzień.Z osób, znajdujących się w moim spisie, wybrałamsobie Leszka Krzyżanowskiego i udałam się do niego na rozmowę.Ciekawiła mnie jegozeszłoroczna podróż do Danii, bo słyszałam o niej jakieś dziwne rzeczy i chciałam siędowiedzieć szczegółów.Byłam w niejakiej rozterce, bo z jednej strony, zgodnie z niewątpliwymi intencjamiAlicji, gdyby był zamieszany w aferę, powinnam go uprzedzić o czyhającym nańniebezpieczeństwie.Z drugiej znów nie mogłam przecież zdradzać tajemnic władz śledczychi ostrzegać przestępców.Z trzeciej zaś dziwnie się go jakoś nie bałam, chociaż w myślwłasnych wniosków powinnam była się bać.W rezultacie powiedziałam:- Panie Leszku, niech pan się szybko zastanowi.Jeżeli ma pan coś na sumieniu, tomoże ja sobie od razu pójdę, bo lepiej, żeby pan ze mną nie rozmawiał.No?W odpowiedzi Leszek zaprosił mnie do pokoju i poczęstował kawą.Obowiązekwobec niego uznałam za spełniony.Swój ostatni rejs do Danii wspominał bez przyjemności, ale też i bez podejrzanychoporów.Był kapitanem jachtu, który prócz niego posiadał jedenaście osób załogi.Z owychjedenastu tylko dziesięciu wróciło żywych, jedenasty bowiem utopił się w drodze powrotnej,tajemniczym sposobem wyleciawszy w nocy za burtę.Utopił się pomimo umiejętnościpływania i wyłowiono go po chwili już martwego [ Pobierz całość w formacie PDF ]