[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mama Ludmiła nie pozwalała mi uczestniczyć w tych spotkaniachi moja ciekawość do dziś pozostała niezaspokojona, bo gdy wróciłem do Wałbrzycha iotworzyłem sklep, kociary pojawiły się od razu, ale niczego się od nich nie dowiedziałem. Zostań, gdzie jesteś, chłopaku powiedziała mi jedna z nich, podobna do MariiKocierzyńskiej, gdy odławiałem młode skalary. Tutaj? zapytałem na wszelki wypadek.Potwierdziła, choć brzmiało to raczej jak miauknięcie.Zostałem.Mieszkanko za weneckim lustrem, które kiedyś dzieliłem z mamą Ludmiłą, a doktórego dziś mam zaszczyt zaprosić was na poczęstunek, znów stało się moim domem.Pokój,którego nie ma, od dawna pozostawał opuszczony.Mama Ludmiła zamknęła interes z bólemserca, bo gdy upadł dawny ustrój, pojawiła się plotka, że była donosicielką,współpracowniczką SB o pseudonimie Słonina.Zarzucono jej w lokalnej prasie, że czerpałazyski z nierządu, a przy okazji sporządzała materiały do teczki, podobno wszędzie byłypodsłuchy.Bardzo ją to bolało, zwłaszcza pseudonim Słonina, tak obrazliwy w przypadkukobiety podobnej do Elizabeth Taylor.Mama Ludmiła nie była więc zadowolona ztransformacji. To był porządny ustrój! wspominała z nostalgią komunę i czasy prosperityswojego lokalu.Poza tym martwiła się o moją przyszłość.Synowskie zainteresowanie życiemzwierząt i pasja do majsterkowania nie budziły jej entuzjazmu.Wzdychała tylko, gdypatrzyłem na program Adam Słodowego i robiłem notatki.Nie byłem udanym synem dla takprzedsiębiorczej kobiety.Dziura w czole wykluczała mnie ze sportowej i intelektualnejczołówki męskiego gatunku.Szybko ogarniało mnie zmęczenie i łatwo zapominałem, czegosię nauczyłem. Ty nic dla siebie nigdy nie urwiesz, synku martwiła się mama Ludmiła. Jaosobiście bardziej bym wolała, żebyś nie miał tych swoich hobby.Faszerowała mnie jak gęś: metodycznie i bez litości.Miała zamiar napchać mnie nazapas, z którego będę żył, gdy jej zabraknie.Posiłek musiał opierać się na mięsie. Synku,jakby Pan Bóg chciał, żeby ludzie jedli trawę, dałby nam cztery żołądki.A ile człowiek mażołądków? pytała. Jeden odpowiadałem pokonany, a ona wtedy z satysfakcją kończyła: Właśnie!.Dostawałem na drugie śniadanie kanapki z mięsem wielkości odpowiedniej dlazawodnika sumo i jeśli wcześniej w drodze do szkoły nie spotkałem głodnej kociary, psa albokota, zamieniałem się z innymi dziećmi na bułki z serem albo dżemem.Dzięki temucieszyłem się w klasie pewną popularnością.Nie wiem, czy pamiętasz, Alicjo, ale z tobą teżkiedyś zrobiłem interes.Nie miałaś drugiego śniadania i zaproponowałaś mi w zamianhistorię.Jadłaś moją bułkę z kotletem schabowym wielkim jak beret i jednocześnie wciskałaśmi najbardziej niewiarygodną opowieść o perłach księżnej Daisy, o wnuku Hitlera, który maszklane oko i jest wałbrzyskim zegarmistrzem, i jak zechcę, to mnie do niego zaprowadzisz.Gdyby mama Ludmiła o tym wiedziała! Była kobietą o niewzruszonych priorytetach.Na pierwszym miejscu u matki Ludmiły było jedzenie i interesy, dzięki którym możnajedzenie zdobyć, na drugim Bóg.Do końca pozostała osobą głęboko religijną, a szczególnąatencją darzyła spowiedz.Grzechy wyznawała tylko księżom nieznajomym i nigdy dwa razytemu samemu. Dlaczego? chciałem wiedzieć. Synku, jak dorośniesz, to zrozumiesz, żekobieta musi przejść przez piekło, by stać się aniołem.W mojej pamięci spowiedzi matkiLudmiły, mój wypadek, jej uzbrojona w tasak ręka w jakiś sposób łączą się, ale nie potrafiętego związku zrozumieć.Jezdziliśmy do różnych miast na Dolnym Zląsku, a mama Ludmiłakierowała się systemem, którego nie udało mi się rozszyfrować.W niedzielny poranekmówiła: no to wypada, że dziś, synku, pojedziemy do Zwidnicy.Nigdy jednak niewiedziałem, jakie miasto będzie następne, Legnica, Kłodzko czy może znów Wrocław, któryz racji liczby kościołów powtarzał się wiele razy w naszych wyprawach.Mama Ludmiłazawsze ubierała się wówczas wyjściowo i z taką samą troską stroiła mnie.Po przyjezdzieszliśmy najpierw do kościoła, a tam mama Ludmiła obchodziła konfesjonały i starała sięwybadać, czy siedzący w budce spowiednik jest młody i czy nie za chudy.Nieraz dopiero potrzech kółkach podejmowała decyzję i usadawiała się na końcu kolejki grzeszników.Alezdarzało się, że żaden ksiądz jej się nie podobał i musieliśmy szukać innego kościoła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Mama Ludmiła nie pozwalała mi uczestniczyć w tych spotkaniachi moja ciekawość do dziś pozostała niezaspokojona, bo gdy wróciłem do Wałbrzycha iotworzyłem sklep, kociary pojawiły się od razu, ale niczego się od nich nie dowiedziałem. Zostań, gdzie jesteś, chłopaku powiedziała mi jedna z nich, podobna do MariiKocierzyńskiej, gdy odławiałem młode skalary. Tutaj? zapytałem na wszelki wypadek.Potwierdziła, choć brzmiało to raczej jak miauknięcie.Zostałem.Mieszkanko za weneckim lustrem, które kiedyś dzieliłem z mamą Ludmiłą, a doktórego dziś mam zaszczyt zaprosić was na poczęstunek, znów stało się moim domem.Pokój,którego nie ma, od dawna pozostawał opuszczony.Mama Ludmiła zamknęła interes z bólemserca, bo gdy upadł dawny ustrój, pojawiła się plotka, że była donosicielką,współpracowniczką SB o pseudonimie Słonina.Zarzucono jej w lokalnej prasie, że czerpałazyski z nierządu, a przy okazji sporządzała materiały do teczki, podobno wszędzie byłypodsłuchy.Bardzo ją to bolało, zwłaszcza pseudonim Słonina, tak obrazliwy w przypadkukobiety podobnej do Elizabeth Taylor.Mama Ludmiła nie była więc zadowolona ztransformacji. To był porządny ustrój! wspominała z nostalgią komunę i czasy prosperityswojego lokalu.Poza tym martwiła się o moją przyszłość.Synowskie zainteresowanie życiemzwierząt i pasja do majsterkowania nie budziły jej entuzjazmu.Wzdychała tylko, gdypatrzyłem na program Adam Słodowego i robiłem notatki.Nie byłem udanym synem dla takprzedsiębiorczej kobiety.Dziura w czole wykluczała mnie ze sportowej i intelektualnejczołówki męskiego gatunku.Szybko ogarniało mnie zmęczenie i łatwo zapominałem, czegosię nauczyłem. Ty nic dla siebie nigdy nie urwiesz, synku martwiła się mama Ludmiła. Jaosobiście bardziej bym wolała, żebyś nie miał tych swoich hobby.Faszerowała mnie jak gęś: metodycznie i bez litości.Miała zamiar napchać mnie nazapas, z którego będę żył, gdy jej zabraknie.Posiłek musiał opierać się na mięsie. Synku,jakby Pan Bóg chciał, żeby ludzie jedli trawę, dałby nam cztery żołądki.A ile człowiek mażołądków? pytała. Jeden odpowiadałem pokonany, a ona wtedy z satysfakcją kończyła: Właśnie!.Dostawałem na drugie śniadanie kanapki z mięsem wielkości odpowiedniej dlazawodnika sumo i jeśli wcześniej w drodze do szkoły nie spotkałem głodnej kociary, psa albokota, zamieniałem się z innymi dziećmi na bułki z serem albo dżemem.Dzięki temucieszyłem się w klasie pewną popularnością.Nie wiem, czy pamiętasz, Alicjo, ale z tobą teżkiedyś zrobiłem interes.Nie miałaś drugiego śniadania i zaproponowałaś mi w zamianhistorię.Jadłaś moją bułkę z kotletem schabowym wielkim jak beret i jednocześnie wciskałaśmi najbardziej niewiarygodną opowieść o perłach księżnej Daisy, o wnuku Hitlera, który maszklane oko i jest wałbrzyskim zegarmistrzem, i jak zechcę, to mnie do niego zaprowadzisz.Gdyby mama Ludmiła o tym wiedziała! Była kobietą o niewzruszonych priorytetach.Na pierwszym miejscu u matki Ludmiły było jedzenie i interesy, dzięki którym możnajedzenie zdobyć, na drugim Bóg.Do końca pozostała osobą głęboko religijną, a szczególnąatencją darzyła spowiedz.Grzechy wyznawała tylko księżom nieznajomym i nigdy dwa razytemu samemu. Dlaczego? chciałem wiedzieć. Synku, jak dorośniesz, to zrozumiesz, żekobieta musi przejść przez piekło, by stać się aniołem.W mojej pamięci spowiedzi matkiLudmiły, mój wypadek, jej uzbrojona w tasak ręka w jakiś sposób łączą się, ale nie potrafiętego związku zrozumieć.Jezdziliśmy do różnych miast na Dolnym Zląsku, a mama Ludmiłakierowała się systemem, którego nie udało mi się rozszyfrować.W niedzielny poranekmówiła: no to wypada, że dziś, synku, pojedziemy do Zwidnicy.Nigdy jednak niewiedziałem, jakie miasto będzie następne, Legnica, Kłodzko czy może znów Wrocław, któryz racji liczby kościołów powtarzał się wiele razy w naszych wyprawach.Mama Ludmiłazawsze ubierała się wówczas wyjściowo i z taką samą troską stroiła mnie.Po przyjezdzieszliśmy najpierw do kościoła, a tam mama Ludmiła obchodziła konfesjonały i starała sięwybadać, czy siedzący w budce spowiednik jest młody i czy nie za chudy.Nieraz dopiero potrzech kółkach podejmowała decyzję i usadawiała się na końcu kolejki grzeszników.Alezdarzało się, że żaden ksiądz jej się nie podobał i musieliśmy szukać innego kościoła [ Pobierz całość w formacie PDF ]