[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To zajmujące. Tak.Dla ciebie.Ale ja mam już inne zainteresowanianiż ty.Ty patrzysz sobie na tych staruszków tu wskazał nazgarbionego klubowca o obwisłej wardze, który, ledwosuwając nogami w miękkim obuwiu, szedł na ich spotkanie i myślisz, że oni się urodzili w postaci takich burchli*. Jak to burchli? A widzisz, nawet nie znasz tej nazwy: to nasze kluboweprzezwisko.Wiesz, gdy się na Wielkanoc tacza jajka*, to ztych, które się wiele razy przetoczy, robi się wreszcieburchel.Tak samo bywa z nami: jezdzi sobie człowiek doklubu i jezdzi, aż w końcu staje się ramolem.Właśnie, ty sięśmiejesz, a ja i mnie podobni raz po raz patrzymy po sobie kiedy to i nas zaliczą do burchli.Czy znasz księciaCzeczeńskiego? spytał teść i Lewin poznał z jego miny, żema zamiar opowiedzieć coś zabawnego.* Burchel jajko w miękkiej skorupce.* Zgodnie z ludową tradycją w czwartek lub w niedzielę powielkanocną nagrobach zmarłych urządzano uczty z resztek święconego.Między innymipodczas tych uczt istniał zwyczaj taczania jajek.999 Nie znam go. Co takiego? Jak można nie znać znanego księciaCzeczeńskiego! No, ale mniejsza o to.Otóż on stale grywa wbilard.Trzy lata temu jeszcze nie należał do ramolów itrzymał się ostro; innych nazywał burchlami.Ale razupewnego przyjeżdża do klubu, a nasz portier& wiesz Wasilij? No, ten grubas.To wielki dowcipniś.Otóż pyta gosię Czeczeński: ,,I cóż, Wasilij, czy ten a ten przyjechał? Aczy z burchli któryś jest? A ten mu na to: Książę pan jesttrzeci. Tak, bratku, tak!Rozmawiając i witając się ze spotykanymi znajomymiLewin przeszedł z teściem przez wszystkie pokoje: wielki,gdzie już rozstawione były stoły i gdzie stali partnerzy grali oniewielkie stawki; palarnię, gdzie grano w szachy i gdziezastali rozmawiającego z kimś Koznyszewa; bilardowy, gdziew niszy, wokół kanapy, zebrała się przy szampanie wesołakompania, do której należał Gagin.Zajrzeli i do infernum,gdzie przy stole, za którym już zajął miejsce Jaszwin,tłoczyło się wielu poniterujących*.Potem przeszli, starając sięstąpać po cichu, do ciemnej czytelni, w której pod lampamizaopatrzonymi w abażury siedzieli: młody człowiek zgniewną miną chwytający dzienniki jeden po drugim orazłysy generał zagłębiony w czytaniu.Weszli także do pokoju,który stary książę nazywał pokojem inteligentnym: w pokojutym trzech panów gorąco dyskutowało na temat ostatniejnowiny politycznej. Prosimy księcia: już wszystko gotowe powiedziałjeden z jego partnerów odnajdując go i stary Szczerbackiodszedł z nim razem.Lewin trochę posiedział przysłuchującsię, ale przypomniały mu się poranne rozmowy i poczuł naglestraszliwą nudę; wstał więc pośpiesznie i poszedł szukać* Paniterować stawiać pieniądze na kartę przeciw trzymającemu bank.1000Obłońskiego, z którym się dobrze bawił.Turowcyn siedział z kuflem jakiegoś napitku na wysokiejkanapie w sali bilardowej, a Obłoński z Wrońskimrozmawiali o czymś w oddalonym kącie pokoju przydrzwiach. Ona nie tyle się nudzi, ile ta nieokreśloność, taniepewność sytuacji& dosłyszał Lewin i chciał się szybkowycofać, lecz Stiepan Arkadjicz przywołał go bliżej. Lewin! powiedział Obłoński i Lewin zauważył, żeStiepan Arkadjicz nie miał wprawdzie łez w oczach, ale żebyła w nich jakaś wilgoć, która występowała zwykle albo gdyz lekka podpił, albo gdy się roztkliwił.W tej chwili działałyoba te czynniki. Nie odchodz rzekł i mocno ścisnął goza łokieć, najwidoczniej nie chcąc go za nic w świecie puścić. To jest mój szczery, bodaj że mój najlepszy przyjaciel oświadczył Wrońskiemu. A i ty jesteś mi bodaj jeszczebliższy i droższy.Chciałbym, żebyście byli, i wiem, żebędziecie bliskimi przyjaciółmi, bo obaj jesteście zacnymiludzmi. Cóż, nic nam nie pozostaje, tylko się uściskać zażartował dobrodusznie Wroński podając rękę Lewinowi.Ten pośpiesznie ujął wyciągniętą dłoń i mocno ją uścisnąłmówiąc: Bardzo, bardzo się cieszę. Służba, butelkę szampana! zawołał Obłoński. I ja się też bardzo cieszę odrzekł Wroński.Mimo jednak życzenia Stiepana Arkadjicza i własnejnajlepszej woli, nie mieli jeden drugiemu nic do powiedzeniai obaj zdawali sobie z tego sprawę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.To zajmujące. Tak.Dla ciebie.Ale ja mam już inne zainteresowanianiż ty.Ty patrzysz sobie na tych staruszków tu wskazał nazgarbionego klubowca o obwisłej wardze, który, ledwosuwając nogami w miękkim obuwiu, szedł na ich spotkanie i myślisz, że oni się urodzili w postaci takich burchli*. Jak to burchli? A widzisz, nawet nie znasz tej nazwy: to nasze kluboweprzezwisko.Wiesz, gdy się na Wielkanoc tacza jajka*, to ztych, które się wiele razy przetoczy, robi się wreszcieburchel.Tak samo bywa z nami: jezdzi sobie człowiek doklubu i jezdzi, aż w końcu staje się ramolem.Właśnie, ty sięśmiejesz, a ja i mnie podobni raz po raz patrzymy po sobie kiedy to i nas zaliczą do burchli.Czy znasz księciaCzeczeńskiego? spytał teść i Lewin poznał z jego miny, żema zamiar opowiedzieć coś zabawnego.* Burchel jajko w miękkiej skorupce.* Zgodnie z ludową tradycją w czwartek lub w niedzielę powielkanocną nagrobach zmarłych urządzano uczty z resztek święconego.Między innymipodczas tych uczt istniał zwyczaj taczania jajek.999 Nie znam go. Co takiego? Jak można nie znać znanego księciaCzeczeńskiego! No, ale mniejsza o to.Otóż on stale grywa wbilard.Trzy lata temu jeszcze nie należał do ramolów itrzymał się ostro; innych nazywał burchlami.Ale razupewnego przyjeżdża do klubu, a nasz portier& wiesz Wasilij? No, ten grubas.To wielki dowcipniś.Otóż pyta gosię Czeczeński: ,,I cóż, Wasilij, czy ten a ten przyjechał? Aczy z burchli któryś jest? A ten mu na to: Książę pan jesttrzeci. Tak, bratku, tak!Rozmawiając i witając się ze spotykanymi znajomymiLewin przeszedł z teściem przez wszystkie pokoje: wielki,gdzie już rozstawione były stoły i gdzie stali partnerzy grali oniewielkie stawki; palarnię, gdzie grano w szachy i gdziezastali rozmawiającego z kimś Koznyszewa; bilardowy, gdziew niszy, wokół kanapy, zebrała się przy szampanie wesołakompania, do której należał Gagin.Zajrzeli i do infernum,gdzie przy stole, za którym już zajął miejsce Jaszwin,tłoczyło się wielu poniterujących*.Potem przeszli, starając sięstąpać po cichu, do ciemnej czytelni, w której pod lampamizaopatrzonymi w abażury siedzieli: młody człowiek zgniewną miną chwytający dzienniki jeden po drugim orazłysy generał zagłębiony w czytaniu.Weszli także do pokoju,który stary książę nazywał pokojem inteligentnym: w pokojutym trzech panów gorąco dyskutowało na temat ostatniejnowiny politycznej. Prosimy księcia: już wszystko gotowe powiedziałjeden z jego partnerów odnajdując go i stary Szczerbackiodszedł z nim razem.Lewin trochę posiedział przysłuchującsię, ale przypomniały mu się poranne rozmowy i poczuł naglestraszliwą nudę; wstał więc pośpiesznie i poszedł szukać* Paniterować stawiać pieniądze na kartę przeciw trzymającemu bank.1000Obłońskiego, z którym się dobrze bawił.Turowcyn siedział z kuflem jakiegoś napitku na wysokiejkanapie w sali bilardowej, a Obłoński z Wrońskimrozmawiali o czymś w oddalonym kącie pokoju przydrzwiach. Ona nie tyle się nudzi, ile ta nieokreśloność, taniepewność sytuacji& dosłyszał Lewin i chciał się szybkowycofać, lecz Stiepan Arkadjicz przywołał go bliżej. Lewin! powiedział Obłoński i Lewin zauważył, żeStiepan Arkadjicz nie miał wprawdzie łez w oczach, ale żebyła w nich jakaś wilgoć, która występowała zwykle albo gdyz lekka podpił, albo gdy się roztkliwił.W tej chwili działałyoba te czynniki. Nie odchodz rzekł i mocno ścisnął goza łokieć, najwidoczniej nie chcąc go za nic w świecie puścić. To jest mój szczery, bodaj że mój najlepszy przyjaciel oświadczył Wrońskiemu. A i ty jesteś mi bodaj jeszczebliższy i droższy.Chciałbym, żebyście byli, i wiem, żebędziecie bliskimi przyjaciółmi, bo obaj jesteście zacnymiludzmi. Cóż, nic nam nie pozostaje, tylko się uściskać zażartował dobrodusznie Wroński podając rękę Lewinowi.Ten pośpiesznie ujął wyciągniętą dłoń i mocno ją uścisnąłmówiąc: Bardzo, bardzo się cieszę. Służba, butelkę szampana! zawołał Obłoński. I ja się też bardzo cieszę odrzekł Wroński.Mimo jednak życzenia Stiepana Arkadjicza i własnejnajlepszej woli, nie mieli jeden drugiemu nic do powiedzeniai obaj zdawali sobie z tego sprawę [ Pobierz całość w formacie PDF ]